piątek, 31 października 2014

ROZDZIAŁ XV: W obliczu tragedii wrogowie stają się przyjaciółmi...

Witajcie! Długo musieliście czekać ale oto kolejny rozdział, w którym to przekonacie się, czy Kuba i Alicja wyszli cało z wypadku. Mam nadzieję, że nie będzie najgorszy :D Przepraszam, że dopiero teraz ale miałam strasznie dużo rzeczy na głowie... No nic, zapraszam do czytania!
__________________________________________
- Ja ciebie mocniej- odparła dając mi całusa w policzek, gdy nagle...- Uważaj!
Krzyknęła i od razu spojrzałem na ulicę. Jadący z naprzeciwka tir niespodziewanie skręcił w naszą stronę. Skręciłem zdecydowanie, aby uniknąć pędzącego auta, lecz niestety nie wyrobiłem i nasz samochód zsunął się ze zbocza. Spadając przeturlał się kilkukrotnie, a następni w coś uderzył. Poczułem koszmarny ból, który nie ustawał i lekko mnie zamroczył. Po jakiejś chwili, nie wiem jak długiej, usłyszałem czyjś głos.
- Halo! Proszę pana słyszy mnie pan?- spojrzałem w jego kierunku i ujrzałem przerażoną kobietę. Czułem straszny ból... nie do opisania i tylko kiwnąłem lekko głową.- Proszę się nie martwić. Pomoc już tutaj jedzie! Czy mógłby pan powiedzieć co pana boli? Halo...Proszę pana, proszę ze mną rozmawiać...- kobieta mówiła coś do mnie, ale mało mnie to interesowało. Obróciłem się, żeby spojrzeć na moją dziewczynę.
- O mój Boże..Alicja...Alicja słyszysz mnie?!- wykrztusiłem łamiącym się głosem- Alicja.. Błagam nie rób mi tego...odezwij się!- ignorując ból podniosłem rękę i nią lekko potrząsłem. Nic...Dziewczyna miała zamknięte oczy i się nie ruszała, z rozbitej głowy ciekła jej krew...-Niech przestanie pani nadawać i coś zrobi!!! Błagam...- kobita spojrzała na mnie zaskoczonymi oczami.
- Proszę się nie denerwować. Pogotowie już tutaj jedzie...Nerwy wcale nie pomogą.
Byłem kompletnie załamany i bezradny. Minuty dłużymy mi się niemiłosiernie. Po dla mnie strasznie długim czasie usłyszałem pogotowie i kobieta stojąca obok nas zaczęła do nich wołać. Gdy tylko zobaczyłem lekarza od razu przestałem go słuchać.
 - Proszę pana, błagam ratujcie ją... Ja się czuję świetnie...naprawdę- skłamałem, gdy ratownicy z latarkami zaczęli mi się przyglądać.
- Jak się pan nazywa? Pamięta pan? Co pana boli?
- Mam na imię Kuba...Boli mnie tylko ręka i trochę noga... błagam niech ją ktoś ratuje!
Ratownicy obeszli auto i po dłuższej chwili wyjęli pierw mnie, a następnie z pomocą straży pożarnej Alicję. Bez trudu dostrzegłem kilka karetek, najwyraźniej było więcej rannych. Ratownicy dwoili się i troili opatrując rannych i sprawdzając ich stan.  Lekarz, który mną się zajmował cały czas o coś pytał, ale mnie interesował stan zdrowia Alicji.
- Co z nią? Gdzie ją zabierają?
- Jak grochem o ścianę...Panie Kubo, niech pan zacznie współpracować....
- Zabierają ją- wszedłem w zdanie lekarzowi i wyrwawszy się ratownikom ledwo trzymając się na nogach podszedłem do lekarzy. Gdy zobaczyłem jak Alicja zostaje zebrana przez pogotowie opadłem z sił i upadłem na ziemię.

Kilka godzin wcześniej:
Wyjazd do rodziny bardzo dobrze mi zrobił. Przemyślałem kilka, ważnych dla mnie rzeczy i wyciągnąłem wnioski. Nie mogłem się już doczekać, by znów zobaczyć Alicje. Byłem zły na siebie, że ją zostawiłem bez uprzedzenia... ale tak było lepiej. Musiałem sam sobie odpowiedzieć na męczące mnie pytania. Teraz wiedziałem czego chcę i byłem pewien, że muszę z nią porozmawiać zanim będzie za późno. Z dużym entuzjazmem wziąłem torbę i wszedłszy do domu przywitałem się grzecznie. Rodzina Alicji właśnie jadła obiad i zaprosili mnie do stołu, nie potrafiąc im odmówić usiadłem wraz z nimi. Ania właśnie kończyła coś opowiadać rodzicom, po minie jej ojca widziałem,że nie jest zachwycony. Byłem ciekaw co się stało, lecz nim zdążyłem spytać Ania obróciwszy się mi odpowiedziała.
- Właśnie opowiadałam rodzicom o moim odkryciu i ty pewnie będziesz wiedział coś więcej! Wiesz Alicja nie chwaliła się, że utrzymuje kontakt z swoim niedoszłym zabójcą. Chodzi mi tutaj o Kubę, bo chyba tak miał na imię nie?
- Tak, Kuba Kot.
- Kot?!- spytał tata dziewczyn, a ja spojrzałem na niego zdziwiony i kiwnąłem głową.- No pięknie... Nic dziwnego, że mu uległa to w końcu jeden z naszych najlepszych kadrowiczów...
- Przepraszam, ale pan chyba myśli o Maćku- wtrąciłem, gdy Ania przetłumaczyła mi słowa ojca.- Tak mi się wydaje, że myśli pan o Maćku, czyli młodszym bracie Kuby... Kuba to ten, który trochę gorzej skacze...A tak w ogóle jeśli mogę spytać to gdzie jest Alicja?
- O... Alicja właśnie pojechała na bal razem z Kubą i to stąd nasza rozmowa- odparła z uśmiechem jej siostra.
- Pojechała z Kubą....?- powiedziałem nie dowierzając.
- No tak... już jakiś czas temu. Zabrał ją ze szkoły, a wiem bo z nim rozmawiałam. Przesympatyczny chłopak. Ma Ally gust- powiedziała z uznaniem, a ja poczułem się koszmarnie. " Czyżby już było za późno...?". Podziękowawszy za obiad wstałem od stołu i udałem się do mojego pokoju. Nie znam słów, które oddały by to co czuję. Przez dobre kilka minut chodziłem po pokoju, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W końcu uspokoiwszy się trochę postanowiłem wziąć prysznic. Idąc do łazienki minąłem otwarte drzwi do pokoju dziewczyny. Nie mogąc się powstrzymać, wszedłem do niego. Intuicyjnie podszedłem do jej łóżka, obok którego na stoliku leżało jej zdjęcie. Fotografia przedstawiała ją razem z Kubą podczas tańcu. Najwidoczniej dziewczyna oglądała ją przed snem. Poczułem jak zalewa mnie zazdrość. Byłem wściekły na nią, na Kuba, a już najbardziej na siebie samego. Rzuciłem zdjęcie na stolik i wyszedłem z pokoju. Nie miałem ochoty już na prysznic. Najchętniej coś bym rozwalił by się wyżyć. Zamiast niszczyć pierwszą lepszą rzecz postanowiłem pobiegać. Wybór okazał się trafny. Wyżycie się po przez wysiłek fizyczny dobrze mi zrobiło. Co prawda uspokojenie się zajęło mi sporo czasu, ale po kilku godzinach, kompletnie zmęczony wróciłem do domu. Gdy wszedłem znalazłem zapłakaną mamę Alicji, którą uspokajała jej starsza córka.
- Co się stało?- spytałem niepewny.
- Kuba i Alicja mieli wypadek. Oboje są w szpitalu- nogi ugięły się pode mną. Od razu odechciało mi się odpoczynku.
- Jeśli się pospieszycie to was zawiozę- powiedziałem próbując ukryć jak mocno ugodziła mnie ta informacja. Nie trwało to długo i byliśmy już w szpitalu, w którym panowało straszne zamieszanie i od nikogo niczego nie mogliśmy się dowiedzieć. Do moich uszu doszedł znajomy głos i gdy odwróciłem się zobaczyłem awanturującego się z pielęgniarką Kubę.
- Kuba!- zawołała Ania zauważając chłopaka i podbiegła do niego.- Co z Alicją?!- spytała po angielsku chcąc bym zrozumiał.
- Wiem tylko tyle, że jej stan jest krytyczny. Nie wiem nic więcej...
- Panie Jakubie! Proszę wracać na sale! Pana stan jest na prawdę kiepski- pielęgniarka nie dawała za wygraną, lecz widząc, że nic nie zdziała oświadczyła, że idzie po lekarza. Byłem wdzięczny, że Ania konsekwentnie mi tłumaczy. Do szpitala wpadł zziajany Maciek, któremu kamień spadł z serca, gdy zobaczył brata.
- Za nim cokolwiek powiesz, błagam mów po angielsku, bo mi się nie chce tłumaczyć- uprzedziła go Ania.
- Em...Ok? Boże Kuba wyglądasz koszmarnie...
- Nie jest źle, mam złamaną rękę w trzech miejscach i leciutki uraz czaszki...
- Ale co się stało?!
- Ja... nie wiem... jechaliśmy już do domu. Były koszmarne warunki i prowadziłem ostrożnie.
- To ty prowadziłeś?! No tak, można się było tego spodziewać...
- Co ty insynuujesz?- spytał Kuba smutnym głosem.
- Stwierdzam fakt, że beznadziejnie prowadzisz. No i nie zaprzeczysz, że już zdarzyło ci się jechać za szybko, nawet przy złych warunkach..
  - Gregor lepiej się odczep. Kuba nie spowodował tego wypadku...
- A ty skąd wiesz skoro cię tam nie było?!
- Ciebie też tam nie było, więc uważaj na słowa! Jestem pewien, że Kuba niczym nie zawinił. A Alicja to potwierdzi...
- Alicja dzięki temu idiocie jest w stanie krytycznym! No i proszę nawet nie zaprzeczy....
- Hamuj się kretynie!
- Chłopcy!- wtrąciła się Ania widząc, że to do niczego dobrego nie prowadzi.- Lekarz...- Wszyscy natychmiastowo spojrzeli w tym samym kierunku. Lekarz podszedł do mamy dziewczyn i przez chwilę z nią rozmawiał co tłumaczyła mi Ania.
- Alicja miała poważne obrażenia wewnętrzne i do tego groźny uraz głowy. Nie miała tyle szczęścia co jej kolega buntownik. Operacja co prawda zakończyła się sukcesem ale straciła ona jednak bardzo dużo krwi... Najbliższe godziny będą decydujące. Proszę być dobrej myśli.
- Czy można do niej wejść- spytała mama Alicji.
- Na razie nie... Ale jeśli pani chce może pani postać w korytarzu.
- A czy ja mógłbym..- wykrztusił Kuba.
- A ty niby dlaczego? Nie jesteś jej rodzinom!- oburzyłem się, lecz Kuba szybko mnie "zgasił".
- Jestem jej chłopakiem.- powiedział, a ja poczułem ukłucie w sercu. Lekarz po na myślę zgodził się go wpuścić, ale na tych samych warunkach, co panią Gawędę. Widziałem po nim, że mocno to przeżywa. Mogłem być na niego wściekły za wiele rzeczy, ale nie potrafiłem tak po prostu stać i patrzyć na ludzkie cierpienie. Gdy ujrzałem na jego policzku łzy, poczułem jak coś we mnie pęka. Chciałem powiedzieć mu coś pokrzepiającego. Wyobrażałem sobie co on musi czuć. Jego wyznanie było takim samym szokiem dla mnie jak dla Ani, czy też Maćka. Oznaczało to, że byli parą od bardzo krótkiego czasu. Spróbowałem się przemóc i ruszyłem ku chłopakowi. On jednak nie miał zamiaru mnie słuchać i dobrze wiedziałem dlaczego. Do naszych uszu doszedł długi, wysoki dźwięk i nie czekając długo puściłem się sprintem po lekarzy. Natychmiast zajęli się dziewczyną, widziałem jak o nią walczą. Marzyłem o tym, aby to się skończyło.
- Kuba spokojnie.... Uspokój się...- pocieszał go Maciek.
- Jak mam być spokojny?! Gregor ma racje to moja wina....Prosiła bym jechał ostrożnie, a ja... ja nie patrzyłem na drogę...- słowa Kuby, wzbudziły szok u każdego kto je słyszał.
- Ty gnoju!- wybuchłem i nim sam się zastanowiłem co robię, przyłożyłem mu tak, że Kuba runął na ziemię. Najszybciej zareagował Maciek, który siłą odciągnął mnie od brata.
- Ogarnij się debilu! Chcesz go zabić?!
- Czemu nie?! O jeden problem mniej!-próbowałem odepchnąć chłopaka i zaczęliśmy się szarpać. Świadkami tej sytuacji okazały się pielęgniarki, które zawiadomiwszy ochronę, przyszły z pomocą leżącemu na ziemi chłopakowi. Po mimo naszych starań ochroniarze byli nie ubłagani i wyprowadzili nas siłą ze szpitala, grożąc wezwaniem policji.
- I co idioto?! Zadowolony?! Jeżeli coś mu się stanie nie daruję ci tego!
- Odwal się....Poniosło mnie....- zmierzwiłem włosy ręką i spojrzałem na Maćka- Jak będziesz wiedzieć co z nim to weź zadzwoń....- powiedziałem, uzmysłowiwszy sobie jak moje zachowanie było głupie.
- Ty jesteś jakiś chory! Masz jakieś rozdwojenie jaźni czy jak?!- chłopak przyjrzał mi się uważnie i wziął głęboki oddech.- Rozumiem, że cię poniosło, ale wszystko ma swoje granice... Nie martw się. Ona z tego wyjdzie.
- A co jeśli nie...?- spytałem łamiącym się głosem i przysiadłszy na pobliskiej ławce, schowałem twarz w dłoniach.
- Nawet tak nie mów. Musisz być dobrej myśli... Ona ma wole walki, da radę. Co ty płaczesz?! Boże... następny...
- Odwal się... wcale nie płaczę.... Wróć do szpitala i błagam sprawdź co z nią... a jak będziesz wiedział co z Kubą to daj znać...
- Nie wcale... Ok. A ty sam nie możesz sprawdzić?
- Ja wrócę do siebie.... Muszę się uspokoić i wtedy przyjadę. Maciek....?
- Czego?
-... myślisz...myślisz, że oni... naprawdę są parą?
- ...Nie wiem, ale raczej tak. Kuba z przyjemnością zrobił by ci na złość, ale w takiej chwili.... nie kłamał by. Coś jeszcze, bo chce sprawdzić co z bratem?- pokręciłem przecząco głową i chłopak znikł zza drzwiami wejściowymi do szpitala. Kiedy podjechałem po dom i skierowałem się do wejścia usłyszałem jak ktoś mnie woła i obróciwszy się zobaczyłem dwie przyjaciółki Alicji i jakiegoś szatyna.
- A ty nie w szpitalu??!! Co się dzieje?!
- Hej...Em no nie... Wróciłem się odświeżyć...Chcecie wejść?- obie dziewczyny przyjrzały mi się i po krótkiej naradzie skorzystały z zaproszenia. Wziąłem szybki prysznic i przebrawszy się wróciłem do gości.
- Już jestem...a tak w ogóle to my się chyba nie znamy...- stwierdziłem spoglądając na chłopaka.
- O... no tak. Gregor to jest X. Harny...były katecheta Alicji...
- Miło mi. Tak były katecheta Alicji i obecny Zuzi...Dziewczyny nie miały transportu..
- Jasne...Em miło mi- powiedziałem nie pewnie.
- Gregor kilka minut temu dostałeś jakąś wiadomość- powiedziała Patrycja wskazując na mój telefon. Jak się okazało wiadomość pochodziła od Maćka.

"Lekarzom udało się ją ustabilizować na tyle na ile to możliwe. Jeśli chodzi o Kubę.... zacznij się modlić. Stracił przytomność i zabrali go na badania. Jeśli do 10 minut ktoś mi nie powie, że wszystko z nim w porządku i odzyskał świadomość, to przestaje być miły i dzwonię na policję. Pożałujesz tego"

- Ja pierdole....- przeczytawszy treść usiadłem na pobliskim krześle i z przerażeniem spojrzałem na godzinę. Zostały 4 min, które najprawdopodobniej zadecydują o mojej przyszłości.
- Gregor...Co się stało...?- spytała nie pewnie Zuza i dopiero wtedy przypomniałem sobie o ich obecności.
- Muszę jak najszybciej znaleźć się w szpitalu... może uda mi się jeszcze go przebłagać by nie nasyłał na mnie policji... Ja pierniczę... przecież ja się w życiu nie wybronię....- powiedziałem rozpaczliwie zakładając buty i zamknąwszy dom podbiegłem do samochodu. Powstrzymał mnie chłopak, który stwierdził, że jestem zbyt zdenerwowany by prowadzić. Załamany zabrałem się razem z nimi. Gdy tylko byliśmy na miejscu, od razu pobiegłem szukać Maćka. W końcu go znalazłem, chodził po korytarzu.
- Maciek!... I co z nim?
- Co?! Przestraszyłeś się i chcesz mnie błagać bym nie dzwonił?... Jesteś żałosny...
- Tak wiem...ale co z nim?
- Nie wiem.. odzyskał przytomność i kończą robić mu badania, a potem się zobaczy...Zadowolony?...Jeszcze nie dzwoniłem. Niech Kuba zdecyduje.- kamień spadł mi z serca słysząc słowa chłopaka i nie uszło to jego uwadze- Najpierw się myśli, a dopiero potem robi...Za nasze czyny powinniśmy brać odpowiedzialność.
- Co się stało?- spytały nie pewnie dziewczyny.
- Tan idiota rzucił się na Kubę z pięściami.
- To był impuls... Z resztą nie będę się wam z tego tłumaczyć. Należało mu się. Może nie w momencie kiedy ma uszkodzoną czaszkę...ale się należało.
_ Jesteś idiotom! Kuba w niczym nie zawinił, wiem, bo rozmawiałem z policją.  Gregor weź się w garść i nie trać nadziei. Ja wierzę, że ona z tego wyjdzie...
- Nigdy nie wolno nam tracić nadziei, to ona daje nam siłę by żyć- odparł Harny i wszyscy na niego spojrzeliśmy.
- Jak ksiądz coś powie....czy już mówiłam jaki ksiądz jest beznadziejny?
- Tak Zuzia. Mówisz mi to po kilka razy na lekcji.
- To niech do księdza w końcu to dotrze.
- Co z Alicją??- spytała Patrycja odwracając uwagę od wymiany zdań.
- Nie jest dobrze. Miała poważne obrażenia wewnętrzne. Od razu ją wzięli na stół z tego co wiem to straciła bardzo dużo krwi i czegoś nie dało się poskładać. Lekarzy najbardziej niepokoi uraz głowy. Ja tam nie do końca wiem o co chodzi... tyle co usłyszałem jak z jej mamą lekarz rozmawiał.
- Jeśli lekarze mówią, że jest źle to znaczy, że jest tragicznie... zawsze starają się zakładać raczej optymistyczne wersje...- wymamrotała Zuzia.
- Ale mówią by nie tracić nadziei- wtrącił Maciek.
-...Tak nie traćcie nadziei i liczcie na cud...- ich rozmowa tylko bardziej mnie zdołowała i nie mogąc znaleźć sobie miejsca poszedłem pod OIOM. Wiedziałem, że to nic nie zmieni, usiadłem na krześle i czekałem, cały czas powtarzając sobie
- " Musisz być dobrej myśli... Ona ma wole walki, da radę"

Od wypadku minął już tydzień. Przez moją głupotę Kubie pękła czaszka, ale na szczęście nie jest to groźny uraz i miało się to zakończyć bez powikłań. Był tak załamany, iż stwierdził, że mu się to należało i nie zgłosił pobicia na policję. W miarę gdy emocje opadły, Maciek pogodził się z jego decyzją i na każdym kroku naśmiewał się z brata, że wygląda jak panda. Do tego uroczego zwierzaka moim zdaniem było mu daleko, ale trzeba było przyznać rację, że wyglądał śmiesznie. Jak miał okazję się przekonać jednym z objawów pęknięcia czaszki jest siny obrzęk wokół oczu. Przez ostatni tydzień codziennie siedzieliśmy pod OIOM'em i czekaliśmy na jakieś dobre wiadomości. Już trzeciego dnia przyszło załamanie i nawet uwagi Maćka nikomu nie poprawiły humoru.
- Panie doktorze... dlaczego ona się nie budzi?- spytała przez łzy jej mama.
- Proszę pani stan zdrowia Alicji naprawdę się poprawia jednak był i jest na tyle poważny, że wprowadziliśmy ją w śpiączkę farmakologiczną. Gdy przyjdzie na to czas to będziemy ją wybudzać- powiedział lekarz i uśmiechnął się do nas pokrzepiająco.- Proszę nie tracić nadziei i czekać.
Łatwo było mówić, gorzej z wprowadzeniem tego w życie. Siedzenie tam tylko coraz mocniej dołowało człowieka. Najgorsze chwile teoretycznie były już za nami i jej stan był stabilny, ale...ile można słuchać "Stan zdrowia Alicji się poprawił. Proszę nie tracić nadziei i czekać." Gdy lekarz pozwolił wejść do niej, jej mama właściwie tylko weszła i wyszła nie mając siły, by tam przebywać. Ania, Patrycja i Zuza pomimo, iż im także pozwolono wejść odmówiły. Nie dziwiłem się im, gdyż sam mocno to przeżyłem. Dziewczyna leżała, jakby bez życia podłączona do różnych aparatur i nie oddychała samodzielnie. Jej głowa była opatrzona, a twarz była pokryta licznymi siniakami, otarciami, podobnie jak ręce. Gdy wszedł do niej Kuba nie potrafiłem dłużej wytrzymać i uciekłem na korytarz, by ukryć przed innymi ból. Chłopak spojrzał na nią i z czułością pogłaskał jej policzek, po czym przysiadł koło łóżka i wziął jej dłoń. Zamknął oczy i...zaczął płakać. Jedyne czego pragnąłem było to, aby ona po prostu się obudziła. Wiedziałem, że gdy to nastąpi to co czuję nie będzie się liczyć, gdyż miała chłopaka ale to mnie nie obchodziło. Chciałem by w końcu otworzyła oczy. Przez kolejne dni Kuba nie odstępował jej praktycznie w ogóle, cały czas trzymając ją za rękę mówił do niej. Było to absurdalne z jednej strony, ale z drugiej... w jakimś stopniu pomagało i dawało też cień nadziei, że, pomimo iż nie odpowiada, słyszy. Jej rodzice w szpitalu spędzali każdą wolną chwilę, opuszczając nas tylko by pójść do pracy. Dziewczyny, pomimo iż nie miały na to ochoty, musiały wrócić do domu. Jak się dowiedzieliśmy pacjenta w śpiączce kontrolowanej można utrzymywać nawet kilka miesięcy, a żaden z nas nie mógł zaniedbywać swojego życia tak długo. Kuba ze szpitala został wypuszczony po 1,5 tygodnia ale pomimo to całe dnie spędzał przy jej łóżku. Ja w końcu wróciłem do treningów co pomagało mi na chwile "odciąć" się od zmartwień. Gdy przychodziłem do szpitala to Kuba jechał do domu by się odświeżyć i przebrać, a ja siadałem obok niej i opowiadałem co tam słychać na świecie. On natomiast postanowił, że oprócz typowego dla niego mówienia od czasu do czasu, będzie jej czytał. Zaczął od książek, które były jej ulubionymi, a następnie sam wybierał ciekawe lektury. Wiedzieliśmy, że "pełnienie wart" nie sprawi, iż coś się zmieni, ale przynajmniej zawsze co najmniej jedna osoba dokładnie wiedziała na czym stoimy i w razie czego dawała znać innym. Dziś mijał już 18 dzień i od rana byłem na treningu. Po tym jak wczoraj odkryłem, że Alicja jest "torturowana"  trylogią Henryka Sinkiewicza, dogadałem się z Kubą, że po treningu przywiozę jakąś inną, na prawdę ciekawą książkę. Trening jak zawsze mijał mi miło, gdy nagle usłyszałem mój dzwoniący telefon.
- Kuba co się dzieje?!- spytałem odebrawszy telefon.
- Gregor jak tylko będziesz mógł, przyjeżdżaj do szpitala!- nie trzeba było mi tego powtarzać. Bez zastanowienia wybiegłem z treningu i nie tracąc czasu na przebieranie, pojechałem do szpitala.
- Jestem! Co się dzieje?- spytałem, odnalazłszy Kubę chodzącego tam i z powrotem po korytarzu.
- Alicja.... Lekarz powiedział, że dziś spróbują ją wybudzić...Znaczy robią to właśnie teraz.- nie ma słów, którymi można opisać to jak się cieszyłem. Czekaliśmy razem przez dłuższy czas, gdy w końcu wyszedł do nas lekarz.
- I co? Panie doktorze?
- Już, już... Spokojnie. Wybudziła się i wszystko wskazuje na to, że jej życiu już nic nie zagraża, ba nawet pozwolę wam do niej wejść.-Po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni uśmiechnąłem się. Kuba wypuścił z siebie powietrze i uśmiechnął się odsłaniając przy tym lekko zęby- Muszę was jednak uprzedzić, że pojawiły się pewne komplikacje...
___________________________________
Mam nadzieję, że dało się go czytać? Będę wdzięczna za komentarze :)
DO NASTĘPNEGO!!

P.S. Lojalnie uprzedzam, że następny rozdział także nie pojawi się zbyt prędko. Nadal mam sporo zaległości w szkole ale na szczęście pomału wychodzę na prostą :D Życzę wam miłego weekend'u!

3 komentarze:

  1. no przeczytałam w końcu rozdział na który czekałam całe wieki. Jest dobrze.Cieszę się iż Kuba wyszedł z tego cało i mam nadzieję, iż Alicja też wyjdzie. Pewnie straciła pamięć. Ale o tym przekonam się w następnym rozdziale, na który czekam.
    Pozdrawiam Aldona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszam do siebie na nowy rozdział 21

      na
      http://tylko-mnie-kochaj-prosze.blogspot.com/2014/11/rozdzia-21.html

      Pozdrawiam Aldona :)

      Usuń
    2. Sorry, że tak długo :)
      Cieszę się, że ktoś to w ogóle czyta :D
      Nie wiem kiedy dokładnie będzie następny rozdział ale, może uda się go dodać jeszcze w tym tygodniu, :)

      Usuń