poniedziałek, 29 września 2014

ROZDZIAŁ IV: Niewinny wypadek cz.1

Leżałam w moim pokoju i rozmyślałam nad wydarzeniami z ostatnich tygodni. Od opuszczenia moich rodzinnych stron minęły niespełna dwa miesiące, a ja mam wrażenie jakby minęło już kilka lat. Strasznie za wszystkimi tęskniłam... Moi rodzice za wszelką cenę chcieli mnie uszczęśliwić, lecz bez sukcesu. Domek w górach był na prawdę śliczny. Z zewnątrz był pokryty drewnem co nadawało mu charakteru.  W środku przestronny i czysty. Z pięknym kominkiem w salonie i puchatym dywanem,  z niewielkim tarasem z tyłu domu i dużym ogrodem w którym teraz wszystko było pokryte białym puchem. Na parterze sypialnie mieli moi rodzice, a obok nich znajdował się niewielki gabinet mojej mamy w którym w spokoju mogła pracować. Na piętrze była śliczna wykafelkowana łazienka, sypialnia Ani oraz osobny pokój z całą masą książek które do tych czas niszczyły się poupychane w byle jakich miejscach. Poddasze było całe dla mnie! Miałam swoją własną, nie naruszalną strefę. Co prawda mieściły się tam dwa pokoje, ale oba były zawalone moimi rzeczami. Precyzując w jednym pokoju miałam puste meble i łóżko, a w drugim całą masę nie rozpakowanych rzeczy, tak na wszelki wypadek jakby rodzicom się odwidziało. Miałam także łazienkę, z której korzystałam jedynie ja i nigdy z nikim nie musiałam się ścigać do niej. Na święta dostałam moje upragnione pianino, które rodzice postawili w moim "składziku", gdyż pierwotnie on miał być moim pokojem. Widok z okna jednak przeważył i wolałam ten drugi. Dom w kilku słowach był takim o jakim zawsze marzyłam. Nie przyznałam się jednak, że uważam, iż jest piękny ponieważ nie chciałam, aby pomyśleli, że im wybaczyłam. Leżąc tak myślałam nad moją nową szkołą. Była beznadziejna!! Moja klasa liczyła 31 osób, ze mną 32. Szkoła była ogromna i po mimo moich chęci nadal nie potrafiłam się w niej odnaleźć. Czułam się w niej obco. Na domiar złego okazało się, że nie mogę kontynuować nauki francuskiego i musiałam chodzić na niemiecki. Wszyscy oprócz mnie umieli bez problemu wykonać polecenia naszego wymagającego nauczyciela pochodzącego z Austrii. Swoją drogą za jego obywatelstwo mogłam mu wybaczyć wszystko.... Tak czy owak od momentu przeprowadzki starałam się nadrobić wszystkie moje braki i chodź w niewielkim stopniu ogarnąć język obcy. Wydało by się, że moi rodzice będę mi teraz usługiwać i ustępować na każdym polu...nic bardziej mylnego. Chciałam to raz wykorzystać by móc być na PŚ w Zakopanem ale okazuje się, iż moi kochani rodzice uważali, że będzie to marnotrawstwo cennego dla mnie czasu i w tych dniach w ogóle nie wolno mi było wyjść z domu. Możecie sobie wyobrazić jaką rozpętali wojnę??!! Żadne moje błagania, płacze nic nie pomogły... tak na prawdę nie mam pojęcia co chcieli tym osiągnąć, ale z pewnością im się to nie udało. Od tamtej pory nie rozmawiałam z nimi w ogóle. Kilkukrotnie w chwilach załamania zdarzyło mi się zrobić sobie krzywdę, ale dwa dni temu rozmowa z Zuzią i Patrycją przywołała mnie do porządku. Kiedy już skończyły swój monolog "Dlaczego samoagresja nie jest sposobem na problemy" sytuacja się rozluźniła i mogłyśmy normalnie pogadać przez skeypa.
- Ok Ally, a teraz opowiadaj ale wiesz...ze szczegółami. Jak ci się podoba?- zagadnęłam moja "siostra".
- No wiecie.... Jak już wam pisałam w wiadomościach dom jest na prawdę piękny! Ale wiecie...Ciiichosza, dla moich rodziców wersja jest taka, że w ogóle mi się nie podoba.
- Dała byś spokój... Życia stało by się dla ciebie o wiele łatwiejsze, gdybyś w końcu przestała być na NIE- stwierdziła Zuzia, a Patrycja jej przytaknęła.
- No wiem...ale... Jestem na nich wściekła! Nie dość, że mnie wywieźli, to jeszcze uwięzili mnie w domu w tak ważne dla mnie dni! No dobra... nie mogłam wejść na skocznie.. ale od razu mnie zamykać uniemożliwiając mi kompletnie znalezienie się w jej pobliżu! To jakaś masakra....
- No to fakt...To nie było miłe. No ale... Opowiadaj o szkole.- Patrycja posłała mi uśmiech zmieniając temat.
- O tak! Właśnie! I co masz jakiś przystojniaków w klasie??!!- ten temat z pewnością interesował obie moje przyjaciółki, więc nie byłam zdziwiona, że Zuzia o to pyta. Zwłaszcza, że nic im do tych czas nie pisałam na ten temat.
- No wiecie... Szkołą jest ogromna...cały czas się w niej gubię i spóźniam się na lekcje.
- A nie możesz iść po prostu za klasą po zakończonej lekcji- zdziwiła się Zuzia, a Pati jej zawtórowała,
-No..fakt to by było rozwiązanie. Ale wiecie.. to nie jest takie łatwe...- obie spojrzały na mnie zdziwione.
- Nie Ally, to jest łatwe. Wręcz banalnie proste- zapewniła mnie siostra.
-Yh... bo wy nie rozumiecie!!- przewróciłam oczami. Szczerze mówiąc, sama nie rozumiałam. Dlaczego prędzej o tym nie pomyślałam? To dobra pytanie.
- Alicja co robisz?!- usłyszałam wołanie mojej mamy.
- Uczę się mamo..biologii!!- na taką odpowiedź mama nie była obojętna i już słyszałam, że idzie, aby to sprawdzić. Moje przyjaciółki jak na zawołanie od razu się rozłączyły, a ja rzuciłam się po zeszyt. Kiedy mama stanęłam w drzwiach grzecznie siedziałam na łóżku z zeszytem i podręcznikiem. Jak tylko wyszła wzięłam telefon i napisałam do dziewczyn SMS'a: 

"Przepraszam was, ale wiecie nigdy nie wiadomo jak mama by zareagowała na moje kłamstewko. ;)
Za dwa- trzy dni rodzice mają plany na popołudnie więc możemy gadać do woli! A na razie Papatki!"

Jak też obiecałam tak miało być. Dziś po południu w całym domu miałam zostać tylko ja. Mama razem z tatą szli na imprezę urodzinową do nowych przyjaciół. a Ania jechała na parę dni do swojej najlepszej przyjaciółki. Za nim jednak udałoby mi się zasiąść przed ekranem komputera musiałam przeżyć kolejny dzień w szkole. Postanowiłam przed szkołą iść pobiegać, gdyż z doświadczenia wiedziałam, że wysiłek fizyczny wspaniale oczyszczał umysł. Pierwszy raz od momentu przeprowadzki udałam się na krótką przebieżkę. Widoki były przepiękne!! Żałowałam, że dopiero teraz postanowiłam pobiegać. Straciłam poczucie czasu, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało. Ze słuchawkami na uszach całkowicie odrywałam się od rzeczywistości. Nagle na drodze zauważyłam małego słodkiego kociaka, który od razu przywołał mnie do porządku.
- Hej maluchu! Oj jaki ty słodki! No chodź tu do mnie! Kici kici kici...- kotek ani myślał na mnie spojrzeć. Kiedy tak próbowałam go do siebie przywołać zza zakrętu wyjechał samochód. Teraz gnał prosto na turlającego się we śniegu kociaka. Zareagowałam natychmiastowo nie do końca myśląc nad tym co robię.
- Mały uciekaj!- krzyknęłam wpadając na ulicę, aby ratować zwierzę. Kociak orientując się co się dzieje szybkim skokiem uciekł z drogi, a ja... zaliczyłam glebę, ślizgając się na oblodzonej ulicy. W tym samym czasie moich uszu doszedł strasznie głośny pisk, hamujących opon. Przymknęłam powieki czekając na uderzenie, lecz nic takiego nie nadchodziło. Czyżby śmierć była aż tak bezbolesna? 
- Matko Boska! Co ci przyszło do głowy!- usłyszałam wściekły męski głos i trzaśnięcie drzwiczek samochodu. Otworzyłam oczy i zobaczyłam młodego bruneta o bystrych, piwnych oczach. Gdzieś już go widziałam..ale to teraz nie było ważne.
- Nie krzycz po mnie!!! Patrzy się na drogę, a nie pędzi ile wlezie przy takich warunkach! Kretyn... Zamiast patrzeć się na mnie pomógł byś wstać!- byłam wściekła. Chłopak patrzył na mnie zdziwiony przez chwilę, po czym podał mi rękę. Opierając się na nim stanęłam na własnych nogach i otrzepałam się z resztek śniegu i pasku z solą.
- Dżentelmen od siedmiu boleści...- wymamrotałam pod nosem i skrzywiłam się czując ból w prawej ręce.
- Że co ja jestem- zaśmiał się chłopak czym jeszcze bardziej mnie zirytował.
- No na pewno nie jesteś spostrzegawczym człowiekiem- wycedziłam przez zęby, trzymając się za rękę. Chłopak uniósł lekko brwi i przez chwilę nad czymś myślał.- Na co się tak gapisz?! Gdzieś się chyba spieszyłeś!
- Przepraszam.. nie chciałem nikomu zrobić krzywdy. Zaspałem...
- Super,,, urzeka mnie twoja historia.
-Nic ci nie jest? Coś cię boli?
- Nie.. nic mi się nie stało tak se tylko rekreacyjnie rozmasowuję rękę! Takie hobby.- chłopak ewidentnie powstrzymywał się od śmiechu. A ja byłam co raz mocniej zirytowana, gdy nagle dostałam olśnienia.
- O mój Boże!! Spóźnię się do szkoły..- od razu ruszyłam drogą, mając nadzieję, że jakimś cudem zdąż, kiedy poczułam jak ktoś mnie chwyta ze zdrowe ramię i zatrzymuje.
- Czekaj! Jak już znalazłaś się pod moimi kołami to teraz muszę ci to jakoś wynagrodzić. Wsiadaj zawiozę cię- zmierzyłam wzrokiem uśmiechniętego chłopaka.
- A czy będziesz miął potem problemy, ba sam się gdzieś spóźnisz?
- No może lekkie..ale nie przejmuj się tym...jestem ci to winien.
-Nie przejmuję się tym. Ok. Zawieź mnie do domu, a potem pod szkołę- poleciłam wsiadając do jego samochodu. Usłyszałam jak chłopak się śmieję, ale kiedy usiadł obok mnie był poważny. Ruszyliśmy drogę i co jakiś czas wskazywałam mu drogę. Po kilku minutach stanęliśmy przed moim domem, a ja wysiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Podeszłam pod dom i z trudem otwierałam zamek. Ręka bolała mnie coraz mocniej.
- Może ja to zrobię?- słysząc pytanie wypowiedziane przy moim uchu poskoczyłam wypuszczając klucze z ręki.
- Co ty się w drapieżnika bawisz? Kto to widział tak się skradać!- tym razem chłopak nie powstrzymał się od śmiechu i za nim ja zdążyłam już otwierał drzwi.
- Może zaprosisz mnie na herbatkę- zażartował wchodząc za mną do domu. Zignorowałam go i skierowałam się do pokoju, aby szybko wziąć prysznic i się przebrać. Po kilku minutach doszło do mnie, ze wpuściłam do domu jakiegoś typa, który o mało by mnie nie zabił. Czyżbym była naprawdę aż tak głupia? Usłyszałam zamykające się drzwi frontowe.... 
_________________________
Witam was!! Oto kolejny rozdział z życia Alicji. Tym razem wyszedł mi na prawdę długi, dlatego podzieliłam go na dwie części. W przeciągu kilku najbliższych dni powinna się pokazać dalsza część epizodu z życia Alicji, która bezmyślnie wpuściła do domu nieznanego jej chłopak...Mam nadzieję, że nie będzie tak źle :D
Będę wdzięczna za komentarze!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz