sobota, 21 marca 2015

ROZDZIAŁ XXXI: Sekundy, które sprawiły, że dziś jestem tu...

- Mam ojca chrzestnego!- zakomunikował z dumą Kuba, na co ja się uśmiechnęłam.
- Brawo... A kto to taki? Czyżby Maciek dał się przekonać?- spytałam.
- Nie... Maciek nie chce i nie da się przekonać. Ojcem chrzestnym będzie Gregor- powiedział z uśmiechem.
- Gregor?- zdziwiłam się, a brunet pokiwał głową.- Ale skąd taki pomysł? Z całym szacunkiem... ale czy on w ogóle może być chrzestnym?
- A widzisz... Nie doceniasz go- stwierdził z uśmiechem- Kiedy z nim rozmawiałem...
- Rozmawiałeś z nim?
-Tak i co w tym dziwnego? Przecież jesteśmy kumplami- zauważył i ciągnął dalej- W każdym razie kiedy rozmawialiśmy i go tak słuchałem, doszedłem do wniosku, że koszmarnie się zmienił. No i tak myślałem, i myślałem i doszedłem do wniosku, że on się nadaje. Dzwoniłem do niego i się zgodził- powiedział z uśmiechem.
- Jestem z ciebie dumna-stwierdziłam i go przytuliłam- A wiesz, że też z nim rozmawiałam?  Przyjedzie pojutrze i teraz uważaj... z kimś- Kuba spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ale powiedziałaś mu, że w gościnnym jest jedno łóżko?
- Tak i stwierdził, że nie ma problemu... Wyobrażasz sobie? Ciekawe kto to...
- No ale co... nie powiedział ci nic więcej?- zaśmiałam się.
- Widzę, że nie tylko mnie to interesuje...Nic więcej. Może to ta blondynka co się nim opiekuje? Jak kiedyś gadaliśmy to stwierdził, że do niej zagada, ale w sumie nie wiem co z tego wyszło...
- Może... Kurczę, ale jestem ciekawy. Kiedy przyjadą?
- Pojutrze...- westchnęliśmy oboje zrezygnowani. Nie pozostawało nam nic więcej jak czekać. Oboje zachodziliśmy w głowę któż to może być i cały czas nie dawało mi to spokoju. Kusiło mnie nawet, żeby spytać Lucasa, ale to by było głupie. W dzień przyjazdu Gregora oboje siedzieliśmy jak na szpilkach czekając, aż przyjadą, a zwłaszcza że obudził mnie telefonem, czy to będzie wielki problem jak przyjedzie jeszcze z kimś. O umówionej godzinie Kuba pojechał po nich na lotnisko, a ja siedziałam w oknie i pilnowałam kiedy przyjadą.
- Są...- powiedziałam sama do siebie i uśmiechnęłam się, po czym zeszłam otworzyć drzwi. Mówiąc szczerze Gregor prezentował się dość kiepsko, ale był uśmiechnięty. Miał na sobie ciemne, szare spodnie, niebieską bluzę i szarą bawełnianą czapkę. Był nad wyraz blady i widać po nim zmęczenie. Nie chodziło tylko o podkrążone oczy... To po prostu widać. Właśnie zaczął wykłócać się o coś z Kubą, ale chyba bez sukcesu, gdyż mój narzeczony zabrał mu torbę, a Austriak zrezygnowany wziął od niego kule i odszedł kawałek od samochodu. Wysiadła jakaś młoda dziewczyna i od razu zwróciła się do Gregora, pokazując w stronę domu, na co Kuba zaczął się śmiać. Tyrolczyk chyba jednak nie przejął się tym co ona do niego mówi, gdyż się z miejsca nie ruszył. Z całą pewnością skądś znałam tę dziewczynę, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Pomimo braku współpracy, dziewczyna nadal się nie poddawała i coś mu tłumaczyła, na co Gregor wzruszył jedynie obojętnie ramionami. Byłam pewna, że teraz to ona mu już grozi, lecz bez sukcesu. Pomogła wysiąść z samochodu trzeciej osobie. Był to mały chłopiec, który miał identyczną czapkę co Gregor i jasną czerwoną kurtkę. Coś do niego powiedziała, a on pokiwał głową i podszedł do mego przyjaciela, po czym coś mu powiedział i razem ruszyli w stronę domu. Uchyliłam drzwi by ich przywitać z uśmiechem-  Jak dobrze cię widzieć!- przyznałam i przytuliłam na powitanie.
- Hej Alicja. Przepraszam cię za problem, ale okazało się, że nie ma z kim zostać- powiedział wskazując ręką chłopca.
- Nie ma żadnego problemu... wejdźcie.- chłopiec grzecznie zdjął buty, kurtkę i upomniany przez Gregora czapkę. Był to kilku letni jasny blondynek o dużych, bystrych szarych oczach
- Alicja poznaj proszę Theodora, Teo to jest Alicja.
- Dzień dobry- powiedział cichutko chłopczyk- Bardzo miło mi panią poznać- dodał tak samo niepewnie.
- Theodor mówi co prawda po niemiecku, ale na upartego po angielsku też się z nim dogadasz. Znaczy się on zrozumie, ale czy ty go to już może być różnie- powiedział z uśmiechem.
- Ale robię postępy- powiedział obrażony, a Gregor zaczął się śmiać.
- Oczywiście, że robisz szkrabie.- powiedział i lekko go poczochrał.
- Ok. Mi również miło cię poznać... Wchodźcie.- powiedziałam, zapraszając ich do środka.-No Schlieri...masz się z czego tłumaczyć- dodałam, na co on się jedynie uśmiechnął. Weszliśmy dalej, a po kilku minutach dołączyli do nas pozostali. Dziewczyna miała długie miodowe włosy i na oko 24 lata.
- My się już spotkałyśmy, ale wiem, że nie specjalnie zwracano na mnie uwagę..
- Ja tam zwracałem- wtrącił Gregor z uśmiechem- Alicja to jest Gabriela...
- Ta od szachów!- dostałam olśnienia, na co dziewczyna się zaśmiała.
- Tak... To ja grywałam z nim w szachy.
- I byłaś naszym informatorem- przypomniała sobie.
- Niesamowite, że tylko z tego mnie pamiętacie...Lucas dokładnie tak jak ty zareagował. Przepraszam, że razem z Theodorem się tak wprosiliśmy, ale nie byłam przekonana co do tego, żeby Gregor przyjeżdżał...
- Ale w ostateczności zgodziła się, jeśli będzie mnie miała na oku...
- Żaden problem- przyznałam z przyjacielskim uśmiechem- Przepraszam was na moment- powiedziałam słysząc że Amelia się obudziła i poszłam do niej. Wzięłam ją na ręce i zaczęłam uspokajać. Zawsze gdy się budziła, a nikogo przy niej nie było to reagowała płaczem. Usłyszałam ciche pukanie i odwróciwszy się zobaczyłam Gregora- Możesz wejść- powiedziałam z uśmiechem.
- Słodka jest- stwierdził, gdy stanął obok mnie- Czy mógłbym ją potrzymać? Obiecuję, że będę uważał...- poprosił.
- Pewnie, ale ostrzegam, że nie przepada za obcymi ludźmi.
- Może nie będzie tak źle...- Austriak usiadł na krześle i odłożył kule, a ja podałam mu małą. Malutka o dziwo wcale nie zareagowała na niego płaczem. Uśmiechnął się do niej, a ja odniosłam wrażenie, że coś go trapi.
- Witaj Amelia... Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cie widzę...- malutka wpatrywała się w niego z zaciekawieniem- Tak mało brakowało, a bym cię nie zobaczył...- powiedział smutno, a mnie aż przeszły ciarki. " No tak... według pierwszej diagnozy jeszcze zanim Amelia się urodzi, miał być martwy". Gregor najwyraźniej dostrzegł moją reakcje i uśmiechnął się do mnie smutno- Myślisz czy jestem smutny, czy też to tylko złudzenie?- niepewnie pokiwałam głową. Westchnął cicho i oddał mi małą.
- Co się dzieje?
- Leczenie nie przebiega tak jak założył lekarz...
- ...Co masz na myśli?- spytałam niepewnie.
- Nie działa... Jedynie trochę wydłużyło mi życie... Lekarz robi co może... ale jeśli leczenie nie zacznie przynosić efektów...
- Nawet tak nie mów...- weszłam mu w słowo.
- Uwierz... Codziennie modle się o to, aby się udało. Jeszcze nigdy tak nie doceniałem tego co mam...- westchnął cicho.- Czy tego chcę czy nie, prawda jest taka, że jest co raz gorzej...- powiedział i lekko się uśmiechnął- Ale żyję, więc jeszcze nie wszystko stracone i oby tak było jak najdłużej.
- Na pewno coś jeszcze da się zrobić...- usłyszałam kroki i w progu stanął Theodor.
- Mogę?- spytał cichutko.
- Jasne, wchodź- powiedziałam z uśmiechem. Chłopiec wszedł do pokoju i od razu podszedł do Gregora, po czym się do niego przytulił.
- Co się dzieje?- spytał chłopca.
- Jestem śpiący...-odpowiedział, a Gregor się lekko uśmiechnął.
- Alicja czy on mógłby się położyć?
- Jasne! Boże... Ale z nas gospodarze...- poszłam pokazać im pokój- Czujcie się jak u siebie... Kurczę. Mam nadzieję, że się pomieścicie...
- Spokojnie c'nie Teo?
- Tak. Jak z mamą czasem śpimy u Gregora, to zawsze śpię z nimi- powiedział chłopiec. "Z nimi powiadasz?"
- Dobra, dobra... - Chłopiec położywszy się, od razu wtulił się w poduszkę. Był taki uroczy...
- O tu jesteś... Nie chcę być nie grzeczna, ale było by dobrze gdybyś dostał kroplówkę....- powiedziała niepewnie Gabriela.
- A ty nie możesz nawet na chwilę odpuścić?- zauważył z bladym uśmiechem.
- Nie... To się nazywa egoizm-powiedziała z lekkim uśmiechem i dała mu całusa.
- No skoro tak prosisz to chyba się zgodzę... -powiedział. uśmiechając się do niej. Złapałam się na tym, że obserwuję te sytuacje z wielkim uśmiechem i od razu się ogarnęłam. Wszystko wszystkim, ale trzeba zachować resztki godności. Gregor położył się koło chłopca, na co ten, za pozwoleniem mego przyjaciela, wtulił się w niego i zasnął. Gregor przytulił go, po czym podciągnął rękaw i aż mnie ciarki przeszły. Miał kilkanaście siniaków- To tylko kilka siników.- zauważył widząc mój grymas.
- Czemu masz ich aż tyle?
- Bo ma strasznie delikatne żyły... Mówiąc szczerze nawet dla mnie wkłucie się, jest problemem.
- Ale ty przynajmniej robisz to z sukcesem... 95% siniaków, to zasługa Marisy.
- Bo ona nie ma za grosz doświadczenia. Nadal nie rozumiem czemu ją wybrałeś... Daj drugą- poprosiła.
- Nie lubisz jej bo jesteś zazdrosna...- zauważył.
- A dziwisz się jej? Jeśli naprawdę jest kiepską pielęgniarką to czemu nadal u ciebie pracuje?- spytałam.
- Bo ma zgrabne nogi, fajny tyłek i duży biust. Tak to było?- spytała z ironią.
- To Lucas powiedział, a nie ja....
- A ty mu zaprzeczyłeś?- spytałam.
- Boże.... A niech on sobie gada co chce. Co wyście się zmówiły przeciwko mnie?- zaśmiałyśmy się obie.
- Za pewne Alicja spostrzega pewne rzeczy podobnie jak ja. Daj prawą... - zmienił ręce, a ona ciągnęła dalej- Narzekasz na nią co chwilę, ale i tak u ciebie pracuje...
- Ile razy mam ci powtarzać, że to ciebie kocham? Żadna Marisa tego nie zmieni...-powiedział zdecydowanie. "Takie wyznanie w mojej obecności? I to bez zająknięcia. No no... To dobry znak. Znałam go na tyle by wiedzieć, że nie rzuca słów na wiatr". Uśmiechnęła się lekko.
- Ufam ci, ale nie jej... Ona tak strasznie działa mi na nerwy...Nie lubię jej i koniec kropka...- westchnęła cicho i w końcu założyła mu wenflon, po czym podpięła go do kroplówki- W końcu!- ucieszyła się. Gabriela uparła się, że pomoże mi zrobić obiad, a w tym czasie Kuba bawił się z Amelią. Miałyśmy sporo czasu, aby porozmawiać i dziewczyna okazała się być naprawdę sympatyczna. Dowiedziałam się, że Gregor zagadał do niej jeszcze przed operacją, a ona przyjęła jego zaloty tydzień po tym jak się obudził. Podobno przychodziła do niego codziennie sprawdzać czy jest jakiś postęp, a co najważniejsze tekst o nieznośnym synku był częściowo blefem. Theodor podobno robił różne akcje, ale dopiero, gdy ktoś mu podpadł, a ona, w przypadku Gregora, była prawie pewna, że syn go zaakceptuje, gdyż Gregor był i jest jego idolem, a ona chciała sprawdzić czy mu zależy. Bardzo żałowała, że dała mu kosza, gdyż Gregor "wpadł jej w oko" już przy pierwszym spotkaniu. To się nazywa miłość od pierwszego wejrzenia!
- Mogę pomóc?- usłyszałyśmy i obróciwszy się ujrzałam rozczochranego Theodora.
- Nie skarbie już skończyłyśmy. A gdzie Gregor?
- Śpi... Mam go obudzić?- "Jaki ten mały jest rozkoszny! Przecudny dzieciak."
- Myślę, że nie... Alicja nie pogniewacie się, że nie będzie teraz jadł?
- Pewnie że nie... Co ty zwariowałaś? Niech śpi. Sądzę, że dobrze mu to zrobi- dziewczyna pokiwała głową. Mały blondynek pomógł nam nakryć do stołu i po kilku minutach mogliśmy zasiąść do obiadu.
- Dziś jest ładna pogoda . Może pójdziemy z Amelką na spacer?- zagadnął Kuba- Jeśli Theodor będzie miał ochotę to może iść z nami.
- Chcesz iść?- spytał Gabriela syna.
- Bez ciebie nie idę...- dziewczyna nie musiała nic mówić, dobrze wiedziałam. o czym pomyślała.
- To może Kuba sam pójdziesz z Amelią i ja zostanę, by dotrzymać towarzystwa Gregorowi?
- Żaden problem- powiedział z uśmiechem- Przejdziemy się kawałek i pokażę wam okolicę. Spokojnie Gabriela, nie masz co się martwić. Zostawisz go w dobrych rękach.- przytaknęłam mu i po jeszcze krótkich namowach w końcu się zgodziła. Po obiedzie Theodor bardzo chętnie pomógł Kubie posprzątać, a ja w tym czasie wysłuchałam zaleceń co do traktowania Gregora. Nie było to skomplikowane i byłam pewna, że sobie poradzę. Co to za filozofia odpiąć kroplówkę i pilnować, by nie nadwyrężał organizmu, a do tego przypilnować by coś zjadł? Nie przerywałam jej, ale odniosłam wrażenie, że trochę panikuje. Tak czy inaczej gdy wyszli na spacer poszłam przy nim posiedzieć. Wyglądał tak uroczo podczas snu. Po kilku minutach odpięłam mu kroplówkę.
- Co ty robisz?- usłyszałam zaspany głos.
- Skończyła ci się kroplówka. Śpij dalej i się nie przejmuj- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Dzięki, ale już nie będę spał... Potem nie śpię w nocy...
- Jak chcesz... To czekaj, przyniosę ci obiad.
- Czekaj!- zawróciłam- Nie gniewaj się ale nie jestem głodny...
- Musisz jeść i nawet nie próbuj mnie przegadać-powiedziałam. On jednak nie posłuchał i już po chwili mnie przekonywał, że nie jest głodny i mam go nie zmuszać. "Trafiła kosa na kamień... O nie... Ja się tak łatwo nie poddam" Po 15 minutach odniosłam sukces i niechętnie zgodził się zjeść obiad. Zszedł do jadalni i bez entuzjazmu zaczął grzebać w talerzu. Zachowywał się jakby to była tortura, ale w końcu zjadł i to był sukces. Zaparzyłam nam herbaty i usiedliśmy w salonie. Przez dłuższy czas siedzieliśmy w ciszy- Cieszę się, że lepiej się czujesz- powiedziałam z uśmiechem, na co i on delikatnie się uśmiechnął i spojrzał mi w oczy.
- Cieszę się, że mogłem was odwiedzić... Myśl, że już nigdy więcej cię nie zobaczę była horrorem...- wyznał. "Co to ma niby znaczyć? Nie podoba mi się to...". Może nie zawsze poprawnie odczytywałam intencje innych ludzi, ale tego typu tekst jakoś nie zwiastował mi nic dobrego.- Powiedziałem coś nie tak?- zmartwił się.
- Nie... Wszystko ok. Nie przejmuj się- poprosiłam, spoglądając w jego oczy.
- Naprawdę się stęskniłem za tobą. Nie miałem nic złego na myśli... Ty za mną ani trochę nie tęskniłaś?- spytał smutno, a we mnie coś drgnęło. Przestałam na niego patrzeć i skupiłam uwagę na swoim kubku.
-Oczywiście, że tęskniłam, ale...
- Ale?- zdziwił się i odstawił kubek.
- Do czego ty zmierzasz?- spytałam szczerze i odstawiwszy kubek, spojrzałam na niego.
- Do niczego... Mówię tylko, że bardzo chciałem cię już zobaczyć. To coś złego?-spytał zdezorientowany. Westchnęłam cicho. "Co mam mu powiedzieć? Może mi się tylko wydaje... "
- Teoretycznie nie...
- Teoretycznie?- powtórzył nie rozumiejąc do czego zmierzam.
- Zależy jakie masz zamiary i co chodzi ci po głowie,- powiedziałam bacznie go obserwując. Zamyślił się na chwile, po czym spojrzał na mnie.
- O co ci chodzi?
- Gabriela cię bardzo lubi...- zauważyłam. Gregor przyglądał mi się przez chwilę, po czym w jego oczach zauważyłam, że już wie.
- Wiem i cieszę się z tego powodu. Alicja... kurczę, no...Nie wiem, jak ty zrozumiałaś moje słowa...ale ja ją kocham. Jest dla mnie najważniejsza na świecie i jestem z nią szczęśliwy. Zawsze jest przy mnie... potrafi mnie rozśmieszyć nawet kiedy jest już naprawdę źle. Pomaga mi znaleźć jakiekolwiek pozytywy... Sprawia, że po prostu chcę żyć... - powiedział z uśmiechem. To było takie urocze!- Jesteś dla mnie ważna i zawsze tak pozostanie, ale ja kocham Gabrielę i nic tego nie zmieni.
- To się ciesze- przyznałam z uśmiechem.- Też się za tobą stęskniłam... To co opowiesz mi coś w końcu?- uśmiechnął się lekko.
- A co mam ci opowiadać?
- Wszystko.... Może na jakim etapie w związku jesteście? No i nie przeszkadza ci Theodor?- spytałam z uśmiechem, na co on przewróci oczami.
- Nie, nie przeszkadza mi Theodor. To naprawdę fajny chłopak i bardzo lubię spędzać z nim czas, dlatego prawie zawsze jak Gabriela mnie odwiedza przyprowadza go ze sobą. Ten mały ma 5 lat, a jest naprawdę mądry. Wie, że mi niektórych rzeczy nie wolno i czasem nawet zwraca mi uwagę, wyobrażasz sobie?- zaśmiał się.- Zawsze pyta czy może na przykład się obok mnie położyć, albo coś w tym stylu, co z resztą widziałaś. Pamiętam, że raz, to była bodajże jego druga wizyta u mnie, od razu zauważył, że kiepsko się czuje i aby poprawić mi humor opowiedział mi bajkę. Ale nie byle jaką! Opowiadał mi "Małego Księcia".
- Boże... co Gabriela czyta mu do snu!- zaśmiałam się.
- Jest naprawdę wspaniały- uśmiechnął się lekko- Wiesz... tydzień temu spytał czy zostanę jego tatą....
- I co mu powiedziałeś?- teraz w 100% uwagę skupiłam na nim. Byłam naprawdę ciekawa co Theodor usłyszał.
- A co miałem powiedzieć? Powiedziałem mu prawdę, że bardzo bym chciał- uśmiechnęłam się. To musiało być takie słodkie!
- Nie chce być wścibska... ale co z jego tatą? Zostawił ich?
- Jego tata nie żyje. Umarł zanim Theodor się urodził. Gabriela stara się, aby mały choć trochę wiedział o ojcu i jak go spytasz to wie, że jego tata jest teraz w niebie, no ale wiesz... Widzi, że jego koledzy mają ojców i on też by chciał, aby jego tata... no był.
- Co mu się stało? Był chory?-"Oby nie! To by znaczyło, że Gabriela ma strasznego pecha..."
- Nie. Chciał być żołnierzem i pewnego dnia był światkiem jak jacyś faceci znęcali się nad jakimś nastolatkiem i Tymoteusz od razu na to zareagował.... Udało mu się chłopakowi pomóc, ale ci goście go zakatowali, zanim przyjechała pomoc.-" O matko!"- Jego rodzice strasznie to podobno przeżyli, a Gabriela tak samo. Miał wtedy 19 lat i pomimo to, że jeszcze nie skończył szkoły już miał zagwarantowane miejsce w najlepszej akademii. Dla wszystkich był to szok. Miał całe życie przed sobą.
- Boże... To musiało być straszne... A co z tym chłopakiem się stało? Wiesz może?
- Przykro mi, ale nie wiem- uśmiechnął się lekko- Do pięt Tymoteuszowi nie dorastam...
- A daj spokój. I co Gabrieli po tym, że był taki odważny i zdolny do poświęceń dla drugiej osoby? Ty jesteś jak najbardziej w porządku. Potrafisz ogarnąć nawet kryzysowe sytuacje, w dużym stopniu opanować emocje i trzeźwo myśleć. Jesteś mądry, wykształcony, chętny do pomocy. Można ci ufać w 100% i już od dłuższego czasu nawet rzadziej mijasz się z prawdą- powiedziałam z uśmiechem.
- Fajnie że mi tak "słodzisz", ale daleko mi do kogoś kogo opisałaś... Z resztą zmieńmy może temat.- poprosił- Theodor powiedział mi wtedy, że chce bym był jego tatą...
- To słodkie- przyznałam- Powiedziałeś zazwyczaj go przyprowadza... czyli nie zawsze? Czemu?- spytałam na co on od razu się uśmiechnął.
- No wiesz... czasem chcemy też pobyć sami- powiedział, śmiejąc się- Żartuje. Nic z tych rzeczy. Nie zawsze go przyprowadza, bo Theodor czasem jeździ do swoich dziadków, trzy razy w tygodniu chodzi na treningi no i czasami dlatego, że źle się czuje... Zawsze zanim przyjdą Gabriela dzwoni i pyta, jak się czuje. Ale z tego powodu to nie przyszedł raz... głównie chodzi o jego dziadków i treningi,- powiedział z uśmiechem.
- Co trenuje?
- Skoki- powiedział z lekkim uśmiechem- Od pół roku- dodał, po chwili.
- To fajnie. Skoro już tak sobie żartujesz, to na jakim etapie w związku jesteście?- zaśmiał się.
- Ależ ty ciekawska.. Czekaj, czekaj... Jak to było?- zamyślił się- Ale o co ci chodzi?- minęło kilka chwil za nim załapałam o co chodzi.
- Ha ha ha... Jeny.. Dobro wtedy migałam się od odpowiedzi, niech ci będzie.- przewróciłam oczami, na co on się zaśmiał.
- Migałaś się? No niesamowite... A tak poważnie... Na jakim etapie? Nie wiem, jakoś tego nie rozkładam sobie na etapy...- wzruszył ramionami- Jak tylko ma czas to do mnie wpada i czasami zdarza jej się zostać u mnie na noc...- uśmiechnęłam się lekko-ale nie myśl sobie za dużo. No i właśnie zakończyliśmy pertraktacje na temat ich przeprowadzki i prowadzają się w przyszłym tygodniu- powiedział z uśmiechem.- Coś jeszcze chcesz wiedzieć?- zamyśliłam się. "Co chcę jeszcze wiedzieć?"
- A mogę, spytać o wszystko?
- Boże Ally... Nie sypiamy ze sobą, ok?
- Wcale nie zamierzałam o to pytać- wyznałam z rozbawieniem.
- Nie?- spytał trochę zmieszany.
- Nie... To wasza sprawa... Jakbyś chciał się ze mną tym podzielić to byś to zrobił. Chciałam spytać o rehabilitacje...- uśmiechnął się lekko.
- Jak już pewni zauważyłaś, chodzę i mam stuprocentową sprawność rąk. Jeszcze trochę, a będę biegał, skakał, co dusza zapragnie..,. No chyba, że nie dożyje...
- Nawet tak nie myśl... Skup się na czymś przyjemnym jak na przykład.....
- Nie produkuj się, wiem, że najważniejsze jest pozytywne nastawienie. - powiedział z przepraszającym uśmiechem. Trudno mi było sobie wyobrazić co on czuje... ale było mi go na prawdę żal. Ich krótki spacerek, przerodził się w długi spacer, gdyż nie było ich ponad trzy godziny. Już zaczęłam się o nich martwić i zadzwoniwszy do Kuby, dowiedziałam się, że utknęli na Wielkiej Krokwi i oglądają trening. Wrócili w sam raz na kolacje i umywszy ręce, usiedliśmy do posiłku,
- I co ... fajny był spacer?- spytał Gregor chłopca.
- Super! Pan Kuba zabrał nas na Wielką Krokiew!
- Prosiłem... Kuba, a nie Pan...- przypomniał z uśmiechem .
- Przepraszam... Kuba pokazał nam cały obiekt i załatwił, bym mógł zasiąść na belce startowej! Już nie mogę się doczekać, kiedy będę skakać z takich skoczni...
- Wszystko przed tobą- stwierdził Austriak z wymuszonym uśmiechem. Od razu spojrzałam na Gabrielę, która go obserwowała i chyba także przyuważyła ten wymuszony uśmiech.
- Gregor, wszystko w porządku?- spytała z troską, na co on pokiwał głową. 
- Źle się czujesz?- spytał ze smutkiem chłopiec.
- Nie... Wszystko w porządku, nie przejmuj się- powiedział z bladym uśmiechem.- Kuba... Czy mógłbym z tobą porozmawiać na osobności?- spytał widząc, że mój narzeczony już skończył jeść.
- Jasne..- powiedział i razem wyszli z jadalni. Zjedliśmy do końca, po czym Theodor od razu zaoferował się by mi pomóc, a następnie chciał pomóc mi wykąpać Amelie. Zgodziłam się... no bo czemu by nie. Nie wiem, o czym chłopcy rozmawiali, ale jakoś strasznie dużo czasu im to zajmowało.
- Chciałbym mieć rodzeństwo...- powiedział smutno przyglądając się mi, jak ją usypiam.
- No wiesz...  to nie jest takie proste- powiedziałam z przyjacielskim uśmiechem.
- Wiem... Ale ja będę miał rodzeństwo!- powiedział z uśmiechem. " Co ty powiesz?.."- Słyszałem jak Gregor rozmawiał z mamą o dziecku... czyli o moim rodzeństwie!
- Aha... A wiesz, że to nie ładnie podsłuchiwać?
- Ale ja nie podsłuchiwałem. To oni mówili zbyt głośno- uśmiechnęłam się lekko- No a w dodatku, rozmawiali na temat związany ze mną, w końcu to moje rodzeństwo...- powiedział. "Coś w tym jest... Dzieci bywają zabójcze". Theodor trochę zmarkotniał- Ale nie powiesz im, że podsłuchiwałem?
- Pewnie, że nie- obiecałam z trudem powstrzymując śmiech, chłopiec się uśmiechnął. "A więc rozmawiali na temat dzieci? A to ciekawe..." Uśpiwszy małą oddałam Teo mamie i wróciłam do sypialni. Po kilku minutach przyszedł mój narzeczony. Okazuje się, że Gabriela tak się o niego martwi, że czasem już do przesady. Gregor miał do Kuby prośbę, aby ten go pilnował, gdy będzie się mył. Musieli obgadać plan, co im nie szło najlepiej, ale w końcu się udało. Plan był taki, że Gregor normalnie idzie się myć, a dopiero, gdy Gabriela coś powie Kuba proponuje, iż go popilnuje, a tak na prawdę ma tylko udawać, że go pilnuje, bo Gregor ma już serdecznie dość tego, że na każdym kroku jest pilnowany. Trudno mi powiedzieć, czy Gabriela faktycznie jest taka upierdliwa, ale ich plan nie został wydrążony, gdyż dziewczyna nic nie powiedziała i nie musieli go realizować. Idąc się myć, zauważyłam, że o coś się kłócą. "Czyżby Gabriela domyśliła się co knuli? A może Gregor coś przeskrobał? Chwila... Czy to nie jedno i to samo...?" Tak czy inaczej widać było, że jest na niego wściekła i nie omieszkała go o tym poinformować. Nazwanie tego kłótnią to za dużo powiedziane. Ona stała wściekła i wygłaszała swój monolog, co jakiś czas zwracając mu uwagę, że w ogóle jej nie słucha. On natomiast stał oparty o ścianę i ze smutkiem spoglądał na ziemie, jak gdyby kompletnie ją ignorując. Czasem tylko spoglądał na nią, jak gdyby chciał sprawdzić, czy jest bardzo zła i zauważył, że ich obserwuje. Uśmiechnął się blado.
- Wszystko w porządku?- spytałam niepewnie, jakbym wcale nie była świadkiem tej sytuacji.
- Gregor jak zawsze musi robić po swojemu i teraz ma za swoje... Obiecuję ci i mam na to świadka. Jeśli przez twoją głupotę umrzesz to cię dobije!- powiedziała wściekła.
- Zgadzam się z nią. Co zrobiłeś?- westchnął cicho.
- Po pierwsze nie powiedziałem, że źle się czuje, a po drugie chodzę bez kul...no i się potknąłem, co niestety ona widziała...- powiedział z bladym uśmiechem. Pokręciłam z dezaprobatą głową.
- Nic dziwnego, że jest zła. Czemu nie powiedziałeś, że źle się czujesz?!
- Bo chciałem uniknąć nie miłych sytuacji... Czy mogłybyście przestać na mnie krzyczeć? Proszę. To, że na mnie nakrzyczycie, nic nie zmieni. Czuję się kiepsko, ale trzymam się na nogach, więc z łaski swej nie róbcie ze mnie ofiar losu.- westchnął cicho- I co? Wiecie, że źle się czuje. Co to zmieniło?- spytał smutno.
- Gregor...-zamilkłam na chwilę. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć.
- Właśnie widziałam, jak trzymasz się na nogach... Nie mówiąc mi, że źle się czujesz, łamiesz daną mi obietnice- wytknęła mu smutno.
- Chciałaś bym ci obiecał, być z tobą szczery... i wcale cię nie okłamałem, gdyż mnie o nic nie spytałaś...-powiedział chytrze.
- Ty mój drogi nie łap mnie za słówka! Dobrze wiesz o co mi chodziło...- powiedziała z wyrzutem. Doszłam do wniosku, że kompletnie nie jestem im potrzebna i ulotniłam się z korytarza. "Może niech lepiej oni sami to sobie wyjaśnią..." Umyłam się i wytarłszy włosy, nałożyłam na nie odżywkę. Gdy wyszłam z łazienki, nie stali już na korytarzu i nie było słychać odgłosów kłótni. "Może udało im się dojść do porozumienia?" Przeszłam kawałek i nie mogąc się opanować, zajrzałam przez ich uchylone drzwi. Siedziała na skraju łóżka i przyglądała mu się z troską. Nie była już zła, ale z całą pewnością smutna i zatroskana. Coś do niego powiedziała ze smutkiem, a on pokiwał głową. Trzymali się za ręce i Gregor zaczął jej coś tłumaczyć, po czym delikatnie pogłaskał jej policzek i uśmiechnąwszy się lekko, znów pochwycił jej dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i delikatnie go pocałowała. "Jak słodko!". Poczułam, jak ktoś klepie mnie po ramieniu i odwróciwszy się, ujrzałam Kubę, który przyglądał mi się z politowaniem. Przewróciłam oczami i zostawiłam ich samych.
- Czemu ich tak podglądasz?- spytał z zaciekawieniem.
- Słodka z nich para- powiedziałam z uśmiechem.
- No... wprawie jak my- zaśmiał się i mnie pocałował. Położyliśmy się spać, lecz ja nie potrafiłam zasnąć. Od momentu, gdy dowiedziałam się, iż z kimś przyjeżdża, bałam się, że się okaże, iż Gregor znalazł dziewczynę, tylko po to żeby się nazywało, że kogoś ma, ale po tym co mi powiedział po południu i tym co zaobserwowałam, byłam pewna, że jest ona dla niego kimś naprawdę ważnym. Gabriela jak i Theodor zajmowali główne miejsce w jego sercu. Była na niego zła, ale dałabym sobie rękę uciąć, że to z bezsilności. Jedno co strasznie mnie uderzyło to fakt, że normalnie, gdy człowiek źle się czuje, mówi o tym, natomiast on przeszedł na tym do porządku dziennego i zaakceptowawszy to, starał się żyć dalej. Trudno było mi sobie wyobrazić, co ona musi czuć. Straciła już raz bardzo ważną dla niej osobę, a teraz patrzyła na to, jak kolejna przegrywa w walce o życie i nie może nic na to poradzić...może jedynie trwać przy nim i dodawać mu sił. Jeszcze bardziej niż zwykle pragnęłam tego, aby był zdrowy.
- Boże dlaczego mu to robisz...- spytałam cicho, jak gdyby samą siebie.- On nie zasługuje na coś takiego...- dodałam bliska płaczu. "Gdy się poznaliśmy był szczęśliwym człowiekiem, którego zmartwieniem było to, czy wyjdzie z lekkiego dołka i przestanie lądować w drugiej dziesiątce. No bo przecież miejsce 14 czy też 19 to katastrofa... Ja za to starałam się pogodzić z nową, bardzo bolesną dla mnie sytuacją i udawać, że wszystko jest dobrze." Przymknęłam powieki... "On jak i Kuba nigdy nie pytali... po prostu byli. Tamten czas, gdy całe moje życie przewróciło się do góry nogami, był już tylko nie miłym wspomnieniem, od którego chciałam się oderwać. Teraz gdy cofam się myślami wstecz dociera do mnie co chciałam zrobić..." Spojrzałam na śpiącego obok mnie Kubę. Przeszły mnie ciarki...  "Gdyby nie moje chwilowe zawahanie... Gdyby nie prawdziwi przyjaciele....byłam o krok od pozbawienia siebie tak wielkiego szczęścia.. To były sekundy, które sprawiły, że dziś jestem tu. Gregor nie raz miał pod górkę, ale to dzięki niemu i Kubie dziś żyję na nowo. Chciałabym móc, dać mu siłę, którą on kiedyś dał mi... ale jak?" Cała ta sytuacja była dla mnie ciężka. Czułam, że muszę mu pomóc, ratować go i zwrócić swój dług... ale nie wiedziałam jak. Byłam kompletnie bezradna. Jeśli Gabriele meczą podobne myśli, nic dziwnego, że jest tak przewrażliwiona. Nad ranem razem z Amelką, która była rannym ptaszkiem poszłyśmy zrobić śniadanie.
- Witaj kotku! No chodź do tatusia- powiedział z uśmiechem Kuba i wziął ją na ręce. Mała jak za każdym razem rozpromieniła się i dała się oczarować Kubie. Uwielbiałam patrzeć na to jak on zajmuje się mała... była jego oczkiem w głowie i jego najukochańszą księżniczkom. Koło 7 zszedł Theodor, który widząc mnie w kuchni od razu zaoferował pomoc, ale gdy mu podziękowałam, postanowił pobyć trochę z Kubą i Amelią. Chyba naprawdę chciałby mieć młodsze rodzeństwo, bo bardzo mu się podobało, że może nam pomagać się nią opiekować. Skończywszy śniadanie nakryłam do stołu.
- Theodor pójdziesz ze mną po twoją mamę i Gregora?- chłopiec z uśmiechem pokiwał głową. Nie wiem co matka mu zrobiła, ale chłopak "chodził jak w zegarku". Gabriela będzie musiała mi zdradzić jak tak wychować dziecko. Podeszliśmy pod ich pokój i uchyliłam drzwi. Gregor leżał podłączony do kroplówki opierając się plecami o poduszki, natomiast ona siedziała na łóżku po jego lewej stronie. Austriak pocałował ją czule nie zauważywszy, iż weszliśmy. Nie wątpliwie był to uroczy obrazek, aczkolwiek zrobiło mi się głupio.... "Może powinnam była zapukać?".
- Hej... Przepraszam, że was nachodzę, ale zrobiłam śniadanie.
- Jak dasz mi pięć minut to zjem z wami, a jak nie no to trudno...- powiedział, ani trochę nie wzruszony tym, że ja i Theodor byliśmy świadkami tego jak się całują.
- Masz ode mnie nawet 10, skoro zjesz- powiedziałam z uśmiechem, na co Gabriela zaczęła się śmiać, a Gregor się lekko skrzywił.
- Który z was otwierał drzwi, jeśli mogę wiedzieć?- spytał nagle.
- Ja... A czemu?
- Nie zapukałaś i nie poczekałaś aż ktoś pozwoli ci wejść...- powiedział Theodor takim tonem, jak gdybym dopuściła się jakiejś koszmarnej zbrodni, na co Gregor zaczął się śmiać.
- Ona nie musi pukać Theodor- wtrąciła Gabriela- To jest jej dom...
- No dobrze..... Mogę iść pobawić się z Kubą i Amelią?- spytał spoglądając na mnie.
- Z kuli mnie... możesz- chłopiec uśmiechnął się szeroko i pobiegł do salonu.
- Przepraszam, że nie zapukałam...- powiedziałam niepewnie, a Gabriela wstała, by odpiąć mu kroplówkę.
- To twój dom i możesz robić co ci się podoba- powiedziała z przyjacielskim uśmiechem, a Gregor zaczął się śmiać.
- Alicja chciała przez to powiedzieć, że przeprasza, iż nam przeszkodziła- powiedział śmiejąc się. "Kurczę.... Gość mnie bardzo dobrze zna..."- Nic się nie stało. Przecież w niczym nie przeszkodziłaś, po prostu ją pocałowałem i wcale nie umrzemy z tego powodu, że to widziałaś- uśmiechnęłam się lekko. Gregor wstał z łóżka i od razu wziął kule, aby uniknąć konfliktu. Po czym razem zeszliśmy na śniadanie.
_________________________________________________
Witam! Nawet nie wiem jak się tłumaczyć... Bardzo przepraszam, że tak długo nie pojawiał się nowy rozdział. Sporo obowiązków i mało czasu wolnego... Ten rozdział nie podoba mi się kompletnie, ale już naprawdę chciałam dodać cokolwiek... Pisałam go kilkukrotnie, co chwilę zmieniałam, sama nie wiedząc, co ja tak właściwie chcę napisać, więc jeśli był momentami bez sensu lub pojawiły się jakieś błędy (typu np. w poprzednich rozdziałach Gabrielę opisałam inaczej ;) )to naprawdę przepraszam i będę wdzięczna za zwrócenie uwagi. Problem z Gabrielą polega na tym, że raz chcę, by miała kasztanowe włosy, a innym razem miodowe... także :D no ale nie ważne. Sprawdzałam to i jej nie opisywałam, jednak gdyby się okazało, że to zrobiłam i jest błąd, to dajcie znać, a od razu poprawię :) Mam szczerą nadzieję, że przesadzam i rozdział przypadnie wam do gustu. Chyba wyszedł trochę smutny... ale raczej starałam się pisać go z humorem :) Będę wdzięczna za wasze opinie i komentarze! Jestem do tyłu z waszymi opowiadaniami, za co również przepraszam! W najbliższym czasie obiecuję nadrobić zaległości :)

P.S. Z innej beczki :D Jutro ostatni konkurs sezonu... :( Kurczę. Pamiętam jak pisałam, dopiero co, że sezon się zaczyna, a tu już koniec...Niesamowite jak ten czas leci :) Komu będziecie kibicować? Ja bardzo bym chciała, aby Peter odrobił te 44 punkty i zdobył Kryształową Kulę. Uważam, że ona w pełni mu się należy! A wy? Jak sądzicie? :)