środa, 4 lutego 2015

ROZDZIAŁ XXVII: Szczęście nigdy nie trwa wiecznie...



Witajcie! Tym razem na początku :D Przemyślałam kilka spraw i podjęłam decyzję...Mam nadzieję, że mnie za to nie ukatrupicie :D Moja siostra mój plan skwitowała stwierdzeniem "DRAMAT!", także no cóż... o to w sumie chodziło :) Zapraszam do czytania!
_________________________________________
Chociaż sytuacja jaka miała miejsce w nocy, nie była niczym poważnym to przeprosiwszy dziewczyny, razem z Kubą wróciliśmy do Zakopanego rano, a nie dopiero wieczorem jak planowaliśmy. W poniedziałek poszłam do lekarza, ale tym razem nie zabrałam Kuby ze sobą. Wizyta nie była przyjemna, ale chciałam mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Powiedziałam lekarzowi o całej sytuacji, a ten oświadczył, że musi mnie zbadać. Badanie ginekologiczne to była jedna z najgorszych rzeczy jakie mnie spotkały. Wiedziałam, że głównym problemem tego typu badań było moje nastawienie. Na całe szczęście po wykonaniu badań lekarz zapewnił mnie, że z dzieckiem jak najbardziej wszystko w porządku, a do  krwawienia doszło z racji zachodzących zmian i większego ukrwienia organizmu. Zaraz po wizycie zadzwoniłam do Kuby, ale on nie mógł rozmawiać, gdyż miał trening. Byłam zła...nie, byłam wściekła! Równie dobrze mogłam dzwonić ze złymi wiadomościami, a on mnie zbył "Jestem na treningu, oddzwonię potem". Nawet nie zdążyłam się przywitać, więc nikt mi nie wmówi, że po moim tonie wiedział, iż wszystko jest dobrze. Może ktoś twierdzić, że wyolbrzymiam i "robię z igły widły", ale i tak byłam zła. Zadzwonił dopiero wieczorem, ale nie odebrałam. Doprowadziło to do tego, że przyjechał do mnie o 5 nad ranem, aby się upewnić, że wszystko dobrze. Z jednej strony było to urocze...jednak się o mnie martwi, ale z drugiej piąta rano?! Toż to zbrodnia... Przeprosił mnie i kupił mi białe lilie. Moje ulubione! Nie chciałam się na niego gniewać, ale on bez przerwy robił coś nie tak. Gdyby tego było mało to zaczęłam martwić, się o Gregora. Odkąd w Zakopanem stanął na podium, w następnych konkursach nie potrafił nawet wejść do pierwszej dziesiątki. Na Mistrzostwach Świata poszło mu tragicznie... W jednym konkursie był 24, a w drugim swój strat zakończył na pierwszej serii. Żeby wam zobrazować jak fatalny był jego skok dodam, że zajął ostatnie miejsce. Oba konkursy wygrał Kamil Stoch, a drużynowy Austria, tyle że w zespole nie skakał Gregor... Skakał Stefan, Michael, Andreas i Thomas. Próbowałam ze Schlierim porozmawiać, ale się nie dało. Gdy pisałam nie odpowiadał, a gdy dzwoniłam jakimś cudownym sposobem  zawsze był zajęty... z resztą Kuba robił dokładnie to samo, ale do mego narzeczonego wrócę za chwilę. W wywiadach Heinz jak i sam Gregor powiedzieli, że nie skakał on w konkursie drużynowym z powodu choroby, a dokładniej grypy,  z którą Tyrolczyk rzekomo borykał się od pewnego czasu. Miało to być też usprawiedliwienie jego wyników, ale jak dla mnie, cała ta sytuacja wyglądała następująco Gregor wpadł w jakiś dołek, problemy z którymi nie mógł sobie poradzić i Heinz nie chciał ryzykować utratą podium drużyny, aby austriacka gwiazda mogła wystąpić i razem wymyślili tą historyjkę lub to wcale nie była jakaś tam historyjka, a mój przyjaciel na prawdę, był poważnie chory, bo nikt mi nie wmówi, że to tylko grypa. Przecież skakał kiepsko przez kilka konkursów, więc co przez kilka tygodni nie potrafili wyleczyć grypy? I to do tego stopnia, że nie wystąpił w zawodach? Niezależnie od tego, która z tych wersji była prawdziwa tak czy inaczej z Gregorem działo się coś niedobrego. Fakt, że o niczym mi nie mówił i w ogóle nie chciał ze mną rozmawiać sprawiał, że strasznie się o niego martwiłam.... Wracając jednak do mego narzeczonego i tego jak wielokrotnie przeginał. Miałam wiele obaw, a on zamiast pokazać mi, że nie mam czym się martwić, udowadniał, że są słuszne. Często myślałam co będzie, gdy nasze maleństwo się już urodzi. Chciałam wiedzieć jak to sobie wyobraża, że co dziecko będzie mieszkało u mnie, a on będzie je odwiedzał? Albo może zamieszka u nas lub ja z dzieckiem u jego rodziców? Z każdym dniem moich obaw było co raz więcej, a zwłaszcza jak któregoś dnia dostałam telefon od Maćka, że Kuba jest w szpitalu."Miałem problemy przy lądowaniu..,ale spokojnie to tylko lekkie wstrząśnienie mózgu." Tylko lekkie wstrząśnienie?! Myślałam, że mnie szlag trafi. Czy on naprawdę uważał, że wszystko jest w porządku?! Kilkukrotnie zdarzało się też, że do niego dzwoniłam, ale on nie odebrał, a potem oddzwaniał po kilku godzinach. Starałam się to jakoś znosić. Wiedziałam, że ma on treningi i zawody,  ale pewnego dnia przegiął... Po wielu sukcesach w Pucharze Kontynentalnym dostał szanse od pana Kruczka, w sumie dostał ją już wcześniej, ale jak już wspomniałam miał wypadek, i razem z kadrą mieli jechać wieczorem na zawody. Byłam umówiona z nim, że wpadnie po mnie do szkoły i spędzimy trochę czasu razem zanim wyjadą. Rano obudziłam się dość wcześnie, więc wyłączyłam budzik i wstałam. Czułam się źle i znów było mi słabo. Stwierdziłam, że wrócę do łóżka i zostanę w domu. Nie mogłam zasnąć i z każdą godziną czułam się gorzej. Próbowałam zadzwonić do Kuby, ale ten oczywiście nie odbierał z resztą tak jak jego brat. Byłam załamana... koło 12 dostałam od niego sms'a.
"Przepraszam kochanie, ale nie mam jak zadzwonić. Przeciągnął się nam trochę trening i też okazało się, że wyjeżdżamy wcześniej...Więc już nie dam rady po ciebie przyjechać. Przepraszam, ale obiecuję że zadzwonię."
Dawno nie byłam tak wściekła. Bez namysłu zadzwoniłam do niego, ale ten oczywiście nie raczył odebrać. Wybrałam numer do Kamila.
- Cześć Alicja...To coś pilnego?
- A co macie trening?
- Znaczy ja się akurat przebieram...
- Jak to..To trening się skończył?
- Poniekąd? Trener nam trening przeciągnął, bo miał jakieś "ale". Stwierdził jednak, że jeżeli ktoś musi iść to niech idzie. Co się stało, że dzwonisz? - słysząc jego słowa, wściekłam się.
- Możesz dać mi Kubę?
- Nie bardzo. On został na treningu, a mi coś nie uśmiecha się, żeby w samych bokserkach teraz do niego iść, ale jak już się ubiorę to nie ma problemu.- stwierdził z lekkim rozbawieniem.
- Przepraszam...a mógłbyś coś mu przekazać? Znaczy jak się już ubierzesz oczywiście.- zaśmiał się.
- Nie ma problemu. Co przekazać?
- Przekaż mu proszę, że jestem na niego wściekła.
-...Ok...Alicja wszystko w porządku?- spytał z troską.
- Nie...Wręcz przeciwnie...Po prostu przekaż, że proszę by przyjechał. Dobrze?
- Jasne. Nie ma problemu...Już do niego biegnę.
- Wiesz, pierw się może jednak ubierz. Głupio by było, żebyś się przeziębił...chociaż media, by się nie pogniewały pewnie jakbyś tak w samej bieliźnie wybiegł.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Ha ha...To był skrót myślowy, ale cieszę się, że martwisz się zdrowiem przyjaciela.- rozłączyłam się i leżałam jeszcze dłuższą chwilę. W końcu postanowiłam wstać. Poczułam ból w podbrzuszu i oparłam się o pobliską szafkę, by nie upaść. Usłyszałam jak ktoś trzaska drzwiami i po chwili do mojego pokoju wszedł Kuba. Od razu widziałam, że jest zły.
- Możesz mi powiedzieć co ty odwalasz? Wydzwaniasz do mnie, do Maćka i jeszcze Kamilowi głowę zawracasz?! A jakby on nie odebrał to co..do trenera byś dzwoniła?
- Nie krzycz na mnie...- poprosiłam.
- Alicja..Napisałem ci przecież, że mam trening.
- Oczywiście bo ty nie mogłeś tak jak Kamil wyjść. Tylko na SMSa cię było stać. Nawet nie spytałeś czemu dzwoniłam!
- Wiecznie się mnie o coś czepiasz!  Możesz w końcu dać spokój?! Mam tego dość bez przerwy masz o coś pretensje! Nie mogłem odebrać, a ty od razu obdzwaniasz każdego po kolei!
- Najwyraźniej miałam powód. A ty zamiast od razu mieć pretensje, może byś spytał czemu tak rozpaczliwie próbowałam się z tobą skontaktować- zauważyłam.
- Jak zawsze dramatyzujesz i wyolbrzymiasz problemy.
- Ja wyolbrzymiam problemy?! Jesteś żałosny...
- Skoro jestem taki okropny to trzeba było zostać z Gregorem! On na pewno był by lepszy na moim miejscu!- miałam ochotę mu przyłożyć, ale w tej chwili bardziej byłam zajęta nasilającym się bólem.
- Masz rację, trzeba było- wykrztusiłam załamana. Kuba słysząc co powiedziałam bez słowa wyszedł. Usłyszałam jak krzyczy na kogoś, a potem jak trzaska drzwiami. Ból był okropny chciałam sięgnąć po telefon i zadzwonić po jakąś pomoc, lecz gdy tylko zrobiłam krok do przodu, poczułam kolejną "falę" bólu i osunęłam się na ziemię.
- Alicja?!- usłyszałam przerażony głos i od razu przyklęknął przy mnie Gregor. Nie czekając dłużej wziął telefon i zadzwonił po pogotowie. Próbował zachować spokój, lecz pod wpływem emocji można było mieć problem ze zrozumieniem jego angielskiego, aż w końcu zaczął szwargotać po niemiecku. Osoba która z nim rozmawiała, próbowała go najwyraźniej uspokajać, gdyż przestał nawijać. Nie odniosła ona jednak sukcesu, gdyż Gregor z przerażeniem rozłączył się i schowawszy telefon, wziął mnie na ręce, po czym zbiegł ze mną do swojego samochodu.
- Boże co się stało?!- usłyszałam przerażony głos Kuby, który od razu rzucił się, by otworzyć drzwiczki. Gregor delikatnie położył mnie w samochodzie i obiegłszy go wsiadł za kierownicę.- Pozwolę sobie z tobą jechać- powiedział i wsiadł do samochodu, krótko przed tym jak Tyrolczyk ruszył z piskiem opon. Ból był nie do wytrzymania i nawet nie zwróciłam uwagi na to jak Kuba położył moją głowę sobie na kolanach, by było mi choć trochę wygodniej.- Boże Ally...przepraszam. Myślałem, że znów chcesz mi dać kazanie na temat tego, że chcesz aby nasze dziecko miało normalny dom....
- Zamknij się- wyszeptałam cicho przez zęby.
- Oddychaj spokojnie. Wszystko będzie dobrze...zobaczysz- próbował mnie pocieszyć Gregor, który w końcu sobie angielki przypomniał. Już po kilku minutach chłopcy wyskoczyli z samochodu i Kuba wziąwszy mnie na ręce pobiegł do wejścia szpitala. Gregor biegł przed nim i otwierał nam drzwi.
- Pomocy!- krzyknęli razem i praktycznie od razu zgłosiła się przy nas pielęgniarka z wózkiem i lekarz.

Oczami Gregora.
Alicja od razu została zabrana przez służby medyczne i teraz zostaliśmy sami na korytarzu. Wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na Kubę.
- Jak mogłeś nie zauważyć, że źle się czuje! Co ty ślepy jesteś?!
-  Ona od kilku tygodni dzień w dzień wydzwaniała do mnie z jakimiś pierdołami...myślałem, że tym razem też- powiedział smutnym głosem. Widziałem, że jest załamany, ale byłem na niego wściekły. Jestem beznadziejny...
- Brawo geniuszu! Na przyszłość to ty lepiej nie myśl, rusz swoje cztery litery i przyjedz do niej!
- Panowie proszę ciszej, to jest szpital!- przywoływała nas do porządku drobna brunetka, za plecami której zauważyłem, stojącą już ochronę. Usiadłem na krześle i próbowałem się uspokoić.
- A ty nie jedziesz na zawody?- spytał zdziwiony, przyglądając mi się.
- Teraz są ważniejsze sprawy niż zawody.. Twoja narzeczona jest w szpitalu! A ty myślisz o zawodach?!
- Słuszna uwaga- zauważył- moja narzeczona.... Nasza kadra się już zbiera...
- No to leć do nich...bo ci uciekną, a przecież twoja kariera jest ważniejsza.
- Możesz się zamknąć?! Zastanawiałem się po prostu co ty robisz w Polsce...Zapamiętaj sobie raz a porządnie. Alicja jest dla mnie najważniejsza na świecie.
- To szkoda, że ona o tym nie wie. A po tym co dzisiaj pokazałeś... Brak słów!- Kuba spojrzał na mnie smutnymi oczami i bez słowa zajął miejsce koło mnie.- Jeśli chcesz wiedzieć, to....- zawahałem się-... to powinienem być na zbiórce dwie godziny temu, ale zadzwoniłem, że przyjadę prosto do Lahti. Coś mi wyskoczyło...i dobrze się stało...
- Strach myśleć co by było gdyby nie ty...Taka bzdura, a tak się wściekłem. Ma rację jestem żałosny- powiedział i schował twarz w dłoniach. Po chwili odszedł kawałek i gdzieś zadzwonił, ale nie interesowało mnie to gdzie. Czas dłużył się nam w nieskończoność. Co chwilę, Kuba wstawał i chodził tam i z powrotem przez jakąś chwilę, po czym siadał. W pewnym momencie, gdy ze zdenerwowania zaczął wyłamywać sobie palce, stał się nie do wytrzymania. 
- Możesz siedzieć w jednym miejscu i się nie ruszać? Jesteś strasznie denerwujący...
- Przepraszam...Ale dlaczego to tak długo trwa? Co z nią się dzieje?!- powiedział i po raz kolejny wstał i zaczął spacerować po korytarzu. 
- Boże Kuba!!
- Co się stało?! 
- Czy którykolwiek z nas zamknął drzwi na klucz?- spytałem.
- Ups....- taka odpowiedź mi wystarczała. Z tego wszystkiego zostawiliśmy jej dom otwarty. 
- Hej! I co tam?- usłyszeliśmy i jednocześnie spojrzeliśmy w kierunku z którego nadszedł głos. W naszym kierunku zmierzali Janek, Dawid, Maciek, Kamil i ich trener pan Kruczek.
- Co z Alicją? Wicie coś już?- spytał z troską Kamil, a ja wraz Kubą pokręciliśmy głowami.
- Co wy tu robicie? 
- Zadzwoniłeś, że nie pojedziesz jednak na zawody, jako powód podałeś sprawy osobiste....Więc dorwałem Maćka i on mi co nie co wyśpiewał.- odpowiedział trener a Maciek posłał bratu przepraszający uśmiech.
- Ale Maciek nie wiedział, że jesteśmy w szpitalu...- zauważył Kuba.
- Nie..ale wiedział bez problemu gdzie mieszka Alicja. 
- Swoją drogą nie wiemy kto, ale ktoś zostawił jej dom otwarty...Kamil się uparł i wszedł do środka...
- Ale tylko po to by znaleźć klucze i je zamknąć- powiedział z bladym uśmiechem i podał nam klucze- a przy okazji zauważyłem kilka niepokojących rzeczy jak na przykład ślady krwi..- powiedział smutnym głosem i spojrzał na Kubę.
- Jak rakieta wybiegł z jej domu, zamknął drzwi i powiedział, że musimy jechać do szpitala. Nie ma co..jesteście tajemniczy- zaśmiał się Janek.
- Jaka krew?! Kuba co się stało?- zaniepokoił się Maciek, a Kuba spojrzał na mnie.
- To ja ją znalazłem... Zwijała się z bólu...Zadzwoniłem na pogotowie, ale ta dyspozytorka zamiast przysłać karetkę zaczęła mnie uspokajać. "Proszę pana...proszę się uspokoić i jeszcze raz wyraźnie powiedzieć co się stało" no myślałem, że mnie szlag trafi! Ja próbuję jej wytłumaczyć, że nie mam pojęcia co się stało a ona, że mam być spokojny! 
- No ale w końcu się z nią dogadałeś, tak?- spytał Maciek, a ja pokręciłem głową.
- Kiedy po raz setny prosiła bym powtórzył bo nie rozumie, zauważyłem krew na podłodze....Alicja dostała krwotoku. Byłem przerażony i zabrałem ją do samochodu.
- I wtedy ja ich zobaczyłem...Cholera! To moja wina... Ona źle się czuła, a ja jej zrobiłem awanturę...
- Zrobiłeś jej awanturę?! Co ty głupi jesteś?! Nawet największy idiota wie, że nie można denerwować kobiet w ciąży! 
- W ciąży?!- zawołali chórkiem, ale Maciek ciągnął dalej.
- Czy ty rozum postradałeś?! Coś jej nagadał?- Kuba spojrzał po wszystkich załamany i znów zaczął chodzić po korytarzu- Co jej powiedziałeś?!- spytał ponownie. Kuba zatrzymał się i spojrzał na mnie.
- ...że wyolbrzymia i dramatyzuje...i...że skoro jestem taki okropny to trzeba było zostać z Gregorem...- powiedział cicho i usiadł na krześle.- Nie wiem czemu to powiedziałem...Chciałem to od razu odwołać, ale ona wtedy stwierdziła, że mam rację i tak było by lepiej!.... Wkurzyłem się i wyszedłem! - na korytarzu zaległa cisza. Sam nie miałem pojęcia co powiedzieć...- Chciałem ochłonąć i wrócić do niej by na spokojnie porozmawiać... Chciałem ją przeprosić... Powiedziałem to w nerwach...  Boże...Jeśli im coś się stanie to ja sobie tego nigdy nie wybaczę...- załamał się. W mojej głowie trwała wojna. Jednocześnie byłem na niego wściekły...jak mógł jej wypominać to, co ja zrobiłem...a z drugiej strony po raz kolejny byłem świadkiem tego, jak bardzo on cierpi...jak mocno ją kocha. Usiadłem obok niego i, co może wydawać się dziwne, go przytuliłem.
- Wszystko będzie dobrze...zobaczysz. Alicja jest silna...- powiedziałem. Bardzo chciałbym, aby to wszystko skończyło się dobrze. Ale obawiałem się, że w sytuacji kiedy kobieta w ciąży dostaje krwotoku to trudno o jakikolwiek "happy end". Oboje kochaliśmy tą samą kobietę i dobrze wiedziałem jak on musi się czuć. Co mi pozostało? Mogłem go jedynie wspierać. Przecież nie zawsze się kłóciliśmy...kiedyś byliśmy dobrymi kumplami i teraz on potrzebował pomocy...
- Jak mogłeś powiedzieć jej coś takiego...- wykrztusił Janek i teraz wszyscy na niego spojrzeli.
- W nerwach mówi się różne rzeczy- stanąłem w jego obronie. 
- Wszystko ma swoje granice... Jak można?
- Ja w ogóle nie potrafię zrozumieć czemu został na treningu, skoro wiedział, że Alicja próbuje się z nim skontaktować...
- Dokładnie... ja też tego nie ogarniam...i nie ogarniałem już w momencie kiedy Maciek mu powiedział, że do niego też dzwoniła, a on że ma to zignorować...
- Dobra..ale my musimy jechać. Kuba zbieraj się to twoja życiowa szansa...- powiedział Maciek przerywając rozmowę Janka i Dawida.
- Ja nie jadę...- powiedział.
- Nie mam pojęcia co ci powiedzieć Kuba... Nie możemy dłużej czekać.  Oczywiście to twoja decyzja i ją zaakceptuję... Nie jedziesz na zawody, tak?- upewnił się szkoleniowiec.
- Kuba..  nie rób scen. Nie odpuszczaj.- zaczął jego brat.- Nie teraz! Kuba jesteś w genialnej formie! Skaczesz lepiej niż my! Tylko Kamil i Piotrek skaczą lepiej... Masz szanse to udowodnić!
- Maciek nie jadę! Nie zostawię ich!
- Boże....Jest pod dobrą opieką.
- Maciek! Nie będę się powtarzać! - powiedział stanowczo. 
- Dobrze. W takiej sytuacji jest to zrozumiałe. Trzymajcie się i życzcie Alicji zdrowia- powiedział pan Kruczek i razem z chłopakami skierowali się do wyjścia. Aż trudno było mi uwierzyć w taką postawę Maćka. Siedzieliśmy na korytarzu jeszcze kilka minut, po czym wyszedł do nas lekarz. Był strasznie poważny.
- To panowie przywieźli panią Gawędę?- pokiwaliśmy głowami.- Czy są państwo jej rodziną?
- Znaczy... Ja jestem jej narzeczonym i ojcem dziecka, a Gregor to jej przyjaciel... jest dla niej jak starszy brat.- powiedział, a ja się lekko uśmiechnąłem słysząc jego słowa.
- Dobrze. Więc zapraszam do gabinetu- te kilka metrów które musieliśmy przejść było koszmarne. W końcu jednak znaleźliśmy się w gabinecie lekarza.- Mam dobrą wiadomość. Udało nam się zatamować krwawienie. Przeprowadziliśmy także potrzebne badania i z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że nie doszło do poronienia- powiedział, a ja kontem oka zauważyłem, że Kubie "kamień spadł z serca"- Nie zmienia to jednak faktu, że ciąża jest zagrożona. Z jakiegoś powodu organizm pani Alicji produkuje hormony, które wywołują skurcze macicy. Przeprowadziłem już wywiad z pacjentką i wiem, że nie wpłynęły na to czynniki zewnętrzne co komplikuje sprawę. Pana narzeczona będzie musiała bardzo na siebie uważać, jeszcze bardziej niż do tych czas, a także przyjmować leki, które zahamują produkcje tego hormonu. W tej chwili została przeniesiona na sale i zostanie u nas przez kilka dni. I teraz mam także złą wiadomość...
- Jaką?- spytaliśmy jednocześnie.
- Pani Alicja powiedziała, że przywiózł ją narzeczony i jej najlepszy przyjaciel. Wyraziła zgoda, a nawet wolę, aby wam obydwóm móc udzielać informacji o jej stanie zdrowia... Coś wspominała, że pewnie się pokłócicie... No ale nie ważne.
- I w czym jest problem?- spytałem zdezorientowany.
- Dla pana? Żaden. Dla pana Kuby..no dość duży. Stwierdziła, ze mam panu powiedzieć jak wygląda sprawa ale kategorycznie zastrzegła sobie, że nie życzy sobie, aby pan ją odwiedzał- powiedział obserwując Kubę.
- Alicja...powiedziała coś takiego...?- spytał załamany. Lekarz w odpowiedzi pokiwał jedynie głową.- Nie mogę jej zobaczyć? Z nią porozmawiać?
- Przykro mi... Taka jest jej wola i ma do tego prawo. A jeśli chodzi o pana... chciała się z panem zobaczyć- te kilka zdań było największym ciosem dla Kuby. Jak bardzo musiał ją zawieść... jak mocno ją zranił... że ona nie chce go widzieć.- Jeśli nie mają państwo pytań to proszę, pokaże panu, gdzie leży pani Alicja.- Bez słowa wyszliśmy z gabinetu i poszliśmy za lekarzem. Przed jej salą ponownie powtórzył, że Kubie ni wolno wejść i odszedł.
- Kuba... Nie wiem, co powiedzieć...
- Daj spokój... Idź do niej. Chciała cię zobaczyć...- powiedział i usiadł na krześle. Nie wiedziałem co zrobić. Z jednej strony tak bardzo chciałem ją zobaczyć i upewnić się, że wszystko dobrze, a z drugiej... to on był jej narzeczonym i ojcem dziecka. No i byłem wprawie pewien tego, o czym chce ze mną porozmawiać, a ja wolałem tą rozmowę przełożyć na jak późniejszy termin. Usiadłem obok niego.
- Ty idź do niej.... te pielęgniarki nie wiedzą, który z nas to ten przyjaciel, a który to ten co mają go nie wpuszczać. Podaj się za mnie i przekonaj ją, żeby odwołała swoje słowa.
- Nie chce mnie widzieć... od razu mnie wyrzuci...
- I co? Tak po prostu chcesz się poddać?- spytałem nie dowierzając- Rusz cztery litery i idź do niej...- Kuba spojrzał na mnie i podjąwszy decyzje, ruszył w kierunku jej sali. "Dobry wybór" pomyślałem i uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Teraz wszystko w jego rękach. Miałem nadzieję, że nie zmarnuje szansy...
_____________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale następny będzie dłuższy :) Mam nadzieję, że dało się przeczytać? Cóż... przepraszam, że zepsułam im tą "sielankę". Muszę Was ostrzec, że przez najbliższe kilka rozdziałów charakter się nie zmieni. Jak to bywa... Gdy coś zaczyna się sypać to od razu sypie się wszystko po kolei. Na tę chwilę tyle, zapraszam gdzieś tak w sobotę na następny rozdział. Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO!

4 komentarze:

  1. Ale namieszałaś teraz to sama już nie wiem czego się spodziewac no ale się zobaczy;) Rozdział bardzo mi się podoba mam tylko nadzieje że będzie dobrze zaraz MIAŁAM NADZIEJĘ;) To pozdrawiam i weny życzę;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz :) Wiem, że namieszałam no ale mnie poniosło :) Ale w końcu nie jestem przewidywana! Jej;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No świetny rozdział. Fajnie się go czyta bo jest jakiś dramat i nie jest za słodki. Więc co do rozdziału to na Kube jestem mega zła. Jak on mógł tak postąpić. Stracił bardzo wiele. Ci do Gregora to widać iż wiadomość o ciąży go załamała. Ally życzę by Kuba poprawił swoje zachowanie. Mam nadzieje, że urodzi prześliczne dziecko i przede wszystkim zdrowe. Niech szybciutko wraca do zdrowia. Pisz szybko następny bo do soboty ja nie wytrzymam. Jeszcze taki szmat czasu przed mami. Czekam więc na następny.
    Pozdrawiam Aldona :-)
    P.S.
    Mam nadzieje, że ty już wyzdrowiałaś i czujesz się lepiej :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję za komentarz. Ja też nie lubię jak historia jest przesłodzona, ale tego co zrodziło się w mojej głowie... sama się nie spodziewałam. Mówiąc szczerze nie wiem czy to nie będzie przesada... Następny rozdział w sumie jest gotowy, pozostaje kwestia poprawienia błędów, więc nie wykluczam opcji, że pojawi się wcześniej.
    Pozdrawiam :)

    P.S. Niestety ja nadal chora. Jutro mam kontrolną wizytę i dowiem się jak bardzo jest źle ;-; Mam nadzieję, że diagnoza będzie optymistyczna...

    OdpowiedzUsuń