poniedziałek, 17 sierpnia 2015

ROZDZIAŁ XXXV: "Anioł" odzyskuje skrzydła

Na szczęście Gabriela nie roztrząsała już tej sytuacji i wszystko wróciło do normy. W końcu dane mi było poznać najmłodszego członka ich rodziny. Maluch był naprawdę rozkoszny! Był taki maleńki, aż nie dowierzałam, że naprawdę Amelka też taka była. Chociaż faktem było, że Michael był wcześniakiem i po urodzeniu był od Amelki mniejszy o 6 cm. Gregor śmiał się, że jak po raz pierwszy dali mu g na ręce to bał się go dotknąć. Od razu przypomniał mi się Kuba i to jak się denerwował, że zrobi Amelce krzywdę, bo jest taka maleńka. Miałam okazję zobaczyć jak mój przyjaciel sprawuje się jako ojciec i muszę przyznać, że spisywał się bez zarzutu.  Jeszcze tego samego dnia jak wróciła Gabriela, mogłam zobaczyć jak mój przyjaciel zajmuje się Theodorem i pociesza go, po nie udanym treningu. Chłopiec źle wylądował i wywrócił się dość boleśnie, skręcając sobie kolano. Gregor w przeciągu godziny był z małym w domu po wizycie u chirurga. Fakt, sporo zawdzięczał swym pieniądzom, ale prawda była taka, że był wspaniałym ojcem. Aby Theo się nie przemęczał, przyniósł go na rękach i dopilnował, by mały miał wszystko czego potrzebuje.  A jeśli chodzi o młodszego, to widząc go z Michim z trudem się powstrzymywałam, aby nie zrobić "Oooo! Jak słodko!". Bez słowa skargi wstawał o każdej porze dnia i nocy, kiedy mały płakał. Usypiał go codziennie bez problemu z wielką chęcią się nim zajmował. W czwarty dzień mojej wizyty Gabriela od rana była nie do życia. Nie dość, że koszmarnie bolała ją głowa to jeszcze nie miała siły wstać. Sama byłam świadkiem tego jak Gregor ją łapał bo zasłabła. Mój przyjaciel od razu chciał dzwonić na pogotowie, ale ona go przekonała, że to nie jest potrzebne. Zrobił jej herbaty i zabrał chłopców na długi spacer, by mogła w domu w ciszy odpocząć. Spędziłam z nimi w sumie pięć dni i doszłam do wniosku, że jest niezwykle dobrze poukładany. Potrafi zająć się chłopcami, umie gotować i to bardzo dobrze, sprząta bez słowa skargi, umie obsługiwać pralkę, i zrobić pranie, co nie zawsze chodzi w parze, w przerwach jeszcze remontuje dom i naprawia synowi sprzęt, chodzi z nim na treningi, do tego jest na każde zawołani żony, a jak "podrzuciłam" mu Amelię, to potrafił mieć jednocześnie oko na nią, na śpiącego Michiego, robić obiad i pomagać Theodorowi w zadaniu domowym w czasie, gdy Gabriela spała, bo bardzo źle się czuła. Mistrz! Co prawda w pewnym momencie jego podzielność uwagi trochę go zawiodła i się poparzył, ale i tak mistrzostwo.  Miałam lekkie wyrzuty sumienia, no bo w sumie nic nie robiłam i mogłam mu pomóc, a ja zamiast go wesprzeć siedziałam i go obserwowałam. Jednak jedno było pewne, to jak się zachowywał, nie było podobne do żadnego innego faceta i nie omieszkałam tego powiedzieć Gabrieli. Zachowywał się jak taka pospolita kwoka domowa. Dziewczyna przyznała mi wtedy rację i stwierdziła, że jest mu za to naprawdę wdzięczna. Że czuje, że ma w nim oparcie i wie, iż może być spokojna. O dziwo kiedy zaczęłam wyliczać jej to, że tak z leksza to przesada i zwróciłam jej uwagę, że prawda robił wszystko o co poprosiła bez żadnych skarg, a nawet z przyjemnością, ale jak by nie było zaniedbuje drużynę i swoją karierę, do kontynuowania której ona go namówiła, sama stwierdziła, że musi interweniować i wygonić go na skocznie do znajomych, bo mu się to należy. Miała ogromne szczęście, że go miała i tym bardziej nie mieściło mi się w głowie, że można by mu mieć cokolwiek za złe, gdyby Kuba zachowywał się tak jak Gregor to teraz on by miał kilka dni wyłącznie na treningi, a ja za nie długo kończyłabym pierwszy rok medycyny. Ale Kuba niestety nie umożliwił mi swym zachowaniem uczęszczania na studia...  Miałam nadzieję, że wyjazd pomoże mi jakoś psychicznie podnieść się na nogi, ale tak się nie stało. Chociaż Kuba mocno mi się naraził i zawiódł na całego, tęskniłam za nim i to strasznie.
- Gregor... możemy porozmawiać?- spytałam cicho, kiedy mój przyjaciel uśpiwszy młodszego z chłopców, cicho przymknął drzwi.
- Pewnie... Co się stało?- spytał, z troską mnie obserwując.
- Chcę wracać do domu... do Kuby.
- Żartujesz?- spytał nie dowierzając- On się do ciebie przez miesiąc nie odezwał... miał gdzieś co się dzieje z Amelką, a ty chcesz do niego wrócić? Może jeszcze przeprosisz go za to, że zaniedbywał rodzinę?- westchnęłam cicho.
- Wiem... Zawalił, ale chcę dać mu szansę. Jestem pewna, że on żałuje... Amelka potrzebuje ojca, a wiem, że mu na niej też zależy...
- Miesiąc się do was nie odzywał...Ally zrobisz jak uważasz... Rozumiem, że go kochasz, ale wszystko ma swoje granice. - zamilkł na chwilę i nad czymś myślał- Mogę cię zawieść na lotnisko w każdej chwili... Jesteś pewna, że chcesz wracać?- pokiwałam głową- Nie tylko o to chodzi... prawa?- uśmiechnęłam się blado. To niesamowite jak dobrze mnie znał.
- Chcę z nim szczerze porozmawiać i...nie wykluczam tego, że powiem mu co się stało..- wyznałam.
- Jaja sobie robisz? Przecież wtedy Gabriela się dowie...
- Poproszę go, by jej nie powiedział. Gregor ja muszę mu to powiedzieć...- zaczął przeklinać pod nosem i nerwowo chodził tam i z powrotem.
- Boże Alicja... Rozumiem, że masz wyrzuty sumienia... ja też mam i to cholerne, bo to ja cię pocałowałem.... ale jeśli Gabriela dowie się o tym i o tym, że ją okłamałem.... Błagam cię, nie chce jej stracić- powiedział zrozpaczony.- A co jeśli Kuba cię nie posłucha? Jeśli na przykład się powiedzmy, że się pogodzicie, ty mu powiesz i znów się pokłócicie? Jak myślisz komu pierwszemu on powie, co?
- Gabrieli...- przyznałam smutno.- ale gdybyś sam jej powiedział, to może by ci  wybaczyła...- posłał mi błagalne spojrzenie- Niech będzie... spróbuję mu nie powiedzieć, ale tego nie obiecuję... Tobie wtedy powiedziałam.- wypomniałam, a on spojrzał na mnie ze smutkiem i po chwili wypsnęło mu się jeszcze jedno przekleństwo.
- Ty gadasz przez sen...- powiedział załamany.- Zwłaszcza jak coś cię męczy, to śpisz niespokojnie i gadasz przez sen...
- Skąd wiesz?- zdziwiłam się.
- Bo mi wtedy też wygadałaś przez sen... dlatego cie podpuszczałem, byś mi powiedziała...- lekko mówiąc doznałam szoku- Cholera....Dobra. Niech będzie, powiedz mu, a ja.... jej też powiem i niech się dzieje wola nieba... - stwierdził smutno i ruszył korytarzem.
- Nie... Gregor... Boże!- zdenerwowałam się.
- Cicho, bo mi dziecko obudzisz- upomniał.
- Teraz chcesz jej powiedzieć?-przestraszyłam się.
- A na co mam czekać? Na to, aż się rozmyślę?- westchnął zrezygnowany- Jeśli teraz tego nie zrobię, to zwyczajnie stchórzę.- powiedział smutno.
- Gregor... To najgorszy plan pod słońcem. Naprawdę sądzisz, że ona tak po prostu przyjmie to do wiadomości? To trochę egoistyczne, ale tą jedną noc chciałam tu jeszcze być...- Gregor westchnął cicho i przyznał mi rację. Umówiliśmy się, że odwiezie mnie i Amelię na lotnisko następnego dnia rano, a Gabrieli powie, kiedy stwierdzi, że dziewczyna ma dość dobry humor. Długo biłam się z myślami, czy prosić Kubę by nas odebrał. Bałam się, że zignoruje moją prośbę... W końcu jednak postanowiłam dać mu szansę.

DO KUBA:
"Hej. Jutro koło 14 będziemy z Amelią z powrotem w Polsce. Wiem, że pewnie masz to gdzieś, ale byłabym wdzięczna, gdybyś mógł nas odebrać.
Alicja"

Kiedy przyszło mi się pożegnać z przyjacielem, po raz kolejny po mych policzkach popłynęły łzy. Bałam się, że Kuba nie przyjedzie. Nawet nie odpisał na mojego SMSa... Czego ja się właściwie po nim spodziewałam? Nie odezwał się do nas przez miesiąc. Nawet nie przyszedł zobaczyć się z małą, a teraz oczekiwałam, że przyjedzie nas odebrać z lotniska? Gregor przytulił mnie na pożegnanie i obiecał, że w razie czego zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Amelka koniecznie nie chciała się z nim żegnać i zaczęła płakać.
- Hej... Nie płacz księżniczko.- zaczął ją uspokajać, wziąwszy małą na ręce. Kolejna rzecz jakiej Kuba nie robił. To nie on ją uspokajał, gdy wyjeżdżał, tylko to zadanie spadało na mnie.- Jedziesz z mamą do domu, będziesz miała wszystkie twoje zabawki... a za jakiś czas na pewno znów będziesz skazana na oglądanie mnie. Zobaczysz.. No księżniczko, uśmiechnij się. Chcesz żeby Pan Królik widział cię w takim stanie?- próbował dalej wziąwszy do reki jej ulubionego pluszaka, małego czarno-białego królika i udając, że to mówi pluszak zaczął ją przekonywać, żeby się uśmiechnęła. Udało się i w końcu się uspokoiła. Przytuliła go mocno i razem ruszyłyśmy w podróż do domu. Nie miałam pojęcia jak on to robi, ale potrafił ją uspokoić jak nikt inny. Kolejny raz zaczęłam się zastanawiać, jak Gabriela mogła nie zauważyć jakim on jest świetnym ojcem.  Miałam nadzieję, że to nie były jedynie puste słowa i naprawdę zmieni się choć trochę sytuacja w ich domu. Kiedy wysiadłyśmy w Polsce uważnie przyglądałam się stojącym ludziom. Miałam szczerą nadzieję, że w tłumie zobaczę Kubę, ale tak się nie stało. Otarłam szybko łzę i wziąwszy torbę i Amelkę zamierzałam iść na postój TAXI.
- Ally!- usłyszałam i odwróciwszy się zobaczyłam Maćka, który szybko nas dogonił i wziął ode mnie torbę.
- Mam nadzieję, że ci nie pokrzyżowałyśmy jakichś planów?- spytałam smutno.
- Co ty...  Z wielką chęcią po was przyjechałem.- odparł z uśmiechem, pakując torbę do bagażnika.
- O... Masz nawet fotelik z auta Kuby....- zauważyłam, zapinając małą- A swoją drogą, czemu ciebie przysłał?- Maciek zasiadł milcząc przed kierownicę. Zapięłam pasy i spojrzałam na niego.- Pytałam...
- Wiem- przerwał mi- Kuba leży w domu i ledwo umie dojść do łazienki.... Trzy dni temu dopiero wyszedł ze szpitala- powiedział smutno.
- Co?! Z jakiego szpitala?!
- No... co ty... nie oglądasz zawodów? Nie zauważyłaś jego braku?
- Jakoś nie miałam czasu.... Co się stało?- spytałam z troską.
- Miał wypadek samochodowy... który z resztą on spowodował. Bogu dzięki tylko on w nim ucierpiał. Miał skomplikowane złamanie nogi w kilku miejscach i złamane cztery żebra. Wszyscy chcieliśmy ci powiedzieć ale nie pozwolił.... Po pierwsze bał ci się przyznać, że to z jego winy, bo niejednokrotnie prosiłaś by jeździł ostrożnie, a po drugie... nie potrafił jakoś się przemóc, by cię przeprosić. Debil jakich mało... ale od miesiąca co wieczór mi się marze jakim jest idiotą.
- Fajnie...- powiedziałam wychodząc z samochodu i zaczęłam rozpinać małą.
- Ally...Poczekaj... Ja wiem bronię go, ale dziwisz się mi?- westchnął zrezygnowany.
- Przestań gadać i jak możesz to weź torbę- poprosiłam. Maciek od razu zrobił to, o co poprosiłam. Biłam się z myślami, co powinnam teraz zrobić. Rozsądek podpowiadał mi co innego niż serce. Tak bardzo się teraz o niego martwiłam... Może popełniałam błąd, ale musiałam go zobaczyć, a rozsądek w tej chwili nie miał znaczenia.- Maciek... Mógłbyś nas do niego zabrać?- spytałam, a on uśmiechnął się tryumfalnie i pokiwał głową. Bałam się, że tego pożałuję... tak bardzo już za nim tęskniłam, że nie wiele on potrzebował do tego bym mu wybaczyła. Kiedy pani Małgosia nas zobaczyła od razu przybiegła by nas przywitać i przytulić. Dostałam od nich całe kazanie na temat tego, że nigdy więcej mam im nie odbierać wnuczki. Nie miałam ochoty się z nimi kłócić, ale przecież nikt im nie bronił nas odwiedzać...Zostawiłam im Amelię i wziąwszy głęboki oddech poszłam do niego. Zapukałam i czekałam na odzew z jego strony. Nic. Zapukałam raz jeszcze, ale również to samo. Zdecydowałam się wejść i od razu go zobaczyłam. Na twarzy miał kilka zadrapań, które jeszcze się do końca nie zagoiły i oddychał strasznie niespokojnie. Przykucnęłam przy nim i z bólem go obserwowałam przez dłuższy czas. Delikatnie chwyciłam go za dłoń, na co on od razu otworzył oczy.
- Ally...- szepnął sam do siebie nie dowierzając- Ja ci to wszystko wytłumaczę.... Jestem idiotą, wiem..... Zawaliłem i to na całego.... Przepraszam- wykrztusił- Tak mi wstyd..... Jak dziecko nie umiałem przyznać się do błędu.....
- Weź się zamknij...- poprosiłam, a on spojrzał na mnie przepełnionym bólem wzrokiem.- Jak się czujesz?- spytałam z troską siadając obok niego.
- Już trochę lepiej... Chociaż nadal jestem bardziej wrakiem niż człowiekiem... Pokarało mnie w końcu za moją głupotę... Naprawdę żałuję.... Proszę daj mi szansę....
- A nie miałeś ich już za wiele?- spytałam, w duchu pragnąc się do niego przytulić, ale wiedział, że zawiódł mnie już nie raz, a nie chciałam, aby znów do tego doszło.
- Wiem... Miałyście być najważniejsze.... a tym czasem zachowywałem się jakbym nie miał rodziny...- jego monolog przerwał mój telefon. Na wyświetlaczu ukazał się numer mego przyjaciela- Chcesz teraz odebrać?- spytał smutno, a ja bez zawahania nacisnęłam zieloną słuchawkę- Fajnie...- szepnął zawiedziony, ale to nie było ważne, gdyż usłyszałam w słuchawce nie Gregora, a zapłakanego Theo.
- Co się dzieje?- zaniepokoiłam się.
- Ally?! Nie wiem co zrobić...- zapłakał.
- Theo spokojnie... Co się dzieje?
- Mama pokłóciła się z tatą... Masz...- stwierdził i po chwili słyszałam w słuchawce ich rozmowę.
- Okłamałeś mnie! Czego się spodziewasz?- zagrzmiała.
- Wiem, nie powinienem... Przepraszam, ale proszę porozmawiajmy spokojnie... Obiecuję ci, że o był pierwszy i ostatni raz. Gabriela...
- Kiedy składałeś przysięgę małżeńską, przysięgałeś mi wierność- przypomniała mu ze złością- Złamałeś ją raz, skąd mam wiedzieć, że nie zrobisz tego znowu?!
- Gabriela proszę cię!  Przysięgam ci, że to nic dla mnie nie znaczyło!
- Ally...- usłyszałam smutny głos Kuby, który z troską mnie obserwował i delikatnie otarł mi łzę.- Co się stało?- spytał. Co miałam mu powiedzieć? Że rozwaliłam przyjacielowi rodzinę? Wzięłam głęboki oddech.
- Zaraz ci powiem... Theo? Jesteś tam?
- Tak...- wykrztusił smutno.
- Możesz mi powiedzieć co się dzieje?
- Mama powiedziała, że nie chce go oglądać i musi to przemyśleć i tata się teraz pakuje...- cudem się powstrzymałam, żeby nie przekląć. "Co ja mam temu dziecku powiedzieć?!"
- Theo proszę cię nie płacz...
- Zrób coś...- poprosił i usłyszałam jak wybucha płaczem. "Cholera jasna!" Rozłączyłam się i od razu oddzwoniłam mając nadzieję, że Gregor ma włączony dźwięk w telefonie. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy, jak zwrócić uwagę przyjaciela na telefon, a za razem małego blondynka, który miał go w ręku. Nikt nie odebrał. Zawahawszy się przez chwilę, wybrałam numer jeszcze raz.
- Alicja Gregor później oddzwoni...- usłyszałam smutny głos Gabrieli, a w tle mojego przyjaciela, który uspokajał chłopca.
- Przepraszam...- powiedziałam.
- Ta...- rozłączyła się, a po moich policzkach popłynęły łzy.
- Alicja... Co się stało?- zaniepokoił się i chociaż widziałam na jego twarzy grymas wywołany bólem podniósł się, by mnie przytulić.
- Popełniliśmy z Gregorem błąd... I oboje mamy teraz straszne wyrzuty sumienia... a że ja chcę ci o tym powiedzieć i prosić byś mi wybaczył zmusiłam go, aby powiedział Gabrieli... Jeśli ich rodzina się rozleci to ja sobie tego nigdy nie wybaczę- rozpłakałam się.
- Nie płacz...- poprosił- Co to był za błąd?- spytał niepewnie- Czy wy...Czy wy przespaliście się ze sobą?
- Oszalałeś?! Nie!
- Bogu dzięki...- powiedział, a po jego minie zrozumiałam, że kamień spadł mu z serca- W takim razie ci wybaczę... Nie zależnie co się stało... to ja powinienem prosić cię o łaskę a nie ty mnie.
- Ale ty nawet nie wiesz co się stało...- zauważyłam.
- Ale nie przespaliście się ze sobą i to mi wystarczy. Co mogliście zrobić? Nie wiem... Całowaliście się?
- I pytasz o to z takim spokojem?- zdziwiłam się-...Tak...trafiłeś.
- Zabolało- przyznał- ale na pewno nie tak jak to, gdy ja zawiodłem ciebie i Amelię, a w dodatku, doceniam twoją szczerość... przyszłaś tu, chcesz mnie wysłuchać pomimo to jak was olewałem... Może to nie będzie bardzo skromne, czy coś... Wiem, że mnie kochasz. No co prawda udowadniasz, że jednak intuicję mam dobrą że z zazdrości nie chciałem się zgodzić... Ale nie chcę cię stracić. Zbyt mocno mi na tobie zależy, by dać ci odejść... Chociaż tak ciężko było mi przyznać się do błędów i przeprosić, gdyby nie ten wypadek już dawno bym przyszedł do was...  Gabriela nie jest głupia... na pewno się pogodzą. Nie przejmuj się.- poprosił. Zlustrowałam go wzrokiem.
- I jak ty chcesz się córce pokazać co? Przecież ty wyglądasz koszmarnie..  będę miała dwójkę dzieci do niańczenia....- Kuba uśmiechnął się.
- Obiecuję ci, że to był ostatni raz. Nigdy więcej was już nie zawiodę... Dziękuję.- uśmiechnęłam się lekko. Teraz pozostawało mi czekać na telefon mego przyjaciela. Modliłam się, aby doszli do porozumienia... Gdyby teraz stracił to szczęście i to przeze mnie... Nie potrafiłabym tego przeżyć. Maciek pomógł Kubie i jeszcze tego samego wieczoru wrócił on do domu. Cały czas rozsądek mi podpowiadał, że popełniam błąd, ale gdy zobaczyłam jak Amelka cieszy się na jego widok wszelkie wątpliwości prysły. Nie mogłabym jej tego pozbawić. Nie zależnie jak czasem był głupi kochał ją, a ona go. Późnym wieczorem w końcu doczekałam się telefonu z Austrii. Jak się okazuje pod wpływem tego jak Gregor uspokajał płaczącego chłopca, gdy Theo prosił, by mój przyjaciel ich nie opuszczał, Gabrieli zmiękło serce i wręcz zabroniła mu się wyprowadzać. Co prawda nadal nie miała ochoty z nim rozmawiać, ale czuł, że jeszcze jest dla nich szansa i wierzył, że niebawem wszystko wróci do normy. Ja również miałam taką nadzieję. Nasze modły zostały wysłuchane. Gabriela nie wytrzymała i po tygodniu przestała go traktować chłodno i wszystko wprawie wróciło do normy. Wprawie, bo wygoniła go na trening spełniając swoją obietnice. Skutek był tego taki, że Heinz wykorzystał sytuację i mój przyjaciel znalazł się w składzie na zawody w Planicy. To byłby grzech zrezygnować z obejrzenia tego konkursu na żywo, a że Kuba czuł się już całkiem dobrze, to pojechaliśmy wszyscy razem. Co prawda nie wolno mu było skakać, ale w tym roku konkursy miały być na prawdę ciekawe. Naprawdę trudno było przewidzieć do kogo powędruje Kryształowa Kula i jeszcze wszystko mogło się wydarzyć. Najbliżej wygrania byli Stefan Kraft, Kamil Stoch, Peter Prevc i Severin Freund, a prowadził właśnie Stefan i szczerze mówiąc byłam niemal pewna, że przypadnie ona właśnie jemu, gdyż w tym sezonie Austriak latał naprawdę wyśmienicie i Małą Kryształową Kulę miał już w kieszeni, a jakby nie było w Planicy mamy loty. Kuba nie podzielał mojego zdania i był przekonany o tym, że przypadnie ona Kamilowi, gdyż jego zdaniem nasz przyjaciel z całej czwórki najlepiej panuje nad nerwami. Zapowiadał się naprawdę emocjonujący weekend. Pierwszy konkurs poszedł tak jak przewidział to Kuba... Stefan lekko się posypał, a na podium stanęli jego rywale. Wygrał Kamil, drugi był Peter, a trzeci był Severin. Stefan był dopiero 13 i tym sposobem Kamilowi udało się nie tyle odrobić punkty, a go przegonić i nieoczekiwanie teraz to Stefan musiał odrabiać punkty, co w sumie nie powinno być takie trudne, gdyż Kamil wyprzedzał go o 20 punktów. Kuba uważał, że w ten sposób wygrał nasz przyjaciel, gdyż taka sytuacja na pewno nie pomoże Austriakowi. Ja tam byłam zdania, że Stefana nie powinno się jeszcze skreślać. Gregor nie zaszalał i konkurs zakończył na 25 miejscu, ale po jego minie zrozumiałam, że z konkursu był zadowolony. Konkurs drużynowy należał do Austriaków. Wszyscy skakali naprawdę dobrze, a wyśmienity lot Stefana, którym wyrównał rekord skoczni był kropką nad "i". Polacy zajęli drugie miejsce, ale Kamil, pomimo takiego sukcesy, był strasznie markotny. Co się dziwić. Kiedy trybuny porwały się w entuzjastycznym krzyku szczęścia, wzrok Stefana powędrował właśnie na Kamila, a jego szeroki uśmiech i to jak pogroził mu palcem, były dla Polaka ostrzeżeniem, że ma się mieć na baczności. Kiedy usłyszałam, że Gregor będzie skakał w drużynie, pomyślałam, że Heinza pogięło... ale widać nie doceniałam przyjaciela. Może nie skakał nie wiadomo jak genialnie, ale wcale nie odstawał od kolegów. Kolejny dzień zapowiadał się naprawdę ciekawie. W serii próbnej Stefan udowodnił, że poprzedni konkurs indywidualny był tylko wypadkiem przy pracy, ale za to Kamil pokazał, że nerwy trzyma na wodzy, a wyczyn jego rywala z poprzedniego dnia jest mu obojętny. Atmosfera się zagęszczała i nawet inni zawodnicy się zakładali, który z tej dwójki zdobędzie kule. Pomimo że Peter i Severin nadal mieli szanse na zdobycie tego trofeum, sami poczynili zakłady, dając do zrozumienia, że oni już siebie nie widzą w tej walce. Dla nich było istotne, który z nich zajmie trzecie miejsce. Sama słyszałam jak Peter rozmawiał z Sverinem, że Kamil i Stefan to już inna liga i oboje nie zamierzają teraz wchodzić im w drogę. Peter stwierdził, że podziwia Kamila za jego spokój i to właśnie mu przypadnie tryumf, natomiast Severin stawiał na Stefana. Jak to on powiedział "Małe to... a zażarte jak nie wiem. Jak taki pies- moje i nie ruszać, bo będę gryzł". Ale wracając do tematu. Seria próbna jeszcze bardziej pobudziła tłumy. Tego dnia tylko jedno było pewne, że czeka nas niesamowite widowisko.
- Wujek!- zawołała uradowana Amelia, widząc zbliżającego się do nas Gregora i przytuliła go, gdy ten wziął ją na ręce.
- No witaj księżniczko!- powiedział z uśmiechem i pomachał mi na przywitanie. Było to dziwne, że nie przytula mnie jak zazwyczaj, ale po paru sekundach zrozumiałam. Ku nam zmierzała także Gabriela z wózkiem i Theo. Czyli Gregor wolał zachować bezpieczną odległość... Przywitaliśmy się i o dziwo Gabriela przytuliła mnie jak to czasem jej się zdarzało.
- Nie widziałam was na poprzednich konkursach- zauważyłam z przyjacielskim uśmiechem, kątem oka widząc, że Amelka znów się uczepiła biednego Gregora i się razem bawią.
- Przyjechaliśmy dzisiaj rano z moimi rodzicami- powiedziała z bladym uśmiechem, spoglądając na Kubę, który wygłupiał się z Theodorem i coś mu pokazywał związanego z wybiciem. Spojrzałyśmy na siebie i wybuchłyśmy śmiechem- Nie rozumiem dlaczego Theo tak uwielbia przebywać z Kubą... ale w sumie Amelka jak zawsze woli Gregora, niż całą resztę świata.. Nie sądzisz, że to dziwne? Przecież oni się widują raz na ruski rok... To chyba nie możliwe żeby dziecko przywiązało się do kogoś z kim na co dzień nie przebywa...
- Powiem ci... Też tego nie ogarniam- zaśmiałam się.- Gabriela... Ja chciałam cię przeprosić...- dziewczyna spoważniała i spojrzała na mnie.
- Dobra... Już to robiłaś.... Ale powiedz mi jedno... to była prawda? To z tym Kubą? Czy to też wymyśliliście?
- Niestety to była prawda... Z resztą nie zaczynajmy tego tematu. Na razie zachowuje się bez zarzutu.- spojrzałam na chłopaków i wtedy o czymś sobie przypomniałam- Gregor... A ty nie powinieneś być już na skoczni?
- Oj Ally, Ally... Jesteś nie możliwa. Ty słuchałaś co się dzieje? Rozpoczęcie 1 serii jest opóźnione o pół godziny przez wiatr.-zaśmiał się- ale skoro mnie tak wyganiasz to już mogę sobie pójść..
- Nikt cię nie wygania- powiedziała Gabriela z uśmiechem- Ale i tak, powinieneś się chyba rozgrzewać.- zauważyła, a on spojrzał na zegarek.
- No... dobra. Niech wam będzie- przyznał i poszedł się rozgrzewać. Amelia razem z Kubą i Theodorem poszli z nim, by przyglądać się przygotowującym się do skoków zawodnikom. Czułam się trochę nieswojo, ale nie zamierzałam się tym przejmować.
- Na kogo stawiasz?- spytała z uśmiechem, na co się zaśmiałam.
- No jak to na kogo... na Stefana, a ty?
- Ja na Petera- powiedziała z uśmiechem- Jeszcze ma szanse... a jak nie Peter to dzisiaj wygra Gregor. Wypadało by pokibicować mężowi- przyznałam jej racje i obie zaczęłyśmy się śmiać. Wiatr na szczęście tylko postraszył i umożliwił sprawiedliwą rywalizacje. Obie z wielkim entuzjazmem kibicowałyśmy zawodnikom, nie ważne jakim, każdy zasługiwał na wsparcie naszym zdaniem. Obie wybuchnęłyśmy głośnym dopingiem dopiero, gdy na belce zasiadł Gregor. Zaciskałam mocno kciuki mając nadzieje, że pokaże klasę. Skoczył bardzo dobrze, no może nie jakoś.... nie wiadomo jak doskonale, ale bardzo dobrze.
- Amelka... Zobacz, teraz wujek objął prowadzenie- zwróciłam jej uwagę i pokazałam jej palcem na skocznie, na co ona zaczęła klaskać. Kolejnymi zawodnikami którzy sprawiali, że poderwałyśmy się z niezwykle entuzjastycznym dopingiem, byli kolejni Austriacy, Polacy no i Peter Prevc. Gdy pierwsza seria dobiegła końca Gregor zajmował 9 pozycję, dzięki czemu cały czas się szczerzył i był w niesamowitym humorze. Prowadził Stefan, mając 0.1 pkt przewagi nad drugim Peterem. Trzeci był Kamil tracąc do lidera 0.4 pkt i mający przewagę 0.2 punktu nad Severinem. Wszystko mogło się zdarzyć, ale gdyby taka sytuacja się utrzymała to Stefan zdobędzie Kulę, a Peter stanie na najniższym stopniu podium. Atmosfera była niesamowita! Naglę zaczęłam wierzyć, że Peter ma szansę na Kulę. Gdyby tak pokonał Stefana i wygrał zawody to przegoni go w klasyfikacji generalnej, a do tego, jakby tak Kamil uległ Severinowi to wygrywa Kulę. Wystarczy, że Stefan będzie drugi, a Kamil czwarty. W przeciągu kilku minut ten Słoweniec nabrał woli walki i zamierzał zawalczyć o największe trofeum. Bomba! Niech żałują wszyscy, którzy nie widzą tego konkursu. Kibice szaleli, ale jak się okazało później jeszcze jedna osoba, chciała wprowadzić więcej zamieszania. Kiedy Gregor zasiadał na belce nikt z nas nie mógł przewidzieć co zaraz się stanie. Widziałam skupienie na jego twarzy. Wziął raz jeszcze głęboki wdech i teraz wpatrywał się w trenera czekając na znak. Kuttin machnął chorągiewką, a Gregor ruszył. Tłumy fanów zaczęły krzyczeć i go dopingować, aby już za chwile wszystkie sektory poderwały się z miejsc i wybuchły niesamowitym okrzykiem szczęścia. Już gdy wyszedł z progu widziałam, że to będzie daleki lot. Gregor poleciał na 249,5 metr i jeszcze do tego wylądował, co prawda nie zaznaczając telemarku, ale jak na taką odległość lądowanie było cudowne. Theodor aż zaczął skakać z radości, a myśmy oniemiały. Cios jaki wymierzył nowym rekordem był tak silny, że po kolei nikt nie potrafił mu odpowiedzieć i "podnieść rękawicy". To był Gregor jakiego zawsze znałam i najbardziej podziwiałam. Jednym swoim skokiem potrafił wskoczyć na podium... ale czy i tym razem? Na belce zasiadał właśnie Kamil. Severin nie podołał i w tej chwili Peterowi pozostał jeszcze tylko Gregor. Jeśli Kamil i Stefan go nie pokonają, ale on tak, Kula powędruje do niego. Kamil zdawał się niezwykle spokojny. Ruszył z belki, ale odległość jaką osiągnął pozwalała mu jedynie zająć miejsce za Gregorem.
- Jeśli teraz Peter go pokona to ma już właściwie Kule w kieszeni....- powiedziała z uśmiechem.
- Komu ty kibicujesz mamo!- oburzył się Theo i dalej oglądał. Mimika twarzy Petera jak zwykle nie wyrażała nic. Wpatrywał się w swego trenera i czekał. Już myślałam ze Goran Janus karze mu zejść z belki, ale ostatecznie pan Miran Tepes zapalił zielone światło i słoweński szkoleniowiec mógł puścić swego podopiecznego. Wszyscy wstrzymali oddech i czekali co z tego wyniknie. Skok- dobry, lądowanie- przyzwoite. Teraz nawet Peter wpatruje się w swoje nazwisko i wyczekuje cyfry, która się przy nim pojawi. Jego twarz pozostała nieprzenikniona, ale byłam pewna, że był zawiedziony, gdyż na ekranie pojawiła się 3. Teraz tam na górze pozostawał jeszcze tylko jeden... wszyscy wiedzieli, że stać go na wiele. Był na mamucie, w swoim królestwie. Gdy operator go pokazał nie był ani szczęśliwy, ani smutny. Skupiony w najwyższym stopniu, odetchnął głęboko i ruszył od razu, gdy tylko Heinz dał mu znak. Wzbił się w powietrze i szybował nad zeskokiem. "Będzie daleko, tylko na ile?" Wylądował zaznaczając telemark, lecz odjechała mu narta. "Może nikt nie zauważy..." przemknęło mi przez myśl. Spojrzałam na Gregora, który z uśmiechem stał na miejscu przeznaczonym dla lidera i skupiony wpatrywał się w ekran, gdzie za chwile ukarze się informacja na którą wszyscy czekali. W ułamku sekundy Gabriela zakrzyknęła ze szczęścia, a Theodor nie zważając na nic przebiegł między barierkami i pobiegł przytulić tatę. Gregor wziął go na ręce i pozwolił, by mały zawiesił się mu na szyi, ale chyba nadal nie dochodziło do niego, co się dzieje. Stefan podszedł do niego i z uśmiechem mu pogratulował.
- Nie cieszysz się?- zdziwił się- Stary... Właśnie pozbawiłeś mnie Kryształowej Kuli- zażartował. Prawda. Stefan po swym skoku zajął drugie miejsce przegrywając o 0.1 pkt i odrobił do Kamila 20 pkt, w związku z czym zrównali się i decydowała ilość wygranych konkursów, w czym niestety Kamil był lepszy aż o jedno zwycięstwo i to właśnie mu przypadała Kryształowa Kula. W końcu to chyba do niego dotarło, bo uśmiechnął się jeszcze szerzej i przyjął gratulacje Stefana, jednocześnie przepraszając.- Daj spokój... co to jest 0.1 punktu... Moja wina, trzeba było ładniej skakać.- Gregorowi ewidentnie było trochę głupio, że przez 0.1 punktu, której miał przewagę, jego kolega z kadry nie zdobył Kryształowej Kuli. Kiedy Gregor stał na najwyższym stopniu podium Gabriela nagle się rozpłakała i mnie przytuliła.
- Hej... Gabriela co się stało?- spytałam w szoku. Wszystko wszystkim... ale to było dziwne.
- Dziękuję, że przy nim byłaś i zawsze mógł na ciebie liczyć. Gdyby nie ty... to wszystko mogło by się inaczej skończyć, a on nigdy nie trafił by do naszej kliniki...- powiedziała szczerze- Uratowałaś mu życie..- To były najpiękniejsze słowa jakie mogłam usłyszeć... Aż zaniemówiłam! Spojrzałam jeszcze raz na mojego przyjaciela, który odbierał gratulacje od pozostałych zawodników i uśmiechnęłam się lekko. Bardzo dobrze pamiętałam Gregora, siedzącego w środku nocy przy szklanej szybie, opatulonego kocem i odliczającego czas między dawkami leku... Otarłam szybko łzę, które spływała po moim policzku. Teraz to były już tylko przykre wspomnienia. Moje modły zostały wysłuchane.
- Dziękuję..- szepnęłam spoglądając w niebo.
_____________________________________________
Brak słów... Tak strasznie przepraszam! Za to u góry i za to, że dopiero teraz! Niby wakacje, a czasu tak mało... Mam nadzieję, że rozdział trochę wynagrodzi Wam moją nie obecność... Nie powala, ale końcówka mnie osobiści bardzo się podoba. Mam nadzieję, że całość była zdatna do przeczytania, bo końcówka... to jedyne co mi się podoba. 
Jak tam wakacje Wam mijają? Mnie CUDOWNIE!!! :D Najpiękniejsze, najlepsze i w ogóle naj, naj, naj w moim życiu :) Szkoda, że już pomalutku zmierzają do końca... Nie zrobiłam przez ten czas totalnie nic co sobie obiecałam, ale czuję się szczęśliwsza :D 
Wracając do rozdziału. Kolejny mam nadzieję, że nie długo i jeszcze przed rozpoczęciem roku to opowiadanie dobiegnie końca. Jak będzie to się okaże :) 
Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, a jak na razie DO NASTĘPNEGO!

sobota, 27 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XXXIV: Smutne pożegnanie

Rozdział ten pragnę zadedykować mojej dobrej koleżance Gabrysi i nowej czytelniczce AlexAna 21 Miłego czytania!


4 lipiec 2016 r
To był bardzo ponury dzień i świat zdawał się płakać. Wciąż w głowie miałam słowa Lukasa, sprzed tygodnia, który dzwonił z tą wiadomością... Informacja jaką mi przekazał sprawiła, że nie mogłam opanować łez. Bez zastanowienia, zarówno ja jak i Kuba, zarezerwowaliśmy lot do Austrii. Chociaż od mojej ostatniej wizyty minęło sporo czasu zaskakująco dobrze poszło mi odnalezienie się i już widziałam ich dom.
- To tutaj.  I co? Kto mówił że nie trafię?- zaśmiał się.
- Ok... Zwracam honor- powiedział z uśmiechem i dał mi całusa. Gdy podeszliśmy bliże, zauważyłam, że obok bramy ktoś stoi.
- Cześć Lucas... co robisz?
- Hejo - zawołał z uśmiechem- Zauważyłem, że idziecie to se myślę... zaczekam, co mi szkodzi- odparł z uśmiechem i uchylił furtkę- Macie szczęście, bo mam klucze. Nie będziecie zmuszeni czekać, aż wam ktoś łaskawie otworzy.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- spytałam niepewnie.
- Mam klucze? Mam. Co za problem- stwierdził i włożył klucz do zamka. Wzruszyłam ramionami i weszłam za Lucasem. Dom prawie w ogóle się nie zmienił pomimo wprowadzenia się na stałe Gabrieli i Theodora. Jedyną większą zmianą jaka była zauważalna na pierwszy rzut oka to obecność w przedpokoju dziecięcych i damskich butów. Gdy weszłam dalej w salonie zauważyłam, że na ścianie, gdzie normalnie była wystawa Gregora trofeów, ktoś się ich pozbył i zostawił tylko te najważniejsze, by w centralnym miejscu zawisło kilka dyplomów i medali, a także na półeczce stanęło parę pucharków.  Lucas schował klucze do kieszeni i wszedł dalej, na mieszkanie, po czym skręcił w stronę kuchni, a ja za nim. Tam czekała nas nie mała niespodzianka....Aż zrobiło mi się głupio!  Gabriela siedziała na skraju blatu wtulona w Gregora, całując się z nim namiętnie. Możecie mówić, że jestem jakaś inna, ale dla mnie to było dość jednoznaczna sytuacja. Tak byli sobą zajęci, że nawet nie zauważyli, że weszliśmy. Poczułam się bynajmniej dziwnie! Chociaż naprawdę słodko razem wyglądali.
- Nie przeszkadzamy?- spytał z lekkim rozbawieniem Lucas, przywołując ich do porządku. Ich miny były bezcenne! Aczkolwiek serdecznie im współczułam. Kilkukrotnie przyłapano mnie w dość dziwnych sytuacjach, ale prawie zawsze to było nieporozumienia, a tu ewidentnie im przeszkodziliśmy. Gabriela natychmiastowo zeszła z blatu i poprawiła się nerwowo. Niezręczną ciszę przerwał Gregor.
- Em.. Hej. Nie... właśnie... ten no... robiliśmy śniadanie...- powiedział Gregor próbując zachować powagę.
- Ależ żaden z nas w to nie wątpi- zaśmiał się Lucas, na co i Kuba zaczął się chichrać. Dałam mu lekko z łokcia, żeby się uspokoił. Koniecznie chciałam coś powiedzieć, ale w tej sytuacji miałam kompletną pustkę... Co niby powinnam powiedzieć? Przeprosić? Czy może udać, że nic się nie stało? Co za beznadziejna sytuacja....
- Rozgośćcie się...  Gabriela pójdziesz może po Theodora?- dziewczyna pokiwała głową i z ulgą wyszła z kuchni- Zjecie z nami?- spytał i nie czekając na odpowiedzi zaczął wyjmować talerze, po czym zabrał się za nakrywanie do stołu.
- Nie dzięki... Przynajmniej ja- powiedziałam z przepraszającym uśmiechem i postanowiłam mu pomóc- Przykro mi, że wam przeszkodziliśmy.- powiedziałam, na co on się lekko uśmiechnął.
- Nie przejmuj się...- poprosił i zaczął się śmiać- W sumie to nic takiego się nie stało, przecież w niczym nam nie przeszkodziliście.- posłałam mu spojrzenie mówiące "Oho... Uważaj bo ci w to uwierzę". Westchnął cicho- Po prostu... nie przypominaj.... Nie takie rzeczy przeżyłem, to to jakoś też- powiedział z lekkim uśmiechem.
- A co prawda to prawda... Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że jesteś zdrowy.- powiedziałam  z uśmiechem i go przytuliłam.
- A jak ja... Lucas opowiadał mi, że podobno rozpłakałaś się jak ci powiedział- zaśmiał się.
- No... Tak strasznie się o ciebie bałam, że jak mi powiedział, że wyniki są poprawne i ci się udało, to po prostu te wszystkie emocje już mnie przerosły.
- Aż wstyd się przyznać, ale ja też się rozpłakałem ze szczęścia- wyznał z uśmiechem- Tyle wspaniałych wiadomości...- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Wiadomości?- spytałam podkreślając, iż użył liczby mnogiej, na co on uśmiechnął się szeroko i wrócił do układania sztućców.
- Dzień dobry!- zawołał Theodor zbiegając po schodach i od razu przytulił Kubę, Lucasa, a następnie mnie, po czym podszedł do Gregora, który od razu wziął go na ręce.
- Tato!- zaśmiał się blondynek poderwany w powietrze. Mimowolnie się uśmiechnęłam, obserwując ich.
- Tak w piżamie gości witasz? I nawet nie uczesany? Każdy włos w inną stronę... Ładnie to tak?- zaśmiał się mój przyjaciel i odstawiwszy go na ziemię, poczochrał go jeszcze bardziej.
- Przestań- zaczął się śmiać mały, jednocześnie przygładzając sobie sterczące włosy.
-  Dobra... Wiem, że powiedziałaś, że nie będziesz jadła, ale i tak możesz z nami posiedzieć.- powiedział, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Usiedliśmy grzecznie, a Gregor z Gabrielą poszli zrobić herbaty.
- I co tam młody?- zagadnął go Lucas- Słuchasz się nowego trenera? Nie wiem czy wiecie, ale rodzice podjęli decyzje, aby zmienić mu klub.
- Jest super! A! No i tata kupił mi też nowy sprzęt i teraz wszyscy mi zazdroszczą!
- Chłopcy mu dokuczali, że ma starszy sprzęt niż oni. Zmiana klubu coś tam dała, ale i tak śmiali się nie którzy, że Theo ma gorszy sprzęt, no i Gregor się lekko mówiąc wkurzył i kupił mu cały nowy sprzęt, tak że chłopakom szczeny opadły- zaśmiał się- On sam przyznaje, że to głupi wydatek, bo jeszcze jakby nie było Theo rośnie, ale trudno. Najważniejsze, że wszyscy mu zazdroszczą.
- No! A trener jest ekstra! Mam z nim treningi 4 razy w tygodniu, a tata obiecał, że będzie ze mną trenował. Mam nadzieję, że nie zmieni zdania, gdy urodzi się moje rodzeństwo...
- Spokojna głowa- powiedział Lucas- Uwierz wujkowi, szybko ci to nie grozi.
- Tata powiedział, że za nie całe 9 miesięcy.
- Co tata powiedział?- spytałam z zaskoczeniem.
- Co powiedziałem?- zdziwił się stawiając herbaty.
- Że Theo będzie miał rodzeństwo za dziewięć miesięcy- powiedziałam i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Kotek miałeś nikomu nie mówić.- zwróciła mu uwagę Gabriela.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało szkrabie. Po prostu, chcieliśmy by na razie to była tajemnica- powiedział Gregor.
- Gabriela jest w ciąży?- spytaliśmy chórkiem, na co oboje zaczęli się śmiać.
- Tak, w siódmym tygodniu- odparł Gregor i zauważywszy, że Amelka zaczęła płakać, wyprzedził mnie i Kubę i wziąwszy na ręce, zaczął ją uspokajać.
- To ty fajnie unikałeś wysiłku fizycznego...- zauważył przekornie Lucas, na co Gregor uraczył go tylko krótkim, zawistnym spojrzeniem.
- Jak się czujesz?- spytałam, na co ona uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo dobrze. Gdy byłam w ciąży z Theodorem też czułam się zaskakująco dobrze, tak do końca siódmego miesiąca było wyśmienicie. Ale Theo to w ogóle było spokojne dziecko. Prawie w ogóle nie kopał.
- O to zazdroszczę! Mnie Amelka dawała popalić. Wierciła się i to niemiłosiernie. Do tego stopnia, że jak zaczęła na maturze z matematyki, to myślałam, że zgłoszę, iż nie jestem w stanie kontynuować.
- O matko! To serdecznie ci współczuje. Obym ja też tak nie miała...
- Ty lepiej się martw o mojego brata. On ojcem?- zaśmiał się ironicznie, na co wszyscy spojrzeliśmy na Gregora, który bez żadnego problemu uspokoił chrześnicę i teraz razem z nią zaczepiał Theodora, w skutek czego cała trójka śmiała się w najlepsze. Widząc to uśmiechnęłam się i spojrzałam na Gabrielę, która również im się teraz przyglądała z jeszcze większą radością.
- Może to tylko moje jakieś halucynacje, ale mam wrażenie, że Theo ma, a jego rodzeństwo będzie miało, wspaniałego ojca i Gabriela nie ma o co się martwić- wtrącił Kuba, który także ich obserwował.
- No wiem... tylko żartowałem. Dobry z niego ojciec i trudno temu zaprzeczyć- przyznał Lucas.
- Oddaję wasz skarb- powiedział z uśmiechem, na co Kuba od razu wziął małą.
- Dziękujemy ci dobry człowieku. Mnie uspokajanie jej gdy płacze zabiera zawsze dobre dziesięć minut....- poskarżył się, na co my zaczęliśmy się śmiać- ale z Ally to nawet nie masz co się mierzyć. Amelka przestaje płakać od razu, gdy ona bierze ją na ręce.
- Na prawdę?- spytał spoglądając na mnie na co ja z uśmiechem przytaknęłam. Pokiwał z uznaniem głową i wrócił do przerwanego posiłku.
- Tato, tato, tato!- zaczepił go Theodor.
- Co się stało?- spytał na co chłopiec podał mu gazetę. Gregor od razu zaczął czytać wskazany artykuł- O matko.... I to ma być koniecznie dzisiaj?- mały pokiwał niepewnie głową, a Gabriela rzuciła Gregorowi pytające spojrzenie. Pokazał jej gazetę- Wystawa psów...
- To ty obiecałeś mu zwierzątko, więc teraz ty się martw- powiedziała z rozbawieniem.
- Theo... ale ty chciałeś zwierzątko by mieć się z kim bawić, a teraz jak będziesz mieć rodzeństwo...
- Obiecałeś- wypomniał mu smutno.
- Theo pies to obowiązek... nie wolałbyś... szczura?
- O nie! Żadnych szczurów!- powiedziała stanowczo Gabriela- Gregor zgodziłeś się, że kupimy mu zwierzę takie, jakie będzie chciał z wyjątkiem płazów, gadów i pajęczaków... szczury też nie wchodzą w grę. Kiedy jest ta wystawa?- mój przyjaciel westchnął zrezygnowany.
- Dziś... Ok pojedziemy. Chcecie też iść?- spytał spojrzawszy na mnie i na Kubę- Jeśli nie to nie ma sprawy, ale my musimy was w takim razie zostawić na chwilę...
- Żartujesz sobie? Gregor, przecież ona przyjechała do ciebie... Niech będzie... Zostań, a ja pójdę z Theodorem. Jeśli mogę to wykorzystałabym Kubę?
- Żaden problem- powiedział mój mąż, a ja przytaknęłam.
- Jeśli oczywiście mogę.... To może po prostu pójdziemy...- Gabriela rzuciła mi dziwne spojrzenie i od razu zrozumiałam, że ona powiedziała to z premedytacją. "Jak ma teraz te słowa odkręcić?!"- Em... to może pójdziemy potem wszyscy razem na spacer...- wybełkotałam załamana.
- Tak... To potem pójdziemy... Przepraszam Ally, że tak wyszło, ale jak mu obiecaliśmy, to musimy teraz kupić zwierzę. To nie potrwa zbyt długo- powiedziała z przyjacielskim uśmiechem.
- Chodź Theo idziemy się ubrać- stwierdził Gregor i razem z małym poszli na górę.
- To ten... Ja może pomogę ci poznosić zaoferowałam, a ona pokiwała głową. Przez dobre dwadzieścia minut w ogóle nic nie mówiłyśmy. Czułam się dziwnie... Sądziłam, że mi jakoś wyjaśni swoje zachowanie, a tu nic. Przecież ewidentnie dała mi do zrozumienia, że chce, abym została z Gregorem sama... ale po co? Czy coś było nie tak? Ale co? Przecież wreszcie wszystko zaczęło się układać. Wyzdrowiał, miał żonę, syna, spodziewali się drugiego dziecka... Co mogło być nie tak? Westchnęłam cicho i spojrzałam na nią.
- Wszystko ok?- spytałam, a ona już chciała odpowiedzieć, ale usłyszałyśmy jak ktoś zbiega po schodach.
- Mamo jestem gotowy!- zawołał śmiejąc się, a za nim stanął Gregor, który również się śmiał.
- Ok to idziemy.- oświadczyła i razem poszli ubrać buty. Wyszli zostawiając mnie, Amelię i Gregora. Spojrzałam na mego przyjaciela i aż doznałam szoku. Stał oparty o ścianę, jak przed chwilą, ale był smutny... Po uśmiechu i radości nie pozostał ani ślad.
- Nieźle to sobie wymyśliła..- szepnął jak gdyby sam do siebie-Chcesz herbaty?- spytał kierując się do kuchni.
- Poproszę...- powiedziałam i postanowiłam poczekać, aż sobie usiądzie. Coś mi umknęło... teraz byłam tego pewna. Przyszedł z dwoma kubkami i postawiwszy jeden przede mną, usiadł obok. Siedzieliśmy w ciszy. Jak mam zacząć rozmowę, skoro nie mam pojęcia o co chodzi? Gregor nagle wstał, odstawiwszy kubek i podszedł do wystawki dyplomów, medali i pucharów.
- Widziałaś?- spytał z uśmiechem wskazując na ścianę- Należą do Theo. To jest ten, który mi dał, jego pierwszy. O a to jego pierwsze złoto- powiedział i pokazał mi medal.- Ten pucharek podoba się mi najbardziej. Był nagrodą w Niemczech, za drugie miejsce- oświadczył z uznaniem wskazując na śliczny srebrny pucharek, największy z stojących na półeczce- Ten medal o jego najnowszy. Zdobyty w ostatnim konkursie- powiedział wskazując na ładny, złoty krążek, a do mnie to wreszcie dotarło. "Oto chodzi!... No pewnie, że też od razu na to nie wpadłam"- Świetnie sobie radzi... Jestem z niego taki dumny. Zobacz to wszystko jego dyplomy... O te tutaj są z Czech, ten co prawda od nas z Austrii, ale też międzynarodowy konkurs. Ten...
- Gregor- przerwałam mu, a on spojrzał na mnie zaskoczony- Gdzie są twoje nagrody?- spytałam.- Zawsze tutaj stały... Wszystkie... a teraz?
- Wyniosłem je... Są schowane- powiedział bez wzruszenia- Chciałem wynieść wszystkie, ale ile razy je chowałem tyle razy część wracała i poszedłem na kompromis, by zostawić te najważniejsze...- powiedział smutno.
- Czemu je schowałeś? I nawet nie próbuj mi wyjeżdżać z tekstem, że chciałeś zrobić miejsce na jego trofea, bo ci nie uwierzę.- westchnął cicho i usiadł z powrotem na sofie.
- Nie wznawiam kariery...- powiedział, a ja doznałam szoku.
- Jak to nie wznawiasz?! Czemu?! Przecież jesteś zdrowy... Lekarz ci nie pozwala?
- Lekarz nie widzi żadnych przeciwwskazań.
- Więc jaki jest problem?- zdziwiłam się, a on spochmurniał- Jaki to ma związek z nagrodami?
- Możesz mnie nie męczyć?- poprosił.
- Gregor... Przecież jesteśmy przyjaciółmi...- przypomniałam mu smutno.
- Zachowujesz się jak Gabriela. "O co ci chodzi? Co się dzieje? Przecież mi możesz powiedzieć" A może ja mam po prostu takie widzimisię?- zdenerwował się. "Czyli ona też nie wie.... Tylko czemu?"
- Weź się ogarnij- poprosiłam spokojnie. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Nie chcę na nie patrzeć... gdy zakończę karierę...- powiedział.
- Skoro nie chcesz jej kończyć to czemu to robisz?- spytałam, a on uciekł wzrokiem i skupił swą uwagę na swoich dłoniach. "Chce zakończyć karierę dla dziecka? Przecież to by było bez sensu....Przecież gdyby postanowił zakończyć karierę, kiedy będą spodziewali się dziecka, a nie chce jej kończyć to by przypilnował żeby... Czekaj! Chyba że..."- Ty się nie cieszysz- to nie było pytanie tylko stwierdzenie. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.- Z tego że jest w ciąży- dodałam.- Mam rację? Wcale tego nie zaplanowaliście i się nie cieszysz z takiego obrotu spraw.- odpowiedziała mi cisza. Westchnął zrezygnowany.
- To nie tak, że się nie cieszę.... Bardzo się ciesze, ale...
-Ale?
- To nie tak miało być- powiedział smutno- Kiedy lekarz powiedział, że jestem zdrowy, tak strasznie się ucieszyłem. Pomyślałem, że wcale mi się tak nie pali, by zostawać teraz ojcem.... Planowałem odroczyć to trochę w czasie, wznowić karierę, trochę poskakać, a potem zakończyć karierę i wrócić do tego tematu. Chciałbym, aby moje dziecko miało ojca, a nie oglądało mnie w telewizji... Sama powiedz. Nie masz czasem żalu do Kuby, że tak często go nie ma?- spytał, lecz odpowiedziała mu cisza... Miał racje- No właśnie... Gdy mi powiedziała bardzo się ucieszyłem i nie udawałem przed tobą.- przyznał z lekkim uśmiechem- W ostatnim czasie naprawdę dotarły do mnie wspaniałe wiadomości, nawet jeśli nie zaplanowaliśmy tej ciąży... Tylko to troszkę pokrzyżowała moje plany... Wiem, że to świadczy o mojej dziecinności i braku odpowiedzialności... I co mam jej powiedzieć? Że nie pasuje mi zostać teraz ojcem? Że chciałem, ale jak się dowiedziałem, iż jestem zdrowy, to mi się odwidziało?- westchnął załamany- Nie mogę jej czegoś takiego powiedzieć...
- Ale musisz z nią porozmawiać.- zauważyłam smutno.
- Wiem... Traktując ją tak i nic jej nie mówiąc ją ranie... Chciałbym z nią szczerze porozmawiać.. ale się boje- wyznał załamany- Co mam jej niby powiedzieć?
- To co mi. Przecież to nie jest tak, że ty nie chcesz być ojcem. Ty się bardzo cieszysz, że nim zostaniesz. Uważam, że decyzja o zakończeniu kariery jest co prawda głupia, ale świadczy o tym, że właśnie jesteś dojrzały i odpowiedzialny.- uśmiechnął się lekko. Usłyszeliśmy jak wchodzą do domu- Chcesz z nią porozmawiać teraz? Może chcesz bym była przy tej rozmowie i cię wspierała?- powiedziałam śmiejąc się, na co on również parsknął śmiechem.
- Się odezwała... Nie, sam sobie poradzę- powiedział i przytulił mnie przyjaźnie- Ale dziękuję.
- Tata! Tata! Patrz!- zawołał Theodor niosąc na rękach szczeniaka bernardyna.
- O matko...Większego bydlęcia nie było?- zaśmiał się Gregor, biorąc szczeniaka na ręce.
- Theo koniecznie chciał doga niemieckiego... czyli były, ale przekonałam go na niego...- powiedziała śmiejąc się.
- Tata, on cię chyba lubi- powiedział radośnie mały widząc jak, pies zaczął mego przyjaciela lizać po twarzy.
- Ta.... Fajnie...- stwierdził i odstawił go na ziemie.
- Jak będzie miał na imię?- spytałam drapiąc psiaka zza uchem.
- Pewnie Beethoven?- spytał z uśmiechem Gregor, ma co Theo się oburzył.
- Nie... To zbyt popularne. Będzie się nazywał Mozart!- powiedział z wielkim uśmiechem, na co Gregor uśmiechnął się rozbawiony- Albo Chopin! Ally co myślisz?- próbowałam się nie roześmiać.
- Szacun dla Chopina, ale osobiście jestem za Mozartem... jeśli to koniecznie musi być kompozytor.
- Ja proponowałem Bono, ale mu się nie podoba- stwierdził z uśmiechem Kuba.
- A może Grieg?- zaproponowała Gabriela, na co mały pokręcił głową.-To może... Haendel? O wiem! Wagner!- znów pokręcił głową.
- To może po jakimś sportowcu, którego cenisz?- zaproponował Kuba, a mały się zamyślił.
- Małysz- powiedział z uznaniem, ale wszyscy pokręciliśmy głowami, że jesteśmy przeciw- To może...
- Ktoś już nie żyjący może... Dziwnie będę się czuł mówiąc do psa po nazwisku jakiegoś znajomego...- stwierdził Gregor.
- Może Norheim- zaproponowałam, ale Theo pokręcił głową- To może jakiś aktor?
- Wiem!- powiedział ucieszony- Już wybrałem i imienia nie zmienię. Będzie się nazywał Franciszek Józef!- powiedział dumnie.
- Boże... - załamała się Gabriela.
- Chodź Franciszku! Pokażę ci twoje cesarski posłanie- obwieścił Theo i poszedł razem z psem do swojego pokoju. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- No to macie w domu cesarza- zaśmiałam się- To tylko jeszcze Sissi wam brakuje- powiedziałam przekornie. Przez całą resztę dnia, próbowaliśmy czynić małemu aluzje, że może zmieni psu imię, ale nic z tego. Jedynym sukcesem było przekonanie Theo, że pies będzie miał własne posłanie i nie będzie z nim spał w łóżku. Obserwując Gregora dostrzegłam jeszcze jeden problem w jego zachowaniu. Był zbyt pobłażliwy i małego rozpieszczał, ale to akurat szczegół. Wieczorem poszliśmy na krótki spacer, a po powrocie Gregor poszedł położyć chłopca spać, a ja uśpiwszy Amelię, zeszłam pomóc Gabrieli pozmywać. Kuba w tym czasie poszedł się już położyć. Zaczęłyśmy gadać o jakichś pierdołach, o tym że już postanowili z Gregorem, że w wakacje pojadą nad polskie morze, że jeśli urodzi się córka to Gregor wybiera imię, a jeśli syn, to ona i już nawet wymyśliła, ale nie chciała mi powiedzieć jakie. W pewnym momencie, gdy śmiałyśmy się z Franciszka Józefa Psa, jak ona postanowiła nazywać bernardyna, przyszedł do nas Gregor.
- Słuchaj!- poprosiła- Franciszek Józef Pies- zacytowała i obie znów zaczęłyśmy się śmiać- Jak ten "Pies" doniośle brzmi- zauważyła ocierając łezki, a Gregor uśmiechnął się lekko.
- Ally mogłabyś nas zostawić samych?- spytał poważnie- Musimy porozmawiać.
- Jasne. Już mnie nie ma- powiedziałam i nadal się śmiejąc poszłam do pokoju. Odczekałam dłuższą chwilę, nasłuchując, aż w końcu, słysząc, że nie doszło między nimi do żadnej kłótni, postanowiłam się położyć. Obudziłam się strasznie wcześnie i zeszłam do kuchni, by napić się wody.- Cześć Franciszku- powiedziałam drapiąc go zza uchem.
- Hej Ally...- usłyszałam i zobaczyłam śpiącego na kanapie w salonie Gregora.
- Gabriela wyrzuciła cię z pokoju i kazała ci tu spać?- przestraszyłam się.
- Oszalałaś?- zaśmiała się Gabriela wychylając się z kuchni- On zaakceptował to, że bawi mnie Franciszek Józef Pies, a ja miałabym zrobić aferę o to, że dobro rodziny jest dla niego ważniejsze, niż własne pragnienia?- uśmiechnęła się blado- Nie miej mnie za taką jędzę co...
- Sorry... Pierwsze skojarzenie. To czemu tu śpisz?- Gregor zamyślił się na chwilę.
- Bo rozmawialiśmy do późna i tak się jakoś złożyło...
- Dobra... bądź tajemniczy. Jeśli mogę... to co wynikło z tej waszej rozmowy?- Gregor uśmiechnął się.
- Że wznawiam karierę, ale nagrody zostają tak jak są.
- Jest!- ucieszyłam się- No sorry... Wiesz co to był za koszmar oglądać zawody bez ciebie?- zaśmiałam się.
- Ale wiesz co jest jeszcze w tym wszystkim pozytywne?- spytał z uśmiechem, na co ja pokręciłam głową- No że chyba w końcu udowodniłem, że nie jestem gejem- powiedział, na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Rozumiem, że mocno pojechałam ci wtedy po ambicji, skoro znów to wypominasz- stwierdziłam nadal się śmiejąc.
- No proszę cię... Posądziłaś mnie o romans z trenerem!- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Skąd wiesz?!- spytałam nie dowierzając. O mojej wizji opowiedziałam jedynie przyjaciółką, dlatego że zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzie mnie wyśmieją, a jemu to już w ogóle bym nie powiedziała.
- Zuzia zrobiła swego czasu naprawdę spore postępy, zmuszona do przebywania ze mną- powiedział z rozbawieniem i pokazał mi język, po czym zaczął się śmiać z mojej miny.
- Boże... Co za wstyd...- załamałam się- Ja ci to wyjaśnię.... jakoś.... tak... racjonalnie... - stwierdziłam, myśląc jak coś takiego można wyjaśnić.
- Nie chcę byś cokolwiek mi tłumaczyła. Daj spokój... Znam cię już na tyle długo kochana, by wiedzieć, że jesteś nieobliczalna.- powiedział z przyjacielskim uśmiechem, sprawiając, że trochę się rozchmurzyłam.
- Już raz ci powiedziałam, że wierzę, iż nie jesteś gejem. Człowieku... ogarnij się- powiedziałam śmiejąc się.- Ale jeśli chcesz to ciągnąć, to proszę. Będąc gejem i tak możesz być ojcem, to się nie wyklucza. Próbuj dalej.. - powiedziałam i pokazałam mu język.
- To co mam zrobić, żebyś uwierzyła?
- Nie wiem, to tobie zależy, bądź kreatywny.- zaśmiałam się. Wspaniale było go zobaczyć takiego szczęśliwego, z całą pewnością zasłużył, na to aby w końcu zaznać szczęścia. Z całą pewnością się zmienił... no ale co się dziwić. Był o krok od śmierci i w pewnym momencie się nawet z nią pogodził, ale nie uważam, żeby większa ostrożność, mniej ryzyka i o wiele mniejsza lekkomyślność były skutkami negatywnymi. Na pierwszym miejscu była jego rodzina i bliscy, a nie jego aspiracje życiowe, które z resztą pod wpływem ciężkiej choroby mocno się zmieniły i celem nadrzędnym było poświęcenie się ludziom, którzy byli dla niego ważni, a narty były tylko przyjemnością. Zanim wróci na skocznie czekała go jeszcze masa pracy, aby przygotować się na to fizycznie, ale on był pozytywnie nastawiony i cierpliwy. Stwierdził, że przygotowanie fizyczne jest priorytetem a jak wróci na skocznie to już będzie z górki, bo jego zdaniem to podobno jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. Z rozmów z nim zrozumiałam, że chce wrócić do skoków zimą i wystartować w konkursach Pucharu Świata w Austrii, a tak chce prze skakać sezon na poziomie Pucharu Kontynentalnego. Cóż z wieści jakie do mnie dochodziły, podobno szło mu bardzo dobrze, ale to były słowa Gabrieli, a on sam zawsze mi powtarzał tylko "Jeszcze wiele pracy przede mną". Najbardziej mnie zaintrygowało to, że wszystkie media milczały... jak za czasu jego choroby! Nawet nikt nie mówił o tym, że jest on już zdrowy... Było to moim zdaniem dziwne. Naprawdę nikt nie wiedział? Wyglądało na to, że tak. Dyskusje wybuchły w momencie, gdy Austria ogłosiła składy kadr i w kadrze B pojawiło się nazwisko "Schlierenzauer". Nie było innego tematu, wszyscy o tym rozmawiali, a jeszcze większe zamieszanie było dlatego, że Austriaków to bawiło i nikt tego nie skomentował. Podczas drugiego konkursu Pucharu Świata jeden z reporterów prowadził rozmowę z Stefanem Kraftem i Michaelem Hayboeckiem.
- Panowie spytam o to co wszystkich interesuje. Jak w tym roku prezentuje się austriacka drużyna?- zapytał, na co oni obydwoje się uśmiechnęli.
- Dobrze. Uważam osobiście, że w tym roku będziemy skakać na najwyższym poziomie, a czas przygotowawczy wykorzystaliśmy w 100%. Obiecuję naszym kibicom, że będą z nas dumni.- powiedział Michi, na co Stefan zaczął się chichrać, a reporter wydawał się lekko urażony.
- To świetnie... Spytam wprost. Co oznacza nazwisko waszego kolegi, popularnego swego czasu Schlieriego, w kadrze B?
- No zapewne to, że w tym sezonie jest członkiem kadry B. Tak to działa.
- Dobra Michi skończ- zaśmiał się Stefan.
- Widzę, że humorki dobre...
- A tak bardzo dobre- przyznał młodszy z chłopaków- a wracając do pana pytania, no to tak...
- Proszę nie regulować odbiorników, zaraz usłyszą państwo tak długo wyczekiwaną informacje- wtrącił Michi i obaj znów zaczęli się śmiać. Mina tego gościa mówiła "A trzeba było wziąć kogoś innego..,"
- No... Na czym skończyłem? A tak, osobiście rozmawiałem z Gregorem i powiedział- miałam wrażenie, że ten dziennikarz aż wstrzymał oddech- Że jak tylko będzie miał chwilę to udzieli jakiegoś wywiadu, jeśli oczywiście będziecie chcieli. A jak ktoś będzie o coś pytał, to możemy odpowiadać także, jego nazwisko oznacza, że kibice będą ,miejmy nadzieje, mieli okazje zobaczyć go w jakiś zawodach. Gregor czuję się już bardzo dobrze i wrócił do treningów już jakiś czas temu.
- Czyli pański kolega jest zdrowy i trenuje?
- Tak. Udało mu się wyjść z choroby i już ma za sobą nawet pierwsze skoki, ale ma on jeszcze parę spraw osobistych do załatwienia i nie będę operował żadnymi datami. Na pewno kibice go jeszcze zobaczą.
- Więcej dowie się pan na pewno od niego. A teraz my już musimy iść się rozgrzewać.- facet podziękował za tą jakże ciekawą rozmowę i oddał głos komentatorom, którzy nie omieszkali skomentować tej sytuacji, określając ją bardzo irytującą. O dziwo? Przyznałam im racje. Przy najbliższej okazji rozmawiając z Gregorem poprosiłam go, aby normalnie wyszedł na światło dzienne. Przyznał mi się, że ma inne rzeczy na głowie, o czym wcześniej nie raczył wspomnieć, a mianowicie Gabriela wylądowała w szpitalu, gdyż lekarz stwierdził jakąś wadę serca, czy coś takiego, u ich dzieciątka. Byłam na niego zła, że nie powiedział, ale z drugiej strony go rozumiałam. Martwił się o rodzinę, a więc wszystko pozostałe zostało zepchnięte na dalsze tory. Gabriela, Theo i młody Schlierenzauer, młody, bądź młoda, zastrzegli sobie, że nie chcą znać płci, są dla niego najważniejsi. Wysłuchał jednak mej prośby i przy okazji kolejnych zawodów, wzbudzając ogólne poruszenie, pojawił się na skoczni w roli kibica. Miałam wrażenie, że jego pojawienie trochę przyćmiło same zawody.. No ale na to on nic nie poradzi. Miałam tą przyjemność, że razem z Theodorem, towarzyszyli mi i Amelii. Wystarczyło, że przyuważył go jeden kibic, a już po chwili zrobiło się obok nas tłoczno. Wszyscy chcieli mieć z nim zdjęcie i dostać jego autograf. Theodorowi to się bardzo podobało, bo każdemu mógł się chwalić, że to jego tata i fani zaczęli go prosić, aby poprosił Gregora, żeby dał komuś autograf. Z całą pewnością czuł się ważny. W pewnym momencie przyszedł do nas Stefan i poprosił Gregora, żeby udzielił tego wywiadu.
- Tato, mogę iść z tobą? Proszę! Obiecuję, że będę grzeczny.
- Oczywiście, że możesz. I tak pójdziemy do zawodników, z resztą tak jak Ally, więc nie ma żadnego problemu.
- Ekstra! Alicja.... a czy ty znasz Ammanna?
- Osobiście? No... miałam okazje go spotkać. Twój tata mi go kiedyś przedstawił, a co?
- To jeden z jego ulubionych zawodników- odpowiedział mi Gregor- Spokojna głowa, obiecałem ci, że to będzie jeden z najlepszych dni w twoim życiu i słowa dotrzymam- powiedział z uśmiechem i razem poszliśmy do zawodników. Theodor trzymał go za rękę, żeby się nie zgubić mu. Wyglądali tak słodko razem! Przeszliśmy bez problemu obok ochrony i już po chwili przywitały nas znajome twarze. Wszyscy po kolei podchodzili się przywitać i gratulowali Gregorowi wygranej z chorobą, następnie syna i ślubu. Nikt nie krył zdziwienia, że aż tyle zdążyło się już zmienić. Gdy dziennikarze go zobaczyli otoczyli go ze wszystkich stron i zadawali pytania jednocześnie. Gregor grzecznie poprosił, aby odsunęli się i po kolei zadawali pytania, kiedy ci się naradzali kto zacznie, Austriak zwrócił się do mnie.
- Ally popilnujesz Theodora przez chwile?
- Nic się nie martw, przy nas się nie zgubi- stwierdził Stefan i kilku zawodników mu zawtórowało.
- No Theo, kogo lub co chcesz zobaczyć najpierw?- spytał Michi.
- Pana Ammanna!- powiedział z wielkim uśmiechem, a chłopcy natychmiast zabrali go do Szwajcara. Słuchałam wywiadu z moim przyjacielem, jednocześnie bawiąc się z Amelią, którą roznosiła energia, kiedy w końcu mała kompletnie mnie zignorowała i wyciągając rączki do kogoś zaczęła wołać "tata". Kuba od razu wziął ją na ręce. Mała koszmarnie znosiła rozłąkę z nim i za każdym razem, gdy on wyjeżdżał Amelka strasznie płakała. Prosiłam go kilkukrotnie, żeby zrobił sobie przerwę w skakaniu, aż ona troszkę podrośnie, ale odmówił. Cytując go " To zbędne. Jak coś to dzwoń, ale wiesz jak nie mam konkursu, a jak to coś mega pilnego, to do rodziców dzwoń, bo ja na taką odległość i tak ci nie pomogę". Denerwował mnie takim podejściem, ale co mogłam zrobić? Pobawił się z nią chwilę i poszedł się przygotować do skoku. Amelka chciała iść z nim, ale wzięłam ją na ręce, na skutek czego mała znów zaczęła płakać.
- Kotek nie płacz, tata zaraz wróci.- powiedział Gregor stanąwszy obok mnie i zaczął ją zaczepiać robiąc do tego głupie miny, czym rozśmieszył nawet mnie. Podziałało. Amelka przestała płakać i koniecznie chciała do niego na ręce.
- Widziałaś może gdzie porwali mi syna?- spytał wziąwszy ode mnie małą.
- Z tego co wiem, to chcieli mu pokazać wszystko co będzie chciał zobaczyć. Jak dla mnie? Masz go z głowy.- zaśmiałam się- Jak wywiad?
 - Jako tako... Dowiedziałem się, że wyglądam kiepsko i podobno bardzo dorośle... a no i Theo podobno do mnie bardzo podobny jest- zaśmiał się- Eh.... Dziennikarze bywają zabójczy. Także jak usłyszysz, że w tajemnicy przed światem miałem i syna i dopiero teraz się do niego przyznałem, to się nie zdziw.- uprzedził z lekkim uśmiechem. Gregor z wielką chęcią bawił się z Amelią, umożliwiając mi oglądanie zawodów. Kiedy zawody dobiegły końca zorientowałam się, że Gregor siedzi na ławeczce, trzymając na kolanach śpiącą Amelkę i obejmując lewą ręką, wtulonego w niego, śpiącego Theodora. Zrobiło mi się aż głupio, że go wykorzystałam do opieki na dzieckiem, co nie zmieniało faktu, że z maluchami wyglądał przeuroczo. Wzięłam od niego córkę, a on wziął na ręce Theo i pożegnawszy się każdy z nas poszedł w swoją stronę. Myślałam, że może zobaczymy się jeszcze z Kubą, ale on był bardziej zajęty tym, że stanął na najniższym stopniu podium, przegrywając z drugim Kraftem i pierwszym Stochem.Wiem, że nie powinnam się na niego gniewać, ale coraz mocniej denerwowało mnie to, że rodzina w jego hierarchii nie jest na pierwszym miejscu. Równie dobrze mógł dzielić się swą radością ze mną, a nie ze swymi kolegami. W sumie nie byłam na niego zła... byłam wściekła. Nawet nie bolało mnie to, że nie znajduje czasu dla mnie... najmocniej bolało to, że nie ma tego czasu dla Amelii. Jak dalej tak pójdzie to Gregor jej będzie bliższy niż ojciec...No dobra, teraz już przesadziłam.  A może ja po prostu dramatyzuje? Oby. Przez kolejne tygodnie sytuacja nie specjalnie ulegała zmianie. Czas który Kuba spędzał w domu dzielił między odespanie konkursu, odwiedzenie rodziców, a mnie i Amelię. Gregor wystartował w kilku konkursach Kontynentala z czego w pierwszym był 10 a drugi i trzeci wygrał. Z tego co mi opowiadał to Heinz chciał go zabrać na cały Turniej Czterech Skoczni, ale on się nie zgodził. Stwierdził, że to coraz bliżej porodu i chce być w domu z rodziną. Kuba za to nie widział żadnego problemu w tym, że wyjeżdża na tak długo. Kiedy po raz kolejny musiałam uspokajać Amelię, która płacze za tatą, coś we mnie pękło. Wiedziałam, że dłużej tak być nie może. Jeśli nie potrafi pogodzić skoków i rodziny, to niech wybiera. Turniej był niezwykle wyrównany, ale ostatecznie Kamil Stoch w końcu odebrał wygraną Austriakom, a Stefan stanął zaraz za nim tracąc zaledwie 1,5 punkty. Było po nim widać niezadowolenie, ale co się dziwić? Co to jest 1,5 pkt w takim turnieju. Kiedy Kuba wrócił w bardzo dobrym humorze jakby coś podejrzewał i od razu cały czas wolny poświęcił mi i Amelii. Poszliśmy wszyscy razem na narty. Chociaż Amelka miała zaledwie rok i cztery miesiące Kuba uparł się, że chce zacząć uczyć ją jeździć na nartach. Kiedy w sobotę 7 stycznia zadzwoniłam do mego przyjaciela z życzeniami odrzucił połączenie. Kiedy dzwoniłam godzinę później w ogóle miał wyłączony telefon. Choć wydało mi się to dziwne, przyjęłam do wiadomości, że nie ma ochoty rozmawiać. Kiedy po południu byłam na obiedzie u rodziców Kuby, Gregor do mnie oddzwonił.
- Hej, przepraszam, że nie odebrałem, ale nas obudziłaś i tak...
- Ok, nie tłumacz się. Ale skoro już rozmawiamy dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności... czego ci tam życzyć?
- Dziękuję... Jeśli pozwolisz to ja jednak się wytłumaczę. Widzisz, dzisiaj o 3.35 dostałem najlepszy prezent pod słońcem. - zaśmiał się cicho- Gabriela urodziła chłopca.- pochwalił się.
- O matko! Gratulacje! No to ci syn zrobił prezent...
- No... Bardzo się ciesze... on jest taki maleńki....Ma tylko 42cm! Wyślę ci później zdjęcie- stwierdził radośnie. Trudno było nie zauważyć, że się cieszy, jak przez jakąś godzinę nawijał tylko i wyłącznie o małym Michaelu. Aż głupio mi było go rozłączyć, ale jakby nie było byłam w gości. No co prawda pani Małgosia też z chęcią słuchała o maluchu, ale wszystko miało granice. Jak obiecał wieczorem wysłał mi zdjęcie ich kruszynki i muszę przyznać, że jest on naprawdę kochany!  Jeszcze w ciągu pierwszego tygodnia obgadałam z nim kiedy mogłabym im się "zwalić na głowę". Kiedy powiedziałam o tym Kubie był oburzony, że chcę jechać, no bo z kim zostawię Amelkę, a kiedy oświadczyłam mu, że ona jedzie ze mną było jeszcze gorzej. Jak to on powiedział "nie zgadzam się, byś wywoziła ją za granicę. W końcu jestem jej ojcem, więc mam prawo, ci tego zabronić". Wiedziałam, że można było załatwić to z nim na spokojnie.... ale nie wytrzymałam. Powiedziałam co myślę o jego ojcostwie, a dokładniej o tym, że kompletnie olewa rodzinę, że jak dalej tak pójdzie to Amelia zapomni kto jest jej ojcem i albo zmieni swoje postępowanie, albo uznam, że on nie chce być ojcem. Pokłóciliśmy się do tego stopnia, że kazałam mu się wynieść z domu. Nie rozmawialiśmy przez prawie miesiąc. Zadzwoniłam do niego tylko z życzeniami na urodziny, ale nawet nie raczył odebrać. W drugim tygodniu lutego tak jak byłam umówiona z Gregorem pojechałam z Amelką do Austrii. Mój przyjaciel czekał na nas na lotnisku i zabrał do domu. Jakież było moje zdziwienie kiedy stwierdziłam, że nie wiem, gdzie jestem.
- Gdzie ty nas wieziesz?
- Do domu... A no tak, chyba nie wspominałem, że się przeprowadziliśmy....
- Aha? Nie no... fajnie, że powiedziałeś... A jakbym ci tak list posłała? Pomyślałeś o mnie?- zażartowałam, ale on w ogóle nie zareagował. Czułam, że coś jest nie tak- Co się dzieje?- spytałam z troską go obserwując.
- Możemy o tym porozmawiać później?- spytał. Pokiwałam głową, jego pytanie było tylko potwierdzeniem, że coś jest nie tak. Dom był prześliczny, z ogromnym ogrodem. W środku był jeszcze piękniejszy, ale widać, że jeszcze nie skończony. W salonie oprócz jednej sofy przykrytej folią i stolika było kilka wiader farb.- Przepraszam za bałagan, ale jeszcze został mi do pomalowania salon. Gabriela co prawda powiedziała, że jak chcę cię gościć to mam skończyć, ale to chyba nie będzie problem?
- Pewnie, że to nie problem. Nawet z wielką chęcią pomogę ci malować. - odparłam z uśmiechem.
- Przyda się pomoc- przyznał z lekkim uśmiechem- No to się rozgośćcie, chcesz coś do picia?- spytał zmierzając do kuchni.
- Mama- powiedziała Amelia i wskazała mi coś paluszkiem. Przykucnęłam przy niej by czuła się pewniej, kiedy podbiegł do nas bernardyn.
- Franciszku, ale ty wyrosłeś... Zobacz Amelka co to jest?
- Piesek- powiedziała.
- Boisz się go?- spytał Gregor z uśmiechem dołączając do nas.- Mam go zabrać?- spytał spoglądając na mnie.
- Nie, Amelka nie boi się psów, ale takiego jeszcze nie widziała- podrapałam psiaka za uchem i Amelka widząc to z dozą nie ufności również wyciągnęła rączkę, aby go pogłaskać. Franciszek Józef był potulny jak baranek. Idealny dla dzieci i z radością dał się pogłaskać.
- Amelka, a wiesz jak robi piesek?- spytał ją z uśmiechem mój przyjaciel.
- Hau- powiedziała bez zastanowienia z uśmiechem.
- No pięknie- pochwalił ją.
- A co ty se myślisz? Przecież ona już bardzo ładnie mówi. Moja krew- stwierdziłam z uśmiechem.- Amelia, a kto to jest?- spytałam ją pokazując Gregora.
- Wujek- powiedziała, na co Gregor uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A tęskniłaś za wujkiem?- spytał, przykucnąwszy obok niej, na co Amelka pokiwała głową i się do niego przytuliła.- Ja za tobą też tęskniłem- powiedział przytulając ją. Chociaż mała, rzadko go widziała była do niego mocno przywiązana. Nieliczni ludzie zasługiwali na to, aby ona sama z siebie się do nich przytuliła. W tym gronie byłam ja, Kuba, dziadkowie i Kamil. Nawet Maciek z Anią jeszcze nigdy nie dostąpili tej przyjemności, a Gregora przytuliła. Zawsze cieszyła się gdy go widzi, ale nie miałam zielonego pojęcia, skąd to się u niej wzięło. Koło południa, Gregor pojechał po Theodora do szkoły.
- Alicja!- ucieszył się chłopiec i przybiegł się do mnie przytulić.- Cześć Amelia- powiedział wyciągając do niej rękę, by się przywitać. Kiedy już pozachwycaliśmy się tym, jak Theo szybko rośnie i jakie robi postępy przyszedł czas na obiad, a później chłopiec miał trening. Wieczorem, gdy jakimś cudem Amelia zasnęła i Theodor również, w końcu zajęliśmy się remontem.
- Kiedy Gabriela wraca?
- Jutro, ale nie wiem nawet o której.- pokiwałam głową.
- Powiesz co się dzieje?- westchnął zrezygnowany i odłożywszy pędzle usiedliśmy na sofie.
- Ale pod warunkiem, że ty też powiesz co się dzieje- zawahawszy się przez chwile, zgodziłam się na jego warunki.- Nie wiem... Od pewnego czasu nie możemy się z Gabrielą dogadać. Ostatnio.... - zaciął się na chwilę- Zacząłem trochę żałować... Wtedy w szpitalu bałem się.. Chciałem mieć koło siebie po prostu kogoś. Zależy mi na niej, ale... ten ślub to był chyba błąd.- stwierdził smutno.
- Ale zależy ci na niej?
- Tak.... Na pewno zależy mi na synu, na obu, więc będę starał się to ciągnąć jak najdłużej nawet jak jej nie będzie zależeć... Może to po prostu lekkie zwątpienie i mi to przejdzie. Może wyolbrzymiam... Po prostu nie umiemy się dogadać, ona drażni mnie, a ja ją. Na przykład koniecznie musieliśmy kupić dom, nie wiem po co, ale kazała, to kupiłem, a teraz ona se pojechała z rodzicami nad morze razem z Michim, żeby mały nawdychał się jodu, a ja mam robić remont. Horror... Prawda jest taka, że wróci i Michael będzie spał z nami, a nie w swoim pokoju i okaże się, że ten dom mogliśmy kupić równie dobrze później, a nie koniecznie teraz i remont można by zrobić nie w sezonie....
- Masz do niej pretensje o to, że kazała ci kupić dom i zrobić remont, przez co nie masz czasu sobie poskakać?- spytałam z lekkim rozbawieniem.
- Nie. Trochę.... Dla mnie oni są najważniejsi, dlatego chciałem nie odwieszać kariery, ale ona stwierdziła, że to nie będzie się kłócić, a teraz nagle coś jej odbiło i nie dość, że przez jej widzimisię wydaję kasę to jeszcze zapowiedziała mi, że w przyszłym roku mam sobie odpuścić sezon.
- Co?! Przecież, za rok są Igrzyska Olimpijskie!- stwierdziłam, jak gdyby on o tym nie wiedział.
- Z resztą nie ważne... Może dojdziemy do porozumienia... co nie zmienia faktu, że uważam, iż wtedy podjęliśmy złą decyzje i ona też tak uważa.... Powiedziała to jakiś czas temu i nawet powtórzyła kilka razy... Mam nadzieję, że uda nam się to jakoś ogarnąć, bo zależy mi na niej, ale z drugiej strony... Uważam tak jak ona... Zbyt szybko podjęliśmy tą decyzję o ślubie... A co u ciebie i Kuby?- spytał chcąc zmienić przybijający go temat. Bałam się, kiedy zada to pytanie... Cała ta sytuacja mnie zwyczajnie przerosła.
- Nie wiem co u Kuby....- stwierdziłam smutno i po chwili poczułam, jak po moim policzku spływa łza- miesiąc temu pokłóciliśmy się, kazałam mu się wynieść... i od tamtej pory słowem się nie odezwał...- wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od początku.
- I on tak po prostu wyszedł i nie wrócił?- spytał kiedy w końcu skończyłam, a ja pokiwałam głową.- Nie wyobrażam sobie, żebym zostawił ot tak Gabrielę i chłopców. Gdyby chciała ode mnie odejść zrobiłbym wszystko, aby ją powstrzymać, a tym bardziej nie pozwoliłbym jej zabrać chłopców....
- Najwyraźniej popełniłam błąd wybierając go...- powiedziałam wściekła, a za razem zrozpaczona. Przez dłuższy czas siedzieliśmy ciszy. Oboje byliśmy zawiedzeni tym, jak wygląda nasza sytuacja, ale on za wszelką cenę próbował mnie pocieszyć. Z każdą chwilą czuliśmy się coraz gorzej. W końcu nie wytrzymałam i zrozpaczona wybuchłam płaczem. Przygarnął mnie do siebie ramieniem i przytuliwszy zaczął pocieszać. Trwało to jakiś czas, gdy w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy nasze usta połączyły się w pocałunku. Nie zależnie od tego, jak do tego dopuściliśmy, oboje powinniśmy od razu to przerwać, ale tak się nie stało. Chociaż czułam, że nie powinniśmy, jego bliskość sprawiała mi przyjemność. Odsunął się delikatnie tak, że teraz nasze twarze dzielił zaledwie trochę ponad centymetr, by spojrzeć mi w oczy. Wiedziałam co myśli... to samo co ja.
- Wiesz, że nam nie wolno...-stwierdziłam smutno.
- Wiem- szepnął i zawahawszy się przez moment, zdecydował się złożyć na mych ustach jeszcze jeden czuły pocałunek. Był on krótki, ale jak wiele uczuć wyrażał. Odsunęłam się od niego.
- Nie... - szepnęłam- To zły pomysł, Gregor....
- Każdy może popełnić błąd....
- ale ile za ten błąd może przyjść na zapłacić?- spytałam smutno.
- A jeśli to nasze wcześniejsze wybory były złe?- spytał ze smutkiem i przez dłuższy czas milczeliśmy.
- To teraz już ich nie naprawimy. Na to już za późno... Teraz to cenę naszych błędów musiałyby zapłacić nasz dzieci...
- Masz racje...- przyznał z bladym uśmiechem- Jakim cudem Kuba nie zauważa, że ma obok siebie mądrą i przede wszystkim kochającą żonę? Musi być totalnym kretynem...
- A jakim cudem Gabriela nie zauważa koło siebie wspaniałego człowieka, który za nią by w ogień skoczył?- uśmiechnął się lekko.
- Ta... Ale wiesz, że to tylko dowody na to, że dokonaliśmy złych decyzji?
- Jak już to źle ulokowaliśmy nasze uczucia....Kochasz ją?- mój przyjaciel uśmiechnął się blado.
- Tak...- przyznał.
- Porozmawiaj szczerze z Gabrielą. Jestem wprawie pewna, że uda wam się jeszcze wszystko naprawić i dajcie sobie spokój z tą gadaniną o zbyt pochopnej decyzji.
- A co z tobą? - spytał delikatnie ocierając wierzchem dłoni łzę na mym policzku. Wzruszyłam ramionami, próbując się nie rozpłakać.- Naprawdę nie chcesz spróbować..
- Nie zaczynaj czegoś, czego będziesz bardzo żałować..- poprosiłam- Po prostu nie komplikujmy życia bardziej niż już jest...- powiedziałam smutno przytulając się do niego, na co on już nic mi nie odpowiedział, tylko mnie objął. W pewnym momencie znów się rozpłakałam, a on cały czas był przy mnie i próbował mnie jakoś wesprzeć. W końcu, nawet sama nie wiem kiedy, zasnęłam. Obudziły mnie dopiero czyjeś krzyki. Otworzyłam pomału oczy. Nadal spaliśmy z Gregorem na sofie, wtuleni w siebie nawzajem. Praktycznie leżałam na nim, przytulona, a on trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Cześć....- usłyszałam- Nie za wygodnie wam?- spytał ktoś. Spojrzałam w kierunku głosu i aż mnie sparaliżowało. W progu stała Gabriela. Wzięłam to na spokojnie i wstałam, dźgając Gregora. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja wskazałam na Gabrielę, która mierzyła nas wzrokiem.- Mogę się dowiedzieć, co wy robicie?- spytała, próbując zachować spokój, ale dobrze wiedziałam, że jej się nie podoba to, w jakiej sytuacji nas zastała.
- Nie denerwuj się. Ja ci to wyjaśnię...- stwierdził spokojnie, wstając z sofy.
- Oho na pewno... Już nie mogę się doczekać.- stwierdziła. Gregor wziął głęboki oddech.
- No bo malowaliśmy z Alicją i się nam zasnęło.
- Aaaa... To wy malowaliście siedząc na sofie tak?- zaczęły puszczać jej nerwy.
- O Jezu... Gabriela daj spokój, przecież wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi. Zrobiliśmy sobie przerwę i rozmawialiśmy. Nie ufasz mi?
- Wszystko ma swoje granice. A zazwyczaj z przyjaciółmi się nie sypia i to na pewno nie tak. Trzeba było dać znać, że mam nie wracać i wam nie przeszkadzać. Szkoda, że jeszcze u nas w łóżku nie spała, no chyba że ono już nie jest nasze- z całą pewnością była wściekła, ale uważam, że trochę się zagalopowuje.
-Nie dramatyzuj...
- Ja dramatyzuje? Wracam do domu i zastaję cię z byłą na sofie- "oho... już mnie z przyjaciółki zdegradowała do byłej... Trzeba coś powiedzieć, za nim jeszcze nazywa mnie byłą."
- Gabriela spokojnie- poprosiłam- To przeze mnie... Gregor próbował mnie jakoś pocieszyć i mnie przytulił. Zasnęłam, a on pewnie nie miał serca mnie budzić. Uwierz, to nie było nic takiego. A to że byliśmy parą to już historia. Teraz ma was i nie chce tego zmieniać.- dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.
- Czemu miał by cię tak pocieszać?- posmutniałam trochę.
- Pokłóciłam się z Kubą i w nerwach kazałam mu się wynieść z domu...- poczułam łzy pod powiekami. Wzięłam głęboki oddech, by znów się nie rozpłakać, ale bez sukcesu. Poczułam, jak ktoś mnie przytula, a tym kimś był Gregor. Albo bawi się w kamikaze, albo to był impuls i przytulił mnie bezmyślnie. Żona oskarża go o zdradę, a ten na jej oczach mnie przytula. Albo odwaga, albo głupota...
- I co? Naprawdę was zostawił?- spytała już całkiem innym tonem, spokojniejszym, bardziej wyrozumiałym, a ja tylko pokiwałam głową i próbowałam się uspokoić.- I między wami naprawdę do niczego nie doszło? Tylko ją pocieszałeś? Przysięgasz?- spytała mierząc go wzrokiem. Teraz czekało go najcięższe zadanie. Musiał ją okłamać... albo jakoś umiejętnie nie powiedzieć jej całej prawdy. Mój przyjaciel podszedł do niej spojrzał jej w oczy.
- Kocham cię, a Alicja jest tylko i wyłącznie moją przyjaciółką. Wiesz, że jest dla mnie jak siostra... Przysięgam ci, że ją pocieszałem. Nie masz o co być zazdrosna.- zapewnił ją. Cóż mój przyjaciel starał się jak mógł i wyszło mu to naprawdę dobrze. Gabriela westchnęła lekko i go przytuliła.
- Przepraszam... Powinnam mieć do ciebie więcej zaufania...- nie wiem jak Gregora, ale mnie to zakuło w serce...- Ciebie też Ally przepraszam- powiedziała z przepraszającym uśmiechem i mnie przytuliła- Nie powinnam była wyciągać zbyt pochopnych wniosków.
- Najważniejsze, że wyjaśniliście sobie tę sytuacje- powiedziałam ocierając łzy.
- Tak... Prawda. No ok... Michi ciągle śpi w wózku, więc pójdę go położy do łóżeczka, mógłbyś zrobić śniadanie?
- Pewnie- odparł i odprowadził ją wzrokiem.- Boże...
- No... Z ust mi to wyjąłeś...- stwierdziłam. Ostatnią rzeczą jakiej oboje byśmy chcieli jest to, aby uwierzyła, że mamy romans. Chociaż od naszego pocałunku minęło mniej niż 8 godzin , żałowałam go. Może wtedy tego chciałam, ale to było idiotyczne...Dobrze, że wówczas zwyciężył mój rozsądek. Najchętniej to bym wróciła do kraju, dorwała Kubę i po prostu się do niego przytuliła. Kiedy Theo zszedł na śniadanie miał bardzo kiepski humor, co nie uszło uwadze jego taty.
- Co jest?- spytał go. Mały wahał się przez chwilę, po czym spytał.
- Tato... Czy ty nadal kochasz mamę?- a mego przyjaciela zamurowało.
- Oczywiście... Skąd to pytanie?- stwierdził, obserwując syna.
- I nie okłamałbyś mnie?- upewnił się.
- Nie... Theo, czy coś się stało?
- No bo... Jakiś czas temu pokłóciłeś się z mamą i ona ci powiedziała, że żałuje, iż wzięliście ślub....- powiedział smutno-...a ty też coś takiego powiedziałeś... wczoraj wieczorem...- powiedział chłopiec ze smutkiem, a Gregora zaniemówił- My nadal będziemy rodziną....prawda?
- Theo... Czasami w nerwach mówi się różne rzeczy....
- Ty wczoraj nie byłeś zdenerwowany- zauważył.
- Skarbie naprawdę nie przejmuj się tym. Obiecuję ci, że nadal będziemy rodziną i nic się nie zmieni. Ok? To że czasem pokłócimy się z mamą nie oznacza, że przestaniemy być rodziną- zapewnił go.- Theo.... a powiedz mi, czy ty coś jeszcze wczoraj słyszałeś?- spytał, a chłopiec spojrzał na niego, a następnie na mnie. Odniosłam wrażenie, że boi się odpowiedzieć- Byłeś świadkiem całej naszej rozmowy?
- Nie całej... Kiedy zszedłem, aby spytać, czy mogę spać z tobą, już rozmawialiście....- wyznał. Byłam załamana... spojrzałam ze strachem na mego przyjaciela. On starał się zachować spokój.
- A kiedy wróciłeś do łóżka?- spytał. Theodor spojrzał na mnie, a następnie na niego.
- Widziałem jak się całowaliście...- powiedział ze smutkiem, jak gdyby doskonale wiedział, do czego zmierza jego ojciec.- Teraz pewnie karzesz mi przysiąc, że nie powiem mamie?
- Nie...- stwierdził Gregor, wywołując w chłopcu zdziwienie- Nic ci nie karze... Jedynie poproszę, aby to pozostało między nami...
- Ale obiecujesz, że będziemy rodziną i kochasz moją mamę?
- Tak. Kocham ją, a ty, Michi i mama jesteście wszystkim co mam najcenniejsze i nigdy nie pozwolę, aby nasza rodzina się rozbiła. Obiecuję.
- No dobra...
- Nie powiesz?- upewnił się.
- Ale czego?- spytał chłopiec z uśmiechem, na co i Gregor się uśmiechnął. Po raz kolejny ten maluch pokazuje jak bardzo jest dojrzały i inteligentny. Zazwyczaj dzieci w jego wieku, chyba nie potrafią ocenić zachowania rodziców, a jak dla mnie, on ewidentnie wiedział czego był świadkiem i o czym to może świadczyć. Potrafił rozpoznać czy to do czego doszło było złe i ocenić czy powinien się tym przejmować. Mądry chłopak... ale teraz to od niego zależy czy, i ile, przyjdzie nam zapłacić za ten jeden błąd, którego obaj żałowaliśmy...
_________________________________
Nie ma słów jakimi mogłabym Was przepraszać... Wiem, że kolejny już raz nie było mnie baaaaaardzo długo, chociaż pisałam, że rozdział pojawi się określonego dnia. Ponad miesiąc spóźnienia, za co naprawdę przepraszam. :( Rozdział nie do końca spełnia moje oczekiwania, ale nie chcę czekać dłużej. Miałam z nim straszny problem... W pewnym momencie nawet usunęłam część, bo mi się nie podobała... Ale jakoś w końcu udało mi się napisać coś na tyle, by chociaż w niewielkim stopniu mi się podobało. Mam nadzieję, że jak zazwyczaj tylko dramatyzuję i będzie się Wam podobał ten rozdział. W końcu nadeszły wakacje, więc będę mogła spokojnie pisać nie martwiąc się o szkołę, co zazwyczaj powodowało, że opowiadanie to musiałam odstawić sobie na później.
Nie będę się długo rozwodzić i napiszę jeszcze tylko, że wszystkim życzę jak najlepszych wakacji i wspaniałego wypoczynku!

Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO! :)


wtorek, 5 maja 2015

ROZDZIAŁ XXXIII: Spokój zasługujący na "Oscar' a"

Rozłączywszy się, od razu przekazałam Kubie smutne wieści. Oczywiście zaczął mnie przekonywać, że Gregor na pewno tak łatwo się nie podda, gdyż teraz to on ma dla kogo walczyć. Bardzo chciałam w to wierzyć... Od razu w mojej głowie zrodził się pewien pomysł i nie czekając dłużej zamierzałam się nim podzielić z Kubą.
- Kuba... Co myślisz o tym, żebym pojechała do Austrii?
- Ally... Wiem, że się o niego martwisz, ale nie sądzę, by to był dobry pomysł- powiedział z smutnym wyrazem twarzy- Jeśli naprawdę chcesz znać moje zdanie to jestem temu przeciwny... Nie gniewaj się.
- Nie gniewam- powiedziałam z bladym uśmiechem- Masz rację, to zły pomysł...- stwierdziłam i spróbowałam zająć się czymś innym.  To jednak wcale nie było takie łatwe. Chodziłam po domu, tam i z powrotem... bez celu, próbując przypomnieć sobie coś zabawnego, żeby nie myśleć ciągle o tym co się dzieje w Austrii. Zajęłam się sprzątaniem, ale i to nie pozwoliło mi myśleć o czymś innym. To naprawdę nie było takie proste, gdyż wszystko po kolei sprowadzało się do tego, że Gregor leży w szpitalu i walczy o życie. "On by to dla mnie zrobił.... zawsze powtarzał, że gdy będę go potrzebować, to rzuci wszystko i przyjedzie... Jestem mu coś winna... Tyle razy mi pomógł...". Nie zastanawiając się dłużej wzięłam torbę i zaczęłam pakować najważniejsze rzeczy. W pewnym momencie do sypialni wszedł Kuba razem z Amelką.
- Co ty robisz?- spytał, bawiąc się z nią.
- Pakuję się...- powiedziałam, modląc się o to, by nie wybuchła kolejna kłótnia.
- Przecież powiedziałam, że jestem przeciwko temu, żebyś jechała...
- Nie możesz mi zabronić- zauważyłam nie przestając pakowania. Kuba wyszedł z pokoju i wrócił dopiero po dłuższym czasie. Domyśliłam się, że położył ją spać, aby w razie czego nie była przy naszej kłótni.
- Nie możesz jechać... Co z Amelką?- spytał spokojnie.
- Jedzie ze mną.
- Chyba sobie żartujesz. Nie zgadzam się- powiedział trochę ostrzej, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Kuba o co ci chodzi?
- O to, że nie chcę byś jechała. Czemu chcesz jechać?
- Bo Gregor to mój przyjaciel...- przypomniałam mu- Kuba z dnia nadzień jest z nim co raz gorzej!
- No i? Pojedziesz potrzymać go za rękę? Ma tą swoją Gabriele, po co mu jeszcze ty?- spojrzałam na niego oburzona.
- Czy ty potrafisz zrozumieć, że on jest dla mnie jak brat?
- Ale to ja jestem twoim mężem- przypomniał mi pokazując obrączkę na swoim palcu- a tak właściwie to gdzie twoja obrączka?- spytał zauważywszy jej brak- Co ona już nic dla ciebie nie znaczy?- wzięłam głęboki oddech.
- Kuba proszę cię. Nie zaczynaj ok?- powiedziałam spokojnie-Mam obrączkę w kieszeni, bo przed chwilą myłam naczynia jakbyś tak nie zauważył- dodałam i założyłam ją- A wracając do tematu, to wiem, że nim jesteś. Kuba kocham cię, dlatego za ciebie wyszłam, ale chcę przy nim być... Naprawdę jesteś aż tak zazdrosny, że tego nie rozumiesz?- spytałam smutno.
- O mnie się tak nie martwisz...
- Ale ty nie umierasz- zauważyłam smutno.
- Tak w sumie, to z każdą minutą jestem co raz bliższy śmierci. Ally... Ja mam zawody i to tutaj w Polsce, jutro jakbyś nie pamiętała mam urodziny, a ty chcesz jechać do Austrii?- przewróciłam oczami i wróciłam do pakowania.- Cholera no.... Nic do ciebie nie dociera? Nie chcę byś do niego jechała. Nie zgadzam się i koniec kropka!
- I co?! Karzesz mi wybrać?! Ty czy on?!
- A nawet jeśli to chyba wybór jest prosty- stwierdził. Byłam wściekła. Najchętniej to bym mu przyłożyła i wyszła by nie musieć na niego patrzeć.- Nie karzę ci wybierać...ale jak mam nie być zazdrosny, skoro jeden byle telefon wystarczy byś chciała jechać tyle kilometrów i przy okazji jeszcze wywieźć Amelkę.
- To jedź z nami. Co to za problem?
- Po pierwsze dobrze wiesz, że nie mogę, a po drugie niby po co? - spojrzałam na niego nie dowierzając.
- Po co?! Bo podobno jesteście kumplami! Czy ty słuchałeś tego, co do ciebie mówiłam? On umiera!- powiedziałam zrozpaczona i poczułam, jak po moich policzkach spływają łzy- Chcę przy nim być... On tyle zrobił dla mnie... Jeśli już nic innego nie mogę zrobić, to chcę przy nim po prostu być... i w razie czego móc się pożegnać.- usiadłam na łóżku załamana i się rozpłakałam. Po chwili poczułam, jak mnie przytula.
- Przepraszam...- szepnął smutno-  Za moją reakcję, nie powinien był...Wiem, że jest dla ciebie ważny... ale jak ty to sobie wyobrażasz?- spytał spokojnie- Pomyśl racjonalnie.... Chcesz jechać z nią do Austrii?- westchnęłam cicho i się w niego wtuliłam.
- Z nim jest co raz gorzej... Jest w szpitalu... A co jeśli on..,
- Uspokój się- poprosił- Nie możesz tracić nadziei. To że trafił do szpitala, nie jest równoznaczne z tym, że umrze,
- Ale jest źle.... Kuba, lekarz dał mu pół roku życia..... a to było 10 miesięcy temu...- powiedziałam zrozpaczona- Leczenie nie będzie przedłużać mu życia w nieskończoność...
- Czyli od razu zakładasz, że umrze? Ally... Jeśli na prawdę musisz jechać... to jedź, ale bez Amelii- poprosił.
- I jak ty to sobie wyobrażasz?  Mam ją zostawić pod czyją opieką?- westchnęłam zrezygnowana- Nie pojadę... A w dodatku masz rację... Jutro masz urodziny i chcę spędzić ten dzień z tobą...
- Mówię poważnie. Jedź zaopiekuję się małą, a moja mama na pewno mi pomoże. Amelia będzie pod dobrą opieką.- powiedział z uśmiechem- A urodzinami się nie przejmuj, w końcu mam je co roku.
- Nie... To głupie.... Zostanę w domu i ci pokibicuje... Spędzę z tobą urodziny- powiedziałam smutno.
- Twój wybór... To może zadzwoń do nich i spytaj, jak wygląda sytuacja. Może akurat już czuje się lepiej...- zaproponował. Byłam zła, ale do końca nawet nie wiedziałam na kogo. Usiadłam w salonie i zadzwoniłam do Lucasa, ale to co usłyszałam wcale nie było budujące... Lekarze podjęli decyzje, że aby mieć szanse go wyleczyć, wprowadzą go w stan śpiączki farmakologicznej. Swą decyzję argumentowali tym, że jego organizm jest już zanadto obciążony chemią i innymi lekami i w momencie, kiedy do tego jeszcze doszło silne zapalenie płuc to serce odmówiło posłuszeństwa i zastrajkowało, a biorąc pod uwagę, że bez leczenia jego stan będzie się jedynie pogarszał, to takie incydenty się powtórzą, aż w końcu nie uda im się go zmusić do pracy, więc aby mieć jakiekolwiek szanse, zniwelują prace organizm do minimum i wdrążą leczenie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co teraz czuje Gabriela, Lucas, rodzice Gregora... Jego młodszy brat, gdy powtarzał słowa lekarza z trudem się nie rozpłakał... a przynajmniej twierdził, że do tego nie doszło. Podziękowałam mu za wiadomości i postanowiłam, go nie męczyć już dłużej. Tak jak obiecałam Kubie, razem z Amelką dzielnie mu kibicowałyśmy. Podczas ostatniego konkursu na polskiej ziemi mała co chwilę zaczynała nawijać jak katarynka. Cieszyłam się, że tak dobrze się rozwija i razem z Kubą robiliśmy wszystko, by tylko pomóc jej w nauce. W pewnym momencie Ewa, która przyszła kibicować Kamilowi, zaczęła się śmiać, że ona po prostu zaklina zawodników. Gdy zobaczyła Kubę zareagowała głośnym piskiem radości i znów zaczęła gaworzyć.
- Jaka ona urocza!- powiedzieli razem Kubacki i Ziobro. Zaczęłam się śmiać i z radością oglądałam, jak skoczył brunet. Przy jego nazwisku pojawiła się jedynka, na co on od razu się uśmiechnął i zszedł ze skoczni. Pierwsza pozycja oznaczała, że w najgorszym wypadku po pierwszej serii, będzie dziewiąty. Przebrawszy się od razu podszedł do nas i dawszy mi całusa, wziął Amelkę na ręce.
- Widziałaś jak tata skoczył? Fajnie co nie?- zapytał z uśmiechem, a ona zareagowała melodyjnym śmiechem. Postał z nami przez dłuższy czas i razem obserwowaliśmy kolejnych zawodników.
- Jakież słodkości!- zawołał Kraft i pomachał mi- Toż to na pewno jak nic Księżniczka Amelia! Boże jaka ja już jestem duża, a jaka ładna!- zaczął do niej nawijać i bez pytania, wziął ją na ręce. Mała co prawda nie zareagowała od razu płaczem, ale bez trudu Stefan zauważył na jej twarzy grymas i oddał ją Kubie.- Jest naprawdę przesłodka- powiedział z uśmiechem- Ej mała, a nie załatwiłabyś tak z tatą, by w drugiej serii skoczył gorzej? Widzisz, ja bardzo lubię żółty i chciałbym o taką koszulkę- powiedział wskazując na plastron lidera, który w obecnej chwili dzierżył Kamil- ale aby ją mieć to musiałbym być na podium, wiesz? A twój tatuś coś pokrzyżował mi plany...- poskarżył się jej. "Chwila... to który jest Kuba?" Spojrzałam na wyniki i aż mnie zatkało. Był drugi! Jedynie Peter Prevc go wyprzedzał, a trzeci był Severin Freund, a za nimi Kamil i Stefan.- To jak... idziesz na to? Załatwiasz z tatusiem, by skoczył gorzej ode mnie, ale lepiej od niego- powiedział, wskazując na Kamila- a ja ci kupuję ogromnego futrzanego miśka. To jak?- spytał z uśmiechem i zabawnie poruszył brwiami, a my wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- Ty już tak Stefan nie kombinuj!- zaczęłam się śmiać.
- Nie przekupisz jej za nic- powiedział Kamil z uśmiechem- Ona trzyma się swoich i kibicuje wujkowi-stwierdził dumnie-... no i czasami też tacie- dodał, na co Stefan zaczął się śmiać.
- Zacznijmy może od tego, że ona jest Polką i z łaski swej nie szwargocz jej po niemiecku- zaśmiał się Kuba i nawet Stefan uznał to za słuszną uwagę. Czy chcieli czy nie, w końcu musieli nas opuścić i przygotować się do kolejnego skoku. Gdy doczekałyśmy się Marinusa Krausa, który po pierwszej serii był 10, Amelka już zasypiała, a gdy skakała ostatnia 3 spała w najlepsze. Nie obudził jej nawet mój wybuch radości, gdy się okazało, że Kuba stanął na drugim stopniu podium. Pierwszy był Peter, który utrzymał przewagę, a trzeci byli ex aequo Kamil i Stefan, przez co ten drugi był nie pocieszony i tak jego plan, by odebrać Kamilowi plastron lidera się nie powiódł. W żadnym z konkursów nie udało mu się na tyle go wyprzedzić i Kamil "deptał mu po piętach". Skończyło się tak, że wyjeżdżał z stratą paru punktów. Niby nic, a jednak tak trudno było mu je odrobić. W każdym razie konkursy na naszej ziemi poszły bardzo pomyślnie dla Kuby, który w Szczyrku był siódmy, w Wiśle piąty, no a w Zakopanem był drugi! Następnym przystankiem było Oslo i znów zostałyśmy z Amelką same. Byłyśmy akurat na spacerku, gdy usłyszałam dźwięk mojego telefonu.- Hej Ally... Prosiłaś, aby zadzwonić jak coś się zmieni. Masz teraz chwile?- spytał smutnym i zmęczonym głosem.
- Hej Lucas....  No pewnie że mam. I co? Jak on się ma?
- Jak się ma? No... Podobno lepiej. Wybudzili go i oddycha samodzielnie, więc odłączyli go od respiratora, czy jakkolwiek to się zwie, no i już nie gorączkuje... Co prawda wygląda jak trup... i to nawet nie jak żywy trup, ale jest lepiej- zapewnił mnie.- Poczekaj chwilę... .- powiedział i a ja od razu odpowiedziałam, że nie ma problemu. Było lepiej i to był dobry znak. Po dłuższej chwili usłyszałam szelest i mój rozmówca wrócił- Już. Jeśli chcesz to ci go dam...
- Nie będę go męczyć...- zaczęłam ale on mnie już nie słuchał.
-  To ci go daje- powiedział i usłyszałam jak przekazuje telefon.
- Cześć Alicja. Co tam?- spytał cicho głos mego przyjaciela. Był słaby i gdyby nie to, że wokół mnie panowała cisza, a i u niego tak samo, to bym go nie słyszała na tyle, by zrozumieć, co mówi.
 - Hej... U nas po staremu, a jak ty się czujesz? Na pewno masz siłę, rozmawiać?- spytałam z troską słysząc, jak ciężko mu się oddycha.
- Tak...- wybełkotał- Lepiej... Wszyscy dramatyzujecie...- poskarżył się- Trochę mi przykro, że Theo ma zakaz odwiedzania mnie...- usłyszałam, że dostał ataku kaszlu, który za nic nie chciał odpuścić.
- Gregor nie chcę cię męczyć...
- Cicho tam, to ja chciałem rozmawiać...-zaśmiał się słabym głosem- A kończąc mą myśl, to rozumiem z jednej strony intencje tego zakazu. A powiedz co u Amelki?
- Jest strasznie żywym szkrabem i wszystkich po kolei zaczepia. A no i gada jak najęta- zaśmiałam się.
- Poważnie? A dasz mi ją do telefonu?- spytał trochę bardziej ożywiony. Zaśmiałam się i przyłożyłam jej telefon.
- Amelka wujek koniecznie chce z tobą rozmawiać- powiedziałam i z uśmiechem obserwowałam jak mała z zainteresowaniem nasłuchuje, a po chwili uśmiechnęła się uroczo i  zaczęła słodko gaworzyć. Zabrałam jej telefon i wróciłam do niego.- Zadowolony?- zaśmiałam się, gdy przytaknął, ale bardzo szybko ponownie się zasępiłam, gdyż znów zaczął kaszleć. Usłyszałam jakiś damski głos.
-Gabriela mi mówi, że mam kończyć... Dam ci jeszcze ją, ale nie martw się i wyściskaj ode mnie Amelkę- poprosił zmaltretowanym głosem.
- Przepraszam cię, ale im dłużej mówi tym jest gorzej. Chociaż naprawdę jest już lepiej.
- Spoko, nie ma problemu. Czemu Theodor nie może go odwiedzać?
- Bo chodzi do przedszkola i znosi mu zarazki.... Nie powinnam zgadzać się, aby tak często razem przebywali.... To zbyt ryzykowne... a zwłaszcza teraz...
- Rozumiem, co tobą kieruje, ale nie karz ich za to, że Gregor jest chory.... Tak wiem. Łatwo się gada... Nie ważne z resztą.... "A zwłaszcza teraz"? Masz coś konkretnego na myśli?- westchnęła cicho.
- Jego lekarz prowadzący chce podjąć ostatnią próbę, walki z nowotworem...
- Co to znaczy ostatnią?!- spytałam od razu i usłyszałam, jak pomału zaczyna się rozklejać. Wzięła głęboki oddech.
- Lekarz stwierdził, że to cud, iż on nadal żyje... powtarzał to już kilkukrotnie. Chemioterapia nie przynosi żadnej poprawy... Jeżeli tym razem nie będzie efektów...- zacięła się. "To po prostu pomogą mu godnie odejść...." Poczułam pod powiekami łzy.
- On wie?- spytałam smutno.
- Tak... Zna postanowienia lekarza... Próbował przekonać go, aby jakby co nie zaprzestawać terapii.... Ale lekarz uważa, że tak będzie najlepiej... Podobno przeanalizował różne przypadki z całego świata i innowacyjne sposoby leczenia. Opracował jeszcze jedną strategię, a jeśli ona nie odniesie sukcesu... To uważają, że pozostaje jedynie leczenie paliatywne...- "leczenie paliatywne".... nawet ładnie brzmi, szkoda jedynie, że to z leczeniem niewiele ma wspólnego i jest stosowane u pacjentów w stanie terminalnym. Najprościej mówiąc u osób, u których nie ma już szans na powrót do zdrowia i są umierający, to "leczenie" to nic innego jak zapewnienie godnej śmierci.
- I jak on się trzyma?- spytałam smutno.
- Nie wiem... Zachowuje się dziwnie... Jakby tej rozmowy nie było... Lucas się załamał, jego rodzice się załamali.... Ja nie mam pojęcia co robić... - zaczęła płakać- A on... zachowuje się, jakby wszystko było ok... Śmieje się... żartuje sobie... To dobrze... ale z drugiej strony to bynajmniej dziwne...
- Spokojnie... może po prostu.... wierzy, że się uda i nie martwi się na zapas- stwierdziłam, sama w to nie dowierzając.  Poprzednie próby nic nie dały, lekarz znajduje już ostatni sposób, a on jest spokojny? To nie możliwe i obie o tym dobrze wiedziałyśmy. Nie rozmawiałyśmy dłużej, a ja od razu wróciłam do domu. Gdy Kuba wrócił z zawodów przekazałam mu wieści. Strasznie się zasępił i zmartwił tą sytuacją. Jeszcze tego samego dnia przyszedł, by ze mną porozmawiać.
- Nie pojadę na zawody do Ałmat  i zostanę w domu z Amelką. Jedź do niego na parę dni- powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
- Co ty wymyśliłeś? Nigdzie nie jadę, już o tym gadaliśmy- przypomniałam mu.
- Tak, ale wtedy zawody były u nas... no i inaczej prezentowała się ta sytuacja... Ally... Przepraszam za tamto. To nie było fair.- powiedział, smutno na mnie spoglądając- Przecież chcesz jechać... To nie będzie problem- uśmiechnął się lekko, a ja bez słowa go przytuliłam.
- Dziękuję-powiedziałam i pocałowałam go czule. Koszmarnie zaczęłam się denerwować, że to zły pomysł zostawiać ich samych, ale Kuba wprawie się na mnie obraził, że w niego nie wierzę. No ale jak miałam być spokojna zostawiając ich samych? Wiedziałam, że Kuba jest dobrym ojcem, ale jakoś nie uśmiechało mi się zostawianie go samego. Swymi obawami podzieliłam się z panią Małgosią, która od razu zrozumiała o co mi chodzi. On tyle czasu spędzał w domu, że aż szkoda gadać. Prawda potrafił ją przewinąć, położyć spać... ale zajmowanie się dzieckiem przez kilka dni, a spędzanie z nim kilku godzin w tygodniu to nie to samo. Nie miałam o to do niego żadnych pretensji, przecież wiedziałam jak wygląda życie z skoczkiem narciarskim, ale sprawiało, że bałam się trochę, że coś się stanie. Pani Małgosia obiecała mi, że weźmie sprawy w swoje ręce i tak to rozegra, żeby mieć ich na oku, ale żeby Kuba się nie zorientował, że to tak specjalnie. Nie miałam pojęcia, jak ona to sobie wyobraża, ale w nią wierzyłam. Z lotniska odebrał mnie Lucas i zabrał do domu Gregora.
- Ally!- usłyszałam wesoły chłopięcy głosik i mały blondynek przybiegł mnie powitać.
- Hej Theodor- powiedziałam z uśmiechem.- Sam siedzisz?- zdziwiłam się.
- Teraz już nie... Alicja, a czy ty pójdziesz do taty?- spytał z smutkiem.
- Ma na myśli Gregora oczywiście- podpowiedział mi Lucas.
- Ok... Tak, wybieram się do niego, a czemu pytasz?- mały pobiegł gdzieś, a gdy wrócił miał coś ze sobą.
- Mama powiedziała, że nie mogę się z nim widywać... ale tata prawie co dziennie dzwoni, wiesz... I zrobiłem mu prezent! Na jego urodziny nic mu nie dałem, ale teraz już mam coś dla niego... Mieliśmy spędzić je razem... Bo ja mam swoje urodziny dwa dni po nim i obiecał, że pójdziemy na gokarty...- powiedział smutny- Ja wiem, że tata też żałuję, że się nie udało i na pewno jak tylko będzie zdrowy to pójdziemy- powiedział z lekkim uśmiechem. Stało przede mną sześcioletnie dziecko, które z utęsknieniem czekało na ojca, nawet nie będąc świadome, że istnieje taka możliwość, iż już go nie zobaczy..."Ally ogarnij się!" rozkazałam sobie, by się nie rozpłakać. "On wyzdrowieje... Na pewno.." Wzięłam głęboki oddech i lekko go poczochrałam.
- Przekażę mu, obiecuję- powiedziałam i odsunąwszy od siebie te dołujące myśli zaczęłam zastanawiać się, od kiedy mały mówi do niego tato. Godzinę później już byłam w klinice. Theodor został z dziadkiem, a ja razem z Lucasem udaliśmy się w odwiedziny. Wyglądał dość marnie i miał podłączoną kroplówkę. Siedział na łóżku oparty o podniesiony podgłówek i grał sobie w szachy. Gabriela wykonała kolejny ruch, na co Gregor jęknął zawiedziony, a ona zaczęła się śmiać.
- Dwanaście do zera! To co, chcesz jeszcze raz?- spytała z lekkim uśmiechem zbierając pionki.
- Nie... Poddaje się.- stwierdził z bladym uśmiechem i odłożył szachy na szafeczkę, przy okazji zauważając mnie i Lucasa- Od dawna tu stoicie?
- Na tyle długo, aby wiedzieć, że przegrałeś już 12 razy na 12 partii- zaśmiał się jego brat i weszliśmy do środka.
- Hej Alicja!- powiedział i pomachał mi- Wybacz, ale nikomu nie wolno się do mnie zbliżać za nadto, więc nie mogę cię przytulić- powiedział smutno.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę! Nic się nie stało, przecież to nie jest jakiś obowiązek. I co... Naprawdę nikt nie może się zbliżać?- spytałam przysiadając na krześle, które podał mi Lucas.
- Totalnie nikt, no oprócz lekarzy, którzy muszą go zbadać itp...Nawet Gabriela ma zakaz i musi trzymać się z daleka. Dostała "dyspensę" tylko i wyłącznie na ślub- oświadczył, a ja spojrzałam na nich z nieukrywanym szokiem.
- Na...co?! Ślub? Jaki ślub? Czemu ja nic nic wiem?
- No bo jakoś nie było kiedy- powiedział z bladym uśmiechem mój przyjaciel.
- Nasza decyzja była dość spontaniczna... Było tragicznie, nie wiemy co będzie dalej, a dziwnym zbiegiem okoliczności w klinice był ksiądz.- powiedziała z lekkim uśmiechem i oboje wzruszyli ramionami.
- Dokładnie... A w dodatku rozmawialiśmy już o ślubie kilka razy... i powiedziałem, że chciałbym wziąć ślub zanim umrę, więc się zlitowała dopiero, gdy było naprawdę blisko- zaśmiał się, a ona rzuciła mu oburzone spojrzenie.
- Ja ci dam "zlitowała"! Chciałam za ciebie wyjść to nie, bo ty chcesz dobrze na zdjęciach wyglądać, a potem sam się przestraszył i Lucasa za księdzem posłał- przypomniała mu, na co on uśmiechnął się szerzej.
- Przestraszył.... To za dużo powiedziane... Zmartwiłem się tylko- odparł.
- Tak czy inaczej moje gratulacje, a to że nikt mi nic nie powiedział to chyba wybaczam...- podziękowali, a mnie wtedy oświeciło, że mam przesyłkę dla niego- Byłabym zapomniała. Theo prosił, by ci to dać- powiedziałam i wyjąwszy prezent, wręczyłam mu go.
- O jej! Dziękuję...- powiedział i zaczął odpakowywać. Mały jednak cały pakunek owinął szczelnie taśmą klejącą i to wcale nie było takie łatwe. Lucas poszedł znaleźć nożyczki i rozciął delikatnie opakowanie. W środku znajdowała się laurka i miś. Lucas wziął od razu miśka i zaczął się nim bawić.
- Jaki fajny!- zaśmiał się. Spojrzałam na jego brata, który z uśmiechem oglądał ręcznie zrobioną kartkę. Szybko otarł łezkę.- Masz twego misia, co tam masz w tej laurce?- spytał, podając mu pluszaka.
-" Dla najlepszego taty na świecie. Pierwszy jest Twój, bo mam go dzięki Tobie. Teraz niech on da ci siłę. Wracaj do zdrowia, bo za tobą tęsknie. Theo"- przeczytał z uśmiechem i wziąwszy misia zdjął z jego szyi medal- Nie wiedziałem, że był na zawodach... Obiecałem że z nim pójdę...- powiedział ze smutkiem.
- Theodor przecież wie, że nie miałeś jak- westchnęła cicho, ale to nie poprawiło mu humoru- Właśnie dlatego ci nie mówiłam... Nie masz czym się przejmować.- zapewniła go.
- To jego pierwszy medal?- spytałam, a Gregor pokiwał głową.
- Zanim trafiłem do szpitala jeszcze żadnego nie miał, więc musi być pierwszy.... Bardzo żałuję, że nie mogłem z nim tam być...
- Daj spokój. I tak Theo za każdym razem, gdy o nim mówi, to podkreślał, że zdobył go dzięki tobie i dla ciebie. Codziennie siedziałeś z nim i tłumaczyłeś coś... jakieś ćwiczenia z nim robiłeś i jest w 100% pewien, że to dzięki tobie go zdobył.
- To urocze, że ci go daje- powiedziałam z uśmiechem, a Gregor wziął głęboki oddech i zawiesiwszy z powrotem medal na szyi misia postawił go na szafeczce. Chociaż prezent z całą pewnością go ucieszył i wzruszył, przez calutki dzień był strasznie markotny. Późnym popołudniem Gabriela wyszła na jakiś czas i po wprawie godzinie wróciła, lecz nie sama. Razem z nią w odwiedzin przyszedł mały blondynek.
- Theodor!- ucieszył się na jego widok i kompletnie zapominając o zakazie lekarzy, nie dość że go przytulił to posadził na swoim łóżku, a mały od razu się w niego wtulił- Dziękuję szkrabie za prezent. Jest wspaniały i należą ci się spore gratulacje.
- Nie masz za co dziękować. Zdobyłem go dla ciebie, żebyś wyzdrowiał.- powiedział i na polecenie mamy zszedł z łóżka. Gregor posmutniał trochę, co nie uszło uwadze Theodora- Nie chciałem zrobić ci przykrości!- powiedział smutno.
- Nie zrobiłeś, wręcz przeciwnie zrobiłeś mi dużą przyjemność... No to opowiadaj jak tam było na tych zawodach.- poprosił z bladym uśmiechem, a mały grzecznie zaczął opowiadać wszystko z największymi szczegółami. Po godzinie razem z Lucasem zabraliśmy go do domu. Mały bardzo się cieszył, że mógł go odwiedzić i trudno było go przekonać, aby zechciał swą wizytę zakończył. W końcu jednak się zgodził. Przez kolejne dni odwiedzałam go codziennie, ale Theodor niestety nie. Jakby nie było trwał rok szkolny i musiał chodzić do przedszkola, a później miał treningi. Nie był z tego powodu zły, gdyż rozumiał, że nie może go zbyt często odwiedzać i cały czas chodził uśmiechnięty, że mógł się z nim spotkać. Drugiego dnia mojej wizyty zrobiono Gregorowi potrzebne badania i teraz pozostawało tylko czekać na ich wyniki, od których zależało, czy lekarze podejmą dalszą walkę, czy też złożą broń. Ja sama myślałam że zwariuję... Ile czasu to mogło trwać?! Wiedziałam, że nie tylko ja to bardzo przeżywam bo na bezsenność na tle nerwowym cierpiałam razem z Lucasem, grając w warcaby, karty itp. Gabriela próbowała zajmować się swoją pracą, ale po tym jak z niewyspania pomyliła leki, podjęła decyzję, by wziąć urlop. Rodzice Gregora byli na lekach uspokajających, a on... A on o dziwo był oazą spokoju. zachowywał się, jakby to był jakiś pobyt rekreacyjny, a nie walka o życie... Uśmiechał się, żartował próbując nas rozśmieszyć. Spędzał przy telefonie masę czasu rozmawiając z Theodorem, albo siedział i podpisywał autografy. Widząc to rozumiałam o co chodziło Gabrieli... Zachowanie z całą pewnością dziwne... Podobno był konsultowany z psychiatrą, ale lekarz stwierdził, że wszystko jest w porządku. Wyglądało na to, że Gregor po prostu nic sobie z tej sytuacji nie robił. Wkrótce nadszedł dzień, który zapamiętam do końca życia... Następnego dnia z rana miałam wracać do kraju i zamierzałam przesiedzieć u Gregora calutki dzień.  Moje plany jednak zaczęły ulegać zmianie, gdy odwiedzili go jego rodzice, Lucas no i Gloria. Gabriela nie opuszczała go nawet na chwile, więc postanowiłam się ewakuować, bo i tak było ich tam już zbyt wiele. Poszłam powłóczyć się po okolicy i zadzwonić do Kuby, by dowiedzieć się co u nich słychać. Po dwóch godzinach wróciłam do kliniki i okazało się, że co prawda z jego rodziny został tylko Lucas, ale za to u Gregora był Thomas Morgenstern! Wzięłam głęboki wdech i próbując zachować neutralny głos przywitałam się. Jak się okazało Gregor uprzedził go, że moje reakcje są nie do przewidzenia i na poparcie słów wykorzystał nasze spotkanie w moim domu... Po kolejnej godzinie na korytarzu pojawili się Stefan i Michi, ale ledwo weszli to na horyzoncie pojawił się lekarz.
- Witam. Ależ u pana tłumy!- zaśmiał się- Jak się pan czuje?- spytał z przyjaznym uśmiechem. Spojrzałam na mego przyjaciela. Był strasznie poważny... nie widziałam go takiego od momentu, gdy poznał diagnozę. Aż się przestraszyłam... W żadnym cali nie przypominał człowieka, który swym nienaturalnym zachowaniem, niepokoił każdego z nas.
- Zaraz panu powiem, ale niech pan mówi pierwszy... Ma pan moje wyniki?- lekarz przestał sę uśmiechać i przytaknął. Gregor wziął głęboki oddech. "Czyżby puściły mu nerwy?"- No to niech pan mówi...
- Dobrze. Czy mógłbym zostać z pacjentem sam?-poprosił  z niezwykłą powagą. Od razu opuściliśmy pokój, a na prośbę Gregora została z nim jedynie Gabriela. Stanęliśmy na korytarzu i chłopcy jak na zawołanie przez szparę między drzwiami obserwowaliśmy co dzieje się w środku. "Jak dzieci...." przeszło mi przez myśl, ale po chwili dołączyłam do nich. Lekarz konsekwentnie mu coś tłumaczył gestykulując rękoma. Spojrzałam na Gregora, który ze skupieniem słuchał mężczyzny. Spojrzał na nas z ukosa i uśmiechnął się blado. "Chyba nas zauważył...Chyba na pewno..." Lekarz skończył swój monolog i Tyrolczyk o coś zapytał, a lekarz pokiwał głową. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na Gabrielę, która trzymając go za rękę, zalewała się łzami i teraz wręcz rzuciła się mu na szyje. Gregor przytulił ją z uśmiechem, a lekarz zostawił ich samych. Odskoczyliśmy od drzwi i udawaliśmy, że grzecznie czekamy. Ledwo zniknął za rogiem, to weszliśmy do nich.
- I co?- zapytał pierwszy Lucas. Gabriela otarła ostatnie łezki, a Gregor uśmiechnął się lekko.
 - Jest widoczna poprawa- powiedział z radością. "Boże! Co za ulga!" ucieszyłam się- Lekarz jest pełen optymizmu i jeśli nic złego się nie stanie to wyzdrowieję. Boże... Już myślałem, że dłużej nie wytrzyma... Ile można było czekać na jedne wyniki!- poskarżył się, na co my wszyscy parsknęliśmy śmiechem. "To on udawał?! Boże... Za to, to mu się Oscar należy..."
- Nic złego... czyli na przykład?- spytał Thomas.
- Mam już dość mocno organizm wycieńczony i będę musiał być pod czyjąś stałą opieką, nie wolno mi się przemęczać, a na spacery tylko nie daleko.
- I nie możesz ponownie zachorować- przypomniała mu, a on przestał się uśmiechać. Widać zrozumiał co miała na myśli szybciej niż my.
- Nie rób tego....- poprosił smutno- To nie jest jego wina, a ty go karzesz...
- Gregor on jest dzieckiem! Ciągle znosi jakieś zarazki, a w twoim stanie możesz coś złapać bardzo szybko... Nie ma o czym gadać- powiedziała stanowczo.
- Gabriela Theodor zostaje do domu, a jeśli nie pamiętasz to mieszkamy razem i tak pozostaje nawet jak ja wyjdę ze szpitala- powiedział- Nie chcę się z tobą kłócić...
- To się nie kłóć. Nie zostanie i koniec kropka... To zbyt niebezpieczne...
- Chcę, by mógł normalnie mieszkać i spęczać ze mną czas. Nie komplikuj tego... Kocham was obu i nie chcę, aby musiał się wyprowadzać...
- Jeszcze do domu nie wracasz, więc nie macie o czym dyskutować.- stwierdził Lucas, a Gabriela przyznała mu rację i zakończyła dyskusję. Podziwiałam go, bo chociaż rozumiałam Gregora, rozumiałam też Gabriele, więc nie mieszałam się do tej dyskusji. Sama nie umiem sobie wyobrazić, co bym zrobiła na jej miejscu... Zapewne postąpiłabym tak jak ona. W końcu pojawia się szansa i to jest najważniejsze, a zarazki i bakterie, mogą mu ją odebrać. Dzieci chorują i tego nie wyeliminujesz, więc lepiej nie ryzykować... ale z drugiej strony... Theo uważa go za swojego ojca, a Gregor go naprawdę kocha. Nie wiadomo tak naprawdę ile potrwa leczenie, a rozłąka nie będzie dobra... Z całą pewnością nie zamierzam się w to mieszać, a dobrego rozwiązania nie ma... "Byle by wszystko się udało".
_______________________________________________
No i kolejny rozdział za nami... Pojawiły się pewne nieścisłości i wiem o tym :) Po Polsce jest Japonia, a potem Skandynawia, a ją pominęłam. Spokojnie, zdaję sobie z tego sprawę :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał? Mnie o dziwo się nawet podoba, więc mam nadzieję, że Wam także, bo dotychczas jeśli mi się nie podobał, to w komentarzach czytałam, iż według Was był ok... Mówiąc szczerze nie mam zielonego pojęcia, czy to co spotkało Gregora jest możliwe z medycznego punktu widzenia... ale trudno. Zawsze starałam się trzymać realizmu, ale niestety... To się już skończyło. Także jeśli coś było mega nierealnego to sorry :) Nie będę się zbyt dużo rozpisywać, więc dodam jeszcze, że kolejny rozdział gdzieś tak 16 maja. Zbliżają mi się egzaminy w szkole, więc muszę się przyłożyć porządnie do nauki. Pozdrawiam, zapraszam do komentowania i DO NASTĘPNEGO!