środa, 8 października 2014

ROZDZIAŁ X: Gdy utracisz sens życia ja zwrócę ci uśmiech...

Siedziałam w kompletnym szoku... Kuba odsunął się ode nie z lekkim uśmiechem.
- No wreszcie przestałaś opowiadać głupoty. Teraz możemy porozmawiać- odparł spokojnie, a ja w końcu odzyskałam zdolność mówienia.
- Co ty odwalasz? Nie zagalopowałeś się przez przypadek?!
- No świetnie.. znowu zaczynasz...Mam znów cię uciszać? Spokojnie, żartuję...- powiedział  widząc moje spojrzenie.- To co...teraz możesz powiedzieć co się stało?- spytał z troską. Do pokoju wszedł Gregor.
- Lekarz przyjechał... Wpuściłem go. Mam nadzieję, że się nie gniewasz?- zaśmiałam się lekko.
- Oczywiście, że się nie gniewam. Boże...ale musiałam was ochrzanić, że taki...cichy chodzisz.- Gregor uśmiechnął się lekko i wprowadził lekarza.
- No i znów się spotykamy moja panno. Co tym razem?
- Przewróciłam się na WF-ie i jakoś tak..kostka mnie boli.
Lekarz od razu zaczął oglądać moją nogę i oświadczył, że chce zrobić potrzebne badania, więc będzie lepiej jak zawiozą mnie do kliniki. Chłopcy jak na zawołanie wyjęli z kieszeni kluczyki i ruszyli w moim kierunku.
- STOP! Czy pan doktor przyjechał może autem?- lekarz z uśmiechem przytaknął- To może mógłby pan mnie zabrać? Po co chłopcy mają się fatygować.
Zaśmiał się i pomógł mi dojść do samochodu. Odjechaliśmy zostawiając chłopców w osłupieniu. W klinice ponownie obejrzał moją kostkę i zrobił mi badania. Na szczęście okazało się, że to nic poważnego i kilka dni oszczędzania nogi wystarczy. Zapisał mi maść i kazał odpoczywać. Podziękowałam mu i wróciłam do domu taksówką ignorując stojących na korytarzu przyjaciół. "Ja im przyjeżdżać nie kazałam..." Co prawda mieli mi to za złe, ale skoro oni uważają, że mogą zachowywać się dziecinnie to ja tym bardziej. W domu jednak nie odpuścili mi i nim zdążyłam coś powiedzieć Kuba siłą zawlókł minie do łóżka, a Gregor położył mi na kostce okład. Austriak opuścił nas by zrobić mi obiadokolację i zostaliśmy sami.
- No i teraz będzie dziwnie...- westchnęłam- możesz mi powiedzieć...dlaczego mnie pocałowałeś?- Kuba zamyślił się na chwilę.
- Zrobiłem to po to by cię uciszyć. Gadałaś bez sensu i w ogóle nie słuchałaś. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy. Przepraszam...- zmierzyłam go wzrokiem.
- Czyli zrobiłeś to dlatego, żebym w końcu przestała gadać i zaczęła słuchać? Tylko dlatego..tak?
-T..tak.-odparł i uśmiechnął się do mnie.
- To dobrze- odwzajemniłam uśmiech i od razu atmosfera się polepszyła. Chłopcy usługiwali mi do późna, aż w końcu udało mi się zmusić Kubę by wrócił do domu. Następnego dnia nie poszłam do szkoły, lecz w piątek boląca kostka nie była już wytłumaczeniem dla moich rodziców. Z niechęcią wstałam i przygotowałam się do szkoły. Zeszłam do kuchni i zobaczyłam mego współlokatora.
- Zrobiłem ci śniadanie...może cię odwieźć? Daj spokój... Nie przejmuj się tym co o tobie mówią...- spojrzałam na niego i bez słowa się przytuliłam. Chłopak zaskoczony objął mnie.
- Dziękuję... Jeśli możesz to będę wdzięczna za podwózkę.
Gregor uśmiechnął się do mnie i podsunął mi kanapki z sałatą, ogórkiem i pomidorem.  Gdy zjadłam wziął mi torbę i podprowadził do samochodu.  W drodze dostałam SMSa od Kuby.

"Hej.  Życzę ci miłego dnia! Uśmiechnij się! Ja na weekend wyjeżdżam tak jak mówiłem... ale w razie czego dzwoń. Będzie dobrze! ;)"

Podziękowałam mu i życzyłam miłego wyjazdu. Pod szkołą Gregor wysiadł z samochodu i za nim sama zdążyłam otwarł drzwiczki i pomógł mi wysiąść.
- Dziękuję- powiedziałam i lekko wspięłam się na palce by dać mu całusa w policzek. Z uśmiechem nachylił się by mi pomóc.
- Mam co prawda trening, ale w razie czego dzwoń to przyjadę.
Pomachałam mu na pożegnanie i z uśmiechem ruszyłam do szkoły. W sali z chemii od razu znalazłam tą, której szukałam
- Hej Oliwia! Mogę z tobą siedzieć?
- Jasne. Nie ma problemu i tak zawsze siedzę sama. - odparła z uśmiechem i zdjęła z krzesła torbę by zrobić mi miejsce. Ignorując ciekawskie spojrzenia i zaczepki zwróciłam się do koleżanki.
- Słuchaj jutro robię małą imprezę urodzinową i może chciała byś wpaść?
- Miło mi, że mnie zapraszasz...
- Lepiej pilnuj swoich chłopaków gdy ona jest w pobliżu.- wtrąciła się jedna dziewczyna.
- Zamknij się, bo nie z tobą gadam. To co wpadniesz?- Oliwia uśmiechnęła się do mnie.
- Z chęcią przyjdę.- odparła i zbliżyła się - a tych dwóch chłopaków, z którymi cię widziano też zaprosiłaś?- dodała szeptem.
- Em... Tak i ...i nie- odpowiedziałam uzmysławiając sobie ten fakt.- Jednego z nich, Kubę zaprosiłam ale nie przyjdzie, ponieważ gdzieś wyjechał, a tego drugiego, Gregora...
- To ten któremu dałaś całusa w policzek dziś przed szkołą?
- Tak to ten. Go nie zaprosiłam w sumie...- dziewczyna spojrzała na mnie zdziwiona.
- Czemu?
- No... Nie wiem - uśmiechnęłam się do niej- widzisz powiem ci coś w sekrecie. On wynajmuje u nas pokój i jakoś nie brałam pod uwagę, że go nie będzie....
- Mieszkacie razem?
- Cicho... No tak. To skomplikowane. Jak tylko się zobaczymy muszę go zaprosić....
Lekcja minęła nam miło, ale na przerwie okazało się, że nie tylko moja klasa postawiła sobie za punkt honoru dręczenie mnie ale także cała reszta szkoły. Dwóch chłopaków zaczepiło mnie na korytarzu łapiąc za rękę i przyciągając do siebie żartując sobie, że dziś chcą by była na nich kolei. Od Oliwi dowiedziałam się, że nazywają się Jeremi i Bruno. Miałam serdecznie dość tych wszystkich ludzi. Gdy wpadłam na Martę, a właściwie to ona zaszła mi drogę, byłam pewna, że i ona jeszcze sobie nie odpuściła, a po interwencji Kuby będzie jeszcze gorzej.
- Jeszcze tego pożałujesz- wysyczała spoglądając mi w oczy po czym poszła do przyjaciółek.
-Tak strasznie bym chciała by sobie odpuścili, przecież to nie ich sprawa kto mnie odwozi i dlaczego...- powiedziałam do nowej koleżanki, która spojrzała na mnie z troską.
- W końcu im się znudzi...
- Tylko kiedy?!- poczułam wibracje w kieszeni i od razu wyjęłam telefon.

Numer nieznany:
"Przeczytałem Twoje ogłoszenie. Z chęcią skorzystam. Ile bierzesz?"

Poczułam jak nogi się pode mną uginają. Dostałam następną wiadomość.

Numer nieznany:
"Interesujące ogłoszenie, a przychodzisz też do domu?"

 Wciągu kilku następnych minut dostałam następne wiadomości o podobnej treści. Poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Na horyzoncie pokazała się Marta z dumnym uśmiechem. Oliwia złapała mnie za ramię i zabrała do toalety. Wyjęła mi telefon z ręki i przeczytała wiadomości.
- Teraz to już przegięła! Ja jej pokaże...- powiedziała i rzuciwszy mi telefon wybiegła z pomieszczenia zostawiając mnie samą. Nie mogłam dalej udawać, że sytuacja ta mnie nie rusza. Wzięłam telefon i od razu wykręciłam numer. Po kilku sygnałach usłyszałam rozbawiony głos przyjaciela.
- No hej Alicja! Słuchaj przepraszam cię, ale teraz jestem na prawdę bardzo zajęty- usłyszałam czyjś głos w słuchawce i Kuba wybuchł śmiechem- Cicho idioto!..Na pewno dasz sobie jakoś radę....Dasz prawda?
- T..tak- wykrztusiłam i rozłączyłam się. Miałam wrażenie, że coś we mnie pękło i wybiegłam z łazienki, a następnie ignorując moją koleżankę słuchającą "kazania" dyrektora, która próbowała mnie zatrzymać wybiegłam ze szkoły. Chciałam być w domu jak najszybciej. Znaleźć się w moim pokoju i tam zaszyć się tak by nikt mnie nie znalazł. W końcu jednak ból kostki był już nie do zniesienia i przystanęłam na poboczu pustej drogi.
- Hej ślicznotko! Dokąd tak pędzisz?
- Już myśleliśmy, że cię nie dogonimy.- odwróciłam się i ujrzałam dwóch chłopaków, których imiona poznałam dzięki Oliwi. Pomimo bólu ruszyłam dalej, chcąc od nich uciec.
- Jeremi łap ją!- chłopak zareagował od razu i chwycił mnie za ramię powalając na ziemię.
- Taka ślicznotka...Naraziłaś się mojej dziewczynie, wiesz...Obiecałem, że dam ci nauczkę. Szkoda by było przy okazji nie skorzystać- powiedział i obydwoje zaczęli się śmiać. Bruno ukląkł przy mnie i spojrzał mi w twarz.
- No i gdzie ten twój wielki obrońca, przez którego Marta ma przerąbane? Nie ma go? Co za strata...Dla nas korzyść. Bierzemy ją do auta- powiedział śmiejąc się i razem z kolegą podnieśli mnie, by wsadzić mnie do auta. Zaczęłam się z nimi szarpać i wołać pomocy. Napastnicy byli jednak silniejsi i straciłam już jakąkolwiek nadzieję, gdy usłyszałam głos, który sprawił, iż mojej serce przyspieszyło.
- Zostawcie ją!- Gregor podbiegł do nas odpychając chłopaków na bok. Upadłam na ziemię i z przerażeniem spoglądałam na chłopaków, którzy teraz siłą odpowiedzieli mojemu przyjacielowi. Nie wiedząc do końca co robić pobiegłam do najbliższego domu, błagać o pomoc. Szczęście uśmiechnęło się do mnie, bo akurat zastałam jakiegoś pana potężnej budowy, który razem ze mną wrócił do bijących się chłopaków. Gdyby nie fakt, że sytuacja była przerażająca, zaśmiałabym się widząc jak Bruno z kolegą po chwili uciekają jak tylko mogą najszybciej przewracając się jeden o drugiego. Mężczyzna razem z Gregorem podeszli do mnie i poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Machinalnie zaczęłam się bronić i dałam temu komuś kopniaka.
- To ja!- usłyszałam głos mojego przyjaciela , który nie zdążył uniknąć i syknął z bólu.
- Przepraszam...- wyszeptałam i pozwoliłam, by mnie objął.- Zabierz mnie do domu..
Chłopak wziął mnie na ręce i zabrał do samochodu, by następnie, przekraczając wszelkie ograniczenia przywieść mnie do domu. Wyrwałam mu się, nim zdążył zareagować i już po chwili siedziałam skulona w kącie mojego pokoju. Chłopak zapukał do drzwi, które w przeciwieństwie do poprzedniego razu zamknęłam od środka. Szczęśliwa, że teraz zostanę sama i nikt nie będzie chciał, znów pocieszać mnie kłamstwami zaczęłam płakać.
- Alicja proszę... na pewno da się coś zrobić- powiedział Gregor, który jakimś cudem klęczał przy mnie.
- Zostaw mnie! Nie mam zamiaru słuchać kłamstw. Co chcesz mi powiedzieć? Będzie dobrze? Na mnie możesz liczyć? Zawsze będę obok by ci pomóc? Razem damy radę?!! To wszystko już słyszałam! Obietnice bez pokrycia....Mówić każdemu łatwo, ale żeby potem spełnić obietnice to już nikogo nie ma! Wszyscy jesteście tacy sami, a ja zawsze głupia wierzę, że tym razem będzie inaczej...- Gregor ponownie spróbował mnie przytulić, lecz i tym razem tylko oberwał.- Odczep się i mnie nie dotykaj! Wyjdź!
- Alicja...nie wiem co, kto, ci kiedyś zrobił, ale ja taki nie jestem...chcę..
- Ja taki nie jestem... Ja ci pomogę... Chcę tylko ci pomóc?- zaśmiałam się ironicznie- Toście się dobrali.. Ty i Kuba... i co? Jeszcze dziś rano obiecał mi, że w razie czego mogę dzwonić... No i gdzie on jest? Obiecał, że zawsze będzie obok...że mi pomoże...Jestem głupia, że w to uwierzyłam.. wiem. Nie popełnię tego błędu po raz kolejny..
- On...Na pewno...Nie wiem czemu nic nie zrobił...ale przecież wiesz, że wyjeżdżał...Nie myśl o nim. Ja na prawdę chcę ci pomóc.
- Mnie się nie da pomóc! Kiedy wy w końcu to zrozumiecie?! Ja nie chcę waszej pomocy!- nie do końca świadoma co robię zdjęłam bluzę odsłaniając przedramiona pokryte wieloma, cienkimi bliznami. Jedne były już wyblakłe inne świadczyły o tym, iż pojawiły się niedawno- Widzisz?! Mam gdzieś waszą pomoc! Zawsze to samo! Ja chcę pomóc, ja chcę pomóc...A jak? Bo usłyszałam to już w moim życiu milion razy! Tak na prawdę wszyscy mają mnie gdzieś...W prawie wszyscy...Bo gdy po raz kolejny nienawidząc sama siebie chciałam po prostu to wszystko zakończyć znalazły się dwie osoby, które mnie nie olały.. Dwie...Były ze mną...To teraz moi rodzice pozbyli się i ich wywożąc mnie ponad 150km! Tak będzie lepiej Alicja! Znajdziesz lepszych przyjaciół! Super! Dziękuję za takich przyjaciół...
- Alicja mam serdecznie dość! Przestań na mnie krzyczeć i spójrz na mnie!- zaskoczona spojrzałam na chłopaka. Na jego twarzy malował się smutek i wściekłość- Przestań mówić jak to inni cię zranili! To było i nie należy do tego wracać. Nie oceniaj wszystkich z pryzmatu ludzi, którzy cię zawiedli..Nie zawsze możemy mieć w życiu to czego chcemy...
- O proszę!... I odezwał się ten, który rozpłakał się na skocznie bo nie został mistrzem olimpijskim...- przegięłam...Wiedziałam, że to go zabolało, ale nie potrafiłam...nie chciałam go przepraszać. Byłam pewna, że po tym co teraz powiedziałam wyjdzie zostawiając mnie w spokoju. Pomyliłam się..Zobaczyłam w jego oczach jak mocno go to ugodziło. Usiadł obok mnie i przez chwilę po prostu siedział.
- Prawda... Może nie jestem najlepszą osobą do takich kazań...Choć nie...Właściwie to jestem...- spojrzał na mnie z determinacją.- Nie zdobyłem złota...
- Ty byłeś 7 i 11...- zamilkł na chwilę.
-Owszem...Dość kiepsko mi poszło.
-Tragicznie...
- Weź na chwile się zamknij...- spojrzałam na niego z oburzeniem- Nie było tak jakbym chciał...Dziękuję, że mi to przypominasz...Spodziewałbym się takich docinków po wielu ludziach, ale nigdy po tobie...Przepraszam, że się pomyliłem....Chcesz? Możesz mówić dalej i ranić ludzi, którym na tobie zależy. Proszę. Nie będę ci wmawiał, że mnie to nie rusza...Masz prawo do swojego zdania, ale ja je mam gdzieś. Nie będę udawał, że jestem z kamienia...nikt nie jest. Wiem, że to nie jest łatwe, uśmiechać się, gdy tak na prawdę masz ochotę płakać..Posłuchaj...Przez cały czas sądziłem, że jesteś jedną z tych osób, które nie chcę wierzyć w to co o mnie mówią...Teraz nadal w to wierzę..Może się mylę..Możesz mi pokazać, że jestem kretynem i wybierając ciebie jednocześnie bez wyjaśnień opuszczając trening, a właściwie treningi oraz wystawiając rodzinę i popełniłem błąd. Każdy je popełnia. Podjąłem decyzję i teraz jestem tu, a nie w drodze do mojego domu. Więc z łaski swojej przestań mówić, że mi nie zależy...i jestem taki jak inni.
- Teraz tak gadasz....
- Tak... Gadam tak i szczerze w to wierzę. Chce być szczery z tobą...ty za to okłamujesz samą siebie. Nie chcesz pomocy?- zaśmiał się- I ja mam ci w to uwierzyć? Może fakt...nie chcesz pomocy tylko zrozumienia..i po prostu chcesz by ktoś poświęcił ci czas. Chcesz zostać sama?... Dobrze. Mogę teraz wyjść i pojechać do rodziny.- nie odezwałam się. Chłopak otworzył usta jakby coś chciał dodać, ale po chwili zamknął je zrezygnowany i wstał by wyjść i zostawić mnie w spokoju. Złapałam go za dłoń.
- Proszę nie zostawiaj mnie...- uśmiechnął się lekko i mnie przytulił.
- Nigdzie się nie wybieram.
Staliśmy tak przez chwilę, aż w końcu przekonana przez niego zgodziłam się pojechać na policję i przedstawić całą zaistniałą sytuację. Później zabrał mnie na obiad i razem wróciliśmy do domu. Moi rodzice wyjechali na weekend, a Ania jeszcze nie przyjechała na moje urodziny o których z resztą kompletnie zapomniałam. Zmęczona całym dniem poszłam spać bardzo wcześnie. Nie mogąc zasnąć koło 23 poszłam do mojego współlokatora i zapukałam cicho.
- Hej... Masz może ochotę obejrzeć ze mną jakiś film?- spytałam, gdy stanął w drzwiach. Uśmiechnął się na mój widok i razem zeszliśmy do salonu, biorąc ze sobą poduszki i koce. Postanowiliśmy obejrzeć "Szkołę Uczuć", a właściwie to ja wybrałam, on jedynie nie zaprzeczył. W połowie filmu zmieniliśmy koncepcję i zaczęliśmy oglądać "Epokę Lodowcową" na jego polecenie. Nawet sama nie zauważyłam jak zaczęłam się śmiać i z nim żartować. Spojrzałam na niego śmiejąc się, gdy zaczął naśladować Sid'a i jego "szyszunię". Kompletnie mnie tym rozwalił i zaniosłam się głośnym śmiechem. Gregor sam zaczął się śmiać i zadowolony z siebie spojrzał na mnie.
- Nie sądzisz, że pora już iść spać?
-Pewnie tak..ale..- zawahałam się poważniejąc i spuszczając wzrok.
-Co się stało?- spytał i łapiąc mnie delikatnie za podbródek zmusił bym na niego spojrzała. Nawet nie wiedziałam, że leżymy obok siebie...
- Nie chce wracać do pokoju... Nie chcę zostać sama...Nie śmiej się..- spojrzał na mnie z troską.
- Wcale nie zamierzałem się śmiać. Nie zamierzam cię zostawić samej. Obiecuję...- mówiąc to przytulił mnie do siebie i delikatnie pocałował w czoło.

__________________________
Witam! Oto kolejny rozdział! Mam nadzieję, że nie najgorszy?? Pisałam go kilka razy...ale mam nadzieję, że tym razem w końcu będzie ok :D Nie jest on do końca taki jak chciałam ale obleci. Pod koniec nawet trochę mnie poniosło :D Szczerze mówiąc to sama sobie się dziwię, że Alicja była dla niego taka niemiła T.T
Zapraszam do komentowania i DO NASTĘPNEGO!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz