piątek, 27 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXX: "Dziecko to obowiązki.... Myślisz, że nadawałbym się na ojca?"

Teraz mogło być już tylko lepiej. Musiało być... Gregor bardzo kiepsko przyjął diagnozę i wcale mu się nie dziwie, że go złamała, ale najważniejsze było, aby chciał walczyć. Za nim jednak można było zacząć leczenie, trzeba było poczekać trochę, aby organizm doszedł do siebie po biopsji. W dzień gdy poznał wyniki nikomu już nie pozwolono go odwiedzić, gdyż pacjent sobie tego nie życzył. Uszanowaliśmy jego decyzję. Następnego dnia Gregor nadal nie chciał z nikim rozmawiać. Próbowałam go zrozumieć, ale wszystko ma swoje granice
- Przykro mi, ale pacjent wyraźnie powiedział, że nie życzy sobie gości.
- Jestem jego bratem!-zbulwersował się- Chce się z nim zobaczyć...
- Przykro mi, ale nie ma takiej możliwości. Nie mogę pana wpuścić...
- Chcę rozmawiać z kimś ważniejszym. Na pewno coś da się zrobić!
- Lucas uspokój się- poprosiłam smutno.
- Dzień dobry... mogę wiedzieć co się tutaj dzieje?- spytała jakaś dziewczyna. "Już gdzieś ją widziałam... Wiem!"
- To pani grała z Gregorem w szachy!
- Z tym sympatycznym panem? Tak... Czy coś się stało?
- Nie chcą mnie do niego wpuścić, a jestem jego bratem!
- Przykro mi, ale jeżeli pacjent nie chce, aby kogoś wpuszczano my musimy to uszanować. Pana brat prosił, by mógł być sam, bo chce przemyśleć parę spraw. Proszę go zrozumieć.... On potrzebuje czasu. Może niech pan zostawi do siebie jakiś kontakt, a ja obiecuje zawiadomić jeśli coś się zmieni- zaproponowała. Była naprawdę sympatyczna.  Lucas jednak był wściekły i nawet jej nie odpowiedział, tylko wyszedł.
- Przepraszam za niego... Gdyby pani mogła dać znać to zostawię pani numer...
- Oczywiście, nie ma problemu. Proszę się nie martwić- podziękowawszy jej wyszłam za Lucasem. Chłopak postanowił mi pokazać trochę Tyrolu i cały dzień spędziliśmy na zwiedzaniu. Gdy wróciliśmy do domu postanowiłam sprawdzić wyniki konkursu, którego nie dokończyliśmy dzień wcześniej i zadzwonić do Kuby. Zawody wygrał Kamil, natomiast drugi był Stefan Kraft, dzięki czemu zdobył kryształową kulę. Uśmiechnęłam się lekko. Ta nagroda naprawdę mu się należała. Kuba zakończył zawody na 7 miejscu. Od razu zadzwoniłam do niego z gratulacjami i opowiedziałam mu trochę o mym pobycie, a dokładniej o zwiedzaniu Austrii. Następnego dnia dostałam wiadomość od tej pielęgniarki, że można go odwiedzić. Gdy przyszliśmy ona była u niego i właśnie kończyła zmieniać mu opatrunek. Zauważyłam, że kobieta coś do niego mówi, a Gregor się śmiał. Cudowny widok... Byłam naprawdę ciekawa, o czym rozmawiają i spróbowałam podsłuchać. "Swoją drogą od kiedy ja podsłuchuję rozmowy innych ludzi?!"
- Patrzę... a on siedzi i śpi... tak jakoś się dziwnie kołysał i nagle padł na stół twarzą do tych płatek- powiedziała, a Gregor znów zaczął się śmiać.
- Biedulek... Całe szczęście, że tego mleka nie nalał- stwierdził.
- O ma pan gości... Cieszę się, że posłuchał mnie pan. Proszę się nie poddawać.- powiedziała z przyjacielskim uśmiechem na odchodnym.
- Bardzo dziękuję. A no i proszę pozdrowić syna- odparł z uśmiechem.
- Dziękuję, pozdrowię- powiedziała i wyszła. 
- Hej... I jak tam bracie?- zagadnął go Lucas.
- Wiem, o co wam chodzi.... Nie poddam się bez walki- oświadczył. Uśmiechnęłam się szeroko i go przytuliłam.
- Cieszę się, że tak zadecydowałeś. Zobaczysz... wszystko się ułoży.- powiedziałam i usiadłam obok niego.
- Fajna ta pielęgniarka... a jak o ciebie dba- zauważył Lucas z uśmiechem i spojrzał wymownie na brata.
- Zwariowałeś? Jest dla mnie miła, bo musi. Jest pielęgniarką....
- Ona cię lubi! Weź się może z nią zaprzyjaźnij- zaproponował.
- Ona ma syna...
- No i? A Morgi córkę. To wcale nie znaczy, że jest zajęta- zauważyłam sprytnie.
- Ty też?! Dajcie sobie spokój...- może to była jedynie wyobraźnia, ale wydaje mi się, że pielęgniarki nie mają w obowiązku spędzać czas z pacjentami i grać z nimi w szachy... No ale może ja się mylę. Po południu odwiedzili go Michael i Stefan. Był to bardzo miły gest z ich strony.
- Jak się czujesz?- spytał z troską młodszy z chłopaków.
- Jako tako... Miło, że mnie odwiedzacie.
- W końcu jesteśmy drużyną, a drużyna trzyma się razem- powiedział Michael. Musiałam z trudem powstrzymać się, żeby nie zrobić "Ooooo...Jak słodko".
- Trener nam wszystko powiedział. Strasznie nam przykro... Powinniśmy to zgłosić trenerowi bez twojej zgody... a my się z ciebie śmialiśmy... Teraz strasznie mi głupio..
- Nam obu... Stefan ma rację. Powinniśmy zareagować...
- Dajcie spokój. Jak ktoś powinien zareagować to tym kimś jestem ja. No Stefan uśmiechnij się! Ja jak zdobyłem pierwszą kryształową kulę to chodziłem uśmiechnięty przez dobre kilka miesięcy... Gratulacje.
- Dzięki- odpowiedział z lekkim uśmiechem- Słuchaj...bo ja mam do ciebie interes...
- Do mnie....? Interes? Jaki?- zdziwił się.
- Przyszedłem, by cię prosić, byś nie kończył kariery...
- Nie... Nie ma o czym mówić...
- Ale poczekaj...- poprosił chłopak.
- Podjąłem już decyzję.
- Stefanowi chodzi o to, żebyś ją zawiesił, ale nie kończył...
- Wiem...decyzja należy do ciebie, ale prosimy, przemyśl to. Miejsce zawsze będzie czekało....
- Nie będę sobie robił nadziei... ani sobie, ani fanom... Podjąłem decyzję.
- Gregor... Czy ja dobrze rozumiem? Chcesz zakończyć karierę?!
- Nie ma o czym mówić.
- Schlieri! Na zakończenie kariery zawsze będzie czas... a to co chcesz zrobić to ucieczka...- powiedział Stefan.
- Nie uciekaj... Proszę. Daj sobie szanse i zawieś karierę. Jeśli... za jakiś czas dojdziesz do wniosku, że nie wrócisz to ją zakończysz.... Przemyśl to- zachęciłam go.
- Nadzieja nie jest niczym złym. Daje motywacje! Gregor no... Nie poddawaj się tak od razu! Pamiętaj, że jesteśmy z tobą i to miejsce dla ciebie zawsze będzie.- to było wzruszające. Wprawie się rozpłakałam, słuchając tego, jak chłopcy go motywują. To było piękne,
- Dobra... Przemyślę to jeszcze...- Stefan uśmiechnął się szeroko- powiedziałem, że to przemyśle, a nie że się zgadzam...
- Wiem, ale to znak, że coś dotarło-Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Tak w ogóle to cześć Ally- powiedział Michi, na co wybuchłam śmiechem.
- No właśnie! Hej
- Ta... Cześć. Nie no... spostrzegawczość macie dobrą.
- Ej no... nie czepiaj się! Powiedz lepiej co to ci było? Bo wiemy tylko, że byłaś w szpitalu. To coś poważnego?- westchnęłam cicho.
- Komplikacje w ciąży... ale już wszystko jest pod kontrolą.
- W ciąży? Gratulacje- powiedzieli jednocześnie, na co ja się uśmiechnęłam i podziękowałam chłopakom. Chociaż bardzo chciałam być przy nim i go wspierać, musiałam wracać do kraju. Lucas obiecał mi, że będzie mnie informował o stanie zdrowia Gregora. Pocieszające było też to, że Austriak postanowił zatrudnić pielęgniarkę, dzięki czemu Lucas został zmuszony do powrotu do swego życia. Poznałam ją... Była to wysoka, zgrabna blondynka. Nawet sympatyczna i, co najważniejsze, doskonale wiedziała co mu wolno, a co nie. Sprawiała miłe wrażenie i co najbardziej ucieszyło Lucasa, nie miała faceta. A to podobno ja miałam chcieć go zeswatać... Po powrocie do kraju nie wróciłam do szkoły i uczyłam się w domu. Codziennie przychodzili nauczyciele i miałam nauczanie indywidualne. Wspólne mieszkanie z Kubą przyniosło wiele dobrego, ale i złego. Przede wszystkim mieliśmy więcej okazji do kłótni, ale to zawsze były tylko takie małe kłótnie i bardzo szybko się godziliśmy. Do przyjemnych rzeczy należał fakt, że mogliśmy cieszyć się swoją bliskością bez obaw, że ktoś nam przeszkodzi. W moje 19 urodziny odwiedzili nas wprawie wszyscy moi najbliżsi znajomi- Kamil z Ewą, Patrycja, Maciek, Zuzia z Rafałem, Oliwia i Marta. Przez półtorej godziny wisiałam na telefonie z Gregorem. Jego operacja miała się odbyć jeszcze w pierwszej połowie kwietnia, co go przerażało, ale z drugiej strony napawało optymizmem, że tak szybko będzie mógł podjąć leczenie. Trzy dni po jego operacji nie wytrzymałam i zadzwoniłam do Lucasa.  W końcu miał mnie informować, a tym czasem nic... zero wiadomości. Przeprosił i powiedział, że wszystko w porządku, bez żadnych komplikacji, ale jakoś śmiałam to wątpić, gdyż mój przyjaciel słowem się nie odezwał  przez kilka tygodni. Wszystkie wizyty jak miałam to zawsze towarzyszył mi Kuba i także było i tym razem.
- Denerwujesz się?- spytał z uśmiechem, gdy usiedliśmy w poczekalni.
- Nie bardziej niż zwykle.... To już 20 tydzień. Ciekawe czy będziemy mogli poznać płeć...- zaczęłam się zastanawiać podekscytowana. Lekarz przeprowadzał badanie zadając mi różne pytania. Chciał na przykład wiedzieć, czy czuję ruchy dziecka. Odpowiedziałam mu, że się zdarzyło. Pozwolił nam posłuchać serduszka maleństwa, co bardzo mnie cieszyło.
- Zuch maluch... Wzorowo się dziecko  obróciło- zaśmiał się-Czy chcą państwo poznać płeć dziecka?- spytał lekarz z uśmiechem.
- Tak!- odpowiedzieliśmy bez namysłu, na co lekarz się zaśmiał.
- Będą państwo mieli córkę- obwieścił z uśmiechem.
- No i prawidłowo! Będzie córeczka tatusia- odparł z uśmiechem Kuba. Jego radość nie do opisania! Wszystkie wizyty sprawiały mu radość, ale po tamtej chodził uśmiechnięty przez tydzień. Po powrocie do domu Kuba zaczął myśleć nad wykończeniem pokoju dla malutkiej, a ja od razu zadzwoniłam powiedzieć przyjaciółką. Pokój dla Amelii został skończony przy udziale jej wujków- Maćka i Kamila. Co prawda tylko Maciek był na prawdę wujkiem, ale oboje tak o sobie mówiła. Tak czy owak wykończyli pokoik dla niej i to zawodowo. Był prześliczny! Co najważniejsze dla mnie, nie był cały różowy. Strasznie irytowały, a nawet przerażały mnie takie przesłodzone, różowe pokoiki. Byłam z nich taka dumna! Czas mijał nieubłaganie aż w końcu nadeszła chwila na ostateczne sprawdzenie mojej wiedzy. Na pierwszy ogień poszła olimpiada, a następnie matura. Szkołę oczywiście skończyłam i to z wyróżnieniem, gdyż miałam średnią 5.16. Najlepiej na maturze poszedł mi angielski i biologia, a pozostałe przedmioty... raczej też po mojej myśli. Kilka dni przed maturą po raz pierwszy tak na prawdę żałowałam, że jestem w ciąży... A powodem tego był fakt, że zawsze przed ważnymi egzaminami robiłam sobie długie ciepłe kąpiele, a z racji ciąży nie mogłam sobie na to pozwolić. To oczywiście tak żartobliwie, ale prawda była taka, że moje samopoczucie było fatalne... to był już 5 miesiąc i czułam się kiepsko. Codziennie byłam zmęczona, od czasu do czasu zdarzały się lekkie skurcze (lekkie, ale bolesne) i mdłości, a do tego wszystkiego bóle głowy. Na dodatek nasze maleństwo okazało się być koszmarnym wiercipiętą. Nie ważna była dla niego pora dnia, wiercił się niemiłosiernie. Wyniki olimpiady nadeszły szybko i przyniosły wspaniałe wieści, a mianowicie zostałam laureatką! Moja matura w takim razie wyglądała następująco:
Polski-  93%
Matematyka -78% (Amelka akurat zaczęła się strasznie wiercić)
Angielski- 98%
Biologia- 100%
Chemia- 97%
Polski ustny- 96% (dostałam pytane o Romantyzm i doskonale wiedziałam z kim konkurował Słowacki)
Angielki ustny-100%
Byłam zachwycona, nawet w snach nie marzyłam o tak wspaniałych rezultatach. Matematyka co prawda wyszła kiepsko, ale jak na warunki, był to sukces. W drugim tygodniu czerwca z łóżka ściągnął mnie mój telefon.
- Hej Ally... Mam nadzieję, że nie obudziłem?- spytał mnie głos.
- Gregor? Ty możesz mnie budzić! Boże... Tak się ciesze, że dzwonisz! Lucas mam wrażenie, że czegoś mi nie mówił...
- Tak... to prawda i dobrze. Mniej się martwiłaś....
- Co się stało, że dopiero teraz dzwonisz?
- Podkreślę tylko, że teraz jest ok. Doszło do komplikacji w czasie operacji... obudziłem się trzy dni temu.-" obudziłem się trzy dni temu? Uduszę Lucasa.... Choć w sumie co by to zmieniło?"
- Ale teraz jest już ok? Co mówi lekarz?
- Że jeszcze nie wszystko stracone, a operacja, oprócz krwotoku, przebiegła pomyślnie. Za nie długo podejmą dalsze leczenie....
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.
- Tak, tak... Może opowiesz coś ciekawego?- zamyśliłam się na chwile.
- Jeśli chcesz mogę ci opowiedzieć o dziecku- zaśmiał się.
- Słucham.
- Więc jest strasznym wiercipiętą.... W nocy nie daje mi spać- poskarżyłam się.
- Jak to się mówi, może będzie piłkarz.
- Chyba piłkarka. Lekarz powiedział, że będzie córka- powiedziałam zachwycona. Zastanawiałam się, czy go to nudzi, ale niekiedy sam o coś dopytywał, albo komentował, więc doszłam do wniosku, że chyba naprawdę chce, by zająć go czymś innym. Nie chciałam jednak za bardzo go męczyć.
- Dobra... to ja ci nie zawracam już głowy.
- Nie zawracasz... to w końcu ja dzwonię- przypomniał- ale rozumiem. Masz inne rzeczy na głowie.... Ale z Kuby szczęściarz...
- Po pierwsze nic nie mam na głowie, a po drugie.... Gregor, znów zaczynasz?
- Nie chodzi o ciebie... Nie miej o sobie tak wielkiego mniemania- zaśmiał się- Myślę o tym, że będzie ojcem...- " Oho... Coś czuje, że znów ma jakieś przemyślenia na temat swego życia"
- Też byś chciał? Co za zmiana...
- Zawsze lubiłem dzieci są fajne, ale ja raczej nigdy nie zostanę ojcem...Raczej nie zdarzę, ale gdybym wyzdrowiał... Choć w sumie... Nie... Nie chciał bym. Dziecko to obowiązki.... Myślisz, że nadawałbym się na ojca?
- Z całym szacunkiem, ale ty bredzisz... - zaśmiał się- Co cię wzięło na myślenie o dziecku, co?
- Tak tylko myślę...
- Aha... 
- Zagadałem do tej pielęgniarki.- powiedział zmieniając temat.
- Wow! No i?
- Dostałem kosza...Nie umawia się na randki z powodu dziecka... Podobno jest strasznie o nią zazdrosne i ilekroć próbowała to, ten dzieciak pokazywał co to znaczy rozrabiaka i facet ucieka... a dla niej najważniejszy jest syn, więc dała mi kosza...
- Ups... No wiesz... Najwyraźniej nie była ci pisana... Wiesz co ja się nie znam, ale wydaje mi się, że dziecko da się przekonać...Chyba... -zamyśliłam się- Zależy jak mocno ten mały jest z nią związany i co z jego ojcem...
- Z tego co mi opowiadała, to świata poza nią nie widzi... a ojca nie ma. Nie wiem czy to dlatego, że ich zostawił, czy co, ale go nie ma. Theodor nie zna ojca...
- Z tego co opowiadała?- zaśmiał się.
- Wolę, żeby ludzie gadali mi o swoim życiu, niżeli miałbym myśleć o moim... Ale wiesz co...Tak sobie myślę, że Lucas mówił, iż ta pielęgniarka co ją wynająłem, to ona też nie ma faceta...
- Ta blondynka?- przytaknął- A od kiedy ty szukasz dziewczyny?
- No wiesz... Może jak znajdę dziewczynę to przestanę myśleć o tobie... Ale wracając do tematu-" Robi postępy..." prze dobrą godzinę analizował po kolei wszystkie dziewczyny jakie zna i to czy kwalifikują się na jego partnerkę życiową. Nie chciałam się wtrącać, ale miałam wrażenie, że każdą dziewczynę porównuje do jakiejś innej, ale co było ciekawe i mnie ucieszyło tym kimś na 100% nie byłam ja. W pewnym momencie stwierdził, że przynudza i z powrotem zaczęliśmy rozmawiać o mnie, Amelii i Kubie, aż w końcu przeprosił, że jest zmęczony i po przeszło trzech godzinach zakończył naszą rozmowę. Przez kolejne tygodnie dzwonił, od czasu do czasu, ale po jego głosie słychać było, że czuje się fatalnie. Przy jednej z kolejnych rozmów dowiedziałam się trochę więcej na temat komplikacji do jakich doszło przy operacji. Okazuje się, że krwotok spowodował lekkie uszkodzenia i będzie musiał przejść rehabilitacje. Z tego co mi opowiadał to trochę go to dobiło, ale Stefan z Michaelem podobno wpadali do niego dość regularnie i udało im się, go przekonać, żeby się nie załamywał. Odnieśli sukces, gdyż Gregor zyskał optymistyczne nastawienie. Latem Kuba brał udział we wszystkich konkursach LGP i spisywał się, moim zdaniem, bez zarzutu. Każdy konkurs kończył w pierwszej 10, a prawie połowę z nich w pierwszej 5. Ostatnie zawody zakończył na drugim miejscu, co wywołało u niego niesamowitą radość. Małymi kroczkami zbliżał się czas porodu i cały czas nie potrafiłam dojść do porozumienia z Kubą jeśli chodzi o jego obecność podczas porodu. Brunet uparł się, że chce być przy tym jak jego mała córeczka będzie przychodzić na świat, ale ja byłam przeciwko. Nie chciałam by widział mnie w takim stanie... pokłóciliśmy się wprawie o to. Uparł się i nie chciał odpuścić... za nic!  Ostatni miesiąc był najgorszy. Miałam już dość wszystkiego i czułam się gorzej niż fatalnie. Prawie w ogóle nie wstawałam z łózka, ale Kuba jeśli tylko był obecny to dbał o to, aby mi niczego nie brakowało. Od dłuższego już czasu przychodził do mnie ze zbiorem baśni i czytał mi i Amelii. Czasem przychodził po prostu sobie pogadać... To było takie urocze. Na tydzień przed porodem, lekarz kazał odstawić mi przyjmowane leki, twierdząc, że na koniec ich działania trzeba będzie jeszcze dobre kilka dni poczekać. Amelia chyba jednak miała inne plany, a mój organizm zamierzał stanąć po jej stronie i jeszcze tego samego dnia trafiłam do szpitala ze skurczami. Zgodziłam się, aby był przy porodzie w przypływie nagłej paniki. Poród w sumie trwał trochę ponad 17 godzin, ale w końcu Amelka przyszła na świat. Położono mnie na sali i po pewnym czasie oddali nam także Amelię. Nasza kruszynka miała 46 cm i dostała 9 pkt w skali Apgar'a.
- Jaka ona malutka... Taka kruszynka- stwierdził Kuba z uśmiechem obserwując ją bez przerwy. Był taki szczęśliwy! Zrobił jej zdjęcie telefonem i wysłał do kilku osób.  Pierwsze karmienie było najgorsze... Byłam przerażona, że coś zrobię nie tak, podobne z resztą jak Kuba gdy po raz pierwszy wziął ją na ręce. Wyglądał jakby jakichś drgawek dostał tak był przestraszony, ale gdy tylko miał ją już na rękach uśmiechnął się szczęśliwy i przysiadł z nią obok mnie. Była taka malutka... Aż trudno mi było uwierzyć, że to ja ją urodziłam.
- Hej skarbie...- wyszeptałam do niej, delikatnie głaszcząc jej policzek.
- Nie wyobrażasz sobie jak się ciesze- powiedział z uśmiechem i i dał mi całusa. Jak się okazało Kuba wysłał też zdjęcie do Gregora i Austriak zbudził mnie jak i Amelie telefonem.
- Tak słucham?- spytałam słabym głosem.
- Hej... Obudziłem cię?
- Tak, ale nic się nie stało- stwierdziłam, z uśmiechem obserwując Kubę, który próbuje uspokoić Amelkę.
- Dostałem zdjęcie Amelii. Śliczna jest... Gratulacje dla ciebie i Kuby. Jak się czujesz?
- Dzięki. Jak się czuję?... Szczęśliwa- odparłam z uśmiechem.- Hiper szczęśliwa i zmęczona... ale szczęśliwa- stwierdziłam i się zaśmiałam.
- To się ciesze... Wiem, że osobiście go nie znasz, ale Morgi prosi, by Ci powiedzieć, że mała jest przesłodka i się wam udała... Tak?- spytał towarzysza. "Aaa! Sam Morgenstern twierdzi, że Amelia jest słodka!... Kobieto... Weź się ogarnij..."- No... i że życzy wam, by was szybko wypuścili do domu.
- Przekaż proszę, że mu dziękujemy. A jak ty się właściwie czujesz?- spytałam nie pewnie.
- Nie będziemy gadać o mnie... Jeszcze raz przepraszam, że Cię obudziłem. Pa- westchnęłam zrezygnowana i pożegnawszy się, spojrzałam na Kubę. Stał z Amelią na rękach i wpatrywał się w nią, jak w obrazek. Uśmiechnęłam się na ten widok i pozwoliłam sobie zasnąć. Następnego dnia "zwaliła" się cała rodzinka. Moi rodzice, Kuby rodzice, Ania, Maciek... Amelia dość kiepsko ich przyjęła. Co się dziwić... Sterczeli nad nią i się kłócili po kim ma ona nosek, uszy, oczka. A co za różnica? W każdym razie skutek był taki, że mała zaczęła płakać i trzeba było ją uspokajać. Popołudniu odwiedził nas Kamil. Tak... Kamil, nie Kamil z Ewą. Podobno Ewa leży w domu z katarem i nie chciała nas pozarażać i z tego samego powodu Kamil nawet nie chciał potrzymać Amelii. W każdym razie posiedział jakiś czas, a potem pożegnawszy się poszedł. Spędziłam w szpitalu kilka dni i byłam przeszczęśliwa, że mogę już wrócić do domu. Co prawda jeszcze dłuższy czas będę dochodzić do siebie, ale chyba każdy wolał by w domu. Kuba jeszcze w pierwszym tygodniu Amelii zaklepał jej datę chrztu i rozesłaliśmy zaproszenia. Mieliśmy ją ochrzcić po miesiącu od jej narodzin. Ten pomysł wydawał mi się dobry. Cały czas jednak Kuba nie wiedział kogo poprosić na ojca chrzęstnego. Umowa była jasna on nie wtrąca się do matki chrzestnej, a ja do ojca... ale jak tu się nie wtrącać na tydzień przed chrztem?! Ksiądz pyta, a Kuba mówi, że ma czas.... Próbowałam delikatnie powiedzieć mu, że jego czas się skończył, ale chyba nie dotarło. Jakieś pięć dni do uroczystości Kuba znikł i zostałyśmy same.
- No widzisz skarbie? Tatę gdzieś wcięło.... Jeśli wróci z twoim chrzestnym, to to będzie cud- powiedziałam zrezygnowana, karmiąc ją. Usłyszałam wibracje i od razu odebrałam telefon- Tam słucham?
- Cześć Alicja... Przeszkadzam?
- Cześć Gregor. Nie, nie przeszkadzasz. O co chodzi?
- O chrzest Amelii....Pamiętasz? Rozmawialiśmy już o nim.
- No tak, wiem. Przecież powiedziałam ci, że nic się nie stanie jak nie przyjedziesz... Rozumiem, że w twojej sytuacji to będzie koszmar...
- No... ale ja zmieniłem zdanie..Chyba- w słuchawce zaległa cisza- I w związku z tym mam pytanie...
- Możesz przyjechać nawet dzisiaj! Przenocujemy cię spokojnie, bo mamy pokój gościnny- powiedziałam uśmiechnięta. To był dobry znak... Czuł się lepiej!
- Dzięki, ale nie o to chciałem spytać... Czy mógłbym przyjechać z kimś? W sensie... Nie byłbym sam...- " Co?! Gregor chce przyjechać z kimś? Z kim?! Przecież on o nikim mi nie opowiadał... a może chodzi o Lucasa?"
 - A coś więcej ? Kto by to był? Chcę wiedzieć, bo w tej sypialnie mamy tylko jedno łóżko- "Bardzo dobre zagranie". Usłyszałam śmiech w słuchawce.
- Jasne... Jedno łóżko nam wystarczy- zapewnił. " Wystarczy powiadasz? O ho ho!"- To jak mogę przyjechać z tym kimś?
- Pewnie- powiedziałam z uśmiechem. Ciekawość zaczęła mnie zżerać, skąd on nagle wynalazł kogoś, z kim chce przyjechać i może z tym kimś spać w jednym łóżku? Nie dane mi jednak było się dowiedzieć, przez telefon, gdyż podobno on musiał kończyć. Pozostawało mi poczekać i samemu się przekonać. Położyłam małą spać i zaczęłam czytać książkę, gdy nagle ktoś wbiegł do pokoju.
- Mam ojca chrzestnego!- zakomunikował z dumą Kuba.
_________________________________________
Witajcie! Za nami kolejny rozdział :) I to trzydziesty! :3 Sama nie wiem, czy mi się podoba... Ale chciałam dziś coś dodać, więc jest jaki jest. Mam nadzieję, że nie jest najgorszy? Możecie tego nie dostrzec, ale ten rozdział jest optymistyczny :3 
Nie będę się dzisiaj rozpisywać i napisze jeszcze tylko GREGOR ZDOBYŁ SREBRO!!! :D :D :D Nie wiem jak wy, ale ja się strasznie cieszę :) Treningi nie napawały optymizmem, a tu taka niespodzianka :D Jutro konkurs drużynowy i już nie mogę się go doczekać :)
Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO!

niedziela, 15 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXIX: "I jak tu być spokojnym?!"

Witajcie! Poniższy rozdział dedykuję mojej koleżance Gabrysi, a także nowej czytelniczce Rakshaa Keller! Zapraszam do czytania :)
_____________________
"I jak tu być spokojnym?!". Ale zacznijmy od początku... W dzień po mojej przeprowadzce odwiedziła mnie Ewa. Kuba świetnie to sobie wymyślił. On poszedł na trening i przysłał Ewę, bym nie została sama. Od razu zauważyła, że jestem w nie humorze i gdy spytała o powód to jej opowiedziałam czym się martwię.
- A potem obiecał, że się odezwie... ale nadal tego nie zrobił...
- Nie zależnie od tego co się dzieje, nie możesz się tak denerwować. Pamiętaj, że jesteś w ciąży...- Ewa zamyśliła się na chwilę- Ok... Powiem ci coś, ale jak co to nie wiesz tego ode mnie.
- Spoko nie wydam cię- obiecałam.
- Nie wiem czy powinnam ci to mówić..
- Jak powiedziałaś "A" to powiedz "B"
- Dobra... To jest jakaś grubsza sprawa- powiedziała, a ja spojrzałam na nią zdziwiona- To z Gregorem... To nie jest przeziębienie, grypa czy kontuzja. To jest coś poważnego- powiedziała ze smutkiem
- Skąd wiesz?
- Prosili bym ci nie mówiła...
- Boże Ewa... kto prosił?
- No..Kamil i Gregor...- tego już było za wiele. Po czymś takim musiałam już usłyszeć całą historię, ale widziałam po niej, że żałuje, iż cokolwiek powiedziała.
- Czego miałaś mi nie mówić?- spytałam spokojnie- Oni się nie dowiedzą, że mi powiedziałaś-zapewniłam ją.
- Oho... akurat- westchnęła cicho- Ok... Powiem ci.-"Cudnie!" ucieszyłam się, lecz wolałam milczeć i jej nie przerywać. Jeszcze by się rozmyśliła.- To było na mistrzostwach. Jak wiesz, pojechałam, by wspierać Kamila, więc byłam na ich treningach, seriach próbnych i w ogóle.- pokiwałam głową jednocześnie myśląc do czego ona zmierza.- I zaczęło się od treningu. Pierwszy skok Gregora całkiem całkiem, ale podparł. Drugi odległość kiepska... ledwo wylądował to odpiął narty i od razu przysiadł na pierwszej lepszej ławce, a później już nie skakał.
 - No i?!- zniecierpliwiłam się.
- Nie przerywaj bo się rozmyślę. Rozmawiałam potem z Kamilem i on powiedział, że to jest już normalne.
- Co?!- rzuciła mi wściekłe spojrzenie- Sorry...
- Stwierdził, iż od długiego już czasu dość często zdarza mu się nie ustać skoku, a jak coś takiego się zdarza, to potem jest jeszcze gorzej i więcej na treningach nie skacze. Podobno się przyzwyczaili...
- Tyle?
- No właśnie nie... Jest coś o czym nawet inni zawodnicy nie wiedzą. Rano przed pierwszym konkursem Kamil był światkiem, tego jak Gregor wymiotuje. Wiesz jaki on jest i od razu chciał z nim iść do austriackiego lekarza, ale Gregor stwierdził, że mu przejdzie... zachowywał się podobno jakby to było normalne... Potem mieli trening
- I co?
- No i własnie nic... normalnie skakał. Normalnie... kiepsko ale skakał. A konkurs pewnie widziałaś... pierwszy skok fajny, a drugi masakra i lądował na dwie nogi... Drugi konkurs sądzę że jest kluczowy.
- Dlaczego?
- Rano dokładnie to samo, znaczy się miał nudności. Gdyby był kobietą to bym go posądziła o to, że jest w ciąży, no ale nie jest. A konkurs sama widziałaś...
- Skoczył strasznie dziwnie- zauważyłam.
- Dokładnie. Jakby miał problemy w locie z utrzymaniem sylwetki i ratował się lądowaniem.
- Tak, ale stracił kompletnie równowagę i upadł- Ewa pokiwała głową.
- Od razu się pozbierał i zszedł ze skoczni. Coś mnie tknęło i podeszłam do niego. Siedział dobre kilka minut...i nawet się nie przebierał. Sądziłam, że się po prostu załamał i chciałam go pocieszyć. Usiadłam obok niego, a on... poprosił, bym pobiegła po lekarza, jakiegokolwiek. Jak go przyprowadziłam, to Gregor powiedział mu, że nie potrafi ustać na nogach. Był załamany... Lekarz sam nie wiedział co ma zrobić, bo Gregor nie chciał się zgodzić, aby zabrano go na noszach...Posiedział jakiś czas i  z pomocą lekarza wstał. Nikt o tym nie wiedział... zabrali go karetką do szpitala- powiedziała smutno- Ale on nie może się dowiedzieć, że ci powiedziałam- powiedziała błagalnie, a ja pokiwałam głową w zamyśleniu. Sięgnęłam po telefon i napisałam do niego.
"Obiecałeś, że się odezwiesz. Stęskniłam się już za tobą. Proszę odezwij się"
Poczułam jak po policzku spływa mi łza i szybko ją otarłam. Ewa posiedziała ze mną do powrotu Kuby, a potem pojechała do swoich rodziców. Cały czas próbowała mi wyjaśnić, że to pewnie przemęczenie, ale jakoś to do mnie nie przemawiało. Kończyłam obiad, gdy przyszedł do mnie brunet. Miał jakiś dziwny wyraz twarzy.
- Co ty na to, abyś pojechała za tydzień do... do Austrii?- spytał niepewnie i uśmiechnął się lekko- Gregor cię zaprasza do siebie. Przeprasza, ale nie mógł długo rozmawiać...
- Dzwonił?- Kuba pokiwał głową- Mam jechać do niego?- zamyśliłam się na chwilę-Niby na jak długo? Po co?- spytałam, a Kuba się zasmucił.
- Bardzo chciałby cię zobaczyć. Jak będziesz chciała to zostaniesz dłużej, a jak nie no to.. weekend?- zaproponował.
- Planica... Kruczek chce cię zabrać?
- Zaproponował to, ale to nie chodzi o mnie- zapewnił mnie. Mój narzeczony namawia mnie bym pojechała, na ile mi się podoba, do mojego byłego? To jakaś podejrzana sprawa. Gregor miał się do mnie odezwać, a tym czasem dzwoni do Kuby? "I jak tu być spokojnym?!". Oczywiście, że się zgodziłam. Kuba mógł spokojnie jechać na zawody, a ja miałam nadzieję dowiedzieć się o co chodzi. Podróż minęła mi przyjemnie i po 15 byłam już na lotnisku w Austrii. Rozejrzałam się za moim przyjacielem, ale go nigdzie nie było.
- Alicja?- usłyszałam i spojrzałam na jakiegoś chłopaka. "Znam skądś gościa..."-Gregor ma twoje zdjęcie... Ja jestem Lucas- powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ma moje zdjęcie? Ok... Nie ważne- uśmiechnęłam się lekko- Cześć Lucas... Spodziewałam się twojego brata.
- Ta... Ale... on... był zajęty...i... poprosił bym cię odebrał.-"Ok....Podejrzane. Powiedzmy, że mu wierzę" Chłopak był naprawdę przesympatyczny i całą drogę nawijał. Bardzo fajnie się go słuchało. Po jakichś 25 minut stanęliśmy przed pięknym, z całą pewnością drogim domem. Lucas zatrzymał mnie jednak przed drzwiami- Ok.. Muszę ci o czymś powiedzieć...
- Oho... robi się ciekawie...- uśmiechnęłam się lekko- O czym?
- Gregor nie wie o twoim przyjeździe... to ja rozmawiałem z Kubą.- wytrzeszczyłam na niego oczy w zdziwieniu- Przeczytałem twojego SMSa i pomyślałem, że dobrze mu zrobi twoja wizyta... No to wchodzimy.
- No super... Wpraszam się mu do domu...- chłopak posłał mi przepraszający uśmiech i weszliśmy do środka. Dom był piękny... Przestrzenny, z dużymi oknami, a w salonie jedna ściana była cała ze szkła. Widoki zapierały dech w piersiach. Z całą pewnością właściciel sporo za niego zapłacił. Gdy tylko weszliśmy to zobaczyłam jakąś blondynkę, która od razu do nas podeszła.
- I co?- spytał mój towarzysz.
- Nic... Przykro mi, ale jeśli on nie będzie chciał, to ja mu nie pomogę. Powodzenia- posłała mu przepraszający uśmiech i pożegnawszy się wyszła.
- Kto to?
- Pani psycholog... Gregor się trochę załamał i nikt nie potrafi przemówić mu do rozsądku...- nie musiał mi nic tłumaczyć.
- Gdzie jest?
- Pewnie w swoim pokoju... po schodach i na prawo- powiedział z lekkim uśmiechem. Wzięłam głęboki oddech i weszłam na piętro. Od razu znalazłam pokój, gdyż Austriak miał otwarte drzwi. Leżał na łóżku przykryty kocem. Zaczęłam się zastanawiać czy śpi, ale on sam mi odpowiedział.
- Lucas daj mi spokój! Próbuję zasnąć. Weź wracaj do domu...- poprosił, nie spojrzawszy nawet na mnie. Weszłam do pokoju i przysiadłam na jego łóżku-Czy ja się wyrażam nie jasno? Próbuję zasnąć...- przyjrzałam się mu. Miał na sobie jasny t-shirt i sądząc po nogawce szare, dresowe spodnie. Rozczochrany niemiłosiernie... Na lewej ręce miał kilka siniaków, a  na prawej wenflon. Wyglądał okropnie... Delikatnie odgarnęłam mu z oczu włosy.
- To śpij... Nie będę ci przeszkadzać- powiedziałam z troską, na co chłopak od razu na mnie spojrzał.
- Ally? Co ty tu robisz?- spytał zdezorientowany i usiadł na łóżku.
- Cóż....Do niedawna byłam przekonana, że sam mnie zaprosiłeś... Okazuje się, że była to intryga twojego brata... więc jeśli ci przeszkadzam to jeszcze dziś wrócę do Zakopanego- stwierdziłam. Gregor po kręcił lekko głową i bez słowa mnie przytulił.
- Nie... Zostań- poprosił, a ja odwzajemniłam uścisk. Miałam ochotę się rozpłakać... Po kilku minutach chłopak odsunął się ode mnie. Miał łzy w oczach... "Boże.. Co się stało.,,"- Przepraszam, że w takim stanie... Nie sądziłem, że będę mieć gości... Pójdę się trochę ogarnąć- stwierdził i chciał wstać z łóżka, lecz stracił równowagę i opadł na łóżko z powrotem. W tej samej chwili po prostu się rozpłakał... To był straszny widok. Od razu obeszłam łóżko i go przytuliłam. Nie miałam pojęcia co robić. Chciałam mu pomóc, ale nawet nie wiedziałam co się dzieje.
- Mogę jakoś ci pomóc?- spytałam niepewnie- Może pójść po twojego brata?
- Nie, nie trzeba... Dziękuję, że tu jesteś... Przepraszam...- powiedział, a ja miałam wrażenie, że sama zacznę płakać.
- Jesteś moim bratem... Nie masz za co dziękować- powiedziałam i dostrzegłam, że się lekko uśmiechnął.
- Mam... Przepraszam-powiedział i wstał z łóżka po czym, na chwilę wyszedł. Wrócił po jakichś 15 minutach uczesany i ubrany. Co prawda również w dres, ale inny.
- Powiesz teraz co się stało?- spytałam, obserwując go. Przysiadł obok mnie i zamyślił się na chwile.
- W największym skrócie... mam guza w tylno-dolnej części mózgu...- powiedział załamany. "O mój Boże..."
- Ale to pewne?- spytałam próbując zachować spokój.
- Tak... Jak dzwoniłem do ciebie wtedy, to byłem w szpitalu. Zrobili mi badania i dali diagnozę...
- Musiałeś mieć poważne objawy... Czemu nic nie mówiłeś?
- I mam uwierzyć, że Ewa ci nie powiedziała?- spytał i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam co powiedzieć, a on się lekko uśmiechnął- Na pewno ci powiedziała... Nie chciałem ci mówić, bo tylko byś się martwiła. Ona też nie wie wszystkiego... W szpitalu, podczas Mistrzostw, dowiedziałem się, że jestem zdrowy...
- Powiedzieli, że udajesz?!- nie chciało mi się w to wierzyć.
- Tak... Ale trener nie pozwolił mi skakać i poprosił bym zgłosił się do lekarza. Nikt z nas nie chciał robić afery... Byliśmy przekonani, że to jakaś grypa..czy coś w tym stylu.
- Dlatego powiedzieliście, że to przeziębienie... a potem Heinz chciał wmówić wszystkim, że masz kontuzje...żeby zyskać na czasie.
- Tak, ale Andreas został zaskoczony pytaniem i nie wiedział, co powiedzieć. Wyszło jak wyszło.
- Chłopcy wiedzą co ci jest?
- Nie... Wiedzą tylko, że coś jest nie tak. Ale Heinz miał im powiedzieć... Wiesz na początku sobie ze mnie żartowali. Śmiali się, że będą wujkami, bo prawie codziennie rano miałem nudności. Byłem święcie przekonany na początku, że to na tle nerwowym. W życiu byśmy nie pomyśleli, że to jest takie poważne... Może gdybym od razu poszedł do lekarza, to by było inaczej... W szpitalu chcieli od razu zakończyć diagnozowanie... Ale wypisałem się na własne żądanie.
- Gregor... to nie jest wyrok. Jest wiele możliwości leczenia...
- Tak wiem... Ale ja po prostu stchórzyłem... Boję się...
- To nic złego się bać- powiedziałam i go przytuliłam.
- W środę mam się zgłosić do szpitala... zrobią mi tą stereotaktyczną biopsję grubo-igłową... to brzmi strasznie...
- No... ale to nic takiego- zapewniłam go, a on się zaśmiał.
- Wiem na czym to polega... Uśpią mnie, zrobią mi otwór w głowie i pobiorą wycinek do badan. To wcale nie jest budujące...- "Kurczę! Miałam nadzieję, że nie wie co to..."
- Nie myśl o tym teraz... Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- Możliwe, że już nigdy nie będę skakał...- powiedział załamany.
- To teraz nie jest ważne. Teraz musisz zająć się sobą. To wcale nie jest powiedziane, że nie będziesz skakał- próbowałam go pocieszyć jak tylko umiałam, ale nie było to łatwe. Udało mi się jakoś polepszyć mu humor i razem zeszliśmy do jego brata, który siedział sam w jadalni, gapiąc się na przygotowaną kolacje.
- Widzę, że już się u mnie zadomowiłeś... Koszmarne dzieciaki.
- Ej! Tylko nie dzieciaki!- zaprotestowaliśmy od razu z Lucasem, po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Usiedliśmy do kolacji i zaczęliśmy jeść. Chłopak zrobił naprawdę dobre kanapki, to trzeba mu przyznać. Po kolacji Gregor przeprosił nas obojga i wrócił do swojego pokoju. Lucas chciał pójść za nim, ale go powstrzymałam.
- Nie musisz cały czas za nim chodzić, on sobie świetnie radzi. Nie rób z niego jakiegoś kaleki, bo go to tylko dołuje. Bierze jakieś leki?
- Tak. Głównie przeciwbólowe i na senne. To zależy od tego, jak się czuje. Dostaje też kroplówki...
- Dostaje morfinę?
- Raczej stara się jej unikać. Tylko jeśli naprawdę źle się czuje, a tak to woli wziąć coś słabszego, a potem coś na sen.
- Gdzie są wasi rodzice?
- W domu. Gregor poprosił nas wszystkich, byśmy na razie nie zawracali mu za bardzo głowy, ale mnie poprosił o pomoc- cieszyłam się, że nie był sam. To mogłoby skończyć się tragicznie. Jak się okazało dostałam pokój, obok pokoju Gregora. Całą noc nie zmrużyłam oka, myśląc nad sytuacją mego przyjaciela. Od momentu kiedy zrozumiałam, że to jest coś poważniejszego, modliłam się, aby się okazało czymś niegroźnym... Guz mózgu... i to tak fatalnie położony. Bardzo chciałabym się mylić, ale obawiałam się, że o skokach to on może już zapomnieć. Kluczowy będzie wynik badań. Może się okazać, że to nie jest bardzo poważne i w to chciałam wierzyć. Koło trzeciej w nocy zaszłam do kuchni, by napić się wody i wprawie zeszłam na zawał, gdy zobaczyłam w ciemności jakąś skuloną sylwetkę.
- Ja cię ukatrupię! Czy ty za punkt honoru postawiłeś sobie doprowadzenie mnie do zawału?!- zaśmiałam się
- Nie krzycz...- poprosił cicho, a ja od razu spoważniałam. Podeszłam do niego. Siedział na podłodze opatulony kocem i spoglądał w ciemność za szklaną ścianą.
- Co się dzieje?- spytałam z troską i usiadłam obok niego. Spojrzał na mnie i podzielił się ze mną kocem.
- Po prostu myślę... i odliczam czas- powiedział i wskazał na zegarek, który sobie postawił na przeciwko.
- O której możesz wziąć kolejną tabletkę?
- Najwcześniej o 9.40... Musi być minimum 12 godzin odstępu, a brałem jak kładłem się spać. Nie chcę cię wyrzucać... ale wracaj do domu... Jesteś w ciąży..
- Nie chcesz bym widziała cię w takim stanie?- westchnęłam cicho- Gregor ludzie chorują. Tak bywa... Nie musisz zgrywać cały czas takiego twardziela... Będzie dobrze.
- Boję się... jak cholera. Tego co będzie dalej... Wiem, że może się okazać, że to jakaś torbiel, albo coś takiego. Ale co jeśli nie? Co jeśli... jeśli umieram?
- Nawet tak nie mów... Nie wolno ci tak nawet myśleć. Nawet jeśli diagnoza będzie najgorsza z możliwych nie wolno ci się poddać- powiedziałam i go przytuliłam- Nigdy słyszysz? Nigdy nie możesz się poddać.
- Łatwo powiedzieć... Wiesz przez te kilka dni zdałem sobie sprawę, że ja tak na prawdę nic nie mam... Mam dużo pieniędzy... masę nagród... wiele tytułów o których niektórzy marzą przez całe życie, ale... To wszystko... to tak na prawdę nic... nic z tego nie sprawi, że wyzdrowieję... nie cofnie czasu bym naprawił to wszystko co zawaliłem...  za te pieniądze nie kupię tego co tak naprawdę jest najważniejsze... nie kupię miłości, szacunku...
- Schlieri... ale ty masz w okół siebie ludzi, którzy cię kochają. Masz rodziców, masz siostrę, brata... masz mnie. Jest wiele osób, które cię szanują... Nie zakładaj od razu najgorszych scenariuszy, proszę cię. Masz racje, może się okazać, że już nic ci nie pomoże, ale tak nie musi być. Pieniądze szczęścia nie dają i za nie zdrowia nie kupisz... ale mogą ci pomóc... daj telefon- poprosiłam, a on spojrzał na mnie zdziwiony i po chwili podał mi komórkę. Wstałam i wybrałam numer do lekarza ich kadry. Miałam nadzieję, że mi pomoże i się nie pomyliłam. Rozmawialiśmy przez dobre 20 min, ale finał był taki, że poinstruował mnie dokładnie co mogę zrobić i obiecał, poruszyć wszystkie kontakty, by mu pomóc. Wróciłam do Austriaka z morfiną, kroplówką i jego telefonem.
- Wstawaj kupko nieszczęścia, idziemy spać. 20 razy pytałam i możesz dostać teraz leki- powiedziałam z lekkim uśmiechem i podałam mu rękę by pomóc mu wstać. Gdy chłopak położył się w łóżku podałam mu leki, jednocześnie ciesząc się, że ma wenflon. Kiepsko by było gdybym o 4 nad ranem miała nagle zrobić sobie przyspieszony kurs trafiania w żyłę- Już za chwilę powinno być lepiej- powiedziałam z troską i usiadłam obok niego na łóżku. Głowa musiała boleć go niemiłosiernie, bo już po 15 minutach od podania morfiny zasnął. Opatuliłam go kołdrą i postanowiłam poczekać, aż skończy się kroplówka, by ją odpiąć. Znam historię tego, jak kiedyś do kroplówki zaczęła zasysać się krew, a to raczej nie należy do miłych rzeczy. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam. Obudziłam się koło 8 przykryta dwoma kocami. Rozejrzałam się zdezorientowana... Gregor nadal spał. "I dobrze, niech śpi". Wstałam cicho i zeszłam na dół. Luckas właśnie kończył jeść śniadanie i pomachał mi na "Dzień Dobry".
- Nie budziłem cię, bo to by było nie ludzkie. Dzwonił lekarz, podobno załatwił w jakiejś klinice by tą biopsje zrobili mu już dziś. Zyska dzięki temu cztery dni... niby nic, ale zawsze coś. Zapisałem adres- powiedział i wskazał na kartkę papieru- Spakowałem go, więc jeśli się zgodzi to może jechać.
- Zgodzi się, już ja tego dopilnuję- powiedziałam z przyjacielskim uśmiechem. Chcąc mieć pewność, że badanie zostanie wykonane trzeba było jechać od razu. Czy tego chcieliśmy czy nie trzeba było go obudzić. Nie pomyliłam się i po nie całej pół godziny jechaliśmy do kliniki taksówką. Na miejscu Austriak został od razu przyjęty i przydzielono mu salę. Widziałam po nim, że się boi... Z resztą to by było dziwne, gdyby był spokojny. Dochodziła 12 gdy został zabrany i zostałam sama z Lucasem i ich rodzicami, którzy przyjechali na krótko przed zabraniem chłopaka.  Jego mama była kompletnie załamana i wyglądała jakby od tygodnia nie spała. Jego tata wyglądał nieco lepiej, ale mu również było trudno. Gdy Gregor został przywieziony jego mama musiała wyjść, widocznie była już na tyle wykończona psychicznie, że ją to przerosło. Chłopak cały czas był nieprzytomny i miał opatrzoną głowę. Oddychał sam, ale po tak poważnym zabiegu, został podłączony do aparatury, która monitorowała jego funkcje życiowe. Teraz trzeba było czekać na wynik badania. W pewnym momencie przyszła też Gloria i doszłam do wniosku, że zakłócam spokój ich rodziny, że tak to ujmę. Wyszłam na korytarz i usiadłam z laptopem. Już za chwilę miał się rozpocząć konkurs, którego nie chciałam przegapić. Udało mi się włączyć transmisję polską! "Co za ulga, nie będę musiała za dużo myśleć". Akurat dziennikarz rozmawiał ze Stefanem Kraftem o tym, jak chłopak czuje się z myślą, że na dwa konkursy przed końcem PŚ, jest w posiadaniu żółtej koszulki lidera, a jego rywale "depczą mu po piętach". Młody Austriak skwitował to żartobliwym
- Dzięki, że mi przypominasz...Starałem się o tym nie myśleć. A tak na poważnie... Nie ma nad czym myśleć. Chcę skoczyć na tyle na ile mnie stać, a co potem? To już nie będzie zależeć ode mnie.
- Ok... To ostatnie pytanie jeśli mogę. Chodzi o waszego kolegę z kadry...
- Domyślam się o co chodzi.- wszedł mu w słowo z niezwykłą powagą- Mnie jak i kolegom jest bardzo przykro, że wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Nie zostałem upoważniony do tego, aby mówić o stanie zdrowia Gregora, więc przykro mi.- wzruszył ramionami.
- I co tylko tyle? Z tego co wiem to wasz trener już ustosunkował się do tej sytuacji i wiadomo, że Gregor Schlierenzauer jest chory. Czy wam powiedziano coś więcej?
- Tak to prawda, że Heinz ustosunkował się do tego co się dzieje, ale to on, a nie ja zostałem do tego upoważniony. Gregor kontaktował się z trenerem i już powiedziano tyle ile możecie wiedzieć. Od siebie mogę powiedzieć, że wielu z was powinno się wstydzić, że tak go potraktowaliście... Prawda jest jednak taka, że sam nie jestem bez winy i należą mu się ode mnie przeprosiny. Przykro mi... Co mogę powiedzieć... wszyscy wspieramy go duchowo i mamy nadzieję, że diagnoza będzie jak najbardziej optymistyczna.- powiedział z lekkim uśmiechem i odszedł od dziennikarza. "Mądry facet..." przemknęło mi przez głowę i skupiłam się na już rozpoczętych zawodach. Jak się okazało także tematem rozmowy komentatorów był Gregor. Byłam nawet ciekawa co tym razem mądrego mają do powiedzenia.
- Tak... Jak widzimy sytuacja ta nie jest łatwa. Wiemy, że jest małe prawdopodobieństwo, aby oglądał nas główny zainteresowany, ale i tak chcielibyśmy go przeprosić.
- Dokładnie... Jest nam naprawdę przykro, że pozwoliliśmy sobie na zgryźliwe uwagi pod adresem tego zawodnika. Nikt z nas się nie spodziewał czegoś takiego...
- Dla tych z państwa którzy nie wiedzą, wręcz tragiczne wieści przybywają z Austrii. Oczywiście chodzi o Gregora Schlierenzauera, który jak wszystkim wiadomo zaliczył bardzo nie udane MŚ, a po nich już się nam nie pokazał. Dziś rano trener kadry oficjalnie się do tego ustosunkował.
- To jest to o czym wspominał Stefan Kraft. Heinz Kuttin podczas konferencji powiedział to, o co został poproszony przez swego podopiecznego. Jeśli państwo pozwolą przytoczymy tę wypowiedź.
" Jest mi strasznie przykro, że przez kilka nie udanych startów ludzie zaczęli Gregora wyśmiewać, a co niektórzy nazywać go kłamcą i oszustem... Owszem w porozumieniu z nim dopuściliśmy się małego kłamstwa. To nie była grypa ani kontuzja, choć oboje... wolelibyśmy tą grypę, czy nawet poważną kontuzję kolana. Zostałem przez niego poproszony, aby powiedzieć jak to wygląda na prawdę. Na mistrzostwach doszło do kilku nie przyjemnych momentów w skutek czego, postanowił zgłosić się na specjalistyczne badania.- wziął głęboki oddech- Gregor nie chce, abyście wiedzieli co dokładnie się stało i z szacunku do niego mogę powiedzieć tylko tyle, że stan jego zdrowia jest bardzo poważny. W przeciągu najbliższych dni ma zostać przeprowadzone kluczowe badanie, by ostatecznie podać diagnozę...  Mnie jak i jemu jest bardzo przykro, ale kibice nie zobaczą go w sezonie letnim. Jego powrót stoi pod znakiem zapytania"
- Nie wiemy, co dzieje się z tym młodym zawodnikiem... ale humory jego kolegów i sztabu świadczą o tym, że wiedzą i to nie jest raczej budujące.
- Mnie najbardziej zaniepokoiło stwierdzenie  "Jego powrót stoi pod znakiem zapytania". Jakby Heinz chciał przez to powiedzieć, że nie wykluczają takiej możliwości, że on już nigdy nie wróci.
- Marek nie prorokuj. To by było straszne... - nagle poczułam jak ktoś mnie klepie po ramieniu. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Glorie.
- Co się stało?- spytałam zdejmując słuchawki.
- Czemu siedzisz na korytarzu?
- Nie chciałam wam przeszkadzać.... Nie jestem nikim z rodziny i właściwie w ogóle mnie tam w ogóle nie powinno być- powiedziałam, na co dziewczyna siadła obok mnie.
- Masz prawo przy nim być. W końcu jesteś dla niego kimś ważnym- powiedziała z lekkim uśmiechem- Zdążyłam już trochę się o tobie nasłuchać. Chodź- zachęciła mnie i razem wróciliśmy do pozostałych. Humor nadal kiepskie, a Gregor spał. Usiadłam i wróciłam do oglądania wraz z Lucasem, któremu zaczęło się nudzić. Akurat na belce zasiadał Kuba. Wstrzymałam powietrze, gdy ruszył i w skupieniu obserwowałam jego skok. Trudno było się nie uśmiechnąć. Objął prowadzenie i za nic nie chciał go oddać. Pierwszą serię zakończył na 8 miejscu. Aż głupio się czułam, bo wszyscy byli tacy poważni, a ja siedziałam uśmiechnięta. Druga seria potoczyła się jeszcze lepiej i gdy dobiegła końca nie tylko ja się cieszyłam, ale również Luckas, który kibicował Kraftowi, a trzeba wspomnieć, że po pierwszej serii był 5. Na podium przedostatnich zawodów stanęli Kraft, który wygrał, Kamil, który do Stefana tracił jedynie 0,1 pkt i Freund, który do Kamila tracił 0,3 pkt. Kuba natomiast po swoim drugim skoku poprawił się o dwie pozycje i był 6. Wyłączyłam laptopa i spojrzałam na przyjaciela.
- Ty nie śpisz!- zauważyłam i cała rodzinka zerwała się z zajmowanych miejsc.
- Kabel...- powiedział z lekkim uśmiechem- Który jest?-uśmiechnęłam się.
- Szósty. Jak się czujesz?
- Jako tako... ale przynajmniej nie boli. Wiesz ile trzeba czekać na wyniki?
- Dokładnie to ja nie jestem pewna, ale z tego co kojarzę to kilka dni.
- Aha... Boże... ale tu tłumy. Ludzie ja jeszcze nie umieram, byłem tylko na badaniu. A tak całkiem serio, to szpital nie jest miejscem dla kobiet w ciąży. Tato.. mógłbyś ją odwieść? Ją i Lucasa. On świetnie sprawdza się jako pielęgniarka, a ona nie powinna zostawać sama.
- Ha ha ha... Udam, że tego nie słyszałem.- powiedział z lekkim uśmiechem i pożegnawszy się wyszliśmy z kliniki. Przed zaśnięciem napisałam do Kuby gratulacje i poszłam spać. Następnego dnia odwdzięczyłam się Lucasowi i zrobiłam mu śniadanie. Świetnie się spisywał i należała się mu nagroda. Razem postanowiliśmy pomóc Gregorowi i po odpisywać na listy fanów. Zajęło nam to całe przedpołudnie i skończyliśmy, gdy zabrakło nam autografów.
- Cóż... Ludzie z tej kupki i następni będą musieli poczekać, aż poczuje się lepiej.- dokładnie to samo pomyślałam. Wzięliśmy taksówkę i pojechaliśmy do kliniki, jak się okazało u Gregora nikogo nie było. Nikogo prócz pielęgniarki grającej z nim w szachy, ale ona wyszła praktycznie od razu, gdy przyszliśmy.
- To ja państwa zostawię. Dziękuję za rozgrywkę. - powiedziała z lekkim uśmiechem i zostawiła nas samych.
- O proszę... Jednak ktoś mnie odwiedził. Wczoraj wszyscy siedzieliście, nawet wujek wpadł, a dzisiaj nikogo- poskarżył się z lekkim uśmiechem. Przesiedzieliśmy z nim całe popołudnie i, gdy przyszedł czas, włączyłam kolejne, już ostatnie zawody. Oglądaliśmy całą trójką trzymając kciuki za Stefana, aby wygrał i tym samym zdobył kryształową kule.
- Widzę, że państwo świetnie się bawią. Tym bardziej mi przykro... Czy mógłbym przeszkodzić?- spojrzeliśmy wszyscy na drzwi i zobaczyliśmy lekarza. Od razu zamknęłam laptopa i wszyscy spoważnieliśmy.
- Ma pan wyniki?- spytał Gregor, a mężczyzna pokiwał głową- proszę, mówić przy nich...
- Jak pan sobie życzy. Panie Gregorze bardzo mi przykro, że muszę panu to powiedzieć, ale niestety spełniły się nasze obawy. Jest to nowotwór- powiedział smutno, a Gregor w tym momencie zasłonił twarz dłońmi.
- Jakie mam rokowania?- spytał pół szeptem i spojrzał na lekarza.
- Szanse zawsze są i nigdy nie wolno się poddawać, a pan ma naprawdę duże. Jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli to ma pan szanse nawet wrócić do zdrowia.
- A jeśli nie?- spytał nieśmiało.
- W najgorszym wypadku zostało panu góra pół roku- powiedział z powagą. Spojrzałam z przerażeniem na Lucasa- Ale naprawdę... proszę być dobrej myśli- powiedział lekarz i zostawił nas. Spojrzałam na Gregora. Leżał z przymkniętymi powiekami, a po jego policzku spływała łza.
- Zostawcie mnie samego..- poprosił cicho.
- Gregor...wszystko będzie dobrze... Masz szanse wrócić do pełni zdrowia. Nie załamuj się- poprosiłam.
- Ona ma racje... Przecież jesteś Gregor Schlierenzauer! Nie możesz się poddać.
- Proszę... Wyjdźcie...
 Chcieliśmy się sprzeciwić, ale doszliśmy do wniosku, że ma prawo zostać sam. " W najgorszym wypadku zostało panu góra pół roku"... Słowa lekarza jak echo dźwięczały mi w uszach. Lekarz pomimo to dawał mu szanse i tego zamierzałam się trzymać.
_________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj!! Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... Bardzo mi przykro, no ale jest rozdział i to jakiś plus. Będę wdzięczna za wasze komentarze :)
Chciałabym bardzo podziękować mojej koleżance Gabrysi, która pomogła mi z poprawnością, chociaż obie nie jesteśmy do końca pewne czy powinno być "Panie Gregorze" czy "Panie Gregor'u" To pierwsze jakoś lepiej brzmi, ale może ktoś z Was wie, że powinno być inaczej, dlatego jak co to proszę pisać :D 

Nie wiem jak wy, ale ja jestem w świetnym humorze!! Peter Prevc ustanowił nowy rekord świata!! Jaj! :D Kto wie, może już dzisiaj padnie nowy? :)
Następny rozdział najwcześniej za tydzień. Jeszcze raz przepraszam za takie opóźnienie i DO NASTĘPNEGO!

piątek, 6 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXVIII: Nie podoba mi się ta sytuacja...

Zanim zaczniecie czytać małe sprostowanie, że tak to ujmę. Coś takiego ***** to słowo którego Alicja nie rozumie. Wiem, że to dziwne, ale czytając zrozumiecie ;)
_____________________________
Leżałam z przymkniętymi powiekami i wsłuchiwałam się w aparaturę, do której zostałam podpięta. Cieszyłam się, że już nie czuję bólu. Cały czas byłam roztrzęsiona tym, co się stało i myślałam nad zaistniałą sytuacją, gdy do moich uszu doszedł dźwięk kroków. Poczułam na swoim policzku łzę i otarłam ją drżącą ręką.
- Powiedziałam jasno, że nie życzę sobie by cię wpuszczono... nie zmieniłam zdania. Wyjdź- powiedziałam słabym głosem, nawet nie patrząc na chłopaka.
- Alicja... Proszę porozmawiajmy...
- Wyjdź!- powiedziałam rozpaczliwie i spojrzałam na niego. Stał nie całe dwa metry ode mnie, smutny, z zamkniętymi oczami. Zauważyłam jak po jego policzku spływa łza.
- Proszę...- wyszeptał błagalnie- Porozmawiajmy...nie wyrzucaj mnie...
- Nie mamy o czym rozmawiać...- spojrzał na mnie i wziąwszy oddech przysiadł na krześle obok mojego łóżka.Widziałam w jego oczach ból. Wiedziałam, że żałuje tego co powiedział, ale to nic nie zmieniało.
- Przepraszam....Przepraszam was obu... Zachowywałem się jak dupek. Alicja przepraszam. Nigdy w życiu skoki nie były i nie będą ważniejsze od ciebie... uwierz. Kocham cię...Kocham was obu. Gdyby tak nie było to bym nie kupował domu! To bym go nie remontował... To miała być niespodzianka. Prezent na twoje urodziny... Dlatego nie chciałem ci tego powiedzieć...Nie sadziłem, że to doprowadzi do czegoś takiego... Zachowywałaś się, jakbyś dostała jakiejś obsesji... wydzwaniałaś do mnie o każde porze dnia i nocy.... Starałem się to znosić. Wiecznie miałaś pretensje, że nie odbieram... Nie przejmowałem się tym... Od kiedy trafiłem na badania po upadku już osiem razy usłyszałem od ciebie, że chcesz, aby nasze dziecko miało ojca i mam na siebie uważać... Nie mam ci tego za złe...wiem, że się martwiłaś. Ale wszystko ma swoje granic- powiedział załamany- Gdy po raz pierwszy mnie oskarżyłaś, że nie przejmuję się tym co będzie dalej...gdy dziecko się urodzi, to przesadziłaś... Ja się nie przejmuję? Mi nie zależy na tym, aby nasze dziecko miało normalną rodzinę? Aby miało normalny dom?Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć... Nigdy nie chciałem się z tobą kłócić i starałem się to wytrzymać... Rozumiałem, że się martwisz... Dzisiaj... Miało się spełnić jedno z największych moich marzeń, a ty dobrze o tym wiedziałaś...
- Kuba ja...
- Wiem... Powinienem postąpić inaczej, ale w życiu do głowy by mi ni przyszło, że stanie się coś takiego... Mieliśmy się zobaczyć, a ty dzwoniłaś do mnie, wiedząc, że mam trening 18 razy! Do Maćka zadzwoniłaś 11 razy.... Wściekłem się. Kiedy przyszedł Kamil i przy wszystkich powiedział, że jesteś na mnie wściekła bez zastanowienia pojechałem do ciebie. Przepraszam, za moją reakcje...
- Kuba...
- Zachowałem się jak palant.... Kiedy powiedziałaś, że jestem żałosny.... nie wytrzymałem. Nie myślę tak... nie wiem dlaczego wtedy tak powiedziałem...- zamilkł na chwilę, a ja ze łzami w oczach obserwowałam jak mocno go zraniłam. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę widzieć jak płacze... delikatnie chwyciłam jego dłoń, a on na mnie spojrzał- Przepraszam... Za to wszystko... Chciałem ci to powiedzieć już wtedy... ale zobaczyłem jak Gregor z tobą wybiega. Wtedy do mnie dotarło jak głupi jestem... tak strasznie bałem się...o ciebie, o was. Bałem się, że was stracę.... Znów miałem wrażenie, że los sobie ze mną pogrywa... Czułem się jak wtedy... ale tym razem mogłem stracić dwie najcenniejsze osoby w moim życiu... I to znów przeze mnie!...Alicja jesteście dla mnie najważniejsi, błagam nigdy nie mów, że mi na was nie zależy... że się wami nie przejmuję..... Wiem, że zawaliłem i to na całej linii, ale proszę daj mi szansę to naprawić. Błagam, odwołaj to co powiedziałaś lekarzowi...-powiedział szeptem.
- Kuba...nie płacz. To baby są od płakania- zażartowałam, ale bez efektu. Nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć... Byłam na niego wściekła za to co się stało, ale jednocześnie chciałam go mieć przy sobie. To co mi powiedział nie jest mi obojętne, ale żadne jego tłumaczenia, go nie usprawiedliwiały. Podjęłam decyzję- Wszystko będzie dobrze. Przepraszam cię za moje zachowanie... z tego co mi właśnie powiedziałeś to zachowywałam się jak jakaś jędza....
- Nie przepraszaj, bo to ja cię zawiodłem. Po prostu się martwiłaś, a ja zamiast utwierdzić cię w tym, że nie masz o co się martwić zawodziłem cię na każdym kroku...
- Proszę pana! Wyraziłem się jasno! Nie może pan tu wchodzić- zagrzmiał lekarz i Kuba natychmiastowo poderwał się z miejsca- Proszę stąd wyjść!
- Nie... Panie doktorze niech zostanie- powiedziałam słabym głosem- Chcę by został. Ale gdyby była taka opcja...to mógłby przyjść do mnie Gregor?- lekarz przyjrzał mi się uważnie i wyszedł z sali. Chwyciłam jego dłoń i uśmiechnęłam się lekko. "Każdy popełnia błędy..."
- Dziękuję- wyszeptał i nachyliwszy się nade mną delikatnie mnie pocałował. 
- To ja dziękuję za to, że jesteś...- powiedziałam i odwzajemniłam pocałunek. Usłyszeliśmy ciche odkaszlnięcie i okazało się, że lekarz spełnił moją prośbę. Kuba uśmiechnął się lekko i otarłszy mi ostatnią łzę, usiadł na krześle jednocześnie splatając ze mną dłonie. 
- Cieszę się, że mu wybaczyłaś...To kretyn, ale cię kocha- zażartował mój przyjaciel. Wyglądał jakoś...inaczej. Niby się uśmiechał, a jednak miałam wrażenie, że ten uśmiech jest sztuczny. Jego oczy były smutne...- Cieszę się, że żyjesz, wy oboje.
- W dużej mierze to twoja zasługa. Jesteś jakimś aniołem stróżem, zawsze zjawiasz się wtedy, kiedy jesteś potrzebny- powiedziałam z lekkim uśmiechem, analizując swoje spostrzeżenie- Choć powiem ci szczerze, że gdy zacząłeś do tej biednej dyspozytorki po niemiecku nawijać... to zwątpiłam, że spotka mnie szczęśliwy finał- zaśmiałam się cicho.
- Gadałem po niemiecku? Naprawdę?...Byłem przekonany, że mówię po angielsku... To wyjaśnia czemu biedulka nie potrafiła zrozumieć... Ale teraz możemy się już z tego śmiać- powiedział z uśmiechem. Nie... z całą pewnością ten uśmiech nie był szczery.
- Tak...- przyznałam rację i zamyśliłam się na chwilę. "Nie bez powodu się u mnie pojawił.." najbardziej zastanowiło mnie to, co on robi w Polsce. Nie mogłam jednak tak wprost go zapytać..- Możecie mi powiedzieć co wy tu jeszcze robicie? Oboje? Już dawno powinniście być w drodze na zawody..- zauważyłam i obserwowałam reakcje Austriaka. Zasępił się lekko i uciekł wzrokiem. Szybko jednak ponownie na jego ustach zagościł nieszczery uśmiech i spojrzał na Kubę.
- Nie jadę... Zostaję z wami. Zawody są w tej chwili nie ważne- powiedział mój ukochany. "Dobra wszystko wszystkim, ale teraz to on se może już jechać..."
- Kuba?! Nie możesz... To było twoje marzenie...
- Nie ważne. Kiedy indziej się spełni. Lepiej spytaj go, czemu nadal tu siedzi- nie chciałam się z nim kłócić, widziałam, że i tak teraz niczego nie osiągnę. Spojrzałam na mego przyjaciela.
- No co... Lubię wielkie wejścia. Przyjadę na ostatnią chwilę- zaśmiał się Gregor- Nie no, a tak poważnie to chciałem się upewnić, że jest wszystko dobrze. Teraz z czystym sumieniem, mogę jechać. Trzymajcie się!- zawołał wychodząc. "No dobra... Ale człowieku co ty w ogóle tu robiłeś..."
- Schlieri czekaj!-zawołałam, a on przystanął na chwilę.
- Co się stało?
- Nie bez powodu chciałam, aby cię wpuszczono. Zamierzałam z tobą porozmawiać...
- Ally... To musi być teraz? Jeśli nie wiesz, nie jestem w pierwszej 10.. więc muszę się kwalifikować.
- Gregor...- "Jestem pewna, że przyjechał by porozmawiać... Coś jednak sprawiło, że się rozmyślił. Tylko co?" przewróciłam oczami- Jeśli musisz to idź- chłopak posłał mi przepraszający uśmiech i pomachawszy mi wyszedł, zostawiając mnie samą z Kubą. Wiedziałam, że nie mogę tak tego zostawić, ale w tej chwili musiałam odpuścić. Uśmiechnęłam się lekko do bruneta.
- Czemu jesteś taki poważny?
- Zawiodłem cię... Dziś mnie potrzebowałaś...a ja cię zawiodłem... 
- Przestań- poprosiłam- to już przeszłość. Nie mam siły się z tobą kłócić, więc się uśmiechnij...i opowiedz mi o tym domu- powiedziałam z uśmiechem- Naprawdę kupiłeś dom?
- Tak. Jest już prawie gotowy...prawie bo nie jest zrobiony pokój dla dziecka.
- Boże... To niesamowite!
- Jak tylko będziesz chciała... możemy razem zamieszkać- powiedział z lekkim uśmiechem..
- Zamieszkać razem?- Kuba pokiwał głową.
- To chyba zły pomysł... znaczy. Twoi rodzice wiedzą o domu?
- No pewnie. Pomagali przy remoncie... z resztą tak jak twoi. Kilka osób pomagało mi przy remoncie i twoi rodzice przy kupnie- przyznał z uśmiechem.
 - I co twój tata myśli...no o tym domu?
- Że mam dobry gust- zaśmiał się- Alicja nie ma w tym nic złego, że zamieszkalibyśmy razem, ale jeśli nie chcesz to nie... Pomyślałem tylko, że chyba dobrze by było, gdybyśmy zamieszkali razem jeszcze za nim urodzi się nasze maleństwo.- powiedział i uśmiechnął się do mnie lekko.- To jak?
- Cóż... Z przyjemnością z tobą zamieszkam- odpowiedziałam z uśmiechem. Jeśli ktoś miałby o nas plotkować to i tak będzie to robił. Co za różnica... Całą resztę dnia przespałam, z resztą tak jak i noc. Obudziłam się dopiero koło 8. Przy moim łóżku zobaczyłam piękny bukiet białych lilii i mojego narzeczonego. W ciągu dnia wpadli jeszcze moi i Kuby rodzice. Zarówno moja jak i jego mama strasznie przejmowały się całą tą sytuacją, mój tata odniosłam wrażenie, że na oddziale ginekologi czuje się nieswojo i za pretekstem potrzeby znikł już po pierwszych 10 minutach, a co najciekawsze już się nie odnalazł. Pan Rafał za to pokłócił się z Kubą, o to że ten nie pojechał na zawody, a następnie dostał cały wykład od żony na temat tego, że miejsce ich syna jest przy mnie w szpitalu, a nie na zawodach i przyznała, że jest z niego dumna, iż został. Znaczy się pierw wyraziłam swoje zdanie na temat tego jak mnie potraktował, ale koniec końców, podjął słuszną decyzję z czego była dumna. Trochę dziwnie się zrobiło, gdy moi rodzice pojechali do pracy, a Kuba z ojcem poszli po coś zjadliwego dla mnie w skutek czego zostałam sama z panią Małgosią. 
- Czy pani chce ze mną o czymś porozmawiać?- spytałam wprost obserwując kobietę. Ta przyjrzała mi się i uśmiechnąwszy się lekko, przytaknęła. 
- Ale nie wiem jak... żebyś nie poczuła się urażona...- przyznała i usiadła przy łóżku.
- Niech pani powie w prost... O co chodzi?- zachęciłam ją.
- O... o te blizny...- powiedziała wskazując na me ręce. Lekko mnie zatkało... Nawet nie pomyślałam o tym, że moje przedramiona są odkryte, a co za tym idzie można było zobaczyć blizny, które je pokrywały. Westchnęłam cicho, myśląc co powiedzieć- Alicjo... Wiem, że to nie moja sprawa, ale co się... co się stało?
- Ile pani o mnie wie? O mojej rodzinie?
- Że mieszkaliście kiedyś kawał drogi stąd, ale twoi rodzice znaleźli lepszą pracę tu i się przyprowadziliście. No i że mój kochany syn o mało co cię nie ukatrupił...i taki bym początek waszej znajomości- zaśmiałam się cicho.
- Z całym szacunkiem, ale w takim razie nic pani nie wie...- powiedziałam szczerze i wziąwszy głęboki oddech opowiedziałam jej o tym, jak moi rodzice popadli w długi, a po w prawie 10 latach wszystkie ich problemy rozwiązał totolotek. Powiedziałam jej o tym, że miałam pewne problemy i przyznałam, że okaleczanie się w jakimś stopniu mi pomogło, ale po pewnym czasie również pogrążyło. W sumie nie mam pojęcia dlaczego jej to powiedziałam...To przecież nie była jej sprawa.
- Boże... Ale Alicja...
- Ja nie jestem psychicznie chora.. naprawdę- zapewniłam ją.
- Czy ty... kiedykolwiek próbowałaś...
- Czy próbowałam się zabić? Tak...- przyznałam. "Po co ty jej to mówisz?! Jeszcze cię do psychiatry wyśle..."-... ale tamten etap życia na szczęście mam już za sobą- powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko- Naprawdę. Jestem normalna i nie potrzebuję psychiatry.
- W życiu bym nie pomyślała... Zawsze byłaś taka radosna..pełna życia... Boże Alicja... Czy kiedykolwiek robiłaś to przez Kubę? - spytała z przerażeniem. "Stop! Koniec tego dobrego."
- Nie... Skończyłam z tym za nim przyjechałam do Zakopanego- skłamałam. Szczerość jest ważna, ale nie będę jej dobijać i tak strasznie przeżyła, sam fakt, że miałam takie problemy- Niech się pani nie martwi. Teraz jest już wszystko dobrze i to w dużej mierze dzięki Kubie- powiedziałam z uśmiechem. Widziałam, że to poprawiło jej humor. Bałam się, że komuś o tym powie albo stwierdzi, że jestem niepoczytalna czy coś w tym stylu, ale na szczęście zapowiadało się, że do niczego takiego nie dojdzie. Gdy wrócił pan Rafał wraz z synem przynieśli mi zupę krem z brokułów, dzięki czemu nie musiałam jeść jedzenio-podobnych wyrobów szpitalnych.  Późnym popołudniem postanowiłam obejrzeć kwalifikacje do konkursu i pokibicować przyjaciołom. Czułam, że szykuje się dla naszych kolejny wspaniały weekend. Wszyscy przeszli kwalifikacje bez najmniejszego problemu, zresztą wygrał je Piotrek, a w pierwszej 10 było jeszcze dwóch innych Polaków, a zaraz za nią czwarty. Kamil nie musiał się kwalifikować, no a szósty nasz zawodnik siedział obok mnie. Komentatorzy nie omieszkali skomentować jego nieobecności i co mnie zdziwiło, byli bardzo dobrze poinformowani... Powiedzieli o tym, że Kuba nie przyjechał z racji spraw rodzinnych, a dokładniej powiedzieli, iż powodem jest trafienie do szpitala jego narzeczonej. Skąd oni o tym wiedzieli? Nie mam zielonego pojęcia! Zrobiło mi się na prawdę miło. Każdy z naszych reprezentantów na nartach miał napisane życzenia dla mnie. "Zdrowia Alicja!"- mówiły napisy. Jeszcze większą przyjemność sprawił mi fakt, iż także Austriacy, których znałam, na nartach mieli napisane "Alles Gute Ally!". Ale moje szczęście nie trwało zbyt długo.
- Kuba... Proszę powiedz, że on skakał, a ja po prostu przegapiłam jego skok- poprosiłam. 
- Przykro mi... Startowało siedmiu Austriaków...Nie przegapiłaś go- powiedział smutno. Miałam ochotę się rozpłakać... Po zakończonych kwalifikacjach, Kuba wyłączył telewizor, a ja usilnie próbowałam się dodzwonić do Gregora. Nie byłam na niego zła, za to że kłamał. Byłam załamana, że jest już tak źle, że nie jedzie nawet na zawody i nie chce ze mną rozmawiać, kłamiąc, że się spieszy. Nie podobało mi się to... On jednak, ani myślał odebrać i skończyło się na tym, że napisałam do niego SMS.
"Teraz to już przegiąłeś... :( Gregor co się dzieje?! Błagam odpisz... Martwię się :("
- Nie martw się kochanie. Może Kuttin po prostu zabrał więcej zawodników? 
- Dzięki, że próbujesz mnie pocieszyć- powiedziałam z uśmiechem. Ze względu na późną porę, Kuba musiał już iść do domu, natomiast ja poszłam spać. Trochę po drugiej w nocy obudził mnie mój telefon.
-...alo?- wybełkotałam do słuchawki, lecz głos osoby, która dzwoniła mnie rozbudził.
- Cześć Ally... Przepraszam, że dzwonie o tej porze i cię budzę..
- Gregor?! Boże.. Co się dzieje?
- Spokojnie, nie denerwuj się tak.
- Jak mam się nie denerwować? Kłamiesz, że spieszysz się na zawody, a tym czasem w ogóle nie miałeś startować... Nic mi nie mówisz... Martwię się o ciebie.- powiedziałam załamana.
- Przepraszam... Naprawdę się spieszyłem...To skomplikowane.
- Gregor każdemu zdarza się mieć jakieś załamanie... ale to jeszcze nie powód, by się w ogóle wycofywać i kłamać... Powiedz co się dzieje...Może razem coś wymyślimy...- stwierdziłam, a w słuchawce zaległa cisza- Jesteś tam?
-...Tak, jestem....Przepraszam. Nie martw się tak o mnie, masz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Powiesz co się dzieje?- spytałam i usłyszałam jakiś kobiecy głos w słuchawce, mój przyjaciel nie był sam. Zdziwiło mnie to i zaczęłam nasłuchiwać. Tyrolczyk najwyraźniej zabrał od ucha telefon i teraz z nią rozmawiał po niemiecku. Jeśli miałam nie słyszeć tej rozmowy, to Austriak sam był sobie winien, że jest tak dobrym nauczycielem. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
-...... Przepraszam, że przeszkadzam muszę zmienić *******.
- Oczywiście... Nie ma problemu. Czy była by taka możliwość abym ******* *******?
- Przykro mi, ale ******* pan dziś *****, więc niestety nie mogę. Czy chce pan coś na sen?- zapytała troskliwie dziewczyna, lecz chłopak jej nie odpowiedział... a przynajmniej nie słowami. Jedno ze słów użytych w rozmowie coś mi mówiło... Wiedziałam, że je znam, ale jakoś nie mogłam sobie przypomnieć.
- Alicja przepraszam, ale ja będę musiał kończyć...
- Szybko...-zauważyłam-Gregor... Co znaczy "Tropf"?- spytałam niepewnie, w sumie nie wiedząc, co chcę tym zyskać. Wątpiłam, by taka delikatna sugestia, że słyszałam ich rozmowę, sprawiła, że powie mi co się dzieje.
- Słyszałaś moją rozmowę?..-spytał lekko podłamany, a ja przytaknęłam. Zamyślił się na chwile-... pościel...Tak... "Tropf" znaczy pościel. Jestem w hotelu i przyszła pokojówka- powiedział- To pa Ally! Jeszcze się odezwę- obiecał i się rozłączył.
-...pościel po niemiecku to Bettzeug...- wyszeptałam cicho sama do siebie. Nie podobało mi się to...a pomijając już wszystko inne, tak po prostu przyszła o tej godzinie do niego pokojówka? Jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Nie zważając na godzinę napisałam do Kuby prośbę, aby przyniósł mi mój laptop, gdy będzie się do mnie wybierał, a potem poszłam spać. Trudno było mi jednak zasnąć, a gdy w końcu się udało miałam jakiś koszmar... Śniło mi się, że w dzień matury trafiłam do szpitala i doszło do jakichś powikłań w skutek czego nasze dziecko zmarło. To był jakiś horror i cieszyłam się, gdy Kuba mnie obudził. Od razu opowiedziałam mu koszmar, a on przysiadł na moim łóżku i mnie przytulił, uspokajając. Gdy w końcu mu się udało, poprosiłam, aby na moim laptopie otworzył słownik i sprawdził mi kilka słów.  Nie ukrywał zdziwienia, ale usiadł obok mojego łóżka i uczynił to, o co prosiłam.
- Sprawdź mi pierw słowo..."Morphium"- Kuba spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie muszę sprawdzać... To morfina- pokiwałam głową "Cudnie się zapowiada..."
- "Tropf"?- spytałam niepewnie, a Kuba sprawdził słowo.
- Kroplówka- powiedział, a ja poczułam, że coś we mnie pęka "Pięknie..."
 - A "analgetika"?
- To leki przeciwbólowe... Ally skąd wzięłaś te słowa?- nie odpowiedziałam mu. Próbowałam teraz jeszcze raz odtworzyć tą rozmowę w myślach uzupełniając brakujące słowa jednocześnie przypominając sobie znaczenie ostatniego, które coś mi mówiło.
"-...... Przepraszam, że przeszkadzam muszę zmienić kroplówkę.
- Oczywiście... Nie ma problemu. Czy była by taka możliwość abym dostał leki przeciwbólowe?
- Przykro mi, ale dostał pan dziś morfinę, więc niestety nie mogę. Czy chce pan coś na sen?"
 - Boże...- wyszeptałam załamana.
-Ally... wszystko w porządku?- spytał z troską, ale i tym razem nie uzyskał ode mnie odpowiedzi. Próbowałam dodzwonić się do przyjaciela, ale nic z tego- Kochanie... Co się dzieje?
- Boję się o Gregora.... 
- Nie martw się na zapas. Każdemu zdarza się taki lekki dołek. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze- spróbował mnie pocieszyć, ale bez sukcesu. Cały dzień byłam w kiepskim humorze, aż w końcu Kuba włączył telewizor, byśmy mogli obejrzeć zawody. Nie trzeba było czekać długo i już po kilku minutach poczułam się jeszcze gorzej. Akurat skoczył Manuel Fettner i realizator zrobił zbliżenie, na jego narty. "Alles Gute Schlieri" miał napisane markerem. Komentatorzy od razu odnieśli się do tego.
- Jak już wszyscy zdążyliśmy zauważyć, wielkim nieobecnym tych zawodów jest Gregor Schlierenzauer.
- Tak Marku... Ten młody utytułowany austriacki zawodnik w ogóle nie znalazł się w składzie na ten weekend. 
- Rozmawiałem wczoraj z Andreasem Koflerem i to jest jakaś dziwna sytuacja. Kiedy tylko wspomniałem o tym chłopaku, Kofler zaczął coś kręcić i stwierdził, że słyszał, iż niby Schlieri jest przeziębiony.
- Słyszał, że jest przeziębiony? A to ciekawe wiesz..  bo ja zamieniłem dziś kilka zdań z trenerem Kruczkiem i podobno Heinz Kuttin powiedział, iż ten młody zawodnik nabawił się kontuzji kolana.
- W istocie ciekawa sytuacja... No chyba Austriacy będą musieli dogadać zeznania, a tym czasem na belce kolejny Austriak Manuel Poppinger...- obserwowałam zawodnika, którego zdążyłam już poznać. Uśmiechnęłam się lekko, widząc, że i dzisiaj życzy mi zdrowia. Moja radość jednak nie trwała długo, gdyż na jego drugiej narcie napis był taki sam, jak u jego kolegi. 
- Cóż jak widzimy cała ekipa wspiera swego kolegę. Jest to bardzo miły gest...
- Prawda...Ciekawe jest też to, że uwielbiany przez tak wielu kibiców Austriak już od dłuższego czasu kompletnie sobie nie radził, nie sądzisz?
- Słusznie zauważyłeś. Ostatni raz startował w konkursie na Mistrzostwach Świata, a jak wszyscy pamiętamy w drugim z konkursów był ostatni... To istna porażka dla tego zawodnika. Doprowadziło to do tego, że ich trener nie pozwolił mu wystartować w konkursie drużynowym.
- Ale już wtedy powiedziano, że to przez grypę. 
 - Ta... grypa, przeziębienie, teraz kontuzja kolana...a następne co będzie? Ten 25-latek ma w istocie pecha...- zaśmiał się jeden z komentatorów.
- Uśmiechnij się- poprosił Kuba- To na pewno nic poważnego. Wiesz jak to jest z komentatorami...
 - On jest w szpitalu...- powiedziałam smutno i spojrzałam na Kubę- Pytałeś skąd wzięłam te słowa.  Z jego rozmowy... zapewne z pielęgniarką...
- Ally... ale jesteś pewna, że dobrze zapamiętałaś te słowa?- pokiwałam głową- Ale i tak nie możesz być pewna.... Nie przejmuj się tal...- znów sięgnęłam po telefon, by do niego zadzwonić i znów to samo... Napisałam do niego SMSa.
"Jak mam się nie martwić skoro wciąż kłamiesz? Twój kolega mówi, że jesteś przeziębiony, trener twierdzi, iż masz kontuzje kolana, cały twój team skacze z napisem "Alles Gute Schlieri", a ty rozmawiasz z kimś o kroplówce, lekach... morfinie... Co się dzieje?!"
Trochę humor mi się polepszył, gdyż zawody wygrał Kamil. Jednak nadal nie dawała mi spokoju ta sytuacja. Kuba obiecał mi, że zadzwoni do Maćka i spróbuje się czegoś dowiedzieć. Koło 22 usłyszałam sygnał wiadomości.
"Alicja proszę nie denerwuj się tak. Przepraszam, ale nie musisz wiedzieć o wszystkim... Nie wydzwaniaj, bo i tak nie odbiorę. Obiecuję, że jak tylko będę mógł to się odezwę i wszystko ci wyjaśnię. Przepraszam" 
Westchnęłam zrezygnowana. Miałam nadzieję, że może dowiem się czegoś od Maćka, ale jak się okazało ten kompletnie nic nie wiedział. Podobno Austriacy kompletnie ignorowali rozmowy na temat Gregora, a gdy ktoś go poruszał w rozmowie z nimi szybko zmieniali temat. Pozostało mi jedynie czekać. Spędziłam w szpitalu pięć dni i gdy w końcu zostałam wypisana naprawdę się cieszyłam. Dotrzymałam słowa i z pomocą bliskich przeprowadziłam się. Domek był nieziemski! Widoki z okien zapierały dech w piersiach. Na parterze była pierwsza z dwóch łazienek, kuchnia z przejściem do jadalni, przedpokój, mały składzik i salon. W salonie był elegancki kominek i oszklone drzwi do ogrodu! Na piętrze mieściły się trzy pokoje i druga z łazienek. Jeden z pokoi nie był za grosz zagospodarowany i jak się okazało Kuba nie miał na niego pomysłu. Drugi miał już położone panele i pomalowane wstępnie ściany. Miał to być pokój dla dziecka, ale z jego wykończeniem Kuba chciał czekać, aż się dowiemy czy to będzie córka, czy też syn. Na przeciwko mieściła się sypialnia. Z całą pewnością to z jej okien był najpiękniejszy widok. Na podłodze były ciemne wiśniowe panele, a ściany zostały pomalowane na bordowo. Rozejrzałam się po całym pokoju.
- Łóżko małżeńskie?- spytałam z rozbawieniem i spojrzałam na Kubę.
- Mój tata doszedł do wniosku, że i tak gdy ja nocuje u ciebie lub ty u mnie to śpimy w jednym łóżku, więc sam zaproponował, by kupić jedno, wspólne- zaśmiałam się.
- Dom jest śliczny.... Naprawdę piękny. Dziękuję- powiedziałam i się do niego przytuliłam. 
- Cieszę się, że ci się podoba. Ale teraz już koniec wycieczki. Musisz odpoczywać- powiedział i dał mi całusa. Nie musiał mnie zmuszać, sama dobrze wiedziałam, że przez najbliższe dni będę musiała jeszcze leżeć. Po raz kolejny spojrzałam na telefon, lecz i tym razem czekał mnie zawód. Od obietnicy Gregora minął  wprawie tydzień, a nadal się nie odezwał...
_______________________________________
No i kolejny rozdział za nami. Powiem Wam... przekombinowałam chyba :D  Po tym jak opublikowałam poprzedni rozdział doszłam do wniosku, że przesadziłam i myślałam jak się z tego mojego pomysłu wycofać, ale nie wpadłam na żaden sposób, więc mój plan został wcielony w życie. Trudno, musicie mi to wybaczyć ;) Jestem naprawdę ciekawa waszych teorii na temat podejrzanego zachowania Austriaków.
Kolejny rozdział gdzieś tak w poniedziałek, ale nie wykluczam, że uda się go dodać wcześniej :) 

Nadal jestem chora, więc siedzę w domu. Nie ma to jak przesiedzieć ferie w domu -_- Tak długo czekałam by móc pojeździć na nartach i na śnieg mogę popatrzeć tylko przez okno. No ale przynajmniej mam czas by się uczyć i pisać bloga :) 
Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO!

środa, 4 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXVII: Szczęście nigdy nie trwa wiecznie...



Witajcie! Tym razem na początku :D Przemyślałam kilka spraw i podjęłam decyzję...Mam nadzieję, że mnie za to nie ukatrupicie :D Moja siostra mój plan skwitowała stwierdzeniem "DRAMAT!", także no cóż... o to w sumie chodziło :) Zapraszam do czytania!
_________________________________________
Chociaż sytuacja jaka miała miejsce w nocy, nie była niczym poważnym to przeprosiwszy dziewczyny, razem z Kubą wróciliśmy do Zakopanego rano, a nie dopiero wieczorem jak planowaliśmy. W poniedziałek poszłam do lekarza, ale tym razem nie zabrałam Kuby ze sobą. Wizyta nie była przyjemna, ale chciałam mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Powiedziałam lekarzowi o całej sytuacji, a ten oświadczył, że musi mnie zbadać. Badanie ginekologiczne to była jedna z najgorszych rzeczy jakie mnie spotkały. Wiedziałam, że głównym problemem tego typu badań było moje nastawienie. Na całe szczęście po wykonaniu badań lekarz zapewnił mnie, że z dzieckiem jak najbardziej wszystko w porządku, a do  krwawienia doszło z racji zachodzących zmian i większego ukrwienia organizmu. Zaraz po wizycie zadzwoniłam do Kuby, ale on nie mógł rozmawiać, gdyż miał trening. Byłam zła...nie, byłam wściekła! Równie dobrze mogłam dzwonić ze złymi wiadomościami, a on mnie zbył "Jestem na treningu, oddzwonię potem". Nawet nie zdążyłam się przywitać, więc nikt mi nie wmówi, że po moim tonie wiedział, iż wszystko jest dobrze. Może ktoś twierdzić, że wyolbrzymiam i "robię z igły widły", ale i tak byłam zła. Zadzwonił dopiero wieczorem, ale nie odebrałam. Doprowadziło to do tego, że przyjechał do mnie o 5 nad ranem, aby się upewnić, że wszystko dobrze. Z jednej strony było to urocze...jednak się o mnie martwi, ale z drugiej piąta rano?! Toż to zbrodnia... Przeprosił mnie i kupił mi białe lilie. Moje ulubione! Nie chciałam się na niego gniewać, ale on bez przerwy robił coś nie tak. Gdyby tego było mało to zaczęłam martwić, się o Gregora. Odkąd w Zakopanem stanął na podium, w następnych konkursach nie potrafił nawet wejść do pierwszej dziesiątki. Na Mistrzostwach Świata poszło mu tragicznie... W jednym konkursie był 24, a w drugim swój strat zakończył na pierwszej serii. Żeby wam zobrazować jak fatalny był jego skok dodam, że zajął ostatnie miejsce. Oba konkursy wygrał Kamil Stoch, a drużynowy Austria, tyle że w zespole nie skakał Gregor... Skakał Stefan, Michael, Andreas i Thomas. Próbowałam ze Schlierim porozmawiać, ale się nie dało. Gdy pisałam nie odpowiadał, a gdy dzwoniłam jakimś cudownym sposobem  zawsze był zajęty... z resztą Kuba robił dokładnie to samo, ale do mego narzeczonego wrócę za chwilę. W wywiadach Heinz jak i sam Gregor powiedzieli, że nie skakał on w konkursie drużynowym z powodu choroby, a dokładniej grypy,  z którą Tyrolczyk rzekomo borykał się od pewnego czasu. Miało to być też usprawiedliwienie jego wyników, ale jak dla mnie, cała ta sytuacja wyglądała następująco Gregor wpadł w jakiś dołek, problemy z którymi nie mógł sobie poradzić i Heinz nie chciał ryzykować utratą podium drużyny, aby austriacka gwiazda mogła wystąpić i razem wymyślili tą historyjkę lub to wcale nie była jakaś tam historyjka, a mój przyjaciel na prawdę, był poważnie chory, bo nikt mi nie wmówi, że to tylko grypa. Przecież skakał kiepsko przez kilka konkursów, więc co przez kilka tygodni nie potrafili wyleczyć grypy? I to do tego stopnia, że nie wystąpił w zawodach? Niezależnie od tego, która z tych wersji była prawdziwa tak czy inaczej z Gregorem działo się coś niedobrego. Fakt, że o niczym mi nie mówił i w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać sprawiał, że strasznie się o niego martwiłam.... Wracając jednak do mego narzeczonego i tego jak wielokrotnie przeginał. Miałam wiele obaw, a on zamiast pokazać mi, że nie mam czym się martwić, udowadniał, że są słuszne. Często myślałam co będzie, gdy nasze maleństwo się już urodzi. Chciałam wiedzieć jak to sobie wyobraża, że co dziecko będzie mieszkało u mnie, a on będzie je odwiedzał? Albo może zamieszka u nas lub ja z dzieckiem u jego rodziców? Z każdym dniem moich obaw było co raz więcej, a zwłaszcza jak któregoś dnia dostałam telefon od Maćka, że Kuba jest w szpitalu."Miałem problemy przy lądowaniu..,ale spokojnie to tylko lekkie wstrząśnienie mózgu." Tylko lekkie wstrząśnienie?! Myślałam, że mnie szlag trafi. Czy on naprawdę uważał, że wszystko jest w porządku?! Kilkukrotnie zdarzało się też, że do niego dzwoniłam, ale on nie odebrał, a potem oddzwaniał po kilku godzinach. Starałam się to jakoś znosić. Wiedziałam, że ma on treningi i zawody,  ale pewnego dnia przegiął... Po wielu sukcesach w Pucharze Kontynentalnym dostał szanse od pana Kruczka, w sumie dostał ją już wcześniej, ale jak już wspomniałam miał wypadek, i razem z kadrą mieli jechać wieczorem na zawody. Byłam umówiona z nim, że wpadnie po mnie do szkoły i spędzimy trochę czasu razem zanim wyjadą. Rano obudziłam się dość wcześnie, więc wyłączyłam budzik i wstałam. Czułam się źle i znów było mi słabo. Stwierdziłam, że wrócę do łóżka i zostanę w domu. Nie mogłam zasnąć i z każdą godziną czułam się gorzej. Próbowałam zadzwonić do Kuby, ale ten oczywiście nie odbierał z resztą tak jak jego brat. Byłam załamana... koło 12 dostałam od niego sms'a.
"Przepraszam kochanie, ale nie mam jak zadzwonić. Przeciągnął się nam trochę trening i też okazało się, że wyjeżdżamy wcześniej...Więc już nie dam rady po ciebie przyjechać. Przepraszam, ale obiecuję że zadzwonię."
Dawno nie byłam tak wściekła. Bez namysłu zadzwoniłam do niego, ale ten oczywiście nie raczył odebrać. Wybrałam numer do Kamila.
- Cześć Alicja...To coś pilnego?
- A co macie trening?
- Znaczy ja się akurat przebieram...
- Jak to..To trening się skończył?
- Poniekąd? Trener nam trening przeciągnął, bo miał jakieś "ale". Stwierdził jednak, że jeżeli ktoś musi iść to niech idzie. Co się stało, że dzwonisz? - słysząc jego słowa, wściekłam się.
- Możesz dać mi Kubę?
- Nie bardzo. On został na treningu, a mi coś nie uśmiecha się, żeby w samych bokserkach teraz do niego iść, ale jak już się ubiorę to nie ma problemu.- stwierdził z lekkim rozbawieniem.
- Przepraszam...a mógłbyś coś mu przekazać? Znaczy jak się już ubierzesz oczywiście.- zaśmiał się.
- Nie ma problemu. Co przekazać?
- Przekaż mu proszę, że jestem na niego wściekła.
-...Ok...Alicja wszystko w porządku?- spytał z troską.
- Nie...Wręcz przeciwnie...Po prostu przekaż, że proszę by przyjechał. Dobrze?
- Jasne. Nie ma problemu...Już do niego biegnę.
- Wiesz, pierw się może jednak ubierz. Głupio by było, żebyś się przeziębił...chociaż media, by się nie pogniewały pewnie jakbyś tak w samej bieliźnie wybiegł.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ha ha...To był skrót myślowy, ale cieszę się, że martwisz się zdrowiem przyjaciela.- rozłączyłam się i leżałam jeszcze dłuższą chwilę. W końcu postanowiłam wstać. Poczułam ból w podbrzuszu i oparłam się o pobliską szafkę, by nie upaść. Usłyszałam jak ktoś trzaska drzwiami i po chwili do mojego pokoju wszedł Kuba. Od razu widziałam, że jest zły.
- Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz? Wydzwaniasz do mnie, do Maćka i jeszcze Kamilowi głowę zawracasz?! A jakby on nie odebrał to co..do trenera byś dzwoniła?
- Nie krzycz na mnie...- poprosiłam.
- Alicja..Napisałem ci przecież, że mam trening.
- Oczywiście bo ty nie mogłeś tak jak Kamil wyjść. Tylko na SMSa cię było stać. Nawet nie spytałeś czemu dzwoniłam!
- Wiecznie się mnie o coś czepiasz!  Możesz w końcu dać spokój?! Mam tego dość bez przerwy masz o coś pretensje! Nie mogłem odebrać, a ty od razu obdzwaniasz każdego po kolei!
- Najwyraźniej miałam powód. A ty zamiast od razu mieć pretensje, może byś spytał czemu tak rozpaczliwie próbowałam się z tobą skontaktować- zauważyłam.
- Jak zawsze dramatyzujesz i wyolbrzymiasz problemy.
- Ja wyolbrzymiam problemy?! Jesteś żałosny...
- Skoro jestem taki okropny to trzeba było zostać z Gregorem! On na pewno był by lepszy na moim miejscu!- miałam ochotę mu przyłożyć, ale w tej chwili bardziej byłam zajęta nasilającym się bólem.
- Masz rację, trzeba było- wykrztusiłam załamana. Kuba słysząc co powiedziałam bez słowa wyszedł. Usłyszałam jak krzyczy na kogoś, a potem jak trzaska drzwiami. Ból był okropny chciałam sięgnąć po telefon i zadzwonić po jakąś pomoc, lecz gdy tylko zrobiłam krok do przodu, poczułam kolejną "falę" bólu i osunęłam się na ziemię.
- Alicja?!- usłyszałam przerażony głos i od razu przyklęknął przy mnie Gregor. Nie czekając dłużej wziął telefon i zadzwonił po pogotowie. Próbował zachować spokój, lecz pod wpływem emocji można było mieć problem ze zrozumieniem jego angielskiego, aż w końcu zaczął szwargotać po niemiecku. Osoba która z nim rozmawiała, próbowała go najwyraźniej uspokajać, gdyż przestał nawijać. Nie odniosła ona jednak sukcesu, gdyż Gregor z przerażeniem rozłączył się i schowawszy telefon, wziął mnie na ręce, po czym zbiegł ze mną do swojego samochodu.
- Boże co się stało?!- usłyszałam przerażony głos Kuby, który od razu rzucił się, by otworzyć drzwiczki. Gregor delikatnie położył mnie w samochodzie i obiegłszy go wsiadł za kierownicę.- Pozwolę sobie z tobą jechać- powiedział i wsiadł do samochodu, krótko przed tym jak Tyrolczyk ruszył z piskiem opon. Ból był nie do wytrzymania i nawet nie zwróciłam uwagi na to jak Kuba położył moją głowę sobie na kolanach, by było mi choć trochę wygodniej.- Boże Ally...przepraszam. Myślałem, że znów chcesz mi dać kazanie na temat tego, że chcesz aby nasze dziecko miało normalny dom....
- Zamknij się- wyszeptałam cicho przez zęby.
- Oddychaj spokojnie. Wszystko będzie dobrze...zobaczysz- próbował mnie pocieszyć Gregor, który w końcu sobie angielki przypomniał. Już po kilku minutach chłopcy wyskoczyli z samochodu i Kuba wziąwszy mnie na ręce pobiegł do wejścia szpitala. Gregor biegł przed nim i otwierał nam drzwi.
- Pomocy!- krzyknęli razem i praktycznie od razu zgłosiła się przy nas pielęgniarka z wózkiem i lekarz.

Oczami Gregora.
Alicja od razu została zabrana przez służby medyczne i teraz zostaliśmy sami na korytarzu. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Kubę.
- Jak mogłeś nie zauważyć, że źle się czuje! Co ty ślepy jesteś?!
-  Ona od kilku tygodni dzień w dzień wydzwaniała do mnie z jakimiś pierdołami...myślałem, że tym razem też- powiedział smutnym głosem. Widziałem, że jest załamany, ale byłem na niego wściekły. Jestem beznadziejny...
- Brawo geniuszu! Na przyszłość to ty lepiej nie myśl, rusz swoje cztery litery i przyjedz do niej!
- Panowie proszę ciszej, to jest szpital!- przywoływała nas do porządku drobna brunetka, za plecami której zauważyłem, stojącą już ochronę. Usiadłem na krześle i próbowałem się uspokoić.
- A ty nie jedziesz na zawody?- spytał zdziwiony, przyglądając mi się.
- Teraz są ważniejsze sprawy niż zawody.. Twoja narzeczona jest w szpitalu! A ty myślisz o zawodach?!
- Słuszna uwaga- zauważył- moja narzeczona.... Nasza kadra się już zbiera...
- No to leć do nich...bo ci uciekną, a przecież twoja kariera jest ważniejsza.
- Możesz się zamknąć?! Zastanawiałem się po prostu co ty robisz w Polsce...Zapamiętaj sobie raz a porządnie. Alicja jest dla mnie najważniejsza na świecie.
- To szkoda, że ona o tym nie wie. A po tym co dzisiaj pokazałeś... Brak słów!- Kuba spojrzał na mnie smutnymi oczami i bez słowa zajął miejsce koło mnie.- Jeśli chcesz wiedzieć, to....- zawahałem się-... to powinienem być na zbiórce dwie godziny temu, ale zadzwoniłem, że przyjadę prosto do Lahti. Coś mi wyskoczyło...i dobrze się stało...
- Strach myśleć co by było gdyby nie ty...Taka bzdura, a tak się wściekłem. Ma rację jestem żałosny- powiedział i schował twarz w dłoniach. Po chwili odszedł kawałek i gdzieś zadzwonił, ale nie interesowało mnie to gdzie. Czas dłużył się nam w nieskończoność. Co chwilę, Kuba wstawał i chodził tam i z powrotem przez jakąś chwilę, po czym siadał. W pewnym momencie, gdy ze zdenerwowania zaczął wyłamywać sobie palce, stał się nie do wytrzymania. 
- Możesz siedzieć w jednym miejscu i się nie ruszać? Jesteś strasznie denerwujący...
- Przepraszam...Ale dlaczego to tak długo trwa? Co z nią się dzieje?!- powiedział i po raz kolejny wstał i zaczął spacerować po korytarzu. 
- Boże Kuba!!
- Co się stało?! 
- Czy którykolwiek z nas zamknął drzwi na klucz?- spytałem.
- Ups....- taka odpowiedź mi wystarczała. Z tego wszystkiego zostawiliśmy jej dom otwarty. 
- Hej! I co tam?- usłyszeliśmy i jednocześnie spojrzeliśmy w kierunku z którego nadszedł głos. W naszym kierunku zmierzali Janek, Dawid, Maciek, Kamil i ich trener pan Kruczek.
- Co z Alicją? Wicie coś już?- spytał z troską Kamil, a ja wraz Kubą pokręciliśmy głowami.
- Co wy tu robicie? 
- Zadzwoniłeś, że nie pojedziesz jednak na zawody, jako powód podałeś sprawy osobiste....Więc dorwałem Maćka i on mi co nie co wyśpiewał.- odpowiedział trener a Maciek posłał bratu przepraszający uśmiech.
- Ale Maciek nie wiedział, że jesteśmy w szpitalu...- zauważył Kuba.
- Nie..ale wiedział bez problemu gdzie mieszka Alicja. 
- Swoją drogą nie wiemy kto, ale ktoś zostawił jej dom otwarty...Kamil się uparł i wszedł do środka...
- Ale tylko po to by znaleźć klucze i je zamknąć- powiedział z bladym uśmiechem i podał nam klucze- a przy okazji zauważyłem kilka niepokojących rzeczy jak na przykład ślady krwi..- powiedział smutnym głosem i spojrzał na Kubę.
- Jak rakieta wybiegł z jej domu, zamknął drzwi i powiedział, że musimy jechać do szpitala. Nie ma co..jesteście tajemniczy- zaśmiał się Janek.
- Jaka krew?! Kuba co się stało?- zaniepokoił się Maciek, a Kuba spojrzał na mnie.
- To ja ją znalazłem... Zwijała się z bólu...Zadzwoniłem na pogotowie, ale ta dyspozytorka zamiast przysłać karetkę zaczęła mnie uspokajać. "Proszę pana...proszę się uspokoić i jeszcze raz wyraźnie powiedzieć co się stało" no myślałem, że mnie szlag trafi! Ja próbuję jej wytłumaczyć, że nie mam pojęcia co się stało a ona, że mam być spokojny! 
- No ale w końcu się z nią dogadałeś, tak?- spytał Maciek, a ja pokręciłem głową.
- Kiedy po raz setny prosiła bym powtórzył bo nie rozumie, zauważyłem krew na podłodze....Alicja dostała krwotoku. Byłem przerażony i zabrałem ją do samochodu.
- I wtedy ja ich zobaczyłem...Cholera! To moja wina... Ona źle się czuła, a ja jej zrobiłem awanturę...
- Zrobiłeś jej awanturę?! Co ty głupi jesteś?! Nawet największy idiota wie, że nie można denerwować kobiet w ciąży! 
- W ciąży?!- zawołali chórkiem, ale Maciek ciągnął dalej.
- Czy ty rozum postradałeś?! Coś jej nagadał?- Kuba spojrzał po wszystkich załamany i znów zaczął chodzić po korytarzu- Co jej powiedziałeś?!- spytał ponownie. Kuba zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- ...że wyolbrzymia i dramatyzuje...i...że skoro jestem taki okropny to trzeba było zostać z Gregorem...- powiedział cicho i usiadł na krześle.- Nie wiem czemu to powiedziałem...Chciałem to od razu odwołać, ale ona wtedy stwierdziła, że mam rację i tak było by lepiej!.... Wkurzyłem się i wyszedłem! - na korytarzu zaległa cisza. Sam nie miałem pojęcia co powiedzieć...- Chciałem ochłonąć i wrócić do niej by na spokojnie porozmawiać... Chciałem ją przeprosić... Powiedziałem to w nerwach...  Boże...Jeśli im coś się stanie to ja sobie tego nigdy nie wybaczę...- załamał się. W mojej głowie trwała wojna. Jednocześnie byłem na niego wściekły...jak mógł jej wypominać to, co ja zrobiłem...a z drugiej strony po raz kolejny byłem świadkiem tego, jak bardzo on cierpi...jak mocno ją kocha. Usiadłem obok niego i, co może wydawać się dziwne, go przytuliłem.
- Wszystko będzie dobrze...zobaczysz. Alicja jest silna...- powiedziałem. Bardzo chciałbym, aby to wszystko skończyło się dobrze. Ale obawiałem się, że w sytuacji kiedy kobieta w ciąży dostaje krwotoku to trudno o jakikolwiek "happy end". Oboje kochaliśmy tą samą kobietę i dobrze wiedziałem jak on musi się czuć. Co mi pozostało? Mogłem go jedynie wspierać. Przecież nie zawsze się kłóciliśmy...kiedyś byliśmy dobrymi kumplami i teraz on potrzebował pomocy...
- Jak mogłeś powiedzieć jej coś takiego...- wykrztusił Janek i teraz wszyscy na niego spojrzeli.
- W nerwach mówi się różne rzeczy- stanąłem w jego obronie. 
- Wszystko ma swoje granice... Jak można?
- Ja w ogóle nie potrafię zrozumieć czemu został na treningu, skoro wiedział, że Alicja próbuje się z nim skontaktować...
- Dokładnie... ja też tego nie ogarniam...i nie ogarniałem już w momencie kiedy Maciek mu powiedział, że do niego też dzwoniła, a on że ma to zignorować...
- Dobra..ale my musimy jechać. Kuba zbieraj się to twoja życiowa szansa...- powiedział Maciek przerywając rozmowę Janka i Dawida.
- Ja nie jadę...- powiedział.
- Nie mam pojęcia co ci powiedzieć Kuba... Nie możemy dłużej czekać.  Oczywiście to twoja decyzja i ją zaakceptuję... Nie jedziesz na zawody, tak?- upewnił się szkoleniowiec.
- Kuba..  nie rób scen. Nie odpuszczaj.- zaczął jego brat.- Nie teraz! Kuba jesteś w genialnej formie! Skaczesz lepiej niż my! Tylko Kamil i Piotrek skaczą lepiej... Masz szanse to udowodnić!
- Maciek nie jadę! Nie zostawię ich!
- Boże....Jest pod dobrą opieką.
- Maciek! Nie będę się powtarzać! - powiedział stanowczo. 
- Dobrze. W takiej sytuacji jest to zrozumiałe. Trzymajcie się i życzcie Alicji zdrowia- powiedział pan Kruczek i razem z chłopakami skierowali się do wyjścia. Aż trudno było mi uwierzyć w taką postawę Maćka. Siedzieliśmy na korytarzu jeszcze kilka minut, po czym wyszedł do nas lekarz. Był strasznie poważny.
- To panowie przywieźli panią Gawędę?- pokiwaliśmy głowami.- Czy są państwo jej rodziną?
- Znaczy... Ja jestem jej narzeczonym i ojcem dziecka, a Gregor to jej przyjaciel... jest dla niej jak starszy brat.- powiedział, a ja się lekko uśmiechnąłem słysząc jego słowa.
- Dobrze. Więc zapraszam do gabinetu- te kilka metrów które musieliśmy przejść było koszmarne. W końcu jednak znaleźliśmy się w gabinecie lekarza.- Mam dobrą wiadomość. Udało nam się zatamować krwawienie. Przeprowadziliśmy także potrzebne badania i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie doszło do poronienia- powiedział, a ja kontem oka zauważyłem, że Kubie "kamień spadł z serca"- Nie zmienia to jednak faktu, że ciąża jest zagrożona. Z jakiegoś powodu organizm pani Alicji produkuje hormony, które wywołują skurcze macicy. Przeprowadziłem już wywiad z pacjentką i wiem, że nie wpłynęły na to czynniki zewnętrzne co komplikuje sprawę. Pana narzeczona będzie musiała bardzo na siebie uważać, jeszcze bardziej niż do tych czas, a także przyjmować leki, które zahamują produkcje tego hormonu. W tej chwili została przeniesiona na sale i zostanie u nas przez kilka dni. I teraz mam także złą wiadomość...
- Jaką?- spytaliśmy jednocześnie.
- Pani Alicja powiedziała, że przywiózł ją narzeczony i jej najlepszy przyjaciel. Wyraziła zgoda, a nawet wolę, aby wam obydwóm móc udzielać informacji o jej stanie zdrowia... Coś wspominała, że pewnie się pokłócicie... No ale nie ważne.
- I w czym jest problem?- spytałem zdezorientowany.
- Dla pana? Żaden. Dla pana Kuby..no dość duży. Stwierdziła, ze mam panu powiedzieć jak wygląda sprawa ale kategorycznie zastrzegła sobie, że nie życzy sobie, aby pan ją odwiedzał- powiedział obserwując Kubę.
- Alicja...powiedziała coś takiego...?- spytał załamany. Lekarz w odpowiedzi pokiwał jedynie głową.- Nie mogę jej zobaczyć? Z nią porozmawiać?
- Przykro mi... Taka jest jej wola i ma do tego prawo. A jeśli chodzi o pana... chciała się z panem zobaczyć- te kilka zdań było największym ciosem dla Kuby. Jak bardzo musiał ją zawieść... jak mocno ją zranił... że ona nie chce go widzieć.- Jeśli nie mają państwo pytań to proszę, pokaże panu, gdzie leży pani Alicja.- Bez słowa wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy za lekarzem. Przed jej salą ponownie powtórzył, że Kubie ni wolno wejść i odszedł.
- Kuba... Nie wiem, co powiedzieć...
- Daj spokój... Idź do niej. Chciała cię zobaczyć...- powiedział i usiadł na krześle. Nie wiedziałem co zrobić. Z jednej strony tak bardzo chciałem ją zobaczyć i upewnić się, że wszystko dobrze, a z drugiej... to on był jej narzeczonym i ojcem dziecka. No i byłem wprawie pewien tego, o czym chce ze mną porozmawiać, a ja wolałem tą rozmowę przełożyć na jak późniejszy termin. Usiadłem obok niego.
- Ty idź do niej.... te pielęgniarki nie wiedzą, który z nas to ten przyjaciel, a który to ten co mają go nie wpuszczać. Podaj się za mnie i przekonaj ją, żeby odwołała swoje słowa.
- Nie chce mnie widzieć... od razu mnie wyrzuci...
- I co? Tak po prostu chcesz się poddać?- spytałem nie dowierzając- Rusz cztery litery i idź do niej...- Kuba spojrzał na mnie i podjąwszy decyzje, ruszył w kierunku jej sali. "Dobry wybór" pomyślałem i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Teraz wszystko w jego rękach. Miałem nadzieję, że nie zmarnuje szansy...
_____________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale następny będzie dłuższy :) Mam nadzieję, że dało się przeczytać? Cóż... przepraszam, że zepsułam im tą "sielankę". Muszę Was ostrzec, że przez najbliższe kilka rozdziałów charakter się nie zmieni. Jak to bywa... Gdy coś zaczyna się sypać to od razu sypie się wszystko po kolei. Na tę chwilę tyle, zapraszam gdzieś tak w sobotę na następny rozdział. Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO!