poniedziałek, 29 września 2014

ROZDZIAŁ V: Niewinny wypadek cz.2

Ubrałam swoją ulubioną, niebieską bluzę z przesłodkim kotkiem na piersi i czerwone spodnie, po czym ze szłam na dół. Chłopak grzecznie czekał przy drzwiach wejściowych. Dziwne...
- Fajna bluza- zaśmiał się, a ja od razu zgromiłam go wzrokiem- Poważnie. Na prawdę mi się podoba.
Uśmiechnął się do mnie szczerze i podszedł do mnie.
- Pokaż rękę. Może to coś poważnego- bez zastanowienia chwycił moją prawą rękę podwijając do góry bluzę, odsłaniając przy tym liczne blizny i kilka świeżych ran. Instynktownie wyrwałam mu się i popchnęłam. Chłopak ewidentnie, nie miał pojęcia co się stało.
- Wyjdź natychmiast!- krzyknęłam na niego wyrzucając go z domu.
-Ale... miałem cię odwieźć d..
- Wynoś się!- kompletnie zdębiały chłopak wyszedł za drzwi i za nim coś powiedział za trzasłam je. 
Stałam w przed pokoju jeszcze chwilę nasłuchując. Chłopak najwyraźniej zauważył coś niepokojącego w moi zachowaniu i przez jakiś czas pukał prosząc bym się odezwała. Gdy po chwili usłyszałam dźwięk odjeżdżającego samochodu ulżyło mi. Nawet nie zauważyłam, że po policzkach pociekły mi łzy... Czy chłopak był świadkiem moich łez? Westchnęłam cicho i poszłam do kuchni, by posmarować rękę, która trochę zaczęła puchnąć. Zabandażowałam rękę, mając nadzieję, że maść na stłuczenia wystarczy. Wolałam uniknąć wizyty u szpitalu, w którym odkryli by moje tendencje samo-destrukcyjne... Chcąc uniknąć awantury, poszłam do szkoły będąc spóźniona na dwie pierwsze lekcje. Na moje szczęście był to WF i nauczyciel słysząc o moim wypadku postanowił nie robić mi problemów i dał mi obecność. Wcieliłam w życie plan chodzenia za klasą, który od razu dał pozytywne efekty. Na niemieckim pan oddawał sprawdziany i moją oceną niedostateczną sprowadził mnie na ziemię. A przecież uczyłam się... ewidentnie nie miałam motywacji do nauki tego języka, a nie można powiedzieć, że z językami sobie nie radzę. W końcu angielski umiałam biegle i te lekcje jako jedyne nie sprawiały mi problemu. Po skończonych lekcjach od razu udałam się do domu. Tam zobaczyłam tylko karteczkę od rodziców:
"Odgrzej sobie obiad masz w mikrofali. My poszliśmy do Peczków na urodziny Mireli. Będziemy późno, nie czekaj. Całuski rodzice"
O tak... właśnie na to liczyłam. Poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę i wziąć obiad, po czym zasiąść przed komputerem. Na przyjaciółki długo nie trzeba było czekać, byłyśmy niezwykle zgrane czasowo.
- No hej misiek!!- przywitała mnie Zuzia.
- Witajcie!! Jak obiecałam tak jestem- posłałam im obu uśmiech.
- No to dawaj. Opowiadaj o tych przystojniakach!- niesamowite jak dobrze obie pamiętały na czym nam przerwano. Gdyby tak ze wszystkim miały a nie tylko z tematami o chłopakach...
- W klasie nie mam żadnych wybitnych przystojniaków... w sumie w szkole jeszcze ani jednego nie widziała. Ale....- przed oczami stanął mi brunet o piwnych oczach i szczerym uśmiechu. Teraz jakby nad tym się zastanowić to był nawet interesujący. Nie czekając długo od razu opowiedziałam im o moim niedoszłym zabójcy.
- Tak po prostu wywaliłaś go z domu?! A wzięłaś chociaż numer??
- "Wzięłaś numer"?!... Ja mam inne pytanie. Czemu w ogóle wsiadłaś do tego samochodu i czemu pozwoliłaś mu wejść do domu?!!- ewidentnie Patrycja widziała tą sytuacje mniej optymistycznie.
- No sama nie wiem... tak uroczo się uśmiechał no i miałam okazję zrobić mu na złość. A do domu to go nie wpuszczałam tylko on sam wszedł.
- Tak sam się wprosił a ty poszłaś wziąć prysznic mając pod dachem jakiegoś podejrzanego typa!!
-Och dziołcha nie demonizuj tak... on wcale nie był podejrzany tylko uroczy. Nie słuchałaś do końca... a w dodatku dobrze, że poznała uroczego nieznajome...
-Ale ja go skądś kojarzę...- przerwałam Zuzi, ale przyjaciółka nie miała mi tego za złe. Nawet Patrycje zainteresowało moje wyznanie.
- Znasz go??!! No to czego nic nie mówisz? To zmienia postać rzeczy- oświadczyła moja siostra.
- Nie mówię, bo dopiero teraz zaczęłam nad tym myśleć... No właśnie gdzieś go już widziałam... tylko nie mam pojęcia gdzie....- zmarszczyłam brwi i za wszelką cenę próbowałam  sobie przypomnieć gdzie.... z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi frontowych.
"Kogo o tej porze niesie?"
Zastanawiałam się schodząc po schodach. Kiedy otwarłam drzwi od razu tego pożałowałam. Kto normalny otwiera od tak drzwi będąc samym w domu??? W progu stał.....
__________________________
Oto druga część rozdziału. Mam nadzieję, że nie jest najgorszy?? Przepraszam Was za liczne błędy! Zachęcam do komentowania!! Do następnego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz