piątek, 1 maja 2015

ROZDZIAŁ XXXII: Anioł Stróż

Na chrzciny malutkiej przyjechało wiele osób. Przede wszystkim nasi najbliżsi przyjaciele, ale także nasze rodziny. Czułam się dość dziwnie, gdyż mieli przyjechać także moi bliscy. Sytuacja miała być o tyle nie codzienna, gdyż w momencie, gdy moi rodzice zaczęli mieć problemy to cała rodzina odwróciła się od nas, a my nie chcieliśmy tej relacji naprawiać... Zdecydowałam się jednak zaprosić ich, co musiało być dla nich nie małym szokiem.  Jakimś niesamowitym sposobem zarówno ja jak i Kuba byliśmy gotowi do wyjścia już pół godziny przed czasem. Kuba kończył wiązać sobie buty, natomiast ja postanowiłam zajrzeć do naszych gości. Gabriela stała i próbowała przekonać Theodora, aby mały odpuścił sobie krawat i ubrał muszkę, ale tan uparł się, że chce mieć krawat i koniec kropka. W garniturze klęczał przy walizce i przeszukiwał jej zawartość. Spojrzałam z rozbawieniem na Gregora, który śmiejąc się z chłopca wiązał sobie krawat.
- Hej... Jakbyście byli gotowi tak do... 10 minut to moglibyśmy iść razem- zaproponowałam.
- Może się uda... Theodor wstawaj z tej ziemi! Ja cię chyba uduszę...
- Spokojnie... Możemy poczekać- zapewniłam ją z uśmiechem i spojrzałam na Gregora. Rzuciłam mu wymowne spojrzenie i wskazałam delikatnie na Gabriele, która za nic nie mogła, przemówić synowi do rozsądku. Mój przyjaciel wzruszył jedynie ramionami.
- Znalazłem!- pochwalił się chłopiec radośnie.
- Ja cię ukatrupię dziecko... Miałeś spakować krawat...
- Spakowałem...
- To jest ten nowy, a miałeś wziąć ten co zawsze... Theodor przecież, wiesz że nie umiem wiązać krawatów- powiedziała załamana- Idziesz w muszce.
- Ale ja nie chcę iść w muszce... Chce mieć krawat tak jak Gregor...- spojrzałam ponownie na mego przyjaciela.
- Chodź tu z tym krawatem, zawiąże ci go- powiedział  z przyjacielskim uśmiechem, a chłopiec od razu wziął od mamy krawat i stanąwszy przed Gregorem dał mu go.  Miałam wrażenie, że Gabriela ma ochotę udusić ich obu, ale wzięła głęboki oddech i uśmiechnąwszy się lekko, spojrzała na mnie.
- Za dwie minuty będziemy na dole- powiedziała, na co ja z uśmiechem pokiwałam głową i zeszłam do Kuby. Tak jak powiedziała, chwilę później oni też byli gotowi do wyjścia. Kuba od razu skomentował to, że Theodorowi do twarzy z krawatem, za co został zgromiony wzrokiem przez mamę chłopca. Byłam wprawie pewna, że ona umie wiązać krawaty tylko woli go w muszce, co nie przemawiało na korzyść Gregora. Tak czy inaczej najważniejsze, że bez żadnych problemów byliśmy w kościele na czas. Najbardziej bałam się tego, ze Amelia zacznie płakać na mszy, a ja nie będę umiała jej uspokoić... Na całe szczęście tak się nie stało, a mała przespała calutką msze. Nawet nie obudziła się, gdy ksiądz polewał jej główkę wodą. Patrycja jak i Gregor bez zarzutu wywiązali się z swych powinności. Trochę się martwiłam, że to będzie jakaś porażka, gdyż nie byli na ani jednej próbie w przeciwieństwie do wszystkich pozostałych, ale okazało się, że nie było czym się martwić. Co ciekawe gość, który na próbach wszystko robił przykładnie, wprawie podpalił swojego chrześniaka... i nawet nie pytajcie jak on to zrobił, bo sama tego nie ogarniam. Jest on najlepszym dowodem na to, że obecność na próbach niewiele pomaga. Tak czy inaczej msza minęła wręcz wybornie i przyszedł czas, aby spotkać się z tymi wszystkimi ludźmi.
- Idzie moja babcia...- powiedział Kuba, a mnie w tym momencie oświeciło, że nie znam jego rodziny.
- Moje ty słodkości!- zawołała starsza kobieta, wyrywając mnie z zamyślenia.
- Babciu daj spokój... Ja jestem dorosły...- powiedział zażenowany.
- A idź mi z drogi, przesz to nie o ciebie chodzi. No niech ja zobaczę moją prawnuczkę!- powiedziała uradowana i podeszła do wózka.
- Pozwolisz mi ją potrzymać?
- Pewnie babciu...
- Och... Nie ciebie pytam. Przecież nie od dziś wiadomo, że od ojca ważniejsza jest matka.- powiedziała i spojrzała na mnie
- Oczywiście..- powiedziałam i wyjąwszy małą z wózka z uśmiechem podałam kobiecie.
- O jej! Jakaż ona rozkoszna! Cała mama- powiedziała z uśmiechem i oddała mi Amelię- Gratuluję Kuba! Obu dziewczyn- dodała i odsunęła się trochę na bok, by zrobić miejsce reszcie ich rodziny. Kuba po kolei przedstawił mi wszystkich członków rodziny. Było mi przykro, gdyż jego rodzina przyjechała... a mojej jakoś nie było widać. W sumie czego się spodziewałam?
- Ally!- usłyszałam radosne dwa męskie głosy i spojrzawszy w ich kierunku zobaczyłam moich dwóch kuzynów. Korzystając z tego, że to Kuba akurat trzymał Amelię od razu obu ich przytuliłam.
- Miło was znowu widzieć! Ale się zmieniliście...- powiedziałam z uśmiechem.- Kuba poznaj proszę moich dwóch najukochańszych kuzynów- powiedziałam śmiejąc się- To jest Karol, a to Mateusz- dodałam wskazując na chłopaków. Byli to dwaj wysocy, ciemni blondyni i byli bliźniakami, którzy zazwyczaj nawet ubierali się identycznie. Chociaż w tej chwili nie byli do siebie aż tak podobni. Karol miał włosy za ramiona, natomiast Mateusz był obcięty w ten sposób, iż boki miał wygolone, a na środku miał irokeza. Byli młodsi ode mnie o rok, ale to wcale nie przeszkadzało nam we wspólnych zabawach w dzieciństwie. Swego czasu byliśmy naprawdę nie rozłączni. Niestety gdy chłopcy mieli po dziewięć lat przeprowadzili się do Szczecina, no i potoczyło się, jak się potoczyło... -Ciocia i wujek też przyjechali?
- Nie.... Ale nie bierzcie tego do siebie- powiedział Karol z przepraszającym uśmiechem.
- Z tego co rodzice mówili to z naszej strony nikt się nie wybierał, ale może ze strony twojej mamy- dodał Mateusz i zaczął komuś machać. Jak się okazało Ance, którą na ich widok aż zatkało. Okazało się, że moja rodzina to byli jedynie rodzice, Ania no i chłopcy... nikt więcej nie przybył. Zrobiło mi się przykro, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Poczęstunek dla gości odbył się w pobliskiej restauracji, gdzie też była okazja by lepiej się poznać. Rodzina Kuby okazała się być fenomenalna, a jego babcia to była naprawdę niezwykła kobieta. Opowiedziała mi kilka ciekawych i zabawnych historyjek z lat dzieciństwa Kuby i Maćka. Amelia przez cały wieczór była oazą spokoju w przeciwieństwie do Theodora, którego z pewnością rozsadzała energia. Co ciekawe znalazła się osoba, która postanowiła dopilnować, aby blondynek spożytkował ją bezpiecznie, a tym kimś okazał się być Karol. Razem z Gabrielą śmiałyśmy wątpić, aby memu kuzynowi udało się przekonać do siebie chłopca i to do tego stopnia, żeby ten chciał się z nim bawić, ale się pomyliłyśmy. Karol podszedł do małego i od razu go oczarował. W przenośni, albo i nawet dosłownie, gdyż się okazało, że mój młodszy kuzyn uczy się na iluzjonistę i zaczął od oklepanej sztuczki, a mianowicie monety wyciąganej zza ucha, a następnie bawiąc się z Theodorem, co jakiś czas pokazywał mu kolejne.  Mnie osobiście zaciekawiła sztuczka. w której to blondynek podbiegł nagle do Kuby i poprosił go o małą czerwoną piłeczkę, którą się bawili z Karolem.
- Ale to wy się nią bawiliście... nie wiem, gdzie ona jest- powiedział z przepraszającym uśmiechem.
- Karol powiedział, że masz ją w prawej kieszeni marynarki- oświadczył chłopiec, na co wszyscy spojrzeli na Kubę, który zdziwiony sięgnął do kieszeni i pobladłszy wyciągnął piłeczkę. Wszyscy byli pod nie małym wrażeniem i chcieli się dowiedzieć jak on to zrobił, ale ten miał jedną i oczywistą odpowiedź- "To magia". Jedynymi, których nie bardzo interesowało co się dzieje był mój drugi kuzyn i Patrycja. Ci woleli własne towarzystwo i praktycznie całe przyjęcie przegadali. I ja, i Kuba koło 20 mieliśmy już serdecznie dość, ale głupio powiedzieć ludziom, że mają sobie pójść. Właśnie wysłuchiwałam od babci Kuby, jak to ona poznała swego męża, kiedy przysiadła się do mnie Gabriela.
- Mogę na sekundkę przerwać?
- Ależ oczywiście skarbeczku- odparła jej starsza kobieta.
- Alicja, Gregor co prawda uważa, że to nie grzeczne, ale czy moglibyście nam dać klucze?- spytała, a ja od razu spojrzałam na mego przyjaciela, który siedział bez życia oparty o ścianę głową- spokojnie on tylko śpi- powiedziała, najwyraźniej dostrzegając moje zaniepokojenie.
- Tylko? Pewnie, macie klucze. Możesz spokojnie iść spać, bo Kuba ma swoje- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Dzięki. To już nie przeszkadzam. Theo chodź, idziemy- powiedziała stanowczo, ale spokojnie.
- Mamo.... ale Karol miał właśnie zahipnotyzować Maćka....- pożalił się.
- Kiedy indziej ci pokażę hipnozę, a teraz zmykaj z mamą.
- Dobra.... A potrafił byś w brzuszku mojej mamy wyczarować mi rodzeństwo?- ożywił się blondynek.
- Em....- zamyślił się i przebiegł wzrokiem po zebranych, szukając w nas pomocy, lecz bez sukcesu- To nie jest takie proste...
- Dla ciebie wszystko jest proste- powiedział z nadzieją, a wszyscy obserwujący ich zaczęli się śmiać.
- No Karol... Dla ciebie wszystko jest proste.- powiedział z rozbawieniem jego brat- Co ty dziecka pani nie wyczarujesz?- zapytał, ale szybko tego pożałował, bo Patrycja dźgnęła go łokciem w żebra- Za co?- jęknął oburzony.
- Czyli nie potrafisz?- spytał smutno.
- Sorry młody, ale to już nie moja działka. Trzymaj się ciepło i słuchaj mamy- Theodor pokiwał głową i pożegnawszy się z wszystkimi, wyszli. Goście posiedzieli jeszcze jakiś czas i również zaczęli się ulatniać, dzięki czemu mogliśmy udać się do domu.
Amelia oczywiście nie dała pospać i o godzinie 6 byłam już na nogach. Ku memu zdziwieniu Gregor również nie spał i siedział, wpatrując się w próżnie.
- Hej- powiedziałam podchodząc do niego z małą na rękach- W porządku?
- Hej. Tak, wszystko ok- powiedział z bladym uśmiechem- Cześć księżniczko... Co nie dajesz spać mamie?- powiedział, zaczepiając ją.
- Słuchaj... a mogę cię wykorzystać?- pokiwał głową- Popilnujesz jej?
- Pewnie- odparł z uśmiechem i wziął ode mnie Amelię- Widzisz? Teraz będziesz skazana na mnie... ale nie będziesz płakać z tego powodu prawda? Oczywiście, że nie- zostawiłam ich samych i poszłam zrobić śniadanie. Zajęło mi to z jakieś 15 minut, po czym wziąwszy kanapki i herbatę wróciłam do nich. Widok przesłodki! Mała spała w jego ramionach, a on śpiewał jej kołysankę.
- Dziękuję za pomoc... Jej, masz podejście do dzieci, nie ma co- przyznałam z uśmiechem- Już ją od ciebie biorę. Proszę, tu masz śniadanie- powiedziałam, stawiając przed nim talerz z kanapkami i herbatę.
- Och... Dzięki, ale nie jestem głodny...- powiedział, oddając mi małą- Proszę cię. Chociaż ty mnie nie zmuszaj- westchnęłam cicho i usiadłam obok niego.
- Czemu jesteś smutny?
- Bo dzisiaj wracamy do domu.... Kto wie, kiedy znów się zobaczymy. Czy w ogóle się zobaczymy...
- Nie zaczynaj... Jak tylko będziesz mieć czas i siły, to zapraszamy do nas. Zawsze będziesz u nas mile widziany.
- Obiecałem Theodorowi, że na jego szóste urodziny zabiorę go na gokarty.
- To słodkie- przyznałam.
- Tak... ale on ma urodziny w styczniu... czyli, muszę ich dożyć, a to już nie jest takie proste.- uśmiechnął się lekko- Od momentu, gdy wyszliśmy z przyjęcia mówi tylko i wyłącznie o twoim kuzynie. Wymyślił sobie, że zostanie magikiem i sprawi, bym był zdrowy- uśmiechnęłam się lekko. To zarazem słodkie, ale też dołujące.
- Nie poddawaj się- poprosiłam z przyjacielskim uśmiechem.
- Ja się nie poddałem, tylko pogodziłem z tym, że przegrałem...
- Ja ci za raz przyłożę....- stwierdziłam a on spojrzał na mnie zdziwiony- Weź się w garść człowieku! Nie bez powodu jesteś moim idolem- przypomniałam mu, na co on się uśmiechnął lekko.
- Nadal?
- No pewnie. A masz obok siebie jeszcze drugiego oddanego fana, który cię potrzebuje. I co... tak po prostu odpuścisz? Oszalałeś?! Co ty nam za przykład dajesz? Walczy się do samego końca.... Walcz z pasją, wygrywaj z dumą, przegraj z szacunkiem, ale...- powiedziałam, na co on się uśmiechnął
- ale nigdy się nie poddawaj- dokończył cytat- Kurczę.. ale ten Morgi mądry. Będę musiał mu o tym powiedzieć- zaśmiał się.
- Gregor masz dla kogo walczyć. Obiecaj mi, że się nie poddasz.- poprosiłam.
- Bawisz się w moje sumienie. Taki Anioł Stróż, co ?- zażartował, ale ja ani na chwilę nie przestałam być poważna. Przestał się śmiać i spojrzał na mnie- Obiecuję- powiedział, a ja go przytuliłam. Koło 8, po zjedzeniu śniadania, zaczęli się zbierać i koło 9 byli gotowi do wyjścia. Pożegnawszy się z Theodorem i Gabrielą, poszli zza Kubą do samochodu, a ja zostałam z Gregorem.
- Do zobaczenia- powiedziałam przytulając go.
- Tak... Oby- powiedział smutno.
- Pamiętaj, co mi obiecałeś- poprosiłam, a on pokiwał głową i pożegnawszy się z Amelką poszedł do samochodu. Męczyło mnie koszmarne przeczucie, że widzę go po raz ostatni, ale od razu odsunęłam od siebie tę myśl. On musiał wygrać i w to zamierzałam wierzyć. Kuba za raz po chrzcinach zajął się przygotowaniami do sezonu. Jednocześnie wiedzieliśmy, że wypadałoby myśleć o ślubie, gdyż nasz termin był na 14 grudnia. Wybranie świadków poszło nam zaskakująco dobrze. Mieli nimi zostać Zuzia i Kamil. Z jakiegoś powodu, którego nie umiałam zrozumieć ani ja, ani Kuba, zarówno Maciek jak i Anka odmówili... Tak czy inaczej Zuzia wzięła to sobie do serca i pomogła mi we wszystkich przygotowaniach. W czasie, gdy była w Zakopanem, spała u Rafała, chociaż proponowałam jej, że może zostać u nas. Odniosłam wrażenie, że po prostu wykorzystuje to, aby spędzać z nim jak najwięcej czasu. Przygotowania trwały w najlepsze, a ja co jakiś czas kontaktowałam się z Gregorem, chcąc wiedzieć co u niego. Czasem tryskał energią i opowiadał mi, że był na spacerze, a innym razem przepraszał, że kiepsko się czuje i obiecywał, iż się odezwie. Gdy przyszedł czas rozpoczął się kolejny Pucha Świata i już było wiadomo, że będzie ciekawie! Pierwsze miejsce zajął Kamil, drugi był Stefan Kraft, trzeci Peter Prevc ex aequo z Severinem Freundem, a różnice między nimi to były po zaledwie 0.01pkt! Piąty był Piotrek Żyła, szósty Rune Velta, siódmy, co wszystkich zaskoczyło, Kuba!
- Zobacz skarbie! To twój tata!- powiedziałam z radością pokazując jej na ekran telewizora. Byłam w 100% świadoma, że ona śpi i to już od dłuższego czasu, ale tak się cieszyłam. W kwalifikacjach poszło mu kiepsko, gdyż był 39 a tu proszę... taka niespodzianka.  W konkursie drużynowym wygrali Polacy! Aż trudno było w to uwierzyć.... Na drugim stopniu podium stanęli Niemcy, a trzeci byli Norwegowie. Austria była dopiero piąta. Oczywiście nie obyło się bez komentarzy na ten temat i próbowano wyciągnąć od kogokolwiek trochę informacji na temat Gregora, ale bez sukcesu. Każdy kto coś wiedział na pytania o jego stan zdrowia, czy cokolwiek związanego z nim, odpowiadał " bez komentarza", a ci co nic nie wiedzieli, mówili o tym otwarcie. Ostatnie tygodnie minęły bardzo szybko i gdy 14 grudnia wstałam, obudzona przez Amelkę, aż trudno było mi sobie wyobrazić, że po raz ostatni budzę się jako panna. Nie miałam wieczoru panieńskiego... no chyba, że liczyć maraton filmowy i rozmowę przez telefon z Gregorem do późna, natomiast Kubę koledzy z kadry "porwali" koło 13 dzień wcześniej i nie wrócił. Ewa uspokajała mnie, że na 100% wstawi się na ślub, a ja zamierzałam w to wierzyć. Przygotowania zaczęły się od ósmej rano. Zuzia razem z Ewą i Oliwą dwoiły się i troiły bym wyglądał nieziemsko, a Patrycja w tym czasie dzielnie opiekowała się swą chrześniaczką. Według tradycji miałam na sobie coś nowego, starego, pożyczonego, niebieskiego no i oczywiście białego. Od babci Kuby miałam pożyczony stary srebrny diadem wysadzany brylantami. Podobno jej matka dostała go od swojej teściowej w dniu ślubu, a potem dała go jej. Był naprawdę piękny i ślicznie w nim wyglądałam. Miałam na sobie także nowiutką, niebieską bieliznę, a tak wszystko inne miałam białe. Denerwowałam się strasznie, że pomylę słowa przysięgi, albo przewrócę się, idąc do ołtarza. Ewa cały czas uspokajała mnie, że wcale nie będzie tak źle, ale jak tu się nie denerwować?! Oczywiście miała rację i obyło się bez katastrof i po wszystkim sama nie wiedziałam, czego tak na prawdę się bałam. Z całą pewnością był to najpiękniejszy dzień w moim życiu! Mógł się równać jedynie z dniem przyjścia na świat Amelki. Ku mej uciesze okazało się, że przyjechali wszyscy zaproszeni goście. Po raz pierwszy od kilku lat mogłam zobaczyć całą moją rodzinę. No tak... przyjechali wprawie wszyscy. Nie było jedynie Gregora, który już od  tygodnia czuł się na prawdę kiepsko i przebywał w szpitalu. Martwiłam się o niego i to strasznie, ale nie chciałam o tym myśleć w tak wspaniały dzień. Harny miał piękne kazanie o tym jak czasami popełniamy błędy i potem ich żałujemy, o tym jak czasem nie wiele trzeba, aby zrobić coś co będzie miało fatalne skutki i potrafimy to zrozumieć dopiero z perspektywy wielu lata, jeśli oczywiście znalazło się coś co sprawiło, że tego nie zrobiliśmy. Coś albo ktoś... Czasami na naszej drodze spotykamy ludzi, którzy nie zostali na niej postawieni przypadkowo. Są jak gdyby... takimi aniołami, którzy nas strzegą i w razie czego pomagają nam dokonać trafnych decyzji. Czy też, jak w moim wypadku, wyciągają z dłoni ostrze, albo sprawiają swym pojawieniem, że życie obiera nagle całkowicie inny kierunek. Nie powiedział tego w prost, za co jestem mu wdzięczna, ale osoby, które znały moje tajemnice, dobrze wiedziały o czym on mówi. Tak strasznie chciałam się nie rozpłakać ze wzruszenia... ale się nie dało! Dokładnie dwa lata temu moi "aniołowie" uratowali mi życie. Dzięki nim mogłam narodzić się na nowo i dziś stanąć przed ołtarzem z człowiekiem, którego kochałam. Nie jednokrotnie słyszałam już jego kazania i zazwyczaj były... słabe, a tym razem naprawdę dał popis i mówił przepięknie, o czym nie omieszkałam mu powiedzieć. Chociaż na weselu było około 100 osób, nikt się nie nudził. Była cała rodzina Kuby, moja, moi przyjaciele, Oliwia, Marta, jego przyjaciele, a także nasi wspólni i wiele z tych osób były z osobami towarzyszącymi. Nasz pierwszy taniec był do piosenki "Thinking out loud". Oboje chcieliśmy, zatańczyć do tego utworu, gdyż był dla nas naprawdę wyjątkowy. Nasz taniec nie odstawał w żadnym wypadku od tego na balu, a może był lepszy, gdyż tym razem czułam się o wiele pewniej. W czasie oczepin welon powędrował w ręce Zuzi, natomiast krawat żaby było ciekawiej do Rafała.
- Skoro ona następna wychodzi za mąż, a ty się żenisz, a do tego od dawna jesteście razem... No to teraz to nie pozostaje ci już nic więcej tylko się oświadczyć!- zauważył Maciek, śmiejąc się z tej sytuacji.
- No chyba masz rację!- zaśmiał się chłopak- Trzeba będzie to rozważyć- stwierdził z uśmiechem i czule ją pocałował. Trudno było się nie uśmiechnąć, obserwując ich. Zabawa trwała do białego rana, a pod wieczór, piętnastego grudnia Kuba pojechał na kolejne zawody. Po kilku dniach dowiedziałam się, że Gregor czuje się lepiej i wrócił do domu, co bardzo mnie ucieszyło. Na wigilię udaliśmy się do moich rodziców, dokąd też przyszli rodzice Kuby i Maciek, byśmy mogli wspólnie spędzić ten piękny czas. Jak to zazwyczaj bywa krótko po świętach chłopcy wyruszyli na Turniej Czterech Skoczni, od lat zdominowany przez Austriaków i tym razem nic się nie zmieniło. Zwycięzcą został po raz drugi z rzędu Stefan Kraft, a zaraz za nim uplasował się Kamil Stoch i Peter Prevc. Kuba cały turniej zakończył na 7 miejscu, co było dla niego istnym sukcesem. W końcu przyszedł czas na konkursy w Polsce, z czego bardzo się cieszyłam. Siedzieliśmy razem na sofie, korzystając z tego, że mamy chwilę dla siebie. Wtulona w niego rozkoszowałam się jego pocałunkiem. Muskał delikatnie moje plecy, wsuwając dłonie pod moją bluzkę. Usłyszałam, jak dzwoni mi telefon, jednak postanowiłam na niego nie reagować. Pozbawiwszy mnie koszulki, położył się ze mną i zaczął całować mnie po szyi w stronę obojczyka i dekoltu, a następnie tą samą drogą powrócił do mych ust. Telefon jednak nie dawał za wygraną i cały czas dzwonił. Kuba w pewnym momencie zszedł ze mnie i osobiście podał mi telefon.
- Tak słucham ?- spytałam siląc się na obojętny ton. Kuba zaczął się chichrać. Zapewne mu także przypomniał się nasz pierwszy raz i telefon od trenera.
 - Hej Ally... tu Lucas. Biłem się z myślami czy do ciebie dzwonić, ale pomyślałem, że będziesz chciała wiedzieć-powiedział smutnym głosem, a mnie aż przeszły ciarki. Czułam, że coś się stało. Odepchnęłam delikatnie Kubę, który zamierzał się zemścić za to, że go zaczepiałam, gdy rozmawiał z trenerem i usiadłam na sofie.
- Co się stało?- spytałam, bojąc się, co usłyszę. Kuba od razu zauważył, że posmutniałam i usiadł obok, nasłuchując.
- Zabrało go pogotowie..... Od paru dni bardzo źle się czuł... a dzisiaj już kompletnie mu się pogorszyło... Jak przyjechali to musieli go reanimować i na sygnale zabrali go do szpitala....
- Ale... Wiesz co się dzieje?
- Lekarz powiedział, że to zapalenie płuc, ale w jego stanie...Nie jest najlepiej- przyznał załamany- Boże Ally.... Nie wiem, po co ci to mówię, ale tak się boję....- wyznał, a ja byłam bliska płaczu.- On w tej chwili nawet nie oddycha samodzielnie... Lekarz powiedział, że jego stan jest krytyczny...- słysząc jego słowa, po prostu się rozpłakałam. Czy to miało oznaczać, że przegrał w swojej najważniejszej walce.
________________________________________________________________
Witam Was! Chciałabym Wam bardzo podziękować za ponad 3000 wejść na moim blogu. To dla mnie naprawdę ważne :D
Małymi kroczkami będziemy się zbliżać do końca tej historii i już teraz chcę Was zaprosić na drugą historię mojego autorstwa :) Tutaj podaję Wam adres: http://always-end-forever.blogspot.com
Pojawiło się na nim już wprowadzenie, a prolog pojawi się zaraz po opublikowaniu ostatniego rozdziału tej historii :)
Wracając do dzisiejszego wpisu. Jak to na mnie przystało rozdział ten nie spełnia moich oczekiwań, ale obleci... Bardzo Was przepraszam za baaaardzo długą przerwę. Naprawdę sporo czasu minęło od ostatniego rozdziału, więc nie będę dłużej czekać. Już od dobrych kilku rozdziałów za grosz nie miałam weny i jakoś nie umiem jej znaleźć, także mam nadzieję, że wybaczycie mi to nie rozpisywanie się. Będzie to trochę przechwalanie się, ale ostatnie dwa dni spędziłam w Austrii, gdyż ze szkoły pojechałam na wycieczkę do Wiednia. :3 Było niesamowicie i nabrałam z powrotem ochoty do pisania :D Z uwagi na tą długą przerwę postanowiłam wrzucić ten rozdział taki jaki był, by dłużej już nie czekać. Następny rozdział już prawie gotowy i myślę, że ukaże się tak w okolicach wtorku :) To tyle na dzień dzisiejszy :) Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO!

2 komentarze:

  1. Rozdział świetny, ale końcówka taka smutna.
    Na początku cieszę się, że Alicja i Kuba, w końcu wzięli ślub i ochrzcili małą. W końcu są szczęśliwą rodziną.Ale końcówka mnie załamała. Dlaczego ty to robisz?
    Jesteś bezlitosna, nie zabijaj Gregora, proszę. Jakoś tak smutno bez niego będzie.
    Ale, jak to małymi kroczkami zbliżamy się do końca historii ??
    Nie ja na to nie pozwalam. Nie dość, że się rozpłakałam, to jeszcze nie długo i koniec będzie tej historii.
    Czekam na kolejny i weny życzę :)
    Pozdrawiam!
    P.S. Zapraszam na 16 ;)
    http://dziekujezakazdachwile.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za komentarz :) Trudno mi powiedzieć ile do końca bo teraz mam wenę :) ale to nie zmienia faktu, że zbliżam się do końca :) Cieszę się, że rozdział przypadł ci do gustu. Wiem, że końcówka trochę dołująca... no ale i tak bywa :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń