poniedziałek, 17 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXXV: "Anioł" odzyskuje skrzydła

Na szczęście Gabriela nie roztrząsała już tej sytuacji i wszystko wróciło do normy. W końcu dane mi było poznać najmłodszego członka ich rodziny. Maluch był naprawdę rozkoszny! Był taki maleńki, aż nie dowierzałam, że naprawdę Amelka też taka była. Chociaż faktem było, że Michael był wcześniakiem i po urodzeniu był od Amelki mniejszy o 6 cm. Gregor śmiał się, że jak po raz pierwszy dali mu g na ręce to bał się go dotknąć. Od razu przypomniał mi się Kuba i to jak się denerwował, że zrobi Amelce krzywdę, bo jest taka maleńka. Miałam okazję zobaczyć jak mój przyjaciel sprawuje się jako ojciec i muszę przyznać, że spisywał się bez zarzutu.  Jeszcze tego samego dnia jak wróciła Gabriela, mogłam zobaczyć jak mój przyjaciel zajmuje się Theodorem i pociesza go, po nie udanym treningu. Chłopiec źle wylądował i wywrócił się dość boleśnie, skręcając sobie kolano. Gregor w przeciągu godziny był z małym w domu po wizycie u chirurga. Fakt, sporo zawdzięczał swym pieniądzom, ale prawda była taka, że był wspaniałym ojcem. Aby Theo się nie przemęczał, przyniósł go na rękach i dopilnował, by mały miał wszystko czego potrzebuje.  A jeśli chodzi o młodszego, to widząc go z Michim z trudem się powstrzymywałam, aby nie zrobić "Oooo! Jak słodko!". Bez słowa skargi wstawał o każdej porze dnia i nocy, kiedy mały płakał. Usypiał go codziennie bez problemu z wielką chęcią się nim zajmował. W czwarty dzień mojej wizyty Gabriela od rana była nie do życia. Nie dość, że koszmarnie bolała ją głowa to jeszcze nie miała siły wstać. Sama byłam świadkiem tego jak Gregor ją łapał bo zasłabła. Mój przyjaciel od razu chciał dzwonić na pogotowie, ale ona go przekonała, że to nie jest potrzebne. Zrobił jej herbaty i zabrał chłopców na długi spacer, by mogła w domu w ciszy odpocząć. Spędziłam z nimi w sumie pięć dni i doszłam do wniosku, że jest niezwykle dobrze poukładany. Potrafi zająć się chłopcami, umie gotować i to bardzo dobrze, sprząta bez słowa skargi, umie obsługiwać pralkę, i zrobić pranie, co nie zawsze chodzi w parze, w przerwach jeszcze remontuje dom i naprawia synowi sprzęt, chodzi z nim na treningi, do tego jest na każde zawołani żony, a jak "podrzuciłam" mu Amelię, to potrafił mieć jednocześnie oko na nią, na śpiącego Michiego, robić obiad i pomagać Theodorowi w zadaniu domowym w czasie, gdy Gabriela spała, bo bardzo źle się czuła. Mistrz! Co prawda w pewnym momencie jego podzielność uwagi trochę go zawiodła i się poparzył, ale i tak mistrzostwo.  Miałam lekkie wyrzuty sumienia, no bo w sumie nic nie robiłam i mogłam mu pomóc, a ja zamiast go wesprzeć siedziałam i go obserwowałam. Jednak jedno było pewne, to jak się zachowywał, nie było podobne do żadnego innego faceta i nie omieszkałam tego powiedzieć Gabrieli. Zachowywał się jak taka pospolita kwoka domowa. Dziewczyna przyznała mi wtedy rację i stwierdziła, że jest mu za to naprawdę wdzięczna. Że czuje, że ma w nim oparcie i wie, iż może być spokojna. O dziwo kiedy zaczęłam wyliczać jej to, że tak z leksza to przesada i zwróciłam jej uwagę, że prawda robił wszystko o co poprosiła bez żadnych skarg, a nawet z przyjemnością, ale jak by nie było zaniedbuje drużynę i swoją karierę, do kontynuowania której ona go namówiła, sama stwierdziła, że musi interweniować i wygonić go na skocznie do znajomych, bo mu się to należy. Miała ogromne szczęście, że go miała i tym bardziej nie mieściło mi się w głowie, że można by mu mieć cokolwiek za złe, gdyby Kuba zachowywał się tak jak Gregor to teraz on by miał kilka dni wyłącznie na treningi, a ja za nie długo kończyłabym pierwszy rok medycyny. Ale Kuba niestety nie umożliwił mi swym zachowaniem uczęszczania na studia...  Miałam nadzieję, że wyjazd pomoże mi jakoś psychicznie podnieść się na nogi, ale tak się nie stało. Chociaż Kuba mocno mi się naraził i zawiódł na całego, tęskniłam za nim i to strasznie.
- Gregor... możemy porozmawiać?- spytałam cicho, kiedy mój przyjaciel uśpiwszy młodszego z chłopców, cicho przymknął drzwi.
- Pewnie... Co się stało?- spytał, z troską mnie obserwując.
- Chcę wracać do domu... do Kuby.
- Żartujesz?- spytał nie dowierzając- On się do ciebie przez miesiąc nie odezwał... miał gdzieś co się dzieje z Amelką, a ty chcesz do niego wrócić? Może jeszcze przeprosisz go za to, że zaniedbywał rodzinę?- westchnęłam cicho.
- Wiem... Zawalił, ale chcę dać mu szansę. Jestem pewna, że on żałuje... Amelka potrzebuje ojca, a wiem, że mu na niej też zależy...
- Miesiąc się do was nie odzywał...Ally zrobisz jak uważasz... Rozumiem, że go kochasz, ale wszystko ma swoje granice. - zamilkł na chwilę i nad czymś myślał- Mogę cię zawieść na lotnisko w każdej chwili... Jesteś pewna, że chcesz wracać?- pokiwałam głową- Nie tylko o to chodzi... prawa?- uśmiechnęłam się blado. To niesamowite jak dobrze mnie znał.
- Chcę z nim szczerze porozmawiać i...nie wykluczam tego, że powiem mu co się stało..- wyznałam.
- Jaja sobie robisz? Przecież wtedy Gabriela się dowie...
- Poproszę go, by jej nie powiedział. Gregor ja muszę mu to powiedzieć...- zaczął przeklinać pod nosem i nerwowo chodził tam i z powrotem.
- Boże Alicja... Rozumiem, że masz wyrzuty sumienia... ja też mam i to cholerne, bo to ja cię pocałowałem.... ale jeśli Gabriela dowie się o tym i o tym, że ją okłamałem.... Błagam cię, nie chce jej stracić- powiedział zrozpaczony.- A co jeśli Kuba cię nie posłucha? Jeśli na przykład się powiedzmy, że się pogodzicie, ty mu powiesz i znów się pokłócicie? Jak myślisz komu pierwszemu on powie, co?
- Gabrieli...- przyznałam smutno.- ale gdybyś sam jej powiedział, to może by ci  wybaczyła...- posłał mi błagalne spojrzenie- Niech będzie... spróbuję mu nie powiedzieć, ale tego nie obiecuję... Tobie wtedy powiedziałam.- wypomniałam, a on spojrzał na mnie ze smutkiem i po chwili wypsnęło mu się jeszcze jedno przekleństwo.
- Ty gadasz przez sen...- powiedział załamany.- Zwłaszcza jak coś cię męczy, to śpisz niespokojnie i gadasz przez sen...
- Skąd wiesz?- zdziwiłam się.
- Bo mi wtedy też wygadałaś przez sen... dlatego cie podpuszczałem, byś mi powiedziała...- lekko mówiąc doznałam szoku- Cholera....Dobra. Niech będzie, powiedz mu, a ja.... jej też powiem i niech się dzieje wola nieba... - stwierdził smutno i ruszył korytarzem.
- Nie... Gregor... Boże!- zdenerwowałam się.
- Cicho, bo mi dziecko obudzisz- upomniał.
- Teraz chcesz jej powiedzieć?-przestraszyłam się.
- A na co mam czekać? Na to, aż się rozmyślę?- westchnął zrezygnowany- Jeśli teraz tego nie zrobię, to zwyczajnie stchórzę.- powiedział smutno.
- Gregor... To najgorszy plan pod słońcem. Naprawdę sądzisz, że ona tak po prostu przyjmie to do wiadomości? To trochę egoistyczne, ale tą jedną noc chciałam tu jeszcze być...- Gregor westchnął cicho i przyznał mi rację. Umówiliśmy się, że odwiezie mnie i Amelię na lotnisko następnego dnia rano, a Gabrieli powie, kiedy stwierdzi, że dziewczyna ma dość dobry humor. Długo biłam się z myślami, czy prosić Kubę by nas odebrał. Bałam się, że zignoruje moją prośbę... W końcu jednak postanowiłam dać mu szansę.

DO KUBA:
"Hej. Jutro koło 14 będziemy z Amelią z powrotem w Polsce. Wiem, że pewnie masz to gdzieś, ale byłabym wdzięczna, gdybyś mógł nas odebrać.
Alicja"

Kiedy przyszło mi się pożegnać z przyjacielem, po raz kolejny po mych policzkach popłynęły łzy. Bałam się, że Kuba nie przyjedzie. Nawet nie odpisał na mojego SMSa... Czego ja się właściwie po nim spodziewałam? Nie odezwał się do nas przez miesiąc. Nawet nie przyszedł zobaczyć się z małą, a teraz oczekiwałam, że przyjedzie nas odebrać z lotniska? Gregor przytulił mnie na pożegnanie i obiecał, że w razie czego zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Amelka koniecznie nie chciała się z nim żegnać i zaczęła płakać.
- Hej... Nie płacz księżniczko.- zaczął ją uspokajać, wziąwszy małą na ręce. Kolejna rzecz jakiej Kuba nie robił. To nie on ją uspokajał, gdy wyjeżdżał, tylko to zadanie spadało na mnie.- Jedziesz z mamą do domu, będziesz miała wszystkie twoje zabawki... a za jakiś czas na pewno znów będziesz skazana na oglądanie mnie. Zobaczysz.. No księżniczko, uśmiechnij się. Chcesz żeby Pan Królik widział cię w takim stanie?- próbował dalej wziąwszy do reki jej ulubionego pluszaka, małego czarno-białego królika i udając, że to mówi pluszak zaczął ją przekonywać, żeby się uśmiechnęła. Udało się i w końcu się uspokoiła. Przytuliła go mocno i razem ruszyłyśmy w podróż do domu. Nie miałam pojęcia jak on to robi, ale potrafił ją uspokoić jak nikt inny. Kolejny raz zaczęłam się zastanawiać, jak Gabriela mogła nie zauważyć jakim on jest świetnym ojcem.  Miałam nadzieję, że to nie były jedynie puste słowa i naprawdę zmieni się choć trochę sytuacja w ich domu. Kiedy wysiadłyśmy w Polsce uważnie przyglądałam się stojącym ludziom. Miałam szczerą nadzieję, że w tłumie zobaczę Kubę, ale tak się nie stało. Otarłam szybko łzę i wziąwszy torbę i Amelkę zamierzałam iść na postój TAXI.
- Ally!- usłyszałam i odwróciwszy się zobaczyłam Maćka, który szybko nas dogonił i wziął ode mnie torbę.
- Mam nadzieję, że ci nie pokrzyżowałyśmy jakichś planów?- spytałam smutno.
- Co ty...  Z wielką chęcią po was przyjechałem.- odparł z uśmiechem, pakując torbę do bagażnika.
- O... Masz nawet fotelik z auta Kuby....- zauważyłam, zapinając małą- A swoją drogą, czemu ciebie przysłał?- Maciek zasiadł milcząc przed kierownicę. Zapięłam pasy i spojrzałam na niego.- Pytałam...
- Wiem- przerwał mi- Kuba leży w domu i ledwo umie dojść do łazienki.... Trzy dni temu dopiero wyszedł ze szpitala- powiedział smutno.
- Co?! Z jakiego szpitala?!
- No... co ty... nie oglądasz zawodów? Nie zauważyłaś jego braku?
- Jakoś nie miałam czasu.... Co się stało?- spytałam z troską.
- Miał wypadek samochodowy... który z resztą on spowodował. Bogu dzięki tylko on w nim ucierpiał. Miał skomplikowane złamanie nogi w kilku miejscach i złamane cztery żebra. Wszyscy chcieliśmy ci powiedzieć ale nie pozwolił.... Po pierwsze bał ci się przyznać, że to z jego winy, bo niejednokrotnie prosiłaś by jeździł ostrożnie, a po drugie... nie potrafił jakoś się przemóc, by cię przeprosić. Debil jakich mało... ale od miesiąca co wieczór mi się marze jakim jest idiotą.
- Fajnie...- powiedziałam wychodząc z samochodu i zaczęłam rozpinać małą.
- Ally...Poczekaj... Ja wiem bronię go, ale dziwisz się mi?- westchnął zrezygnowany.
- Przestań gadać i jak możesz to weź torbę- poprosiłam. Maciek od razu zrobił to, o co poprosiłam. Biłam się z myślami, co powinnam teraz zrobić. Rozsądek podpowiadał mi co innego niż serce. Tak bardzo się teraz o niego martwiłam... Może popełniałam błąd, ale musiałam go zobaczyć, a rozsądek w tej chwili nie miał znaczenia.- Maciek... Mógłbyś nas do niego zabrać?- spytałam, a on uśmiechnął się tryumfalnie i pokiwał głową. Bałam się, że tego pożałuję... tak bardzo już za nim tęskniłam, że nie wiele on potrzebował do tego bym mu wybaczyła. Kiedy pani Małgosia nas zobaczyła od razu przybiegła by nas przywitać i przytulić. Dostałam od nich całe kazanie na temat tego, że nigdy więcej mam im nie odbierać wnuczki. Nie miałam ochoty się z nimi kłócić, ale przecież nikt im nie bronił nas odwiedzać...Zostawiłam im Amelię i wziąwszy głęboki oddech poszłam do niego. Zapukałam i czekałam na odzew z jego strony. Nic. Zapukałam raz jeszcze, ale również to samo. Zdecydowałam się wejść i od razu go zobaczyłam. Na twarzy miał kilka zadrapań, które jeszcze się do końca nie zagoiły i oddychał strasznie niespokojnie. Przykucnęłam przy nim i z bólem go obserwowałam przez dłuższy czas. Delikatnie chwyciłam go za dłoń, na co on od razu otworzył oczy.
- Ally...- szepnął sam do siebie nie dowierzając- Ja ci to wszystko wytłumaczę.... Jestem idiotą, wiem..... Zawaliłem i to na całego.... Przepraszam- wykrztusił- Tak mi wstyd..... Jak dziecko nie umiałem przyznać się do błędu.....
- Weź się zamknij...- poprosiłam, a on spojrzał na mnie przepełnionym bólem wzrokiem.- Jak się czujesz?- spytałam z troską siadając obok niego.
- Już trochę lepiej... Chociaż nadal jestem bardziej wrakiem niż człowiekiem... Pokarało mnie w końcu za moją głupotę... Naprawdę żałuję.... Proszę daj mi szansę....
- A nie miałeś ich już za wiele?- spytałam, w duchu pragnąc się do niego przytulić, ale wiedział, że zawiódł mnie już nie raz, a nie chciałam, aby znów do tego doszło.
- Wiem... Miałyście być najważniejsze.... a tym czasem zachowywałem się jakbym nie miał rodziny...- jego monolog przerwał mój telefon. Na wyświetlaczu ukazał się numer mego przyjaciela- Chcesz teraz odebrać?- spytał smutno, a ja bez zawahania nacisnęłam zieloną słuchawkę- Fajnie...- szepnął zawiedziony, ale to nie było ważne, gdyż usłyszałam w słuchawce nie Gregora, a zapłakanego Theo.
- Co się dzieje?- zaniepokoiłam się.
- Ally?! Nie wiem co zrobić...- zapłakał.
- Theo spokojnie... Co się dzieje?
- Mama pokłóciła się z tatą... Masz...- stwierdził i po chwili słyszałam w słuchawce ich rozmowę.
- Okłamałeś mnie! Czego się spodziewasz?- zagrzmiała.
- Wiem, nie powinienem... Przepraszam, ale proszę porozmawiajmy spokojnie... Obiecuję ci, że o był pierwszy i ostatni raz. Gabriela...
- Kiedy składałeś przysięgę małżeńską, przysięgałeś mi wierność- przypomniała mu ze złością- Złamałeś ją raz, skąd mam wiedzieć, że nie zrobisz tego znowu?!
- Gabriela proszę cię!  Przysięgam ci, że to nic dla mnie nie znaczyło!
- Ally...- usłyszałam smutny głos Kuby, który z troską mnie obserwował i delikatnie otarł mi łzę.- Co się stało?- spytał. Co miałam mu powiedzieć? Że rozwaliłam przyjacielowi rodzinę? Wzięłam głęboki oddech.
- Zaraz ci powiem... Theo? Jesteś tam?
- Tak...- wykrztusił smutno.
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje?
- Mama powiedziała, że nie chce go oglądać i musi to przemyśleć i tata się teraz pakuje...- cudem się powstrzymałam, żeby nie przekląć. "Co ja mam temu dziecku powiedzieć?!"
- Theo proszę cię nie płacz...
- Zrób coś...- poprosił i usłyszałam jak wybucha płaczem. "Cholera jasna!" Rozłączyłam się i od razu oddzwoniłam mając nadzieję, że Gregor ma włączony dźwięk w telefonie. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, jak zwrócić uwagę przyjaciela na telefon, a za razem małego blondynka, który miał go w ręku. Nikt nie odebrał. Zawahawszy się przez chwilę, wybrałam numer jeszcze raz.
- Alicja Gregor później oddzwoni...- usłyszałam smutny głos Gabrieli, a w tle mojego przyjaciela, który uspokajał chłopca.
- Przepraszam...- powiedziałam.
- Ta...- rozłączyła się, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Alicja... Co się stało?- zaniepokoił się i chociaż widziałam na jego twarzy grymas wywołany bólem podniósł się, by mnie przytulić.
- Popełniliśmy z Gregorem błąd... I oboje mamy teraz straszne wyrzuty sumienia... a że ja chcę ci o tym powiedzieć i prosić byś mi wybaczył zmusiłam go, aby powiedział Gabrieli... Jeśli ich rodzina się rozleci to ja sobie tego nigdy nie wybaczę- rozpłakałam się.
- Nie płacz...- poprosił- Co to był za błąd?- spytał niepewnie- Czy wy...Czy wy przespaliście się ze sobą?
- Oszalałeś?! Nie!
- Bogu dzięki...- powiedział, a po jego minie zrozumiałam, że kamień spadł mu z serca- W takim razie ci wybaczę... Nie zależnie co się stało... to ja powinienem prosić cię o łaskę a nie ty mnie.
- Ale ty nawet nie wiesz co się stało...- zauważyłam.
- Ale nie przespaliście się ze sobą i to mi wystarczy. Co mogliście zrobić? Nie wiem... Całowaliście się?
- I pytasz o to z takim spokojem?- zdziwiłam się-...Tak...trafiłeś.
- Zabolało- przyznał- ale na pewno nie tak jak to, gdy ja zawiodłem ciebie i Amelię, a w dodatku, doceniam twoją szczerość... przyszłaś tu, chcesz mnie wysłuchać pomimo to jak was olewałem... Może to nie będzie bardzo skromne, czy coś... Wiem, że mnie kochasz. No co prawda udowadniasz, że jednak intuicję mam dobrą że z zazdrości nie chciałem się zgodzić... Ale nie chcę cię stracić. Zbyt mocno mi na tobie zależy, by dać ci odejść... Chociaż tak ciężko było mi przyznać się do błędów i przeprosić, gdyby nie ten wypadek już dawno bym przyszedł do was...  Gabriela nie jest głupia... na pewno się pogodzą. Nie przejmuj się.- poprosił. Zlustrowałam go wzrokiem.
- I jak ty chcesz się córce pokazać co? Przecież ty wyglądasz koszmarnie..  będę miała dwójkę dzieci do niańczenia....- Kuba uśmiechnął się.
- Obiecuję ci, że to był ostatni raz. Nigdy więcej was już nie zawiodę... Dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko. Teraz pozostawało mi czekać na telefon mego przyjaciela. Modliłam się, aby doszli do porozumienia... Gdyby teraz stracił to szczęście i to przeze mnie... Nie potrafiłabym tego przeżyć. Maciek pomógł Kubie i jeszcze tego samego wieczoru wrócił on do domu. Cały czas rozsądek mi podpowiadał, że popełniam błąd, ale gdy zobaczyłam jak Amelka cieszy się na jego widok wszelkie wątpliwości prysły. Nie mogłabym jej tego pozbawić. Nie zależnie jak czasem był głupi kochał ją, a ona go. Późnym wieczorem w końcu doczekałam się telefonu z Austrii. Jak się okazuje pod wpływem tego jak Gregor uspokajał płaczącego chłopca, gdy Theo prosił, by mój przyjaciel ich nie opuszczał, Gabrieli zmiękło serce i wręcz zabroniła mu się wyprowadzać. Co prawda nadal nie miała ochoty z nim rozmawiać, ale czuł, że jeszcze jest dla nich szansa i wierzył, że niebawem wszystko wróci do normy. Ja również miałam taką nadzieję. Nasze modły zostały wysłuchane. Gabriela nie wytrzymała i po tygodniu przestała go traktować chłodno i wszystko wprawie wróciło do normy. Wprawie, bo wygoniła go na trening spełniając swoją obietnice. Skutek był tego taki, że Heinz wykorzystał sytuację i mój przyjaciel znalazł się w składzie na zawody w Planicy. To byłby grzech zrezygnować z obejrzenia tego konkursu na żywo, a że Kuba czuł się już całkiem dobrze, to pojechaliśmy wszyscy razem. Co prawda nie wolno mu było skakać, ale w tym roku konkursy miały być na prawdę ciekawe. Naprawdę trudno było przewidzieć do kogo powędruje Kryształowa Kula i jeszcze wszystko mogło się wydarzyć. Najbliżej wygrania byli Stefan Kraft, Kamil Stoch, Peter Prevc i Severin Freund, a prowadził właśnie Stefan i szczerze mówiąc byłam niemal pewna, że przypadnie ona właśnie jemu, gdyż w tym sezonie Austriak latał naprawdę wyśmienicie i Małą Kryształową Kulę miał już w kieszeni, a jakby nie było w Planicy mamy loty. Kuba nie podzielał mojego zdania i był przekonany o tym, że przypadnie ona Kamilowi, gdyż jego zdaniem nasz przyjaciel z całej czwórki najlepiej panuje nad nerwami. Zapowiadał się naprawdę emocjonujący weekend. Pierwszy konkurs poszedł tak jak przewidział to Kuba... Stefan lekko się posypał, a na podium stanęli jego rywale. Wygrał Kamil, drugi był Peter, a trzeci był Severin. Stefan był dopiero 13 i tym sposobem Kamilowi udało się nie tyle odrobić punkty, a go przegonić i nieoczekiwanie teraz to Stefan musiał odrabiać punkty, co w sumie nie powinno być takie trudne, gdyż Kamil wyprzedzał go o 20 punktów. Kuba uważał, że w ten sposób wygrał nasz przyjaciel, gdyż taka sytuacja na pewno nie pomoże Austriakowi. Ja tam byłam zdania, że Stefana nie powinno się jeszcze skreślać. Gregor nie zaszalał i konkurs zakończył na 25 miejscu, ale po jego minie zrozumiałam, że z konkursu był zadowolony. Konkurs drużynowy należał do Austriaków. Wszyscy skakali naprawdę dobrze, a wyśmienity lot Stefana, którym wyrównał rekord skoczni był kropką nad "i". Polacy zajęli drugie miejsce, ale Kamil, pomimo takiego sukcesy, był strasznie markotny. Co się dziwić. Kiedy trybuny porwały się w entuzjastycznym krzyku szczęścia, wzrok Stefana powędrował właśnie na Kamila, a jego szeroki uśmiech i to jak pogroził mu palcem, były dla Polaka ostrzeżeniem, że ma się mieć na baczności. Kiedy usłyszałam, że Gregor będzie skakał w drużynie, pomyślałam, że Heinza pogięło... ale widać nie doceniałam przyjaciela. Może nie skakał nie wiadomo jak genialnie, ale wcale nie odstawał od kolegów. Kolejny dzień zapowiadał się naprawdę ciekawie. W serii próbnej Stefan udowodnił, że poprzedni konkurs indywidualny był tylko wypadkiem przy pracy, ale za to Kamil pokazał, że nerwy trzyma na wodzy, a wyczyn jego rywala z poprzedniego dnia jest mu obojętny. Atmosfera się zagęszczała i nawet inni zawodnicy się zakładali, który z tej dwójki zdobędzie kule. Pomimo że Peter i Severin nadal mieli szanse na zdobycie tego trofeum, sami poczynili zakłady, dając do zrozumienia, że oni już siebie nie widzą w tej walce. Dla nich było istotne, który z nich zajmie trzecie miejsce. Sama słyszałam jak Peter rozmawiał z Sverinem, że Kamil i Stefan to już inna liga i oboje nie zamierzają teraz wchodzić im w drogę. Peter stwierdził, że podziwia Kamila za jego spokój i to właśnie mu przypadnie tryumf, natomiast Severin stawiał na Stefana. Jak to on powiedział "Małe to... a zażarte jak nie wiem. Jak taki pies- moje i nie ruszać, bo będę gryzł". Ale wracając do tematu. Seria próbna jeszcze bardziej pobudziła tłumy. Tego dnia tylko jedno było pewne, że czeka nas niesamowite widowisko.
- Wujek!- zawołała uradowana Amelia, widząc zbliżającego się do nas Gregora i przytuliła go, gdy ten wziął ją na ręce.
- No witaj księżniczko!- powiedział z uśmiechem i pomachał mi na przywitanie. Było to dziwne, że nie przytula mnie jak zazwyczaj, ale po paru sekundach zrozumiałam. Ku nam zmierzała także Gabriela z wózkiem i Theo. Czyli Gregor wolał zachować bezpieczną odległość... Przywitaliśmy się i o dziwo Gabriela przytuliła mnie jak to czasem jej się zdarzało.
- Nie widziałam was na poprzednich konkursach- zauważyłam z przyjacielskim uśmiechem, kątem oka widząc, że Amelka znów się uczepiła biednego Gregora i się razem bawią.
- Przyjechaliśmy dzisiaj rano z moimi rodzicami- powiedziała z bladym uśmiechem, spoglądając na Kubę, który wygłupiał się z Theodorem i coś mu pokazywał związanego z wybiciem. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem- Nie rozumiem dlaczego Theo tak uwielbia przebywać z Kubą... ale w sumie Amelka jak zawsze woli Gregora, niż całą resztę świata.. Nie sądzisz, że to dziwne? Przecież oni się widują raz na ruski rok... To chyba nie możliwe żeby dziecko przywiązało się do kogoś z kim na co dzień nie przebywa...
- Powiem ci... Też tego nie ogarniam- zaśmiałam się.- Gabriela... Ja chciałam cię przeprosić...- dziewczyna spoważniała i spojrzała na mnie.
- Dobra... Już to robiłaś.... Ale powiedz mi jedno... to była prawda? To z tym Kubą? Czy to też wymyśliliście?
- Niestety to była prawda... Z resztą nie zaczynajmy tego tematu. Na razie zachowuje się bez zarzutu.- spojrzałam na chłopaków i wtedy o czymś sobie przypomniałam- Gregor... A ty nie powinieneś być już na skoczni?
- Oj Ally, Ally... Jesteś nie możliwa. Ty słuchałaś co się dzieje? Rozpoczęcie 1 serii jest opóźnione o pół godziny przez wiatr.-zaśmiał się- ale skoro mnie tak wyganiasz to już mogę sobie pójść..
- Nikt cię nie wygania- powiedziała Gabriela z uśmiechem- Ale i tak, powinieneś się chyba rozgrzewać.- zauważyła, a on spojrzał na zegarek.
- No... dobra. Niech wam będzie- przyznał i poszedł się rozgrzewać. Amelia razem z Kubą i Theodorem poszli z nim, by przyglądać się przygotowującym się do skoków zawodnikom. Czułam się trochę nieswojo, ale nie zamierzałam się tym przejmować.
- Na kogo stawiasz?- spytała z uśmiechem, na co się zaśmiałam.
- No jak to na kogo... na Stefana, a ty?
- Ja na Petera- powiedziała z uśmiechem- Jeszcze ma szanse... a jak nie Peter to dzisiaj wygra Gregor. Wypadało by pokibicować mężowi- przyznałam jej racje i obie zaczęłyśmy się śmiać. Wiatr na szczęście tylko postraszył i umożliwił sprawiedliwą rywalizacje. Obie z wielkim entuzjazmem kibicowałyśmy zawodnikom, nie ważne jakim, każdy zasługiwał na wsparcie naszym zdaniem. Obie wybuchnęłyśmy głośnym dopingiem dopiero, gdy na belce zasiadł Gregor. Zaciskałam mocno kciuki mając nadzieje, że pokaże klasę. Skoczył bardzo dobrze, no może nie jakoś.... nie wiadomo jak doskonale, ale bardzo dobrze.
- Amelka... Zobacz, teraz wujek objął prowadzenie- zwróciłam jej uwagę i pokazałam jej palcem na skocznie, na co ona zaczęła klaskać. Kolejnymi zawodnikami którzy sprawiali, że poderwałyśmy się z niezwykle entuzjastycznym dopingiem, byli kolejni Austriacy, Polacy no i Peter Prevc. Gdy pierwsza seria dobiegła końca Gregor zajmował 9 pozycję, dzięki czemu cały czas się szczerzył i był w niesamowitym humorze. Prowadził Stefan, mając 0.1 pkt przewagi nad drugim Peterem. Trzeci był Kamil tracąc do lidera 0.4 pkt i mający przewagę 0.2 punktu nad Severinem. Wszystko mogło się zdarzyć, ale gdyby taka sytuacja się utrzymała to Stefan zdobędzie Kulę, a Peter stanie na najniższym stopniu podium. Atmosfera była niesamowita! Naglę zaczęłam wierzyć, że Peter ma szansę na Kulę. Gdyby tak pokonał Stefana i wygrał zawody to przegoni go w klasyfikacji generalnej, a do tego, jakby tak Kamil uległ Severinowi to wygrywa Kulę. Wystarczy, że Stefan będzie drugi, a Kamil czwarty. W przeciągu kilku minut ten Słoweniec nabrał woli walki i zamierzał zawalczyć o największe trofeum. Bomba! Niech żałują wszyscy, którzy nie widzą tego konkursu. Kibice szaleli, ale jak się okazało później jeszcze jedna osoba, chciała wprowadzić więcej zamieszania. Kiedy Gregor zasiadał na belce nikt z nas nie mógł przewidzieć co zaraz się stanie. Widziałam skupienie na jego twarzy. Wziął raz jeszcze głęboki wdech i teraz wpatrywał się w trenera czekając na znak. Kuttin machnął chorągiewką, a Gregor ruszył. Tłumy fanów zaczęły krzyczeć i go dopingować, aby już za chwile wszystkie sektory poderwały się z miejsc i wybuchły niesamowitym okrzykiem szczęścia. Już gdy wyszedł z progu widziałam, że to będzie daleki lot. Gregor poleciał na 249,5 metr i jeszcze do tego wylądował, co prawda nie zaznaczając telemarku, ale jak na taką odległość lądowanie było cudowne. Theodor aż zaczął skakać z radości, a myśmy oniemiały. Cios jaki wymierzył nowym rekordem był tak silny, że po kolei nikt nie potrafił mu odpowiedzieć i "podnieść rękawicy". To był Gregor jakiego zawsze znałam i najbardziej podziwiałam. Jednym swoim skokiem potrafił wskoczyć na podium... ale czy i tym razem? Na belce zasiadał właśnie Kamil. Severin nie podołał i w tej chwili Peterowi pozostał jeszcze tylko Gregor. Jeśli Kamil i Stefan go nie pokonają, ale on tak, Kula powędruje do niego. Kamil zdawał się niezwykle spokojny. Ruszył z belki, ale odległość jaką osiągnął pozwalała mu jedynie zająć miejsce za Gregorem.
- Jeśli teraz Peter go pokona to ma już właściwie Kule w kieszeni....- powiedziała z uśmiechem.
- Komu ty kibicujesz mamo!- oburzył się Theo i dalej oglądał. Mimika twarzy Petera jak zwykle nie wyrażała nic. Wpatrywał się w swego trenera i czekał. Już myślałam ze Goran Janus karze mu zejść z belki, ale ostatecznie pan Miran Tepes zapalił zielone światło i słoweński szkoleniowiec mógł puścić swego podopiecznego. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali co z tego wyniknie. Skok- dobry, lądowanie- przyzwoite. Teraz nawet Peter wpatruje się w swoje nazwisko i wyczekuje cyfry, która się przy nim pojawi. Jego twarz pozostała nieprzenikniona, ale byłam pewna, że był zawiedziony, gdyż na ekranie pojawiła się 3. Teraz tam na górze pozostawał jeszcze tylko jeden... wszyscy wiedzieli, że stać go na wiele. Był na mamucie, w swoim królestwie. Gdy operator go pokazał nie był ani szczęśliwy, ani smutny. Skupiony w najwyższym stopniu, odetchnął głęboko i ruszył od razu, gdy tylko Heinz dał mu znak. Wzbił się w powietrze i szybował nad zeskokiem. "Będzie daleko, tylko na ile?" Wylądował zaznaczając telemark, lecz odjechała mu narta. "Może nikt nie zauważy..." przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam na Gregora, który z uśmiechem stał na miejscu przeznaczonym dla lidera i skupiony wpatrywał się w ekran, gdzie za chwile ukarze się informacja na którą wszyscy czekali. W ułamku sekundy Gabriela zakrzyknęła ze szczęścia, a Theodor nie zważając na nic przebiegł między barierkami i pobiegł przytulić tatę. Gregor wziął go na ręce i pozwolił, by mały zawiesił się mu na szyi, ale chyba nadal nie dochodziło do niego, co się dzieje. Stefan podszedł do niego i z uśmiechem mu pogratulował.
- Nie cieszysz się?- zdziwił się- Stary... Właśnie pozbawiłeś mnie Kryształowej Kuli- zażartował. Prawda. Stefan po swym skoku zajął drugie miejsce przegrywając o 0.1 pkt i odrobił do Kamila 20 pkt, w związku z czym zrównali się i decydowała ilość wygranych konkursów, w czym niestety Kamil był lepszy aż o jedno zwycięstwo i to właśnie mu przypadała Kryształowa Kula. W końcu to chyba do niego dotarło, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej i przyjął gratulacje Stefana, jednocześnie przepraszając.- Daj spokój... co to jest 0.1 punktu... Moja wina, trzeba było ładniej skakać.- Gregorowi ewidentnie było trochę głupio, że przez 0.1 punktu, której miał przewagę, jego kolega z kadry nie zdobył Kryształowej Kuli. Kiedy Gregor stał na najwyższym stopniu podium Gabriela nagle się rozpłakała i mnie przytuliła.
- Hej... Gabriela co się stało?- spytałam w szoku. Wszystko wszystkim... ale to było dziwne.
- Dziękuję, że przy nim byłaś i zawsze mógł na ciebie liczyć. Gdyby nie ty... to wszystko mogło by się inaczej skończyć, a on nigdy nie trafił by do naszej kliniki...- powiedziała szczerze- Uratowałaś mu życie..- To były najpiękniejsze słowa jakie mogłam usłyszeć... Aż zaniemówiłam! Spojrzałam jeszcze raz na mojego przyjaciela, który odbierał gratulacje od pozostałych zawodników i uśmiechnęłam się lekko. Bardzo dobrze pamiętałam Gregora, siedzącego w środku nocy przy szklanej szybie, opatulonego kocem i odliczającego czas między dawkami leku... Otarłam szybko łzę, które spływała po moim policzku. Teraz to były już tylko przykre wspomnienia. Moje modły zostały wysłuchane.
- Dziękuję..- szepnęłam spoglądając w niebo.
_____________________________________________
Brak słów... Tak strasznie przepraszam! Za to u góry i za to, że dopiero teraz! Niby wakacje, a czasu tak mało... Mam nadzieję, że rozdział trochę wynagrodzi Wam moją nie obecność... Nie powala, ale końcówka mnie osobiści bardzo się podoba. Mam nadzieję, że całość była zdatna do przeczytania, bo końcówka... to jedyne co mi się podoba. 
Jak tam wakacje Wam mijają? Mnie CUDOWNIE!!! :D Najpiękniejsze, najlepsze i w ogóle naj, naj, naj w moim życiu :) Szkoda, że już pomalutku zmierzają do końca... Nie zrobiłam przez ten czas totalnie nic co sobie obiecałam, ale czuję się szczęśliwsza :D 
Wracając do rozdziału. Kolejny mam nadzieję, że nie długo i jeszcze przed rozpoczęciem roku to opowiadanie dobiegnie końca. Jak będzie to się okaże :) 
Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, a jak na razie DO NASTĘPNEGO!