sobota, 27 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XXXIV: Smutne pożegnanie

Rozdział ten pragnę zadedykować mojej dobrej koleżance Gabrysi i nowej czytelniczce AlexAna 21 Miłego czytania!


4 lipiec 2016 r
To był bardzo ponury dzień i świat zdawał się płakać. Wciąż w głowie miałam słowa Lukasa, sprzed tygodnia, który dzwonił z tą wiadomością... Informacja jaką mi przekazał sprawiła, że nie mogłam opanować łez. Bez zastanowienia, zarówno ja jak i Kuba, zarezerwowaliśmy lot do Austrii. Chociaż od mojej ostatniej wizyty minęło sporo czasu zaskakująco dobrze poszło mi odnalezienie się i już widziałam ich dom.
- To tutaj.  I co? Kto mówił że nie trafię?- zaśmiał się.
- Ok... Zwracam honor- powiedział z uśmiechem i dał mi całusa. Gdy podeszliśmy bliże, zauważyłam, że obok bramy ktoś stoi.
- Cześć Lucas... co robisz?
- Hejo - zawołał z uśmiechem- Zauważyłem, że idziecie to se myślę... zaczekam, co mi szkodzi- odparł z uśmiechem i uchylił furtkę- Macie szczęście, bo mam klucze. Nie będziecie zmuszeni czekać, aż wam ktoś łaskawie otworzy.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?- spytałam niepewnie.
- Mam klucze? Mam. Co za problem- stwierdził i włożył klucz do zamka. Wzruszyłam ramionami i weszłam za Lucasem. Dom prawie w ogóle się nie zmienił pomimo wprowadzenia się na stałe Gabrieli i Theodora. Jedyną większą zmianą jaka była zauważalna na pierwszy rzut oka to obecność w przedpokoju dziecięcych i damskich butów. Gdy weszłam dalej w salonie zauważyłam, że na ścianie, gdzie normalnie była wystawa Gregora trofeów, ktoś się ich pozbył i zostawił tylko te najważniejsze, by w centralnym miejscu zawisło kilka dyplomów i medali, a także na półeczce stanęło parę pucharków.  Lucas schował klucze do kieszeni i wszedł dalej, na mieszkanie, po czym skręcił w stronę kuchni, a ja za nim. Tam czekała nas nie mała niespodzianka....Aż zrobiło mi się głupio!  Gabriela siedziała na skraju blatu wtulona w Gregora, całując się z nim namiętnie. Możecie mówić, że jestem jakaś inna, ale dla mnie to było dość jednoznaczna sytuacja. Tak byli sobą zajęci, że nawet nie zauważyli, że weszliśmy. Poczułam się bynajmniej dziwnie! Chociaż naprawdę słodko razem wyglądali.
- Nie przeszkadzamy?- spytał z lekkim rozbawieniem Lucas, przywołując ich do porządku. Ich miny były bezcenne! Aczkolwiek serdecznie im współczułam. Kilkukrotnie przyłapano mnie w dość dziwnych sytuacjach, ale prawie zawsze to było nieporozumienia, a tu ewidentnie im przeszkodziliśmy. Gabriela natychmiastowo zeszła z blatu i poprawiła się nerwowo. Niezręczną ciszę przerwał Gregor.
- Em.. Hej. Nie... właśnie... ten no... robiliśmy śniadanie...- powiedział Gregor próbując zachować powagę.
- Ależ żaden z nas w to nie wątpi- zaśmiał się Lucas, na co i Kuba zaczął się chichrać. Dałam mu lekko z łokcia, żeby się uspokoił. Koniecznie chciałam coś powiedzieć, ale w tej sytuacji miałam kompletną pustkę... Co niby powinnam powiedzieć? Przeprosić? Czy może udać, że nic się nie stało? Co za beznadziejna sytuacja....
- Rozgośćcie się...  Gabriela pójdziesz może po Theodora?- dziewczyna pokiwała głową i z ulgą wyszła z kuchni- Zjecie z nami?- spytał i nie czekając na odpowiedzi zaczął wyjmować talerze, po czym zabrał się za nakrywanie do stołu.
- Nie dzięki... Przynajmniej ja- powiedziałam z przepraszającym uśmiechem i postanowiłam mu pomóc- Przykro mi, że wam przeszkodziliśmy.- powiedziałam, na co on się lekko uśmiechnął.
- Nie przejmuj się...- poprosił i zaczął się śmiać- W sumie to nic takiego się nie stało, przecież w niczym nam nie przeszkodziliście.- posłałam mu spojrzenie mówiące "Oho... Uważaj bo ci w to uwierzę". Westchnął cicho- Po prostu... nie przypominaj.... Nie takie rzeczy przeżyłem, to to jakoś też- powiedział z lekkim uśmiechem.
- A co prawda to prawda... Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że jesteś zdrowy.- powiedziałam  z uśmiechem i go przytuliłam.
- A jak ja... Lucas opowiadał mi, że podobno rozpłakałaś się jak ci powiedział- zaśmiał się.
- No... Tak strasznie się o ciebie bałam, że jak mi powiedział, że wyniki są poprawne i ci się udało, to po prostu te wszystkie emocje już mnie przerosły.
- Aż wstyd się przyznać, ale ja też się rozpłakałem ze szczęścia- wyznał z uśmiechem- Tyle wspaniałych wiadomości...- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Wiadomości?- spytałam podkreślając, iż użył liczby mnogiej, na co on uśmiechnął się szeroko i wrócił do układania sztućców.
- Dzień dobry!- zawołał Theodor zbiegając po schodach i od razu przytulił Kubę, Lucasa, a następnie mnie, po czym podszedł do Gregora, który od razu wziął go na ręce.
- Tato!- zaśmiał się blondynek poderwany w powietrze. Mimowolnie się uśmiechnęłam, obserwując ich.
- Tak w piżamie gości witasz? I nawet nie uczesany? Każdy włos w inną stronę... Ładnie to tak?- zaśmiał się mój przyjaciel i odstawiwszy go na ziemię, poczochrał go jeszcze bardziej.
- Przestań- zaczął się śmiać mały, jednocześnie przygładzając sobie sterczące włosy.
-  Dobra... Wiem, że powiedziałaś, że nie będziesz jadła, ale i tak możesz z nami posiedzieć.- powiedział, uśmiechając się do mnie przyjaźnie. Usiedliśmy grzecznie, a Gregor z Gabrielą poszli zrobić herbaty.
- I co tam młody?- zagadnął go Lucas- Słuchasz się nowego trenera? Nie wiem czy wiecie, ale rodzice podjęli decyzje, aby zmienić mu klub.
- Jest super! A! No i tata kupił mi też nowy sprzęt i teraz wszyscy mi zazdroszczą!
- Chłopcy mu dokuczali, że ma starszy sprzęt niż oni. Zmiana klubu coś tam dała, ale i tak śmiali się nie którzy, że Theo ma gorszy sprzęt, no i Gregor się lekko mówiąc wkurzył i kupił mu cały nowy sprzęt, tak że chłopakom szczeny opadły- zaśmiał się- On sam przyznaje, że to głupi wydatek, bo jeszcze jakby nie było Theo rośnie, ale trudno. Najważniejsze, że wszyscy mu zazdroszczą.
- No! A trener jest ekstra! Mam z nim treningi 4 razy w tygodniu, a tata obiecał, że będzie ze mną trenował. Mam nadzieję, że nie zmieni zdania, gdy urodzi się moje rodzeństwo...
- Spokojna głowa- powiedział Lucas- Uwierz wujkowi, szybko ci to nie grozi.
- Tata powiedział, że za nie całe 9 miesięcy.
- Co tata powiedział?- spytałam z zaskoczeniem.
- Co powiedziałem?- zdziwił się stawiając herbaty.
- Że Theo będzie miał rodzeństwo za dziewięć miesięcy- powiedziałam i spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Kotek miałeś nikomu nie mówić.- zwróciła mu uwagę Gabriela.
- Przepraszam...
- Nic się nie stało szkrabie. Po prostu, chcieliśmy by na razie to była tajemnica- powiedział Gregor.
- Gabriela jest w ciąży?- spytaliśmy chórkiem, na co oboje zaczęli się śmiać.
- Tak, w siódmym tygodniu- odparł Gregor i zauważywszy, że Amelka zaczęła płakać, wyprzedził mnie i Kubę i wziąwszy na ręce, zaczął ją uspokajać.
- To ty fajnie unikałeś wysiłku fizycznego...- zauważył przekornie Lucas, na co Gregor uraczył go tylko krótkim, zawistnym spojrzeniem.
- Jak się czujesz?- spytałam, na co ona uśmiechnęła się lekko.
- Bardzo dobrze. Gdy byłam w ciąży z Theodorem też czułam się zaskakująco dobrze, tak do końca siódmego miesiąca było wyśmienicie. Ale Theo to w ogóle było spokojne dziecko. Prawie w ogóle nie kopał.
- O to zazdroszczę! Mnie Amelka dawała popalić. Wierciła się i to niemiłosiernie. Do tego stopnia, że jak zaczęła na maturze z matematyki, to myślałam, że zgłoszę, iż nie jestem w stanie kontynuować.
- O matko! To serdecznie ci współczuje. Obym ja też tak nie miała...
- Ty lepiej się martw o mojego brata. On ojcem?- zaśmiał się ironicznie, na co wszyscy spojrzeliśmy na Gregora, który bez żadnego problemu uspokoił chrześnicę i teraz razem z nią zaczepiał Theodora, w skutek czego cała trójka śmiała się w najlepsze. Widząc to uśmiechnęłam się i spojrzałam na Gabrielę, która również im się teraz przyglądała z jeszcze większą radością.
- Może to tylko moje jakieś halucynacje, ale mam wrażenie, że Theo ma, a jego rodzeństwo będzie miało, wspaniałego ojca i Gabriela nie ma o co się martwić- wtrącił Kuba, który także ich obserwował.
- No wiem... tylko żartowałem. Dobry z niego ojciec i trudno temu zaprzeczyć- przyznał Lucas.
- Oddaję wasz skarb- powiedział z uśmiechem, na co Kuba od razu wziął małą.
- Dziękujemy ci dobry człowieku. Mnie uspokajanie jej gdy płacze zabiera zawsze dobre dziesięć minut....- poskarżył się, na co my zaczęliśmy się śmiać- ale z Ally to nawet nie masz co się mierzyć. Amelka przestaje płakać od razu, gdy ona bierze ją na ręce.
- Na prawdę?- spytał spoglądając na mnie na co ja z uśmiechem przytaknęłam. Pokiwał z uznaniem głową i wrócił do przerwanego posiłku.
- Tato, tato, tato!- zaczepił go Theodor.
- Co się stało?- spytał na co chłopiec podał mu gazetę. Gregor od razu zaczął czytać wskazany artykuł- O matko.... I to ma być koniecznie dzisiaj?- mały pokiwał niepewnie głową, a Gabriela rzuciła Gregorowi pytające spojrzenie. Pokazał jej gazetę- Wystawa psów...
- To ty obiecałeś mu zwierzątko, więc teraz ty się martw- powiedziała z rozbawieniem.
- Theo... ale ty chciałeś zwierzątko by mieć się z kim bawić, a teraz jak będziesz mieć rodzeństwo...
- Obiecałeś- wypomniał mu smutno.
- Theo pies to obowiązek... nie wolałbyś... szczura?
- O nie! Żadnych szczurów!- powiedziała stanowczo Gabriela- Gregor zgodziłeś się, że kupimy mu zwierzę takie, jakie będzie chciał z wyjątkiem płazów, gadów i pajęczaków... szczury też nie wchodzą w grę. Kiedy jest ta wystawa?- mój przyjaciel westchnął zrezygnowany.
- Dziś... Ok pojedziemy. Chcecie też iść?- spytał spojrzawszy na mnie i na Kubę- Jeśli nie to nie ma sprawy, ale my musimy was w takim razie zostawić na chwilę...
- Żartujesz sobie? Gregor, przecież ona przyjechała do ciebie... Niech będzie... Zostań, a ja pójdę z Theodorem. Jeśli mogę to wykorzystałabym Kubę?
- Żaden problem- powiedział mój mąż, a ja przytaknęłam.
- Jeśli oczywiście mogę.... To może po prostu pójdziemy...- Gabriela rzuciła mi dziwne spojrzenie i od razu zrozumiałam, że ona powiedziała to z premedytacją. "Jak ma teraz te słowa odkręcić?!"- Em... to może pójdziemy potem wszyscy razem na spacer...- wybełkotałam załamana.
- Tak... To potem pójdziemy... Przepraszam Ally, że tak wyszło, ale jak mu obiecaliśmy, to musimy teraz kupić zwierzę. To nie potrwa zbyt długo- powiedziała z przyjacielskim uśmiechem.
- Chodź Theo idziemy się ubrać- stwierdził Gregor i razem z małym poszli na górę.
- To ten... Ja może pomogę ci poznosić zaoferowałam, a ona pokiwała głową. Przez dobre dwadzieścia minut w ogóle nic nie mówiłyśmy. Czułam się dziwnie... Sądziłam, że mi jakoś wyjaśni swoje zachowanie, a tu nic. Przecież ewidentnie dała mi do zrozumienia, że chce, abym została z Gregorem sama... ale po co? Czy coś było nie tak? Ale co? Przecież wreszcie wszystko zaczęło się układać. Wyzdrowiał, miał żonę, syna, spodziewali się drugiego dziecka... Co mogło być nie tak? Westchnęłam cicho i spojrzałam na nią.
- Wszystko ok?- spytałam, a ona już chciała odpowiedzieć, ale usłyszałyśmy jak ktoś zbiega po schodach.
- Mamo jestem gotowy!- zawołał śmiejąc się, a za nim stanął Gregor, który również się śmiał.
- Ok to idziemy.- oświadczyła i razem poszli ubrać buty. Wyszli zostawiając mnie, Amelię i Gregora. Spojrzałam na mego przyjaciela i aż doznałam szoku. Stał oparty o ścianę, jak przed chwilą, ale był smutny... Po uśmiechu i radości nie pozostał ani ślad.
- Nieźle to sobie wymyśliła..- szepnął jak gdyby sam do siebie-Chcesz herbaty?- spytał kierując się do kuchni.
- Poproszę...- powiedziałam i postanowiłam poczekać, aż sobie usiądzie. Coś mi umknęło... teraz byłam tego pewna. Przyszedł z dwoma kubkami i postawiwszy jeden przede mną, usiadł obok. Siedzieliśmy w ciszy. Jak mam zacząć rozmowę, skoro nie mam pojęcia o co chodzi? Gregor nagle wstał, odstawiwszy kubek i podszedł do wystawki dyplomów, medali i pucharów.
- Widziałaś?- spytał z uśmiechem wskazując na ścianę- Należą do Theo. To jest ten, który mi dał, jego pierwszy. O a to jego pierwsze złoto- powiedział i pokazał mi medal.- Ten pucharek podoba się mi najbardziej. Był nagrodą w Niemczech, za drugie miejsce- oświadczył z uznaniem wskazując na śliczny srebrny pucharek, największy z stojących na półeczce- Ten medal o jego najnowszy. Zdobyty w ostatnim konkursie- powiedział wskazując na ładny, złoty krążek, a do mnie to wreszcie dotarło. "Oto chodzi!... No pewnie, że też od razu na to nie wpadłam"- Świetnie sobie radzi... Jestem z niego taki dumny. Zobacz to wszystko jego dyplomy... O te tutaj są z Czech, ten co prawda od nas z Austrii, ale też międzynarodowy konkurs. Ten...
- Gregor- przerwałam mu, a on spojrzał na mnie zaskoczony- Gdzie są twoje nagrody?- spytałam.- Zawsze tutaj stały... Wszystkie... a teraz?
- Wyniosłem je... Są schowane- powiedział bez wzruszenia- Chciałem wynieść wszystkie, ale ile razy je chowałem tyle razy część wracała i poszedłem na kompromis, by zostawić te najważniejsze...- powiedział smutno.
- Czemu je schowałeś? I nawet nie próbuj mi wyjeżdżać z tekstem, że chciałeś zrobić miejsce na jego trofea, bo ci nie uwierzę.- westchnął cicho i usiadł z powrotem na sofie.
- Nie wznawiam kariery...- powiedział, a ja doznałam szoku.
- Jak to nie wznawiasz?! Czemu?! Przecież jesteś zdrowy... Lekarz ci nie pozwala?
- Lekarz nie widzi żadnych przeciwwskazań.
- Więc jaki jest problem?- zdziwiłam się, a on spochmurniał- Jaki to ma związek z nagrodami?
- Możesz mnie nie męczyć?- poprosił.
- Gregor... Przecież jesteśmy przyjaciółmi...- przypomniałam mu smutno.
- Zachowujesz się jak Gabriela. "O co ci chodzi? Co się dzieje? Przecież mi możesz powiedzieć" A może ja mam po prostu takie widzimisię?- zdenerwował się. "Czyli ona też nie wie.... Tylko czemu?"
- Weź się ogarnij- poprosiłam spokojnie. Wziął głęboki oddech i spojrzał na mnie smutnymi oczami.
- Nie chcę na nie patrzeć... gdy zakończę karierę...- powiedział.
- Skoro nie chcesz jej kończyć to czemu to robisz?- spytałam, a on uciekł wzrokiem i skupił swą uwagę na swoich dłoniach. "Chce zakończyć karierę dla dziecka? Przecież to by było bez sensu....Przecież gdyby postanowił zakończyć karierę, kiedy będą spodziewali się dziecka, a nie chce jej kończyć to by przypilnował żeby... Czekaj! Chyba że..."- Ty się nie cieszysz- to nie było pytanie tylko stwierdzenie. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem.- Z tego że jest w ciąży- dodałam.- Mam rację? Wcale tego nie zaplanowaliście i się nie cieszysz z takiego obrotu spraw.- odpowiedziała mi cisza. Westchnął zrezygnowany.
- To nie tak, że się nie cieszę.... Bardzo się ciesze, ale...
-Ale?
- To nie tak miało być- powiedział smutno- Kiedy lekarz powiedział, że jestem zdrowy, tak strasznie się ucieszyłem. Pomyślałem, że wcale mi się tak nie pali, by zostawać teraz ojcem.... Planowałem odroczyć to trochę w czasie, wznowić karierę, trochę poskakać, a potem zakończyć karierę i wrócić do tego tematu. Chciałbym, aby moje dziecko miało ojca, a nie oglądało mnie w telewizji... Sama powiedz. Nie masz czasem żalu do Kuby, że tak często go nie ma?- spytał, lecz odpowiedziała mu cisza... Miał racje- No właśnie... Gdy mi powiedziała bardzo się ucieszyłem i nie udawałem przed tobą.- przyznał z lekkim uśmiechem- W ostatnim czasie naprawdę dotarły do mnie wspaniałe wiadomości, nawet jeśli nie zaplanowaliśmy tej ciąży... Tylko to troszkę pokrzyżowała moje plany... Wiem, że to świadczy o mojej dziecinności i braku odpowiedzialności... I co mam jej powiedzieć? Że nie pasuje mi zostać teraz ojcem? Że chciałem, ale jak się dowiedziałem, iż jestem zdrowy, to mi się odwidziało?- westchnął załamany- Nie mogę jej czegoś takiego powiedzieć...
- Ale musisz z nią porozmawiać.- zauważyłam smutno.
- Wiem... Traktując ją tak i nic jej nie mówiąc ją ranie... Chciałbym z nią szczerze porozmawiać.. ale się boje- wyznał załamany- Co mam jej niby powiedzieć?
- To co mi. Przecież to nie jest tak, że ty nie chcesz być ojcem. Ty się bardzo cieszysz, że nim zostaniesz. Uważam, że decyzja o zakończeniu kariery jest co prawda głupia, ale świadczy o tym, że właśnie jesteś dojrzały i odpowiedzialny.- uśmiechnął się lekko. Usłyszeliśmy jak wchodzą do domu- Chcesz z nią porozmawiać teraz? Może chcesz bym była przy tej rozmowie i cię wspierała?- powiedziałam śmiejąc się, na co on również parsknął śmiechem.
- Się odezwała... Nie, sam sobie poradzę- powiedział i przytulił mnie przyjaźnie- Ale dziękuję.
- Tata! Tata! Patrz!- zawołał Theodor niosąc na rękach szczeniaka bernardyna.
- O matko...Większego bydlęcia nie było?- zaśmiał się Gregor, biorąc szczeniaka na ręce.
- Theo koniecznie chciał doga niemieckiego... czyli były, ale przekonałam go na niego...- powiedziała śmiejąc się.
- Tata, on cię chyba lubi- powiedział radośnie mały widząc jak, pies zaczął mego przyjaciela lizać po twarzy.
- Ta.... Fajnie...- stwierdził i odstawił go na ziemie.
- Jak będzie miał na imię?- spytałam drapiąc psiaka zza uchem.
- Pewnie Beethoven?- spytał z uśmiechem Gregor, ma co Theo się oburzył.
- Nie... To zbyt popularne. Będzie się nazywał Mozart!- powiedział z wielkim uśmiechem, na co Gregor uśmiechnął się rozbawiony- Albo Chopin! Ally co myślisz?- próbowałam się nie roześmiać.
- Szacun dla Chopina, ale osobiście jestem za Mozartem... jeśli to koniecznie musi być kompozytor.
- Ja proponowałem Bono, ale mu się nie podoba- stwierdził z uśmiechem Kuba.
- A może Grieg?- zaproponowała Gabriela, na co mały pokręcił głową.-To może... Haendel? O wiem! Wagner!- znów pokręcił głową.
- To może po jakimś sportowcu, którego cenisz?- zaproponował Kuba, a mały się zamyślił.
- Małysz- powiedział z uznaniem, ale wszyscy pokręciliśmy głowami, że jesteśmy przeciw- To może...
- Ktoś już nie żyjący może... Dziwnie będę się czuł mówiąc do psa po nazwisku jakiegoś znajomego...- stwierdził Gregor.
- Może Norheim- zaproponowałam, ale Theo pokręcił głową- To może jakiś aktor?
- Wiem!- powiedział ucieszony- Już wybrałem i imienia nie zmienię. Będzie się nazywał Franciszek Józef!- powiedział dumnie.
- Boże... - załamała się Gabriela.
- Chodź Franciszku! Pokażę ci twoje cesarski posłanie- obwieścił Theo i poszedł razem z psem do swojego pokoju. Wszyscy wybuchliśmy śmiechem.
- No to macie w domu cesarza- zaśmiałam się- To tylko jeszcze Sissi wam brakuje- powiedziałam przekornie. Przez całą resztę dnia, próbowaliśmy czynić małemu aluzje, że może zmieni psu imię, ale nic z tego. Jedynym sukcesem było przekonanie Theo, że pies będzie miał własne posłanie i nie będzie z nim spał w łóżku. Obserwując Gregora dostrzegłam jeszcze jeden problem w jego zachowaniu. Był zbyt pobłażliwy i małego rozpieszczał, ale to akurat szczegół. Wieczorem poszliśmy na krótki spacer, a po powrocie Gregor poszedł położyć chłopca spać, a ja uśpiwszy Amelię, zeszłam pomóc Gabrieli pozmywać. Kuba w tym czasie poszedł się już położyć. Zaczęłyśmy gadać o jakichś pierdołach, o tym że już postanowili z Gregorem, że w wakacje pojadą nad polskie morze, że jeśli urodzi się córka to Gregor wybiera imię, a jeśli syn, to ona i już nawet wymyśliła, ale nie chciała mi powiedzieć jakie. W pewnym momencie, gdy śmiałyśmy się z Franciszka Józefa Psa, jak ona postanowiła nazywać bernardyna, przyszedł do nas Gregor.
- Słuchaj!- poprosiła- Franciszek Józef Pies- zacytowała i obie znów zaczęłyśmy się śmiać- Jak ten "Pies" doniośle brzmi- zauważyła ocierając łezki, a Gregor uśmiechnął się lekko.
- Ally mogłabyś nas zostawić samych?- spytał poważnie- Musimy porozmawiać.
- Jasne. Już mnie nie ma- powiedziałam i nadal się śmiejąc poszłam do pokoju. Odczekałam dłuższą chwilę, nasłuchując, aż w końcu, słysząc, że nie doszło między nimi do żadnej kłótni, postanowiłam się położyć. Obudziłam się strasznie wcześnie i zeszłam do kuchni, by napić się wody.- Cześć Franciszku- powiedziałam drapiąc go zza uchem.
- Hej Ally...- usłyszałam i zobaczyłam śpiącego na kanapie w salonie Gregora.
- Gabriela wyrzuciła cię z pokoju i kazała ci tu spać?- przestraszyłam się.
- Oszalałaś?- zaśmiała się Gabriela wychylając się z kuchni- On zaakceptował to, że bawi mnie Franciszek Józef Pies, a ja miałabym zrobić aferę o to, że dobro rodziny jest dla niego ważniejsze, niż własne pragnienia?- uśmiechnęła się blado- Nie miej mnie za taką jędzę co...
- Sorry... Pierwsze skojarzenie. To czemu tu śpisz?- Gregor zamyślił się na chwilę.
- Bo rozmawialiśmy do późna i tak się jakoś złożyło...
- Dobra... bądź tajemniczy. Jeśli mogę... to co wynikło z tej waszej rozmowy?- Gregor uśmiechnął się.
- Że wznawiam karierę, ale nagrody zostają tak jak są.
- Jest!- ucieszyłam się- No sorry... Wiesz co to był za koszmar oglądać zawody bez ciebie?- zaśmiałam się.
- Ale wiesz co jest jeszcze w tym wszystkim pozytywne?- spytał z uśmiechem, na co ja pokręciłam głową- No że chyba w końcu udowodniłem, że nie jestem gejem- powiedział, na co oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Rozumiem, że mocno pojechałam ci wtedy po ambicji, skoro znów to wypominasz- stwierdziłam nadal się śmiejąc.
- No proszę cię... Posądziłaś mnie o romans z trenerem!- spojrzałam na niego zdziwiona.
- Skąd wiesz?!- spytałam nie dowierzając. O mojej wizji opowiedziałam jedynie przyjaciółką, dlatego że zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzie mnie wyśmieją, a jemu to już w ogóle bym nie powiedziała.
- Zuzia zrobiła swego czasu naprawdę spore postępy, zmuszona do przebywania ze mną- powiedział z rozbawieniem i pokazał mi język, po czym zaczął się śmiać z mojej miny.
- Boże... Co za wstyd...- załamałam się- Ja ci to wyjaśnię.... jakoś.... tak... racjonalnie... - stwierdziłam, myśląc jak coś takiego można wyjaśnić.
- Nie chcę byś cokolwiek mi tłumaczyła. Daj spokój... Znam cię już na tyle długo kochana, by wiedzieć, że jesteś nieobliczalna.- powiedział z przyjacielskim uśmiechem, sprawiając, że trochę się rozchmurzyłam.
- Już raz ci powiedziałam, że wierzę, iż nie jesteś gejem. Człowieku... ogarnij się- powiedziałam śmiejąc się.- Ale jeśli chcesz to ciągnąć, to proszę. Będąc gejem i tak możesz być ojcem, to się nie wyklucza. Próbuj dalej.. - powiedziałam i pokazałam mu język.
- To co mam zrobić, żebyś uwierzyła?
- Nie wiem, to tobie zależy, bądź kreatywny.- zaśmiałam się. Wspaniale było go zobaczyć takiego szczęśliwego, z całą pewnością zasłużył, na to aby w końcu zaznać szczęścia. Z całą pewnością się zmienił... no ale co się dziwić. Był o krok od śmierci i w pewnym momencie się nawet z nią pogodził, ale nie uważam, żeby większa ostrożność, mniej ryzyka i o wiele mniejsza lekkomyślność były skutkami negatywnymi. Na pierwszym miejscu była jego rodzina i bliscy, a nie jego aspiracje życiowe, które z resztą pod wpływem ciężkiej choroby mocno się zmieniły i celem nadrzędnym było poświęcenie się ludziom, którzy byli dla niego ważni, a narty były tylko przyjemnością. Zanim wróci na skocznie czekała go jeszcze masa pracy, aby przygotować się na to fizycznie, ale on był pozytywnie nastawiony i cierpliwy. Stwierdził, że przygotowanie fizyczne jest priorytetem a jak wróci na skocznie to już będzie z górki, bo jego zdaniem to podobno jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina. Z rozmów z nim zrozumiałam, że chce wrócić do skoków zimą i wystartować w konkursach Pucharu Świata w Austrii, a tak chce prze skakać sezon na poziomie Pucharu Kontynentalnego. Cóż z wieści jakie do mnie dochodziły, podobno szło mu bardzo dobrze, ale to były słowa Gabrieli, a on sam zawsze mi powtarzał tylko "Jeszcze wiele pracy przede mną". Najbardziej mnie zaintrygowało to, że wszystkie media milczały... jak za czasu jego choroby! Nawet nikt nie mówił o tym, że jest on już zdrowy... Było to moim zdaniem dziwne. Naprawdę nikt nie wiedział? Wyglądało na to, że tak. Dyskusje wybuchły w momencie, gdy Austria ogłosiła składy kadr i w kadrze B pojawiło się nazwisko "Schlierenzauer". Nie było innego tematu, wszyscy o tym rozmawiali, a jeszcze większe zamieszanie było dlatego, że Austriaków to bawiło i nikt tego nie skomentował. Podczas drugiego konkursu Pucharu Świata jeden z reporterów prowadził rozmowę z Stefanem Kraftem i Michaelem Hayboeckiem.
- Panowie spytam o to co wszystkich interesuje. Jak w tym roku prezentuje się austriacka drużyna?- zapytał, na co oni obydwoje się uśmiechnęli.
- Dobrze. Uważam osobiście, że w tym roku będziemy skakać na najwyższym poziomie, a czas przygotowawczy wykorzystaliśmy w 100%. Obiecuję naszym kibicom, że będą z nas dumni.- powiedział Michi, na co Stefan zaczął się chichrać, a reporter wydawał się lekko urażony.
- To świetnie... Spytam wprost. Co oznacza nazwisko waszego kolegi, popularnego swego czasu Schlieriego, w kadrze B?
- No zapewne to, że w tym sezonie jest członkiem kadry B. Tak to działa.
- Dobra Michi skończ- zaśmiał się Stefan.
- Widzę, że humorki dobre...
- A tak bardzo dobre- przyznał młodszy z chłopaków- a wracając do pana pytania, no to tak...
- Proszę nie regulować odbiorników, zaraz usłyszą państwo tak długo wyczekiwaną informacje- wtrącił Michi i obaj znów zaczęli się śmiać. Mina tego gościa mówiła "A trzeba było wziąć kogoś innego..,"
- No... Na czym skończyłem? A tak, osobiście rozmawiałem z Gregorem i powiedział- miałam wrażenie, że ten dziennikarz aż wstrzymał oddech- Że jak tylko będzie miał chwilę to udzieli jakiegoś wywiadu, jeśli oczywiście będziecie chcieli. A jak ktoś będzie o coś pytał, to możemy odpowiadać także, jego nazwisko oznacza, że kibice będą ,miejmy nadzieje, mieli okazje zobaczyć go w jakiś zawodach. Gregor czuję się już bardzo dobrze i wrócił do treningów już jakiś czas temu.
- Czyli pański kolega jest zdrowy i trenuje?
- Tak. Udało mu się wyjść z choroby i już ma za sobą nawet pierwsze skoki, ale ma on jeszcze parę spraw osobistych do załatwienia i nie będę operował żadnymi datami. Na pewno kibice go jeszcze zobaczą.
- Więcej dowie się pan na pewno od niego. A teraz my już musimy iść się rozgrzewać.- facet podziękował za tą jakże ciekawą rozmowę i oddał głos komentatorom, którzy nie omieszkali skomentować tej sytuacji, określając ją bardzo irytującą. O dziwo? Przyznałam im racje. Przy najbliższej okazji rozmawiając z Gregorem poprosiłam go, aby normalnie wyszedł na światło dzienne. Przyznał mi się, że ma inne rzeczy na głowie, o czym wcześniej nie raczył wspomnieć, a mianowicie Gabriela wylądowała w szpitalu, gdyż lekarz stwierdził jakąś wadę serca, czy coś takiego, u ich dzieciątka. Byłam na niego zła, że nie powiedział, ale z drugiej strony go rozumiałam. Martwił się o rodzinę, a więc wszystko pozostałe zostało zepchnięte na dalsze tory. Gabriela, Theo i młody Schlierenzauer, młody, bądź młoda, zastrzegli sobie, że nie chcą znać płci, są dla niego najważniejsi. Wysłuchał jednak mej prośby i przy okazji kolejnych zawodów, wzbudzając ogólne poruszenie, pojawił się na skoczni w roli kibica. Miałam wrażenie, że jego pojawienie trochę przyćmiło same zawody.. No ale na to on nic nie poradzi. Miałam tą przyjemność, że razem z Theodorem, towarzyszyli mi i Amelii. Wystarczyło, że przyuważył go jeden kibic, a już po chwili zrobiło się obok nas tłoczno. Wszyscy chcieli mieć z nim zdjęcie i dostać jego autograf. Theodorowi to się bardzo podobało, bo każdemu mógł się chwalić, że to jego tata i fani zaczęli go prosić, aby poprosił Gregora, żeby dał komuś autograf. Z całą pewnością czuł się ważny. W pewnym momencie przyszedł do nas Stefan i poprosił Gregora, żeby udzielił tego wywiadu.
- Tato, mogę iść z tobą? Proszę! Obiecuję, że będę grzeczny.
- Oczywiście, że możesz. I tak pójdziemy do zawodników, z resztą tak jak Ally, więc nie ma żadnego problemu.
- Ekstra! Alicja.... a czy ty znasz Ammanna?
- Osobiście? No... miałam okazje go spotkać. Twój tata mi go kiedyś przedstawił, a co?
- To jeden z jego ulubionych zawodników- odpowiedział mi Gregor- Spokojna głowa, obiecałem ci, że to będzie jeden z najlepszych dni w twoim życiu i słowa dotrzymam- powiedział z uśmiechem i razem poszliśmy do zawodników. Theodor trzymał go za rękę, żeby się nie zgubić mu. Wyglądali tak słodko razem! Przeszliśmy bez problemu obok ochrony i już po chwili przywitały nas znajome twarze. Wszyscy po kolei podchodzili się przywitać i gratulowali Gregorowi wygranej z chorobą, następnie syna i ślubu. Nikt nie krył zdziwienia, że aż tyle zdążyło się już zmienić. Gdy dziennikarze go zobaczyli otoczyli go ze wszystkich stron i zadawali pytania jednocześnie. Gregor grzecznie poprosił, aby odsunęli się i po kolei zadawali pytania, kiedy ci się naradzali kto zacznie, Austriak zwrócił się do mnie.
- Ally popilnujesz Theodora przez chwile?
- Nic się nie martw, przy nas się nie zgubi- stwierdził Stefan i kilku zawodników mu zawtórowało.
- No Theo, kogo lub co chcesz zobaczyć najpierw?- spytał Michi.
- Pana Ammanna!- powiedział z wielkim uśmiechem, a chłopcy natychmiast zabrali go do Szwajcara. Słuchałam wywiadu z moim przyjacielem, jednocześnie bawiąc się z Amelią, którą roznosiła energia, kiedy w końcu mała kompletnie mnie zignorowała i wyciągając rączki do kogoś zaczęła wołać "tata". Kuba od razu wziął ją na ręce. Mała koszmarnie znosiła rozłąkę z nim i za każdym razem, gdy on wyjeżdżał Amelka strasznie płakała. Prosiłam go kilkukrotnie, żeby zrobił sobie przerwę w skakaniu, aż ona troszkę podrośnie, ale odmówił. Cytując go " To zbędne. Jak coś to dzwoń, ale wiesz jak nie mam konkursu, a jak to coś mega pilnego, to do rodziców dzwoń, bo ja na taką odległość i tak ci nie pomogę". Denerwował mnie takim podejściem, ale co mogłam zrobić? Pobawił się z nią chwilę i poszedł się przygotować do skoku. Amelka chciała iść z nim, ale wzięłam ją na ręce, na skutek czego mała znów zaczęła płakać.
- Kotek nie płacz, tata zaraz wróci.- powiedział Gregor stanąwszy obok mnie i zaczął ją zaczepiać robiąc do tego głupie miny, czym rozśmieszył nawet mnie. Podziałało. Amelka przestała płakać i koniecznie chciała do niego na ręce.
- Widziałaś może gdzie porwali mi syna?- spytał wziąwszy ode mnie małą.
- Z tego co wiem, to chcieli mu pokazać wszystko co będzie chciał zobaczyć. Jak dla mnie? Masz go z głowy.- zaśmiałam się- Jak wywiad?
 - Jako tako... Dowiedziałem się, że wyglądam kiepsko i podobno bardzo dorośle... a no i Theo podobno do mnie bardzo podobny jest- zaśmiał się- Eh.... Dziennikarze bywają zabójczy. Także jak usłyszysz, że w tajemnicy przed światem miałem i syna i dopiero teraz się do niego przyznałem, to się nie zdziw.- uprzedził z lekkim uśmiechem. Gregor z wielką chęcią bawił się z Amelią, umożliwiając mi oglądanie zawodów. Kiedy zawody dobiegły końca zorientowałam się, że Gregor siedzi na ławeczce, trzymając na kolanach śpiącą Amelkę i obejmując lewą ręką, wtulonego w niego, śpiącego Theodora. Zrobiło mi się aż głupio, że go wykorzystałam do opieki na dzieckiem, co nie zmieniało faktu, że z maluchami wyglądał przeuroczo. Wzięłam od niego córkę, a on wziął na ręce Theo i pożegnawszy się każdy z nas poszedł w swoją stronę. Myślałam, że może zobaczymy się jeszcze z Kubą, ale on był bardziej zajęty tym, że stanął na najniższym stopniu podium, przegrywając z drugim Kraftem i pierwszym Stochem.Wiem, że nie powinnam się na niego gniewać, ale coraz mocniej denerwowało mnie to, że rodzina w jego hierarchii nie jest na pierwszym miejscu. Równie dobrze mógł dzielić się swą radością ze mną, a nie ze swymi kolegami. W sumie nie byłam na niego zła... byłam wściekła. Nawet nie bolało mnie to, że nie znajduje czasu dla mnie... najmocniej bolało to, że nie ma tego czasu dla Amelii. Jak dalej tak pójdzie to Gregor jej będzie bliższy niż ojciec...No dobra, teraz już przesadziłam.  A może ja po prostu dramatyzuje? Oby. Przez kolejne tygodnie sytuacja nie specjalnie ulegała zmianie. Czas który Kuba spędzał w domu dzielił między odespanie konkursu, odwiedzenie rodziców, a mnie i Amelię. Gregor wystartował w kilku konkursach Kontynentala z czego w pierwszym był 10 a drugi i trzeci wygrał. Z tego co mi opowiadał to Heinz chciał go zabrać na cały Turniej Czterech Skoczni, ale on się nie zgodził. Stwierdził, że to coraz bliżej porodu i chce być w domu z rodziną. Kuba za to nie widział żadnego problemu w tym, że wyjeżdża na tak długo. Kiedy po raz kolejny musiałam uspokajać Amelię, która płacze za tatą, coś we mnie pękło. Wiedziałam, że dłużej tak być nie może. Jeśli nie potrafi pogodzić skoków i rodziny, to niech wybiera. Turniej był niezwykle wyrównany, ale ostatecznie Kamil Stoch w końcu odebrał wygraną Austriakom, a Stefan stanął zaraz za nim tracąc zaledwie 1,5 punkty. Było po nim widać niezadowolenie, ale co się dziwić? Co to jest 1,5 pkt w takim turnieju. Kiedy Kuba wrócił w bardzo dobrym humorze jakby coś podejrzewał i od razu cały czas wolny poświęcił mi i Amelii. Poszliśmy wszyscy razem na narty. Chociaż Amelka miała zaledwie rok i cztery miesiące Kuba uparł się, że chce zacząć uczyć ją jeździć na nartach. Kiedy w sobotę 7 stycznia zadzwoniłam do mego przyjaciela z życzeniami odrzucił połączenie. Kiedy dzwoniłam godzinę później w ogóle miał wyłączony telefon. Choć wydało mi się to dziwne, przyjęłam do wiadomości, że nie ma ochoty rozmawiać. Kiedy po południu byłam na obiedzie u rodziców Kuby, Gregor do mnie oddzwonił.
- Hej, przepraszam, że nie odebrałem, ale nas obudziłaś i tak...
- Ok, nie tłumacz się. Ale skoro już rozmawiamy dużo zdrowia, szczęścia, pomyślności... czego ci tam życzyć?
- Dziękuję... Jeśli pozwolisz to ja jednak się wytłumaczę. Widzisz, dzisiaj o 3.35 dostałem najlepszy prezent pod słońcem. - zaśmiał się cicho- Gabriela urodziła chłopca.- pochwalił się.
- O matko! Gratulacje! No to ci syn zrobił prezent...
- No... Bardzo się ciesze... on jest taki maleńki....Ma tylko 42cm! Wyślę ci później zdjęcie- stwierdził radośnie. Trudno było nie zauważyć, że się cieszy, jak przez jakąś godzinę nawijał tylko i wyłącznie o małym Michaelu. Aż głupio mi było go rozłączyć, ale jakby nie było byłam w gości. No co prawda pani Małgosia też z chęcią słuchała o maluchu, ale wszystko miało granice. Jak obiecał wieczorem wysłał mi zdjęcie ich kruszynki i muszę przyznać, że jest on naprawdę kochany!  Jeszcze w ciągu pierwszego tygodnia obgadałam z nim kiedy mogłabym im się "zwalić na głowę". Kiedy powiedziałam o tym Kubie był oburzony, że chcę jechać, no bo z kim zostawię Amelkę, a kiedy oświadczyłam mu, że ona jedzie ze mną było jeszcze gorzej. Jak to on powiedział "nie zgadzam się, byś wywoziła ją za granicę. W końcu jestem jej ojcem, więc mam prawo, ci tego zabronić". Wiedziałam, że można było załatwić to z nim na spokojnie.... ale nie wytrzymałam. Powiedziałam co myślę o jego ojcostwie, a dokładniej o tym, że kompletnie olewa rodzinę, że jak dalej tak pójdzie to Amelia zapomni kto jest jej ojcem i albo zmieni swoje postępowanie, albo uznam, że on nie chce być ojcem. Pokłóciliśmy się do tego stopnia, że kazałam mu się wynieść z domu. Nie rozmawialiśmy przez prawie miesiąc. Zadzwoniłam do niego tylko z życzeniami na urodziny, ale nawet nie raczył odebrać. W drugim tygodniu lutego tak jak byłam umówiona z Gregorem pojechałam z Amelką do Austrii. Mój przyjaciel czekał na nas na lotnisku i zabrał do domu. Jakież było moje zdziwienie kiedy stwierdziłam, że nie wiem, gdzie jestem.
- Gdzie ty nas wieziesz?
- Do domu... A no tak, chyba nie wspominałem, że się przeprowadziliśmy....
- Aha? Nie no... fajnie, że powiedziałeś... A jakbym ci tak list posłała? Pomyślałeś o mnie?- zażartowałam, ale on w ogóle nie zareagował. Czułam, że coś jest nie tak- Co się dzieje?- spytałam z troską go obserwując.
- Możemy o tym porozmawiać później?- spytał. Pokiwałam głową, jego pytanie było tylko potwierdzeniem, że coś jest nie tak. Dom był prześliczny, z ogromnym ogrodem. W środku był jeszcze piękniejszy, ale widać, że jeszcze nie skończony. W salonie oprócz jednej sofy przykrytej folią i stolika było kilka wiader farb.- Przepraszam za bałagan, ale jeszcze został mi do pomalowania salon. Gabriela co prawda powiedziała, że jak chcę cię gościć to mam skończyć, ale to chyba nie będzie problem?
- Pewnie, że to nie problem. Nawet z wielką chęcią pomogę ci malować. - odparłam z uśmiechem.
- Przyda się pomoc- przyznał z lekkim uśmiechem- No to się rozgośćcie, chcesz coś do picia?- spytał zmierzając do kuchni.
- Mama- powiedziała Amelia i wskazała mi coś paluszkiem. Przykucnęłam przy niej by czuła się pewniej, kiedy podbiegł do nas bernardyn.
- Franciszku, ale ty wyrosłeś... Zobacz Amelka co to jest?
- Piesek- powiedziała.
- Boisz się go?- spytał Gregor z uśmiechem dołączając do nas.- Mam go zabrać?- spytał spoglądając na mnie.
- Nie, Amelka nie boi się psów, ale takiego jeszcze nie widziała- podrapałam psiaka za uchem i Amelka widząc to z dozą nie ufności również wyciągnęła rączkę, aby go pogłaskać. Franciszek Józef był potulny jak baranek. Idealny dla dzieci i z radością dał się pogłaskać.
- Amelka, a wiesz jak robi piesek?- spytał ją z uśmiechem mój przyjaciel.
- Hau- powiedziała bez zastanowienia z uśmiechem.
- No pięknie- pochwalił ją.
- A co ty se myślisz? Przecież ona już bardzo ładnie mówi. Moja krew- stwierdziłam z uśmiechem.- Amelia, a kto to jest?- spytałam ją pokazując Gregora.
- Wujek- powiedziała, na co Gregor uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- A tęskniłaś za wujkiem?- spytał, przykucnąwszy obok niej, na co Amelka pokiwała głową i się do niego przytuliła.- Ja za tobą też tęskniłem- powiedział przytulając ją. Chociaż mała, rzadko go widziała była do niego mocno przywiązana. Nieliczni ludzie zasługiwali na to, aby ona sama z siebie się do nich przytuliła. W tym gronie byłam ja, Kuba, dziadkowie i Kamil. Nawet Maciek z Anią jeszcze nigdy nie dostąpili tej przyjemności, a Gregora przytuliła. Zawsze cieszyła się gdy go widzi, ale nie miałam zielonego pojęcia, skąd to się u niej wzięło. Koło południa, Gregor pojechał po Theodora do szkoły.
- Alicja!- ucieszył się chłopiec i przybiegł się do mnie przytulić.- Cześć Amelia- powiedział wyciągając do niej rękę, by się przywitać. Kiedy już pozachwycaliśmy się tym, jak Theo szybko rośnie i jakie robi postępy przyszedł czas na obiad, a później chłopiec miał trening. Wieczorem, gdy jakimś cudem Amelia zasnęła i Theodor również, w końcu zajęliśmy się remontem.
- Kiedy Gabriela wraca?
- Jutro, ale nie wiem nawet o której.- pokiwałam głową.
- Powiesz co się dzieje?- westchnął zrezygnowany i odłożywszy pędzle usiedliśmy na sofie.
- Ale pod warunkiem, że ty też powiesz co się dzieje- zawahawszy się przez chwile, zgodziłam się na jego warunki.- Nie wiem... Od pewnego czasu nie możemy się z Gabrielą dogadać. Ostatnio.... - zaciął się na chwilę- Zacząłem trochę żałować... Wtedy w szpitalu bałem się.. Chciałem mieć koło siebie po prostu kogoś. Zależy mi na niej, ale... ten ślub to był chyba błąd.- stwierdził smutno.
- Ale zależy ci na niej?
- Tak.... Na pewno zależy mi na synu, na obu, więc będę starał się to ciągnąć jak najdłużej nawet jak jej nie będzie zależeć... Może to po prostu lekkie zwątpienie i mi to przejdzie. Może wyolbrzymiam... Po prostu nie umiemy się dogadać, ona drażni mnie, a ja ją. Na przykład koniecznie musieliśmy kupić dom, nie wiem po co, ale kazała, to kupiłem, a teraz ona se pojechała z rodzicami nad morze razem z Michim, żeby mały nawdychał się jodu, a ja mam robić remont. Horror... Prawda jest taka, że wróci i Michael będzie spał z nami, a nie w swoim pokoju i okaże się, że ten dom mogliśmy kupić równie dobrze później, a nie koniecznie teraz i remont można by zrobić nie w sezonie....
- Masz do niej pretensje o to, że kazała ci kupić dom i zrobić remont, przez co nie masz czasu sobie poskakać?- spytałam z lekkim rozbawieniem.
- Nie. Trochę.... Dla mnie oni są najważniejsi, dlatego chciałem nie odwieszać kariery, ale ona stwierdziła, że to nie będzie się kłócić, a teraz nagle coś jej odbiło i nie dość, że przez jej widzimisię wydaję kasę to jeszcze zapowiedziała mi, że w przyszłym roku mam sobie odpuścić sezon.
- Co?! Przecież, za rok są Igrzyska Olimpijskie!- stwierdziłam, jak gdyby on o tym nie wiedział.
- Z resztą nie ważne... Może dojdziemy do porozumienia... co nie zmienia faktu, że uważam, iż wtedy podjęliśmy złą decyzje i ona też tak uważa.... Powiedziała to jakiś czas temu i nawet powtórzyła kilka razy... Mam nadzieję, że uda nam się to jakoś ogarnąć, bo zależy mi na niej, ale z drugiej strony... Uważam tak jak ona... Zbyt szybko podjęliśmy tą decyzję o ślubie... A co u ciebie i Kuby?- spytał chcąc zmienić przybijający go temat. Bałam się, kiedy zada to pytanie... Cała ta sytuacja mnie zwyczajnie przerosła.
- Nie wiem co u Kuby....- stwierdziłam smutno i po chwili poczułam, jak po moim policzku spływa łza- miesiąc temu pokłóciliśmy się, kazałam mu się wynieść... i od tamtej pory słowem się nie odezwał...- wzięłam głęboki oddech i zaczęłam od początku.
- I on tak po prostu wyszedł i nie wrócił?- spytał kiedy w końcu skończyłam, a ja pokiwałam głową.- Nie wyobrażam sobie, żebym zostawił ot tak Gabrielę i chłopców. Gdyby chciała ode mnie odejść zrobiłbym wszystko, aby ją powstrzymać, a tym bardziej nie pozwoliłbym jej zabrać chłopców....
- Najwyraźniej popełniłam błąd wybierając go...- powiedziałam wściekła, a za razem zrozpaczona. Przez dłuższy czas siedzieliśmy ciszy. Oboje byliśmy zawiedzeni tym, jak wygląda nasza sytuacja, ale on za wszelką cenę próbował mnie pocieszyć. Z każdą chwilą czuliśmy się coraz gorzej. W końcu nie wytrzymałam i zrozpaczona wybuchłam płaczem. Przygarnął mnie do siebie ramieniem i przytuliwszy zaczął pocieszać. Trwało to jakiś czas, gdy w pewnym momencie, nawet nie wiem kiedy nasze usta połączyły się w pocałunku. Nie zależnie od tego, jak do tego dopuściliśmy, oboje powinniśmy od razu to przerwać, ale tak się nie stało. Chociaż czułam, że nie powinniśmy, jego bliskość sprawiała mi przyjemność. Odsunął się delikatnie tak, że teraz nasze twarze dzielił zaledwie trochę ponad centymetr, by spojrzeć mi w oczy. Wiedziałam co myśli... to samo co ja.
- Wiesz, że nam nie wolno...-stwierdziłam smutno.
- Wiem- szepnął i zawahawszy się przez moment, zdecydował się złożyć na mych ustach jeszcze jeden czuły pocałunek. Był on krótki, ale jak wiele uczuć wyrażał. Odsunęłam się od niego.
- Nie... - szepnęłam- To zły pomysł, Gregor....
- Każdy może popełnić błąd....
- ale ile za ten błąd może przyjść na zapłacić?- spytałam smutno.
- A jeśli to nasze wcześniejsze wybory były złe?- spytał ze smutkiem i przez dłuższy czas milczeliśmy.
- To teraz już ich nie naprawimy. Na to już za późno... Teraz to cenę naszych błędów musiałyby zapłacić nasz dzieci...
- Masz racje...- przyznał z bladym uśmiechem- Jakim cudem Kuba nie zauważa, że ma obok siebie mądrą i przede wszystkim kochającą żonę? Musi być totalnym kretynem...
- A jakim cudem Gabriela nie zauważa koło siebie wspaniałego człowieka, który za nią by w ogień skoczył?- uśmiechnął się lekko.
- Ta... Ale wiesz, że to tylko dowody na to, że dokonaliśmy złych decyzji?
- Jak już to źle ulokowaliśmy nasze uczucia....Kochasz ją?- mój przyjaciel uśmiechnął się blado.
- Tak...- przyznał.
- Porozmawiaj szczerze z Gabrielą. Jestem wprawie pewna, że uda wam się jeszcze wszystko naprawić i dajcie sobie spokój z tą gadaniną o zbyt pochopnej decyzji.
- A co z tobą? - spytał delikatnie ocierając wierzchem dłoni łzę na mym policzku. Wzruszyłam ramionami, próbując się nie rozpłakać.- Naprawdę nie chcesz spróbować..
- Nie zaczynaj czegoś, czego będziesz bardzo żałować..- poprosiłam- Po prostu nie komplikujmy życia bardziej niż już jest...- powiedziałam smutno przytulając się do niego, na co on już nic mi nie odpowiedział, tylko mnie objął. W pewnym momencie znów się rozpłakałam, a on cały czas był przy mnie i próbował mnie jakoś wesprzeć. W końcu, nawet sama nie wiem kiedy, zasnęłam. Obudziły mnie dopiero czyjeś krzyki. Otworzyłam pomału oczy. Nadal spaliśmy z Gregorem na sofie, wtuleni w siebie nawzajem. Praktycznie leżałam na nim, przytulona, a on trzymał mnie w żelaznym uścisku.
- Cześć....- usłyszałam- Nie za wygodnie wam?- spytał ktoś. Spojrzałam w kierunku głosu i aż mnie sparaliżowało. W progu stała Gabriela. Wzięłam to na spokojnie i wstałam, dźgając Gregora. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja wskazałam na Gabrielę, która mierzyła nas wzrokiem.- Mogę się dowiedzieć, co wy robicie?- spytała, próbując zachować spokój, ale dobrze wiedziałam, że jej się nie podoba to, w jakiej sytuacji nas zastała.
- Nie denerwuj się. Ja ci to wyjaśnię...- stwierdził spokojnie, wstając z sofy.
- Oho na pewno... Już nie mogę się doczekać.- stwierdziła. Gregor wziął głęboki oddech.
- No bo malowaliśmy z Alicją i się nam zasnęło.
- Aaaa... To wy malowaliście siedząc na sofie tak?- zaczęły puszczać jej nerwy.
- O Jezu... Gabriela daj spokój, przecież wiesz, że jesteśmy przyjaciółmi. Zrobiliśmy sobie przerwę i rozmawialiśmy. Nie ufasz mi?
- Wszystko ma swoje granice. A zazwyczaj z przyjaciółmi się nie sypia i to na pewno nie tak. Trzeba było dać znać, że mam nie wracać i wam nie przeszkadzać. Szkoda, że jeszcze u nas w łóżku nie spała, no chyba że ono już nie jest nasze- z całą pewnością była wściekła, ale uważam, że trochę się zagalopowuje.
-Nie dramatyzuj...
- Ja dramatyzuje? Wracam do domu i zastaję cię z byłą na sofie- "oho... już mnie z przyjaciółki zdegradowała do byłej... Trzeba coś powiedzieć, za nim jeszcze nazywa mnie byłą."
- Gabriela spokojnie- poprosiłam- To przeze mnie... Gregor próbował mnie jakoś pocieszyć i mnie przytulił. Zasnęłam, a on pewnie nie miał serca mnie budzić. Uwierz, to nie było nic takiego. A to że byliśmy parą to już historia. Teraz ma was i nie chce tego zmieniać.- dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem.
- Czemu miał by cię tak pocieszać?- posmutniałam trochę.
- Pokłóciłam się z Kubą i w nerwach kazałam mu się wynieść z domu...- poczułam łzy pod powiekami. Wzięłam głęboki oddech, by znów się nie rozpłakać, ale bez sukcesu. Poczułam, jak ktoś mnie przytula, a tym kimś był Gregor. Albo bawi się w kamikaze, albo to był impuls i przytulił mnie bezmyślnie. Żona oskarża go o zdradę, a ten na jej oczach mnie przytula. Albo odwaga, albo głupota...
- I co? Naprawdę was zostawił?- spytała już całkiem innym tonem, spokojniejszym, bardziej wyrozumiałym, a ja tylko pokiwałam głową i próbowałam się uspokoić.- I między wami naprawdę do niczego nie doszło? Tylko ją pocieszałeś? Przysięgasz?- spytała mierząc go wzrokiem. Teraz czekało go najcięższe zadanie. Musiał ją okłamać... albo jakoś umiejętnie nie powiedzieć jej całej prawdy. Mój przyjaciel podszedł do niej spojrzał jej w oczy.
- Kocham cię, a Alicja jest tylko i wyłącznie moją przyjaciółką. Wiesz, że jest dla mnie jak siostra... Przysięgam ci, że ją pocieszałem. Nie masz o co być zazdrosna.- zapewnił ją. Cóż mój przyjaciel starał się jak mógł i wyszło mu to naprawdę dobrze. Gabriela westchnęła lekko i go przytuliła.
- Przepraszam... Powinnam mieć do ciebie więcej zaufania...- nie wiem jak Gregora, ale mnie to zakuło w serce...- Ciebie też Ally przepraszam- powiedziała z przepraszającym uśmiechem i mnie przytuliła- Nie powinnam była wyciągać zbyt pochopnych wniosków.
- Najważniejsze, że wyjaśniliście sobie tę sytuacje- powiedziałam ocierając łzy.
- Tak... Prawda. No ok... Michi ciągle śpi w wózku, więc pójdę go położy do łóżeczka, mógłbyś zrobić śniadanie?
- Pewnie- odparł i odprowadził ją wzrokiem.- Boże...
- No... Z ust mi to wyjąłeś...- stwierdziłam. Ostatnią rzeczą jakiej oboje byśmy chcieli jest to, aby uwierzyła, że mamy romans. Chociaż od naszego pocałunku minęło mniej niż 8 godzin , żałowałam go. Może wtedy tego chciałam, ale to było idiotyczne...Dobrze, że wówczas zwyciężył mój rozsądek. Najchętniej to bym wróciła do kraju, dorwała Kubę i po prostu się do niego przytuliła. Kiedy Theo zszedł na śniadanie miał bardzo kiepski humor, co nie uszło uwadze jego taty.
- Co jest?- spytał go. Mały wahał się przez chwilę, po czym spytał.
- Tato... Czy ty nadal kochasz mamę?- a mego przyjaciela zamurowało.
- Oczywiście... Skąd to pytanie?- stwierdził, obserwując syna.
- I nie okłamałbyś mnie?- upewnił się.
- Nie... Theo, czy coś się stało?
- No bo... Jakiś czas temu pokłóciłeś się z mamą i ona ci powiedziała, że żałuje, iż wzięliście ślub....- powiedział smutno-...a ty też coś takiego powiedziałeś... wczoraj wieczorem...- powiedział chłopiec ze smutkiem, a Gregora zaniemówił- My nadal będziemy rodziną....prawda?
- Theo... Czasami w nerwach mówi się różne rzeczy....
- Ty wczoraj nie byłeś zdenerwowany- zauważył.
- Skarbie naprawdę nie przejmuj się tym. Obiecuję ci, że nadal będziemy rodziną i nic się nie zmieni. Ok? To że czasem pokłócimy się z mamą nie oznacza, że przestaniemy być rodziną- zapewnił go.- Theo.... a powiedz mi, czy ty coś jeszcze wczoraj słyszałeś?- spytał, a chłopiec spojrzał na niego, a następnie na mnie. Odniosłam wrażenie, że boi się odpowiedzieć- Byłeś świadkiem całej naszej rozmowy?
- Nie całej... Kiedy zszedłem, aby spytać, czy mogę spać z tobą, już rozmawialiście....- wyznał. Byłam załamana... spojrzałam ze strachem na mego przyjaciela. On starał się zachować spokój.
- A kiedy wróciłeś do łóżka?- spytał. Theodor spojrzał na mnie, a następnie na niego.
- Widziałem jak się całowaliście...- powiedział ze smutkiem, jak gdyby doskonale wiedział, do czego zmierza jego ojciec.- Teraz pewnie karzesz mi przysiąc, że nie powiem mamie?
- Nie...- stwierdził Gregor, wywołując w chłopcu zdziwienie- Nic ci nie karze... Jedynie poproszę, aby to pozostało między nami...
- Ale obiecujesz, że będziemy rodziną i kochasz moją mamę?
- Tak. Kocham ją, a ty, Michi i mama jesteście wszystkim co mam najcenniejsze i nigdy nie pozwolę, aby nasza rodzina się rozbiła. Obiecuję.
- No dobra...
- Nie powiesz?- upewnił się.
- Ale czego?- spytał chłopiec z uśmiechem, na co i Gregor się uśmiechnął. Po raz kolejny ten maluch pokazuje jak bardzo jest dojrzały i inteligentny. Zazwyczaj dzieci w jego wieku, chyba nie potrafią ocenić zachowania rodziców, a jak dla mnie, on ewidentnie wiedział czego był świadkiem i o czym to może świadczyć. Potrafił rozpoznać czy to do czego doszło było złe i ocenić czy powinien się tym przejmować. Mądry chłopak... ale teraz to od niego zależy czy, i ile, przyjdzie nam zapłacić za ten jeden błąd, którego obaj żałowaliśmy...
_________________________________
Nie ma słów jakimi mogłabym Was przepraszać... Wiem, że kolejny już raz nie było mnie baaaaaardzo długo, chociaż pisałam, że rozdział pojawi się określonego dnia. Ponad miesiąc spóźnienia, za co naprawdę przepraszam. :( Rozdział nie do końca spełnia moje oczekiwania, ale nie chcę czekać dłużej. Miałam z nim straszny problem... W pewnym momencie nawet usunęłam część, bo mi się nie podobała... Ale jakoś w końcu udało mi się napisać coś na tyle, by chociaż w niewielkim stopniu mi się podobało. Mam nadzieję, że jak zazwyczaj tylko dramatyzuję i będzie się Wam podobał ten rozdział. W końcu nadeszły wakacje, więc będę mogła spokojnie pisać nie martwiąc się o szkołę, co zazwyczaj powodowało, że opowiadanie to musiałam odstawić sobie na później.
Nie będę się długo rozwodzić i napiszę jeszcze tylko, że wszystkim życzę jak najlepszych wakacji i wspaniałego wypoczynku!

Będę wdzięczna za komentarze i DO NASTĘPNEGO! :)